Strona główna 

ZB nr 1(19)/91, styczeń '91

"...resort nasz zainteresowany jest każdym rodzajem aktywności, która prowadzi do wzrostu zrozumienia znaczenia środowiska dla życia jednostki i społeczeństwa"

mgr inż. Andrzej Deja
wicedyrektor
Departamentu Nauki i Programowania
Ministerstwa Ochrony Środowiska Zasobów Naturalnych i Leśnictwa

MAMONA (II)

Nigdy nie mieliśmy wątpliwości ani też nie ukrywaliśmy, że ZB są deficytowe. Moje rozmowy i wspólne z Mirkiem Pukaczem rozważania, poparte obliczeniami, nad możliwością samofinansowania się ruchu dobitnie wykazały, że nie ma - przy obecnej liczebności środowiska alternatywnego - możliwości zamkniętego obiegu pieniędzy (koszty druku, wysyłki, pensje, ewentualne honoraria autorskie itd. nie mogą zostać pokryte ze sprzedaży ZB, bo przy obecnym nakładzie (ok. 2 tys szt.), uwarunkowanym liczebnością ruchu, cena wynosiłaby ok. 3-4 tys zł!). Po prostu się nie da!

Cóż więc począć? Ano, dotacje. Czyli niebezpieczeństwo uzależnienia się. Dlatego, gdy ktoś dając pieniądze mówi, "w zasadzie nie będziemy się wtrącać", to po prostu trzeba mu podziękować za współpracę. Drugi problem to: czy od każdego można brać? Czy brać od instytucji rządowych? Biorąc pieniądze np. z Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska czy Fundacji o tej samej nazwie (NFOŚ) uzasadniamy jego byt. Kilku urzędników może się wykazać "przerobem", co pozwala zachować ciepłą posadkę, opłacaną z kar za zanieczyszczanie środowiska, także ze śląskich fabryk, które nigdy nie wrócą tam, gdzie powinny być wykorzystane. "Proszę, oto finansujemy działalność ekologiczną młodzieży: Wolę być, Zielone Brygady... Utworzyliśmy Młodzieżowy Fundusz Ekologiczny".

Zawsze wybór jest trudny. Uważam, jednak że w większości wypadków można brać dotacje, zawsze lepiej od państwa czy jakiegoś koncernu forsę wziąć, niż mu ją dać na jakąś złą działalność (poprzez podatki). Trzeba tylko uważać, aby nie ułatwiać komuś robienia pozorów działalności dobroczynnej; ani nie usypiać jego sumienia (każdy człowiek na sumienie - Gandhi). I chyba to jest najtrudniejsze.

Przemyślawszy to wszystko, postanowiłem dorzucić jeszcze jeden kamyk do obalania państwa i zwróciłem się do MOŚ o dotację dla ZB w wysokości 5 mln zł. Już po dwóch tygodniach dostaliśmy odpowiedź. Powyższe motto pochodzi z owego listu. Poproszono nas w nim o przesłanie kalkulacji kosztów pojedynczego numeru. Nim zdążyliśmy to zrobić, po ok. trzech tygodniach otrzymaliśmy kolejny list, tym razem już od dyrektora Departamentu - dra Rajmunda Jana Wiśniewskiego - informujący o zarezerwowaniu, na dofinansowanie ZB, owych 5 mln zł. Poinformowano nas, że w numerze należy zamieścić klauzulę: wydano przy pomocy finansowej MOŚZNiL. Nie ma sprawy, dlaczego nie poinformować czytelników, skąd można wziąć pieniądze, które zresztą formalnie przeznaczone są na działalność ekologiczną? Ponadto poproszono nas o rozliczenie rachunkowe w ciągu niecałych dwóch miesięcy. I tu już pojawiła się trudność. Bo drukowanie "na czarno", z którego korzystamy, jest ok. 50% tańsze (poza tym szybsze ze względu na brak papierkowej procedury). Niektórzy twierdzą, że takie postępowanie jest niemoralne (popieranie cwaniactwa i złodziejstwa), ale nie chcą zauważyć, że drukując oficjalnie uczestniczymy w systemie podatkowym, co wiąże się z dawaniem pieniędzy na wojsko, policję, kampanie prezydenckie itd. (patrz uwaga wyżej o dawaniu i braniu).

Udało nam się ominąć te trudności, zwłaszcza, że raczyła do nas zadzwonić pani Kudelska z MOŚ informując, że termin złożenia rachunków jest dłuższy o miesiąc, niż poinformowano nas w liście. Dzięki temu moglibyśmy wykorzystać całą sumę, wydając dwa numery ZB i jeden GB. A więc szybko wypełniamy i wysyłamy umowę, oddajemy do druku nr 11 z uzgodnioną klauzulą i czekamy na odpowiedź.

W tym czasie na konferencji POLEKO spotykam mgra Deję i rozmawiam z nim o dotacjach. Szybko przekonuję się, że facet nie ma zielonego pojęcia o "małej poligrafii" i nie może zrozumieć, że "sposobem gospodarczym" można lepiej wykorzystać pieniądze (gdyby wystarczyło ministerialnej księgowości nasze oświadczenie o kosztach, poparte "ekspertyzą rzeczoznawcy" - drukarza). Za to dobry jest w wypominaniu darowizn (nie ze swoich zresztą, a społecznych pieniędzy) i przed Wiesławem Kowalczykiem z Holandii (Directorate - General for Environmental Protection, Air Directorate) bardzo niegrzecznie usiłuje nakłonić mnie do potwierdzenia, że MOŚ dało nam, bez żadnych merytorycznych zobowiązań, pieniądze. Ano, żadnych takich zobowiązań nie było. Cała ta wstawka do ich rozmowy miała się zresztą jak piernik do wiatraka, jak mi potem powiedział Wiesław.

Wracam z POLEKO, odbieramy z drukarni i wysyłamy numer "wydany przy pomocy finansowej...", do Pawła ponownie dzwoni p. Kudelska, aby poinformować, że Ministerstwo nie może podpisać umowy, bo nie jesteśmy zarejestrowani, a oni "kółka wzajemnej adoracji finansować nie będą", poza tym nie dotrzymujemy w umowie terminu rozliczenia rachunków! Rozmowa się urywa. Tuż po tym niewtajemniczeni (m.in Skaman) gratulują nam wyłudzenia forsy od MOŚ. Tak kończy się (?) epopeja.

Po co o tym piszę? Przede wszystkim trzeba pokazać jak działa urząd odpowiedzialny za ochronę środowiska, jak niekompetentni i aroganccy ludzie tam pracują. Nie zamierzam naszych negatywnych doświadczeń zachowywać dla siebie. Może komuś innemu powiedzie się lepiej, zwłaszcza, że wiele osób pyta jak zdobyć forsę.

* * * * *

SĄ TEŻ POZYTYWNE DOŚWIADCZENIA:

Fundacja "Ekologia i Zdrowie" (Al. Ujazdowskie 13, 00-567 Warszawa, tel. 295711, 319438, 214738) przekazała w formie dotacji 500 tys. zł dla ZB. Dziękujemy!

Rysiek Kapusta z WiP-u zebrał w Kolbuszowskim LO ok. 50 tys. zł na dofinansowanie ZB. Dzięki!

* * * * *

I tylko łza się w oku kręci, gdy pomyślimy, ile forsy marnuje MOŚ. (aż)


ZB nr 1(19)/91, styczeń '91

Początek strony