KONTEKST HISTORYCZNY OBECNEGO EKOLOGIZMU
|
Przez okres kilku tysięcy lat myśli ludzkiej rzeczywistość nie zmieniła się tak, jak w przeciągu ostatnich dziesięcioleci. Złożyło się na to kilka czynników, których nie sposób pominąć w rozważaniach. |
Po pierwsze, na skutek rozlicznych ulepszeń technicznych oraz postępu naukowego, o czym wielokrotnie wspominałem, każde przedsięwzięcie cywilizacyjne może być przeprowadzone szybciej niż na początku wieku. Jest to niewątpliwie pozytywny skutek ostatnich czasów, ponieważ poprawiają się zdolności produkcyjne przy jednoczesnej minimalizacji nakładów wysiłku ludzkiego. Niekwestionowanym osiągnięciem w tej dziedzinie jest komputeryzacja zarówno złożonych procesów technologicznych, jak i ekonomiki, medycyny czy inżynierii, nie wyłączając również nauk humanistycznych. Dzisiejszy, złożony z wielu etapów proces pojawia się na ekranie monitora, przekształcając się z wirtualnej rzeczywistości w realną postać wytworu ludzkiego umysłu, służącego za podporę do dalszych osiągnięć, składanych na konto "ukulturowienia" wszech dziedzin życia.
Po drugie, usprawniono techniki przepływu informacji. Dowiadujemy się na bieżąco o wszystkim, co nas otacza, co pozwala na natychmiastową reakcję i penetrację przestrzeni w poszukiwaniu rozwiązań wszelkich problemów. Stworzenie dobrze poinformowanego społeczeństwa ma służyć wzrostowi świadomości jego obywateli, których nie zaskakuje żaden szczegół realiów otoczenia, o którym nie wiedzieliby w przeciągu jednej chwili. Jedyny problem pojawia się podczas przetwarzania otrzymywanych danych oraz zdolności ich krytycznej selekcji, co jest niezbędne dla zachowania osobowości pośród rozlicznych wzorców, których nie sposób jednocześnie naśladować. Dlatego potrzebne jest społeczeństwo dostatecznie przygotowane do funkcjonowania w świecie wszechobecnych informacji, które zagrażają człowiekowi niepożądanym uzależnieniem wynikającym z bezrefleksyjnego poddania się im.
Po trzecie, poczyniono postępy w medycynie. Ta sfera wzbudza najwięcej kontrowersji; aby czuć się bezpiecznie, pacjent musi być przekonany nie tylko o fachowych umiejętnościach swego lekarza, ale i o jego odpowiedzialności deontologicznej. Stąd etyka daje znać podczas licznych eksperymentów, przy których jeden człowiek ma władzę życia i śmierci nad zwierzęciem, co z czasem analogicznie może przenieść się na relacje z drugą osobą. Nie ustają krytyczne opinie konserwatystów w zakresie medycyny, jak i Kościoła katolickiego, który przekonany o wartości ochrony życia nie dopuszcza zabiegów i starań niezgodnych z etyką chrześcijańską. Z pozoru teoretyczny spór o możliwości żonglowania ludzkim losem okazuje się w coraz większym stopniu zagadnieniem praktycznym.
Po czwarte, jesteśmy w stanie poruszać się szybciej niż niegdyś, w związku z czym życie musimy dostosować do tempa rozwoju, nie wykluczając przy tym licznych frustracji jak i korzyści. Mam na myśli nie tylko środki komunikacji, ale i narzędzia, "elektroniczne zabawki", będące na każde skinienie człowieka.
Powyższe osiągnięcia nie są jedynymi, jakie udało się uzyskać. Jednakże wszystko to traci swój blask na tle strat, do których dopuszczono podczas procesu bezwzględnego uprzemysłowienia, przy jednoczesnym braku rozeznania i umiejętności w gospodarowaniu zasobami naturalnymi. Nie da się przecenić w tym kontekście "zasług" uprzednich systemów totalitarnych, których dziedzictwo możemy oglądać dzisiaj1). Obecna sytuacja nie powstała z niczego. A. Delorme stwierdza we wstępie do "Antyekologicznej spuścizny totalitaryzmu", iż:
Komunizm, przez znaczną część XX w. źródło beznadziejnego, jak się wydawało, impasu dla świata, szczęśliwie rozpadł się sam2).
Liczne problemy krystalizowały się latami, by z czasem osiągnąć swe apogeum.
To, tak bardzo upragnione "wejście do Europy" będzie wymagało również likwidacji niszczącej ekologicznie, materialnej spuścizny PRLu, której trwałości broni jej uwikłanie w (...) układ grupowych interesów3).
