Strona główna |
Konfrontując ze sobą dwie szkoły wegetariańskie - wywodzącą się z indyjskiej tradycji jogi dietę opartą na produktach mlecznych, oraz dietę makrobiotyczną wykluczającą w zasadzie używanie mleka - Richard Myers w artykule "East meet west" opublikowanym w czasopiśmie "New Frontier" (luty 1989) dochodzi do ogólniejszej refleksji, a mianowicie konieczności odróżnienia psychofizycznych podstaw duchowych technik Wschodu od ich uwarunkowań kulturowo-obyczjowych.
Marek Has
Piszę w sprawie artykułu z numeru 14-15 ZB "Czy wegetarianie są wegetarianami?". Jego autor twierdzi, iż ludzie, którzy nie jedzą mięsa, a spożywają mleko lub sery, postępują źle, gdyż przyczyniają się do śmierci i cierpień żywych stworzeń. Tak, to prawda, że do produkcji żółtego sera używana jest podpuszczka z żołądków cieląt, można go więc wykluczyć ze swego menu. Moim zdaniem jednak lepsze jest jedzenie np. niezapłodnionych jaj (fermowych lub z własnej hodowli) niż... zabijania roślin.
Być może to głupie, ale ja traktuję rośliny nie jako przedmioty, ale jako istotyu żywe, czujące, aczkolwiek zupełnie inaczej niż ludzie (to, że rośliny odczuwają, zostało stwierdzone doświadczalnie, np. reagują na wejście człowieka, który się nimi opiekuje). Dlatego też zabijanie roślin uważam za złe.
Zapytacie więc: co w takim razie mielibyśmy jeść?!?
Moim zdaniem jedyne w pełni moralne i zgodne z naturą odżywianie polega na spożywaniu wyłącznie owoców.
Niestety, w mojej sytuacji jest to niemożliwe. Tym bardziej niemożliwe jest przekonanie co do tego społeczeństwa, którego ogromna większość uważa zwierzęta za istoty pozbawione jakichkolwiek odczuć, nie mówiąc już o roślinach.
Dlatego uważam wegetarianizm jedynie za przejściowy etap w drodze do prawidłowego odżywiania się i tym samym do prawidłowego spojrzenia na cały, otaczający nas świat.
Sądzę, iż lepsze jest spożywanie produktów nabiałowych, do których produkcji nie jest konieczna śmierć zwierząt, od niepotrzebnego zabijania roślin. Wiem, że moje poglądy prawdopodobnie wydadzą się wam ekstremalne i przesadzone, ale musicie pamiętać, że... w ten sam sposób mięsożercy traktują was, wegetarian.
Jeżeli ktoś chciałby podjąć ze mną dyskusję na ten lub inny temat, proszę o list.
Maria Pojawa
Technikum Weterynaryjne - Internat
Stacha Konwy 11
18-400 Łomża
...Krzysztof Żółkiewski obarcza wegetarian winą za zabijanie młodych cieląt. Wydaje mi się, że autor nieco przesadził, przecież on nas stawia na równi z mięsożercami: "Wielu mięsożerców nie bardzo lubi mleko. Ale wyręczają ich wegetarianie, którzy pochłaniają jego nadmiar". Czy naprawdę pan tak sądzi? Przecież wegetarian nie ma tak wielu, żeby pochłonąć nadmiar mleka produkowanego przez krowy po zabiciu ich dzieci. Także nie jest prawdą, że mięsożercy niezbyt lubią mleko. Sama osobiście znam wielu, którzy codziennie wypijają przynajmniej pół litra (np. mój ojciec, "mięsożerca"). [...]
