Strona główna |
Korzystam z gościnnych łamów ZB, any po raz kolejny podzielić się kilkoma uwagami o "zielonym dziennikarstwie". Poprzednio, przed rokiem pisałem o tym, że nie ma szans na powstanie w Polsce NIEZALEŻNEGO, POPULARNEGO, WIELKONAKLADOWAEGO, UCZCIWEGO i PROFESJONALNEGO pisma ekologicznego, które spełniłoby wszystkie te warunki jednocześnie. Dzieliłem się doświadczeniem z wówczas podejmowanych prób.
Pisałem o działaniach w naszym, ograniczonym do kilkuset osób, hermetycznym środowisku. Pisałem o przerostach ambicji, tak jednostkowych jak i organizacyjnych. Pisałem o niezrozumieniu zasad uczciwego dziennikarstwa (które nie jest ani wyżywaniem się na maszynie do pisania i licytowania w ilości obelg kierowanych wobec trucicieli, ani wchodzeniem w upokarzające układy). Chciałem przekonać, że naprawdę Gucio obchodzi czytelnika, co jedna pani zapieniona w swym gniewie sądzi o jednym panu, który jest cham , kradnie faxy i w dodatku zna angielski. Porównywalnym z drukowaniem takich bredni upokorzeniem byłoby dla mnie pójście na układy, na jakie poszli jednak w ciągu ostatniego roku niektórzy moi koledzy po piórze. Niezależność mierzona długością wąsów na okładce czy uczesanym wywiadem z naznaczonym funtami ministrem nie jest tą niezależnością, o jaką chodziło.
Pismo popularne, o jakim wtedy pisałem, to pismo niehermetyczne, przekrojowe (od wegetarianizmu dla gospodyń domowych poprzez energetykę dla nauczycieli, aż po kulisy rozmow polskiego wiceministra we Francji i udokumentowanej korupcji - dla Polaków w Polsce w informacyjnym podarku od Polaków na Zachodzie).
I takie właśnie wielkonakładowe pismo właśnie powstaje. Myslę o "Ekopuku" (przepraszam za niezamierzoną, albo i zamierzoną kryptoreklamę!) drukowanym w nakładzie 10 000 egz. (na początek), na papierze z odzysku, ilustrowanym magazynie bazującym na profesjonalnych dziennikarzach, przede wszystkim jednak spoza kraju (ta perspektywa zdecydowanie lepiej służy robocie pozytywnej, przedstawianiu metod rozwiązywania problemów, budowania wyśmiewanego, idealistycznego "społeczeństwa przyszłości"). Reporterzy krajowi zaś podążają zdecydowanymi śladami mniejszych lub większych afer, depcząc po piętach mniejszym lub większym draniom, nie cofając się dla zdobycia (lub potwierdzenia) informacji przed narażeniem życia lub spędzeniem nocy w objęciach małego antyekologicznego łajdaczka.
Pierwszy numer "Ekopuka" (po raz drugi pada nazwa pisma, co jest już jawną rekalmą!) rusza właśnie w Polskę nie rozwiewając jednak wcześniejszych wątpliwości. O ile uda się, jak myślę, zaqchować jego profesjonalizm (wciąż liczymy na wsparcie dobrymi tekstami ze strony kolegów reporterów, ogłaszamy też konkurs na reportaż, który to gatunek dziennikarski najtrudniej poddaje się pustosłowiu i manipulacji), a uczciwość gwaramtujemy naszymi osobami pozostawiając to osądowi bezstronnych, o tyle inne zagrożenia są nadal, wcale nie małe.
Eryk Mistewicz
"Ekopuk"
Konopnickiej 6
00-491 Warszawa