Za lata degradacji płacą dzisiaj zarówno organizmy żywe, jak również infrastruktura budowlana. Nie brakuje w samym Krakowie4), a przede wszystkim na Śląsku5), skorodowanych budynków, po części już odnowionych, które odczuły zawartość szkodliwych gazów w powietrzu. Takich argumentów w większości nie chcą przyjąć eksperci, badający wpływ zanieczyszczenia w wielkich miastach6). Nie wspomnę już o pozostałościach po stacjonujących w Polsce wojskach radzieckich, które składowały na terytorium naszego kraju rozmaite substancje ropopochodne oraz metale ciężkie, podobnie jak i na terenie byłej NRD7), które to do dnia dzisiejszego wywierają ujemny skutek, przyczyniając się do skażenia wód oraz gleb8). Zwracano niejednokrotnie uwagę na osiąganie sukcesów dnia codziennego, nie licząc się ze stratami, których nie dopuszczano nawet do świadomości społecznej9). Usypianie czujności na problemy ekologii nie było pozbawione płaszczyka demagogii i propagandy sukcesu, które miały doprowadzać ludność do doskonalszej formy egzystencji. Tego typu politykę potępiał od początku swego pontyfikatu papież Jan Paweł II, negując przy tym nadmierny wzrost konsumpcjonizmu przed "pobudzeniem i uzdrowieniem moralnym". Oczywiście owego konsumpcjonizmu nie da się mierzyć jednoznacznie na całym świecie. Kraje Zachodu mogły sobie pozwolić na większą "radość" z wykorzystywania towarów własnej produkcji niż wschodnia część Europy. Jednakże politykę przystosowano do zasobów krajowych i możliwości, co stanowiło jeden z fundamentów ideologicznych "zimnej wojny"10). Stopa konsumpcjonizmu nie świadczyła ostatecznie o zamożności kraju, jednakże sfera zbrojeniowa, rozwijana równomiernie na terenie obu bloków militarnych (polityka promilitarna), rzuciła cień na "naturalność środowiska".
Kulturowa stagnacja, jaka miała miejsce na ziemiach polskich po II wojnie światowej, zastąpiona została ideologią11). Nie sposób jednoznacznie ocenić owej kultury negatywnie, biorąc pod uwagę choćby zlikwidowanie analfabetyzmu poprzez umasowienie oświaty, jednakże świadomość człowieka sprowadzona została do jednego wymiaru, który nie pozwalał na powstanie w umysłach wątpliwości odnośnie narzucanych wzorców postępowania i myślenia.
Niewątpliwie "eksperyment komunistyczny"12), przeprowadzony przy użyciu przemożnych środków technicznych, powiódł się na terytorium Polski. Podołał powojennej świadomości wyczerpanych obywateli i "udało mu się pchnąć Polskę na drogę industrializacji, produkcji przemysłowej, unowocześnienia struktury społecznej, urbanizacji, udało mu się zrealizować inwestycje produkcyjne, które wykazały się trwałością i żywotnością13). Stawiamy pytanie: czy wszystko to było przeprowadzone rozsądnie? Kwestia opiera się o racjonalizm przedsięwzięć, bilans zysków i strat, ponieważ co do celu nie mamy wątpliwości - było nim postawienie na nogi polskiego powojennego przemysłu, odbudowanie powojennego terytorium, które ucierpiało za całą Europę. To dlatego kładziono tak silny nacisk przede wszystkim na przemysł ciężki14) (stal była poniekąd podstawą rozwoju potęgi zbrojeniowej15)), który był w systemach totalitarnych, zarówno faszystowskim, jak i komunistycznym - punktem fundamentalnym polityki gospodarczej i militarnej16). Chciano uczynić przemysł siłą napędową krajów, mających odegrać rolę polityczną przed i po wojnie. Różnica tkwiła w tym, iż III Rzesza przygotowywała się do rewolty zbrojnej "narodu panów", natomiast narody demokracji ludowej pragnęły po zakończeniu światowego chaosu wprowadzić powszechne panowanie komunizmu, który miał na celu zapewnienie dobrobytu "każdemu wedle jego potrzeb". U podstaw myślenia o szczytnych ideach oraz ich realizacji znajdowały się tezy racjonalistyczne a polityka wydawała się być dalekowzroczna. Jednakże w założeniach gospodarczo-politycznych i kulturowych pominięto aspekt świadomościowy społeczeństwa, a konkretnie pierwiastek wolicjonalny, z którym łączy się wolność myślenia, nie zaś schematyczne społeczeństwo ideałów. Pozbawiono ludzi zdolności, a raczej możliwości kreowania samych siebie. Juliusz Mieroszewski, będąc na emigracji pisał:
"Komuniści są racjonalistami, dopóki operują materią - od hut stali po atom. Przestają być racjonalistami, gdy zaczynają operować ludźmi, socjologią, religią, filozofią.17)"
Oczywiście wszelkie aspekty kierowania społeczeństwem nie były uprzednim systemom obce18). Załamały się jednakże pod naporem idei dążenia do wolności, niezależnie od tego, czy później tę wolność wykorzystano właściwie, czy też zaprzepaszczono. Wielu upatrywało szczęścia w samoistnym rozpadzie komunizmu19), jednakże trudno było zaproponować jednoznaczną alternatywę na miejsce zdegradowanej rzeczywistości ideologicznej. Podobnie świadomości ekologicznej, wraz z działaniami na rzecz środowiska, nie można wprowadzać kosztem wartości prospołecznych20), jak na przykład ograniczenia przyrostu naturalnego ludności w krajach Trzeciego Świata.
Wielu uczestników budownictwa socjalistycznego pracowało w dobrej wierze, realizując szczytne hasła ideologiczne21), nie rozumiejąc jednakże demagogii politycznej. Budowali system własnymi rękoma. Dlatego nie wolno nam winić wszystkich, którzy urodzili się w okresie powojennym za to, że próbowali stworzyć coś na miarę wszechczasów, co jednak okazało się od strony systemu błędem. My również próbujemy stworzyć dzisiaj coś na miarę globalnego "miasta informatycznego22)", co kiedyś być może uznane będzie za posunięcie niewłaściwe.