Autor pomylił w nim dwa pojęcia: wegetarianin człowiek nie jedzący mięsa i ryb (III grupa), a także jajek, produktów podpuszczkowych i żelatyny (II grupa) i wegan (oprócz powyższych nie je mleka i miodu (I grupa). To prawda, że wegan zalicza się do wegetarian, ale istnieją pewne stopnie uświadomienia i rozwoju. Tym samym wniosek, że prawdziwymi wegetarianami są weganie ma pewne podłoże moralne, ale nie możemy w ten sposób równać wegetarian III czy II grupy z mięsożercami. Już sam fakt, że człowiek zrozumiał, że zabija jest czymś (to znaczy zrozumiał, że źle robi i chce to ograniczyć). Autor zbyt szybko i zbyt brutalnie zaatakował wegetarian. Powinien powoli i spokojnie wytłumaczyć mam, że przyczyniamy się do zabijania cieląt. Przecież on nas naraził na swego rodzaju wstrząs psychiczny. Ja na przykład do tej pory myślałam, że zabijam już minimalną ilość istot żywych. Myślałam, że posunięcie się dalej naraziło by moje zdrowie na szwank. Jednak pewnej rzeczy zabrakło w tym artykule.
Autor zapowiedział: "z kolei, jeśli już zostaniemy weganami, musimy wiedzieć jak sie odżywiać, aby być zdrowym [...] Jeśli będziemy doradzać wszystkim, aby zostali weganami, nie podając zdrowego modelu żywienia [...]"
I tego właśnie pan Żółkiewski nie zrobił. Wiem czym zastąpić białko mięsne, skąd brać żelazo i inne pierwiastki; większość tych rzeczy znajdowałam kiedyś w mleku. Ale kompletnie nie wiem czym zastąpić to ostatnie, skąd brać wapno - przecież wszystkie tabletki są na żelatynie, rabarbar jest szkodliwy, czy mam jeść kredę? Bardzo bym chciała przejść na weganizm, tylko niech mi pan powie jak? To znaczy skąd mam czerpać składniki potrzebne do mormalnego utrzymania organizmu w zdrowiu. Znam dziewczynę, która przeszła na weganizm i wypadły jej zęby i włosy. Ja bym nie chciała, żeby to samo spotkało mnie. Czy mógłby pan chociaż w zarysie przedstawić projekt racjonalnego odżywiania weganina we współczesnej Polsce?
Dyndzia Brodowska
19-911 Świętajno
P.S. Obiecuję, że jeśli jest możliwe być zdrowym weganinem w strefie umiarkowanej, to uświadomię wszystkich wegetarian jakich znam, a jest ich niemało na Mazurach.
Stawiam veto do artykułu Krzysztofa Żółkiewskiego pt. "Czy wegetarianie są wegetarianami?" Artykuł dotyczy mleka i rzekomego odbierania go młodym cielętom. Otóż rzecz ma się nieco inaczej niż zostało to przedstawione. A wiem to nie z ust nawiedzonych fanatyków wege- ale od osób kompetentnych czyli rolników i osób majacych dużo wspólnego z pozyskiwaniem mleka. Otóż mleko nigdy nie jest i nie było odbierane cielętom.
Po pierwsze krowa na ogół ma jedno młode i gdyby ono piło całe mleko dane przez matkę zapewne nabawiło by się ciężkiej niestrawności. Mleka, drodzy Przyjaciele dawanego przez zdrową, mleczną krowę, starczy i młodym "krowim" dzieciom i nam - ludziom. Podobnie rzecz ma się z jajkami. Niektórzy powiedzą: to zarodek życia - nie wolno go jeść, tylko że 99% jajek to jajka niezapłodnione i jako takie nie mogą być traktowane jako "zarodek nowego życia" - a może niektórzy "fanatycy" spróbują wyciedzieć, może im się coś wykluje.
Faktycznie problem jest, ale gdzie indziej - problem tkwi w tym, że 90% nawiedzonych nie ma "zielonego" pojęcia co to jest wegetarianizm, skąd się wziął, dlaczego jest, i co ma na celu.
Otóż wegetarianizm nigdy nie był drogą oddzielną i samą w sobie. Zawsze był on składową praktyk Wschodu i jako składowa był traktowany. Na Wschodzie "kiedyś" wegetarianom niejako patronowała zasada Ahimsy (słowo to składa się z przedrostka "a" znaczącego "nie" i rzeczownika "himsa" oznaczającego "zabijanie" lub "gwałt". Jest to jednak pojęcie szersze niż sam zakaz zabijania, ponieważ obejmuje także miłość. Ta miłość powinna odnosić się do wszystkich stworzeń, gdyż wszyscy jesteśmy dziećmi tego samego ojca... - B.K.S. Iyengar "Joga") - czyli niekrzywdzenia żadnych istot, ale faktem pozostaje, że Ahimsa jest jednym z pięciu przykazów kultury Dalekiego Wschodu (w naszej kulturze jednym z dziesięciu - nie zabijaj).
