ZB nr 12(18)/90, grudzień '1990
Nie ważne gdzie, nie ważne kiedy. Jedyna istotna wiadomość: Dom Małego
Dziecka.
"Sądy nie wydają wyroku na rodziców pozbawiając ich praw, one wydają
wyrok skazujący na dzieci" - z wypowiedzi jednej z opiekunek.
Dzieci w bawialni sprawiają wrażenie przedszkolnej grupy. Tak na pierwszy
rzut oka. Dopiero po chwili, gdy ochłoną zaskoczone naszym przyjazdem i
podbiegną do nas z wyciągniętymi rączkami, złudne odczucia nikną. Nie wszystkie
zachowują się w ten sam sposób. Są takie, które bez żadnego "ale" z
okrzykiem "ciocia" lub "wujek" rzucają się w nasze ramiona,
są jednak i takie, które siedzą cicho, kołysząc się miarowo. Nie reagują na
nic, nawet na dĽwięk własnego imienia, które można odczytać z paska materiału
umieszczonego na nadgarstku.
Spotkanie z najmłodszymi jest o wiele trudniejsze. W tej grupie są dzieci w
wieku ok. 1,5 roku. One jeszcze nie mówią. One tylko patrzą. Malutka
dziewczynka siedzi bez ruchu, zamarła z uniesioną rączką. Po półgodzinnych
namowach daje się wreszcie wyciągnąć ze swojej kryjówki i wziąć na ręce.
Przytula się z całej siły i zamyka oczy. Kiedy je póĽniej otworzy, będą pełne
łez.
"Wie pani, zawsze moim marzeniem było pracować w Domu Dziecka, ale
teraz po czterech latach mam ich naprawdę dość. Na początku człowiek reaguje na
każdy płacz, każdy krzyk, a teraz..." - mówi jedna z opiekunek
podnosząc śpiące dziecko z podłogi.
Rozstania są najgorsze. Najmłodsze dzieci stoją zdziwione, jakby oszołomione
nagłą zmianą sytuacji. W ich oczach czai się niemy ból. Niektóre płaczą albo
leżąc uderzają mocno główką o podłogę.
Zostają same.
A MY DZIWIMY SIĘ, ŻE CZŁOWIEK JEST TAK OKRUTNY WOBEC ZWIERZˇT.
Efcia Ostapko
Krasickiego 5/1a
71-333 Szczecin
ZB nr 12(18)/1990, grudzień’1990