Porządek polityczny od kilkunastu lat przybrał nową szatę pluralizmu, wcielając w swój system elementy demokratyczne. Jednakże problemy i "troski bytowe"23) odciągają współczesne kraje od zagadnień ekologicznych, co nie oznacza, iż te kwestie zostały załatwione i nie usprawiedliwia ich bagatelizacji24). Środowisko oczekuje na swoje "pięć minut", chcąc je ofiarować człowiekowi, jeżeli tylko on z tego zechce skorzystać. W przeciwnym razie nadal pogarszał się będzie stan zdrowia ludzi, zwłaszcza młodych25). Przy braku zdrowego trybu życia i naturalnych metod leczenia (np. stresu) nowoczesna medycyna nie podoła społecznym patologiom cywilizacyjnym26). Kwestię przedwczesnej umieralności oraz wzrastającej potęgi zbrojeń, przy jednoczesnym skróceniu średniego okresu życia, analizuje z pozycji obserwatora poza granicami kraju Stanisław Tymiński27). Problem ten podkreśla fakt, iż kwestie polityczne i ekonomiczne nie są jedynymi społecznie ważnymi, które prowadzą do ogólnego dobrobytu. Demagogia bynajmniej nie przyczynia się do polepszenia statusu obywatelskiego.
Obecnie tylko teoretycznie podnosi się hasła ekologiczne, chociaż powszechnie jest akcentowana "ścisła zbieżność polityki ekorozwoju z interesem kraju i gospodarki"28). Podkreśla się niezbędne dążenie do "obniżenia zasobochłonności produkcji, ograniczenia zużycia zasobów naturalnych i emisji zanieczyszczeń"29). Prowadzi to do konieczności "racjonalizacji polityki energetycznej"30) oraz "wyklucza opcję jądrową na najbliższą przyszłość"31). W przeciwnym przypadku pytanie o realizację standardów bezpieczeństwa, powszechnie uznanych w cywilizowanym świecie, pozostanie retoryczne.
Czy te wszystkie poczynania, o których mowa, zdołają uratować naszą Ziemię, która zmierza "ku krawędzi"32), nad którą "żyje dzisiejsza populacja"33)? Powszechny pesymizm, zwracający uwagę na "dysfunkcjonalność cywilizacji"34), podkreśla zagrożenie związane ze wzrastającymi możliwościami technicznymi i naukowymi ludzkości, połączonymi z potencjałem wytwórczym przy niewłaściwym użyciu zasobów naturalnych. Wykorzystanie sił natury do produkcji broni jądrowej masowego rażenia oraz biologicznej stwarza sytuację zagrożenia (stresogenną) dla wszelkich organizmów bez wyjątku. Tym samym Ziemia znajduje się "na krawędzi", a człowiek "globalnej wioski" szuka dla siebie ucieczki, "siedząc na beczce prochu". Wymykająca się spod kontroli (i rozsądku) technika obraca się przeciwko cywilizacji, którą determinuje, stwarzając stan niepewności o każdą godzinę. Potencjalne możliwości państw prowadzących politykę z naciskiem na aspekty militarne są nieograniczone. Liczyć należy jedynie na opamiętanie w momentach konfliktu. Ludzkość zawsze pragnęła opanować świat i osiągnąć zdolność rozporządzania zasobami naturalnymi. Widać to szczególnie w ostatnich dziesięcioleciach XX w., kiedy to "bierzemy losy świata w swoje ręce". "Industrialny mit postępu"35), a raczej postindustrialna "polityka pędu" zmierzająca do opanowania już nie tylko planety - Ziemi, ale i Kosmosu, osiąga obecnie "graniczny wymiar"36), ostrzegając ludzi przed skutkami wytworów ich "nieopanowanych zakusów"37) realizacji planu podporządkowania sobie świata przy pomocy "nieokiełznanego geniuszu". Pojęcie "ekoterroryzmu"38), jako przeciwstawienie terroryzmowi, związanemu z niepohamowanym wzrostem przestępczości i wszelkiego rodzaju zorganizowanej przemocy, prowadzącej do społecznej dezintegracji39), A. Delorme proponuje zastosować w praktycznej walce o przywrócenie środowiska naturalnego w jego dawnej postaci. Z drugiej strony, dostrzega jednak zagrożenia związane z podjęciem radykalnych kroków w tym kierunku40). Wszelkie "plagi postępu naukowo-technicznego, zarówno natury konsumpcyjnej jak i medycznej i społecznej41) zachwiały, zdawałoby się, nienaruszalnymi fundamentami podstaw mocarstwowego Związku Radzieckiego42). System produkcyjny, nastawiony głównie na zbrojenia i niewiele więcej, pociągał za sobą przerażającą niewspółmierność kosztów nie tylko finansowych, ale także społecznych.
Trwonienie zasobów ludzkich oraz rzeczowych przez dziesięciolecia nieefektywnej ekonomii politycznej musiało doprowadzić przy nadmiernych kosztach do upadku. Tę "rażącą niewspółmierność kosztów i zysków czerpanych podczas trwania systemu komunistycznego i jego długoplanowej, przemysłowej gospodarki w doskonały sposób prezentuje Zbigniew Brzeziński43). Zwraca on uwagę na irracjonalne sposoby wykorzystania energii środowiskowej oraz społecznej44).