Dlatego też wszystkim nawiedzonym proponuję, aby najpierw zorientowali się i zapoznali z problemem, a potem próbowali przekonywać innych. Jest zasada - ...o drodze może mówić tylko ten, kto stanął na jej końcu... I jeszcze jedna uwaga dla tych, którzy nieco głębiej wniknęli w problem wegetarianizmu.
Funkcjonowanie zjawiska opiera się i jest podporządkowane trzem stałym:
Mówiąc prościej - piję herbatę o 17.00 w swoim domu i jest to problem nie do przeskoczenia dla tych, którzy próbowaliby mnie naśladować.
Bo po pierwsze: mogą wprawdzie być podobnej konstytucji psychofizycznej co ja oraz zacząć pić taką samą herbatę o godz. 17.00, ale nie będą jej pili u mnie w domu. Czynność więc będzie tylko podobna do pierwowzoru.
Podobnie jest z naturą funkcjonowania zjawiska zwanego wegetarianizmem. Robimy to samo w tym samym czasie, ale miejsce jest zupełnie inne (przez miejsce rozumiem wszystko, także krąg kulturowy i uwarunkowania geomantyczne). Wszak wegetarianizm przyszedł do nas ze Wschodu, tam się rozwinął - a Wschód to nie Polska i trzeba rozpatrywać ten problem na wszystkich poziomach, z energetycznymi i astralnymi włącznie. Odpowiedzi pozostawcie sobie. Jedno jest tylko przykre - dlaczego my, Biali chcąc przejąć jakąś wiedzę przejmujemy tylko jej fragment i to właśnie ten, który jest dla nas wygodny. Faktycznie tak pojęty wegetarianizm nie jest wegetarianizmem a wegetarianie - wegetarianami.
Pozdrawiam
Dariusz Lermer
Ebro 47
01-490 Warszawa
P.S. A może zwierzęta, które cierpią i oddają życie dla nas - ludzi - spłacają w ten sposób zwierzęcą karmę mogąc w ten sposób ewoluować dalej w coraz to doskonalsze formy w swym kole wcieleń. Może my - ludzie - gdy już przestaniemy zabijać zwierzęta opóźnimy znacznie im tę drogę wyrządzając tym samym krzywdę. Ja tego nie wiem i nie zastanawiam się nad tym - jestem wegetarianinem, ale staram się nie nosić klapek na oczach. Pozdrawiam tych, którzy posiedli całą "mądrość" tego świata.
...autor w sposób nieprzekonywujący stara się dowieść rzekomej wyższości weganizmu nad wegetarianizmem, stawiając tych ostatnich niemal na równi z mięsożercami i czyniąc ich współwinnymi smutnego losu krów europejskich. Nie piszę celem wszczęcia polemiki, a jedynie aby wykazać niekonsekwencje w rozumowaniu autora.
Sytuację krów ocenia on z typowo europocentrycznego punktu widzenia, z którego zwierzętom tym "odbiera się" mleko "przeznaczone dla cielaków", a te z kolei uśmierca się. Wobec takiego postępowania nawet weganie są bezradni.
Dla oceny jakiegokolwiek zagadnienia należy wpierw przyjąć jakiś punkt odniesienia. W kwestii żywienia jarskiego powinna nim być najstarsza, istniejąca do dzisiaj, cywilizacja świata, która jako jedyna może poszczycić się zachowaniem ciągłości kulturowej od czasów prahistorycznych i w której sposób żywienia podyktowany jest zarówno czynnikiem religijnym, etycznym, jak i zdrowotnym. Wzorcem tym są Indie. Wbrew pozorom, Hindustan nie jest czymś "egzotycznmym" lub "obcym" dla Europejczyka, a przynajmniej nie taki być powinien. Zostało już naukowo udowodnione, że i Słowianie i Germanie przywędrowali z terenów Środkowego Wschodu, a więc z Indii - na co wskazuje m.in. przynależność do wspólnej rodziny języków indoeuropejskich - tak więc tam, a nie na Bliskim Wschodzie, należy szukać naszych korzeni kulturowych.
