ZB 3(190), styczeń 2004
ISSN 12312126, [zb.eco.pl/zb]
Refleksje
 

CZYM JEST W SWEJ ISTOCIE EKO-KOSMOLOGIA...?

Spójrz na nich tak, jak patrzy się na zbiór zdefiniowanych ludzi. Spójrz na ich paskudne szaleństwo, które kryje się w oczach, czai w ruchach i deklamuje do ucha wszystkie te koszmarne myśli o wielkości, przeznaczeniu i strategii.

Spójrz, ale zobacz to wszystko dokładnie, jak przestępują z nogi na nogę w tej swojej kolejce. Potrafią tak przestać równo całe życie. Stoją zapełniając przestrzeń głowa w głowę, bo w tej kolejce stoi się w rzędach. Zobacz wyraźnie jak nabierają ważności. Tym bardziej, im dłużej w tej klasycznej kolejce stoją. Podobno urodzili się jako normalni ludzie, ale jakiś przykry i nieokreślony jeszcze przez medycynę poważny defekt mózgu za-mienił ich w maszyny. Celem nadrzędnym dla każdego z nich, jak to w maszynie, celem ustalonym przez oprogramowanie jest tylko i wyłącznie dostanie się do środka i pozostanie w tym środku tak długo, jak tylko to możliwe. A nawet dłużej. Czy widzisz jak rozsadza ich niecierpliwość? Ludzi cały tłum, a większość z nich, szczególnie tych na samym końcu kolejki, udaje że im wcale nie zależy. Ale nie wierz im. Im właśnie zależy najbardziej. Krążą całkiem już podobni do kruków, sępów i wszelkich padlinożerców razem wziętych, w niewoli tej dziwnej żądzy. Rzecz dziwna, krążą w okolicach samego koniuszka kolejki, ale żaden z nich nie ustawi się na jej szarym końcu jako pierwszy. Każdy z nich za to pragnie znaleźć się w niej, ale od razu w uznaniu za jakieś niejasne zasługi gdzieś już na samym początku. A już marzeniem każdego jest dostać się do celu bez tego idiotycznego czekania w kolejce. Krążą niedaleko samego koniuszka i udają, że wcale na nią nie patrzą. Tak naprawdę, uważnie obserwują, co się dzieje w kolejce, a dzieje się niewiarygodnie dużo. Każdy z nich trzyma w jednej ręce głośny megafon, a w drugiej cichą kosę, przy pomocy których, wraz z resztą współtowarzy-szy, pozbywa się konkurencji. I chociaż z kolejki raz po raz ktoś odpada, że nie masz minuty bez kolejnych ofiar, jakoś kolejka nie maleje. Rozrasta się za to, i ci, którzy jeszcze nie tak dawno uważnie pilnowali najmniejszej szczeliny, przez którą planowali wśli-znąć się do tłumu, stają się jego integralną częścią. Nigdy nie poznasz większej pogardy, niż ta jaką czują dla żywych, którzy wypadli z kolejki. Jeśli ktoś z niej wypadnie, a jakimś cudem nie ma w plecach najmniejszej nawet rany, już więcej się do niej nie dostanie. Nikt z niedawnych jeszcze przyjaciół nie wy-ciągnie do niego ręki i nie wciągnie z powrotem do tej kolejki na skróty. On już nie istnieje. W kolejce, gdzieś w okolicach jej szarego końca, zaczynają się tworzyć pierwsze, nieśmiałe, dziewicze i nietrwałe koalicje. Umowa na tym etapie brzmi: Trzymaj się mojego garnituru, bo kiedy pójdę na przód, pociągnę cię za sobą, ale w razie czego, to ty mnie wyholujesz. Tego rodzaju koalicji uczynnościowych jest mnóstwo i ciągle przybywa, ponieważ nikt nikomu nie zabroni zawierać ich z kil-koma ludźmi równocześnie a wszyscy zgodnie udają, że dotrzymanie słowa danego wielu ludziom na raz jest możliwe. To tak jakby szło się na wojnę równocześnie z wojskami Francji, Rzeszy, Rosji i wszystkich ich sojuszników na bitwę pod Waterloo walczyć po każdej z uczestniczących stron. Okrutna gra o dostanie się na sam początek kolejki ma swoje twarde reguły. Brak litości i ścisk zmuszają do połączenia bez-względności z uprzejmością. Okrutne traktowanie ludzi za sobą w tej kolejce należy przy okazji połączyć z dawką łagodności na wy-padek, gdyby delikwent jakimś cudem poszedł w kolejce szybciej wysforowany swoją koalicją uczynnościową. Za to szacunek dla ludzi ustawionych przed gościem w kolejce nie może wiązać za mocno, bo on na pewno pewnego dnia znaj-dzie się poza kolejkowym społeczeństwem i łatwo można razem z nim odpaść. Spójrz na nich tak dokładnie jak możesz, przecież to na nich oddajesz, lub nie, swój głos. Zobacz, ale nie zamykaj oczu. Kiedy już znajdą się w pobliżu drzwi, prawie że u celu, zobacz jak się zmieniają. W ich oczach pojawia się ten niezmienny wyraz absolutnej pewności siebie. Okrucieństwo jakimś cudem zasłania się wyczuciem wiecznej prawdy i nieuniknionej konieczności czy-nów. Ich ruchy stają się wyważone, a w momencie przekroczenia progu, gdy już po prostu są u celu, ich garnitury cudownym sposo-bem zyskują na wyglądzie i wartości. Nagle każde ich słowo staje się święte. Nagle zmienia się całokształt ich ruchów, znajdują świetnie, wręcz wybornie swoje miej-sce w wizerunku społecznym. Nagle przestają stać i wyczekiwać. Przestają żebrać o twój głos. Zaczynają za to w kółko chodzić, ciągle jeździć. Jakoś przestają mieć czas dla kogokolwiek. Sprawdzają, kontrolują, twierdzą, wyrokują. Zmieniają, ostrzegają, wiedzą i podnoszą ręce. Wiedzą już dużo, ale głód wiedzy zmusi ich pewnego dnia do skontrolowania także i ciebie, dobry człowieku, bo chcą mieć pewność, że następnym razem, także prawidłowo zagłosujesz. I rąk mają wiele, tak wiele, że pewnego dnia nikt z nas przed nimi nie ucieknie.

Paweu Juszczyk
www.paweu.republika.pl




 
Wydawnictwo "Zielone Brygady" [zb.eco.pl]
Fundacja Wspierania Inicjatyw Ekologicznych [fwie.eco.pl]