Przy jednoczesnym zjawisku "cywilizacyjnej i moralnej degradacji", postępującej na skutek nieumiejętności korzystania z wszelkich dobrodziejstw naturalno-cywilizacyjnych pojawił się syndrom tzw. "gospodarki niedoborów"45), polegający na nadmiernym eksploatowaniu jednych "źródeł energetyczno-surowcowych" i równoczesnym i marnotrastwie dóbr występujących w nadmiarze, co zmuszało podmioty gospodarujące do nieustannego gromadzenia zapasów i zmian w procesach technologicznych, odbijających się w rezultacie na ostatecznej jakości wyrobów przemysłowych46). "Przyczyniał się do ostatecznego upadku również wspominany już dysonans pomiędzy biologicznymi potrzebami a nakładami skierowanymi na podwyższenie konsumpcji, co przy zagrożeniu "reprodukcji" siły roboczej47) znalazło swoje apogeum na Górnym Śląsku48), doprowadzając przy "pomocy dewastacji naturalnej" do "naduprzemysłowienia". Jednym słowem nieracjonalne dopusz-czenie do "hipertrofii przemysłowej"49), przede wszystkim przemysłu ciężkiego, doprowadziło do ostatecznego niedorozwoju innych dziedzin, zaspokajających ludzkie potrzeby50). W imię utopii - "świetlanej przyszłości"51) doprowadzono w epoce stalinowskiej do zafałszowania i zatarcia dążenia do swojego rzeczywistego interesu przez większość ludzi, co nastąpiło na skutek swego rodzaju "fałszywej świadomości"52), nie unikając przy tym argumentów "antykapitalistycznej retoryki"53) podczas budowania fundamentów tzw. realnego socjalizmu. Ciekawe jest, iż na Zachodzie "antykapitalistyczni ekologiści" przejawiali właśnie lewicowe sympatie polityczne54), będąc w opozycji do "antynaturalistycznej gospodarki" wysokouprzemysłowionego, "hipercywilizacyjnego" świata. W rezultacie polityczne zakusy militarne pociągnęły za sobą większe koszta (jak również udział w dewastacji środowiska), niż "najbardziej nawet rozpasana konsumpcja"55). Jakkolwiek by rozumieć przyczyny upadku, popełniono podstawowe błędy u podstaw jego fundamentalnej ideologii.
Wynika stąd, iż ideologia oraz "sposób myślenia" wywierają przemożny wpływ na realia, którym nie sposób zaprzeczyć. Całość relacji człowiek - przyroda wywodzi się z koncepcji politycznych, te zaś bazują na ideologicznych przesłankach, wykoncypowanych podczas konstruowania strategii gospodarczo-społecznych. Niestety, wiele z nich okazuje się być krótkowzrocznymi i piękna teoria upada z upływem czasu pod naporem rzeczywistości. Długoplanowe założenia, pozbawione zdrowego rozsądku stają się "zamkami, budowanymi na piasku". Jednakże jest już zbyt późno na odwrócenie tej sytuacji, kiedy zrujnowane "zamki" są od wielu lat zamieszkałe przez człowieka, który poszukuje alternatywy rozwojowej dla siebie oraz przyszłych pokoleń. Ponownie przyjdzie czas na tworzenie kolejnych ideologii, a następnie ich realizację. Sięgniemy po środki zaradcze, aby myśli, przyświecające naszym ideałom - wprowadzić w życie; ujrzeć wykreowane stworzenie, które zaświadczy o naszym sumieniu wobec potomności, która nie tylko wspomni, ale jednocześnie odczuje bogactwo uzewnętrznione-go geniuszu ponadczasowych twórców powszechnie panującej cywilizacji. Należy się zastanowić, czy każdy z nas pragnąłby usłyszeć tę ocenę po latach, bądź też zarzuty, które dzisiaj stawia nam nasze nadszarpnięte w "swoim zdrowiu" środowisko naturalne, które poniekąd odnawialne w zasoby56), skarży się zapewne na "nieludzkie traktowanie" niszczącego go zewsząd "cywilizowanego człowieka". Warto jednakże uprzednio przypomnieć ponadczasową maksymę oświecenia, którą powszechnie przypisuje się Wolterowi: "Myśląc, miej oczy otwarte"57).