Otóż podstawę diety większości mieszkańców Indii stanowi lakto-wegetarianizm, czyli jarski sposób odżywiania się z uwzględnieniem mleka i jego przetworów. Jest on kultywowany od głębokiej starożytności. Należy tu zauważyć, że żywienie w dawnej Europie w zadziwiający sposób zbliżone było do hinduskiego.
W Indiach, krowa otaczana jest należną jej czcią ze względów religijnych i nie dzieje się jej żadna krzywda - ani jej samej, ani jej potomstwu. Umiera po prostu ze starości. Tak więc nie należy dążyć do odebrania człowiekowi mleka krowiego, które jest pokarmem jak najbardziej naturalnym i mu przyrodzonym (karmi się nim przecież niemowlęta), lecz należy powodować zmianę stosunku człowieka do krowy, aby z oprawcy stał się jej opiekunem. Bardzo prosta, biologiczna obserwacja wskazuje na to, że zwierzę to stworzone zostało do produkowania mleka na potrzeby ludzi, ponieważ wytwarza go w nadmierze, poza okresem karmienia, a nie dojone - cierpi.
Dodatkowym argumentem przemawiającym na rzecz lakto-wegetarianizmu jest argument natury filozoficznej. Hinduski Bóg Kriszna - postać historyczna, tak samo jak Chrystus - był pasterzem krów. Dieta jogi, starożytnego systemu rozwoju duchowego o wysokich wartościachj etyczno-moralnych, opiera się m.in. na mleku. Wielcy święci i mędrcy indyjscy, jak tego dowodzi historia, byli zasadniczo lakto-wegetarianami i taki model odżywiania propagowali. W zupełności to wystarcza do "usprawiedliwienia" wegetarianizmu, jeśli jest to w ogóle komuś potrzebne...
Z poważaniem
Miłosz Woźniak
Krzywoustego 6/6
70-244 Szczecin
Trudno powstrzymać się od komentarza:
Maria:
Faktycznie, czasem wegetarianie traktują wegan tak jak sami bywają traktowani przez "mięsożerców" (sam widziałem i słyszałem: "Dlaczego nie jesz tej kanapki? Acha, ser. Ale tylko żółty jest na podpuszczce! Dlaczego ty właściwie nie jesz nabiału? W ogóle?" Itd itp.). Przypuszczalnie podobnie weganie traktują frutarian, a frutarianie - bresarian.
Chyba jednak lepiej zabijać rośliny niż jeść jaja z ferm. W jakich warunkach przetrzymywane są tam ptaki powie wam nie tylko Radek Kisielewski.
Dyndzia:
Zarzut, że Krzysztof nie podaje wegańskich przepisów odnosi się tylko do ZB, gdyż jego praca popularyzatorska jest wprost trudna do przecenienia i w wielu czasopismach widziałem opracowane przez niego przepisy.
Jak to dobrze, że tabletki są na żelatynie i nie mogą ich jeść wegetarianie! Niech nikomu nawet do głowy nie przychodzi uzupełnianie braków w pożywieniu, wywołanych zmianą diety ze względów ideologicznych, przy pomocy tabletek. Może to być dopuszczalne tylko sporadycznie, np. w okresie przejściowym
Miłosz:
Być może Rewolucja Kulturalna i rządy komunistyczne dyskwalifikują Chiny jako najstarszą cywilizację działającą do dziś. Warto zauważyć jednak, że klimat w jakim powstawała chińska kuchnia (a także medycyna) bardziej przypomina europejski, przez co jej zastosowanie wydaje się być z tego punktu widzenia lepsze niż indyjskiej. Kompromisem, wyjściem pośrednim (dosłownie), byłoby naśladowanie kulinarnych i medycznych osiągnięć Tybetańczyków, dostosowanych do ludzi odmiennych rasowo, żyjących w zupełnie innym niż my klimacie. Dość złośliwości.
Nie polemizując osobiście w sprawie traktowania krów w Indiach polecam książkę "Krowy, świnie, wojny i czarownice" Marvina Harrisa. (aż)
PS. Notka Marka Hasa, tematycznie związana z polemiką, powstała niezależnie od niej.