Marek Niechwiej
1. A. Delorme, Antyekologiczna spuścizna..., op. cit.
2. Ibidem, s. 5.
3. Ibidem, s. 110.
4. A. Targowski, Chwilowy koniec historii, Warszawa 1991.
5. Por. L. Frąckiewicz, Społeczno-przestrzenne uwarunkowania patologii społecznej, Polska 2000 1985, nr 2.
6. Zob. W. Dybalska, Kominy przed sądem, "Gazeta Dolnośląska", 18.4.1995.
7. Zob. M. Miziniak, Zieloni w Republice Federalnej Niemiec, Poznań 1990.
8. Por. P. Wroński, Raport o ziemi utraconej, "Gazeta Wyborcza", 28.4.1994.
9. Zob. J. Hennelowa, Pożegnanie z bielą, "Tygodnik Powszechny", 1993, nr 9.
10. Por. P. Machcewicz, Władysław Gomułka, Warszawa 1995.
11. Zob. A. Werblan, Stalinizm w Polsce, Warszawa 1991.
12. S. Kisielewski, Mój testament, "Kultura" 1962, nr 6, s. 101.
13. Ibidem, s. 101.
14. Por. A. Delorme, Antyekologiczna spuścizna..., op. cit., s. 18.
15. Por. J. J. Szczepański, Maleńka encyklopedia totalitaryzmu, Kraków 1990.
16. Por. J. Bocheński, Sto zabobonów, Kraków 1992.
17. J. Mieroszewski, Geoideologia, "Kultura", 1964, nr 12, s. 7.
18. Zob. R. Miedwiediew, Ludzie Stalina, Warszawa 1989.
19. Zob. A. Delorme, Antyekologiczna spuścizna..., op. cit., s. 5.
20. Por. Z. Łabno, Propedeutyka ochrony środowiska, Katowice 1994.
21. Por. T. Torańska, Oni, Londyn 1985, s. 316.
22. Por. M. S. Szczepański, Pokusy nowoczesności. Polskie dylematy rozwojowe, Katowice 1992.
23. Zob. A. Delorme, Antyekologiczna spuścizna..., op. cit., s. 63.
24. Por. Ibidem, s. 63.
25. Por. Stan państwa na przełomie lat 1991 i 1992, "Rzeczpospolita", 13.2.1992.
26. Por. L. Frąckiewicz, Społeczno-przestrzenne uwarunkowania..., op. cit.
27. Zob. S. Tymiński, Święte psy, Toronto 1990.
28. A. Delorme, Antyekologiczna spuścizna..., op. cit., s. 59.
29. Ibidem, s. 59.
30. Ibidem, s. 59.
31. Ibidem, s. 59.
32. Zob. A. Gore, Ziemia na krawędzi, Warszawa 1996.
33. Por. Ibidem.
34. A. Borkowski, Cywilizacja..., op. cit., s. 88.
35. Ibidem, s. 89.
36. A. Kiepas, Dylematy etyki inżynierskiej, [w:] S. Jedynak (red.), Technika w świecie wartości a problemy moralne zawodu inżyniera, Kielce 1996, s. 11.
37. Por. Ibidem, s. 11.
38. Zob. A. Borkowski, Cywilizacja..., op. cit., s. 87 i następne.
39. Zob. A. Delorme, Kryzys ekologiczny a stalinowska koncepcja socjoekonomicznego rozwoju, [w:] A. Kojder (red.) i J. Kwaśniewski (red.), Między autonomią a kontrolą, Warszawa 1992, s. 252.
40. Zob. R. Borkowski, Cywilizacja..., op. cit., s. 87- 99.
41. Por. M. Okólski, Reprodukcja ludności a modernizacja społeczeństwa. Polski syndrom, Warszawa 1988.
42. Zob. J. Kochanowicz, Gdzie jesteśmy?, "Res Publica", 1988, nr 8.
43. Zob. Z. Brzeziński, Wielkie bankructwo. Narodziny i śmierć komunizmu w XX wieku, Paryż 1990.
44. Ibidem.
45. J. Kornai, Niedobór w gospodarce, Warszawa 1985.
46. Zob. Ibidem.
47. Por. B. Jałowiecki, Społeczne wytwarzanie przestrzeni, Warszawa 1988.
48. Por. A. Delorme, Antyekologiczna spuścizna..., op. cit., s. 22.
49. Zob. Ibidem, s. 21.
50. Ibidem, s. 21.
51. Ibidem, s. 18.
52. Ibidem, s. 18.
53. Ibidem, s. 16.
54. Ibidem, s. 16.
55. Ibidem, s. 17.
56. Zob. H. Sandner, Ochrona zasobów naturalnych, Warszawa 1972, s. 9-12, 67 i następne.
57. Zob. M. Niechwiej, Historia filozofii w sentencjach, Warszawa 2001. 230.
ZWIERZĘTA MÓWIĄ
|
Polska pozostaje krajem, w którym zwierzęta traktowane są okrutnie, niezgodnie z prawem europejskim i zasadami wiary chrześcijańskiej1). |
W ustawie czytamy, iż "zwierze nie jest rzeczą", a "człowiek jest mu winien poszanowanie, ochronę i opiekę"2). Z czym wiąże się zatem okrutne, niechrześcijańskie traktowanie naszych "braci mniejszych"3)? Nie przeciwdziała temu ani edukacja ani też rozporządzenia wykonawcze do ustaw, a raporty rozmaitych komisji "ciągle puchną". Nieludzkie, długotrwałe transporty zwierząt przyczyniają się do wzmożonej śmiertelności, czemu stara się w Sejmie przeciwstawić Klub "Gaja", zbierając podpisy pod protestami przeciwko okrutnemu traktowaniu i mordowaniu bezbronnych zwierząt. Następny problem to zbędne eksperymenty medyczno-kosmetyczne, których wyniki w "cywilizowanym świecie" są już od dawna powszechnie znane. W schroniskach umierają bezdomne psy i koty, o czym donoszą raporty Głównego Lekarza Weterynarii. Polska nie ratyfikowała wielu umów międzynarodowych, dotyczących traktowania zwierząt. Prócz tego nie respektuje się nawet własnych przepisów, a kary za znęcanie się są niewiarygodnie niskie w porównaniu do popełnionego przestępstwa. Złoczyńcy czują się przez to pewniej, pozbawieni wszelkich możliwych skrupułów humanitarnych. Nie ma pieniędzy na schroni-ska, urzędy nie podejmują żadnych czynności w kierunku polepszenia tej tragicznej sytuacji materialnej i moralnej. Nie uświadamia się ludzi. Zresztą niewiele mogłoby to pomóc, jeżeli człowiek sam nie czuje się odpowiedzialny i nie przejawia żadnych oznak wrażliwości na przyrodę i swoich "małych współdomowników". Nie ma w Polsce biura Rzecznika lub Pełnomocnika Praw Zwierząt, posiadającego uprawnienia urzędu państwowego4). Rzecznik Praw Zwierząt mógłby badać sytuację na szczeblu gmin, powiatów i województw, kontrolować ubojnie i transporty, schroniska i cyrki, nadzorować eksperymenty i prywatnych przedsiębiorców, właścicieli żywego inwentarza. Powinien posiadać czynny przez całą dobę ogólnopolski telefon interwencyjny, opracować kartę praw zwierząt, zobowiązać Policję do pełnej współpracy w powyższym zakresie i zaangażować w razie potrzeby Prokuratu-rę5). Kontakt Rzecznika Praw Zwierząt z organizacjami międzynarodowymi oraz odpowiednimi organami Unii Europejskiej wzmocniłby skuteczność tego projektu. Wymaga to jednak silnego poparcia społecznego. W tym wypadku brakuje działania świadomie proekologicznego. Dlaczego tak trudno dogadać się z naturą, która nas zrodziła?
Czy aż tak dalece odmiennym językiem i obyczajami włada przyroda? Nie sposób się temu dziwić, jeśli człowiek, rozmawiający w "tym samym języku", nie potrafi się porozumieć z drugim człowiekiem i "jest mu wilkiem". A przecież wilk to takie porządne zwierzę. Zjada tylko wówczas, kiedy musi się pożywić, a człowiek pożera i kąsa "dla konwenansów", i chociaż ma już dosyć - nigdy nie może się nasycić. Dlatego mówi się, aby "uważać na ludzi"...
Marek Niechwiej
1. A. Grabowska, Co mówią zwierzęta? (Głos z Monachium), [w:] Dziennik Polski, 21.12.2001.
2. Ustawa o ochronie zwierząt, 1997.
3. A. Grabowska, Co mówią zwierzęta? op. cit.
4. Ibidem.
5. Ibidem.
HIERARCHIA
|
Sylwestrowy mróz wygonił mnie z puszczy wcześniej niż myślałem i po powrocie do domu siadłem nad mapą przebiegu szosy ekspresowej Via Baltica. Sprawa znana jest ekologiom od dawna. Rozważano dwa warianty tej drogi - jeden, krótszy, przez Łomżę i Rajgród i drugi, dłuższy, przez Zambrów i Białystok. Polski rząd zdecydował się na wariant dłuższy i dużo gorszy dla przyrody. Via Baltica przetnie trzy ostoje ptaków o randze międzynarodowej: Puszczę Knyszyńską, Dolinę Biebrzy i Puszczę Augustowską. Mówi się także o odbudowie mostu przez Narwiański Park Narodowy, bo potrzebna będzie droga dostępna dla ruchu lokalnego i pojazdów rolniczych. Projektowana szosa przetnie Biebrzański Park Narodowy i dziką Dolinę Rospudy, a także dwa rezerwaty (szczegółowo o tych zagrożeniach piszą Paweł Sidło i Bogumiła Błaszkowska z OTOP w "Ptasich ostojach" nr 6). Dlaczego? Bo wariant przez Białystok jest tańszy, ponieważ nowa ustawa dotycząca inwestycji drogowych pozwala uzyskiwać od Administracji Lasów Państwowych tereny pod autostrady bezpłatnie. |
Przed dwoma laty brałem udział w obozie poświęconym zagrożeniom związanym z Via Baltica, a także w konferencji prasowej; zbierano pieniądze na kampanię dla ratowania Rospudy, wydano pocztówki, jest internetowa lista dyskusyjna "Rospuda", ale kiedy przekazałem "rospudowe" adresy mailowe dziennikarce z BBC, nikt się do niej nie odezwał. W regionalnej prasie o inny przebieg szosy próbowała walczyć Pracownia Architektury Żywej, WWF, OTOP opublikował świetny materiał w "Ptasich ostojach", ale na tym sprawa się skończyła.
Ruch ekologiczny jest w Polsce bardzo słaby. Im bardziej rozproszony i konkurujący ze sobą o granty, tym mniej znaczący dla niszczycieli przyrody. Do jego słabości przyczynia się dodatkowo wielkie rozproszenie celów i obszarów działań tzw. ekologów i zlekceważenie zaplecza społecznego. Nie będę już rozwijał wątku jak dużo energii niektórzy ekolodzy poświęcają na wzajemne pretensje. Oczywiście, jak pewnie powie wielu "mistrzów" ekologicznych, cytując mistrzów buddyjskich: "wszystko jest najważniejsze", "wszystko jest jednym" itp. To prawda, ale żyjemy w świecie relatywnym, nie absolutnym, a z przyrodą cywilizacja toczy wojnę. Podczas wojny trzeba czasami zająć się strategią, to znaczy ustalić co jest najważniejsze, jaki przyczółek wymaga zmasowanej obrony. I dla przyrody zupełnie nie jest ważne pod czyimi sztandarami będzie się jej bronić. Jeżeli z pobudek ekologicznych wybierasz jeżdżenie rowerem, a nie samochodem, to przecież po to, żeby uratować przyrodę. Jeżeli zapisujesz drugą stronę kartki papieru, to także w tym samym celu (oszczędzając papier masz poczucie ochrony drzew i terenów cennych przyrodniczo). Niestety, wielu o tym zapomina i celem staje się samo tzw. działanie ekologiczne, dające poczucie bycia kimś lepszym, a czasami po prostu środki do życia. "Szlachetne intencje" pozwalają czuć się lepiej i patrzeć z góry na, dajmy na to, niewrażliwego mięsożercę.
Czy są w Polsce inne, równie duże, naturalne obszary zagrożone przez inwestycje typu budowy Via Baltica? Być może są, choć o nich nie wiem. Trudno zresztą ważyć, czy większym zagrożeniem dla przyrody jest zniesienie moratorium na cięcie ponadstuletnich drzew w Puszczy Białowieskiej (co doprowadzi do kolejnych antropogenicznych zmian w puszczy na setki lat), wycinanie tysięcy świerków w tej puszczy, w ramach tzw. walki z kornikiem, czy budowa szosy ekspresowej przez dziką dolinę Rospudy. A może ważniejsza jest obrona małego kawałka Tatr przed zwiększeniem ilości turystów albo ochrona jakiegoś sztandarowego gatunku? Jeżeli jednak za kryterium przyjmiemy "dzikość", jak rozumiana jest przez Amerykanów w Wilderness Act, to najważniejsze do obrony są relatywnie duże obszary pozostające bez silnej presji człowieka (Beskid Niski, Bieszczady i właśnie różne obszary Podlasia). Czy wobec zagrożeń dla tych ostatnich już ostoi "dzikości" nie potrzebujemy jakiejś wspólnej mobilizacji sił i współpracy? Kilka lat temu wiązałem duże nadzieje z tzw. "Porozumieniem dla dzikiej przyrody", podpisanym przez sporą grupę organizacji, choć nie tych największych. Zdaje się że porozumienie umarło śmiercią naturalną, bo jego rozwijanie i kontynuacja wymagałyby myślenia nie kategoriami organizacji i jej spektakularnych sukcesów, lecz kategoriami jak najszerszej współpracy wobec największych zagrożeń dla dzikiej przyrody i musiałyby do niego przyłączyć się znaczące organizacje przyrodnicze.
Usłyszałem niedawno, że nie da się dzisiaj zorganizować konferencji dotyczącej ochrony jakiegoś gatunku z udziałem najważniejszych osób zajmujących się tym gatunkiem, bo... konkurują one ze sobą i ambicja im nie pozwoli spotkać się wspólnie. A jeszcze, nie daj Boże, organizator nie będzie tym najważniejszym w temacie, tylko dyletantem!
Każda organizacja jest przecież tą jedyną dzięki której uratowano przyrodę i - trawestując złośliwe powiedzenie o kobietach - "największym wrogiem organizacji ekologicznej jest ... inna organizacja ekologiczna". Niedawno dowiedziałem się, że zarząd jednej organizacji napisał donos do dyrekcji innej organizacji na jej oddział, zamiast po prostu wyjaśnić sobie problemy sięgając do telefonu lub pisząc e-mail. Różne najcięższe zarzuty, a czasem inwektywy kierowali ekolodzy do siebie nawzajem w związku z problemem brania pieniędzy. Nie było tam miejsca na dyskusję, na co te pieniądze są wydawane, a póki co żadna organizacja nie działa w systemie bezgotówkowym w rodzaju LETS. Działacze promieniujący szlachetnymi ideami korzystają z wielu narzędzi Babilonu i obracają jego pieniędzmi.
Być może ruch w obronie przyrody w Polsce musi się dopiero narodzić? Myślę o prawdziwym ruchu społecznym, a nie niszowych organizacjach skupiających kilkanaście lub kilkadziesiąt osób, które w związku z tym muszą mnóstwo energii kierować na potwierdzenie swojego istnienia w mediach. Jeśli tak, najpierw będzie trzeba zastanowić się nad hierarchią: czego bronimy w pierwszej kolejności? Chodzi o konkretne miejsca i obszary, bo tylko one weryfikują skuteczność naszych działań. Te działania nie muszą być spektakularne, nie muszą być widoczne - ważniejsze, żeby były skuteczne, żeby w świaprzezdomości setek tysięcy, a nawet milionów ludzi naruszenie tych obszarów było po prostu niemożliwe. Jeżeli organizacje będą kierowały się tylko potrzebą własnego sukcesu, decyzje takie jak o przebiegu Via Baltica według najgorszego wariantu, niszcząc kilka obszarów szczególnej ochrony, będą zapadały bez żadnych kosztów politycznych czy społecznych. Via Baltica pokazuje najlepiej gdzie naprawdę jesteśmy, jeśli chodzi o siłę ruchu ekologicznego, zatomizowanego - bo pozbawionego wspólnych drogowskazów i hierarchii celów.
Janusz Korbel
Inicjatywa LESZA
http://www.lesza.most.org.pl
6.1.2003
SZCZYTY EKOLOGICZNE, BARDZO POBOŻNE
|
Określenia "zrównoważony, trwały rozwój" - wydają się raczej należeć do sfery tzw. pobożnych życzeń.
Czy aby na pewno? |
Od ponad 20 lat jestem zaprzyjaź-niony z klasztorem benedyktynów w Lubiniu k. Kościana. Benedyktyni są najstarszą rodziną zakonną w Kościele - istnieją ponad 1500 lat. Obecność klasztorów benedyktyńskich wyznacza granice kultury europejskiej. Św. Benedykt, przedstawiany jako postać z księ-gą - jest patronem Europy, w której aktualnie znajduje się ok. 480 klasztorów żyjących według Reguły Benedyktyńskiej. Gościna jest wpisana w tę Re-gułę, przy każdym klasztorze są pokoje, gdzie za symboliczną opłatą można się zatrzymać na 2-8 dni. Koszty pobytu można też odpracować w klasztornym ogrodzie - by stwierdzić, że rytm życia, pracy, modlitwy i odpoczynku wyznaczany Regułą, jest idealny i nie dziw, że przetrwał 1500 lat w nie zmienionej formie.
Byłem tyle razy gościem klasztoru w Lubiniu, że pozwala mi to na postawienie pewnej hipotezy, istotnej dla ekologów. Otóż twierdzę, że mała wspólnota zakonna jest idealnym modelem, ilustrującym pojęcia "zrówno-ważonego rozwoju" - zbliżonym do ideału. Uważam także, że można się wiele nauczyć, obserwując taki model.
Klasztory na ogół były budowane z dala od miast; często fotografie pokazują ceglane wyspy w morzu zieleni. Kilkunastu mnichów (rzadziej kilkudziesięciu) - w klasztornym ogrodzie hoduje warzywa i owoce na własny użytek, bez chemii, bez nawozów. W wielu klasztorach są pasieki i uprawy roślin leczniczych, a sprzedaż leków roślinnych, przetworów z owoców, miodu, ziół - bywa jednym ze źródeł utrzymania mnichów.
Oszczędność i roztropność w gospodarowaniu są obowiązkami wspólnoty. Klasztor zużywa taką ilość wody i energii, że można mówić o minimum; pojęcie rozrzutności jest tu obce, nieznane. Dba się o stare przedmioty - by służyły jak najdłużej. Samochód - jeśli jest - wykorzystuje się jako narzędzie transportu, oszczędnie i gospodarnie. Mnisi nie gardzą wynalazkami ekologów - w jednym z polskich klasztorów energii dostarcza wiatrak, w wielu z nich kościoły są ogrzewane pompą cieplną. Wszystkie elementarne potrzeby zakonników są zaspokajane - a jednocześnie terminy "zbytek", "luksus" - są pojęciami obcymi i nieznanymi, nie akceptowanymi w żadnej postaci.
Relacje klasztoru z otaczającą go przyrodą są przyjazne i łatwo można dowieść, że klasztor w sposób idealny żyje według reguły zrównoważonego rozwoju, a jego "ślad ekologiczny" jest idealny, o wiele mniejszy niż przeciętnego mieszkańca kraju - któremu do szczęścia jest potrzebna o wiele większa ilość dóbr materialnych (do których wytworzenia zużywa się przecież energię i surowce). Mieszczuch ten często żyje rozrzutnie, nie zważając, że wówczas niejako żyje na koszt innych skoro jego "ślad ekologiczny" znacznie przewyższa normę.
Proponuję ekologom, by zainteresowali się tą hipotezą - bramy klasztorów są otwarte dla każdego, na własne oczy można sprawdzić czy moja opinia jest prawdziwa. A jeśli tak - to oznacza, że od ponad 1500 lat w całej Europie mamy wzorcowe modele, ilustrujące pojęcie trwałego zrównoważonego rozwoju.
Cóż to oznacza? Można to określić słowami benedyktyna z Lubinia, O. Karola Meissnera - podaję w wolnym przekładzie (oryginał oczywiście po ła-cinie): "... Całym sercem zapraszam Cię Bracie najmilszy, do zastanowienia się w swoim sercu nad źródłami naszej kultury duchowej - o których winniśmy pamiętać - by zachować spokój ducha..."
Benedyktyni zbudowali fundamenty cywilizacji i kultury europejskiej, dokonali syntezy dorobku Grecji i Rzymu - ocalając w swoich skryptoriach dzieła starożytnych. To, że od 1500 lat żyją wedle zasad zrównoważonego rozwoju - jest dla nich czymś oczywistym i naturalnym. Ich bogiem nie jest pieniądz ani zysk - te pojęcia należą do naszego świata, który nieco późno zorientował się, że żyje ponad stan, na koszt przyszłych pokoleń, rozrzutnie i głupio. Amen.
PS
Kilka uzupełniających informacji:
Św. Hildegarda do dziś budzi zainteresowanie teologów i naukowców jako mistyczka, poetka, wizjonerka, autorka dzieł teologicznych i przyrodniczych, "zwolenniczka medycyny naturalnej" (wg dzisiejszych określeń).
Benedyktyni z Silos za swój chorał gregoriański, pięknie śpiewany - nieoczekiwanie otrzymali platynową płytę, znajdując się na szczytach "list przebojów".
Kameduli przestrzegają diety wegetariańskiej, klasztor słynie z ziół i leków ziołowych, miodów i kosmetyków naturalnych.
Cystersi żyją na bajkowej Wyspie Św. Honorata, z której wyruszył św. Patryk, by ewangelizować Irlandię.
Wszyscy wyżej wymienieni żyją w harmonii z otaczającą ich Naturą i Przyrodą. Mogą oni dawać lekcje ekologii prawdziwej, sprawdzonej od 1500 lat...
Gdyby ktoś chciał sprawdzić - podaję adresy:
Klasztor Benedyktynów, 64-007 Lubiń k. Kościana, tel. 0-65/5177222
Abtei St. Hildegard, Postfach 132 o, D-65378 Rudesheim am Rhein, Germa-ny, tel. 0049-6722/499-187, e-mail: mailto:ab-tei-st.hildegad@t-online.de
Abadia de Santo Domingo, 09610 Santo Domingo de Silos, Lerna (Bur-gos), Hiszpania, tel. 947/380768, http://www.silios.arrakis.es
Archicenobio di Camaldoli, Mona-stero di Camaldoli, Poppi (AR), Italia, Fr. Giuseppe, e-mail: monaste-ro@camaldoli.it, http://www.camaldoli.it, Antica Farma-cia di Camaldoli, 52010 Camaldoli (Arezzo), Italia
Abbaye N. D. de Lerins, Ile Saint Honorat, F-06406 Cannes Cedex, Francja, e-mail: info@abbayedelerins.com, http://www.abbayedelerins.com
Paweł Zawadzki
|