Ewa Dlaboga Zamieszanie na rynku produktów lokalnych i regionalnych W odróżnieniu od produktów wytwarzanych na skalę masową, produkty lokalne, regionalne i tradycyjne mają swoistą duszę. Oprócz walorów smakowych, zapachowych a niejednokrotnie również i wyglądu posiadają ładunek w postaci spuścizny danego regionu. Dają konsumentowi namacalny kontakt z naturą. Nie można im zarzucić, że są anonimowe. Są tak samo oryginalne jak niepowtarzalny jest teren, z którego pochodzą. W Unii Europejskiej prowadzona jest polityka ochrony nazw i znaków pochodzenia produktów, dająca gwarancje jakości, miejsca pochodzenia i tradycyjnego charakteru danego wyrobu. Polityka ta realizowana jest na różnych szczeblach, a jej efektem ma być zachowanie różnorodności i bogatej kultury europejskiej. Ochrona ta odbywa się przy pomocy odpowiednich rozporządzeń, które weszły w życie 14 lipca 1992 r. Są to:
W Unii Europejskiej obecnie zarejestrowanych i podlegających ochronie jest ok. 650 nazw pochodzenia, oznaczeń geograficznych, oraz 17 świadectw szczególnego charakteru. Obecnie produkty pochodzące z Polski na żadnej unijnej liście nie figurują. Przed 1 maja 2004 r. w Urzędzie Patentowym RP zgłoszonych zostało 5 produktów. Są to: oscypek, żętyca, bundz, bryndza i redykołka. Ówczesne zapewnienia Ministra Rolnictwa wskazywały, iż udzielony patent będzie respektowany również przez Komisję Europejską. Jak się później okazało, były to słowa bez pokrycia. Wejście Polski do UE zweryfikowało tę obietnicę, a całą procedurę należało rozpocząć od nowa, tym razem na szczeblu unijnym. Komisja Europejska bowiem nie powiela ochrony oznaczeń geograficznych i nazw produktów rolnych, artykułów spożywczych na szczeblu europejskim i krajowym. Polska po wstąpieniu do Unii otrzymała okres przejściowy, na mocy którego od 1 maja przez okres 6 miesięcy produkty zapisane w polskich rejestrach będą chronione. Przed upływem tego okresu producenci powinni byli złożyć wnioski o świadectwa europejskie, albowiem w przeciwnym wypadku inna osoba może ubiegać się o ich zastrzeżenie. Zmianie uległy również zasady promowania wyrobów rodzimych. W ich promocję nie mogą się angażować jednostki administracji publicznej, lecz stowarzyszenia i związki działające jako podmioty prywatne. Jako pierwsi wniosek o unijne świadectwo zgłosili producenci miodu wrzosowego z Borów Dolnośląskich. Natomiast Związek Hodowców Owiec i Kóz z siedzibą w Nowym Targu złożył jedynie wniosek o rejestrację oscypka, argumentując to tym, że Podhale słynie przede wszystkim z tego rodzaju sera i że oto on ma największą szansę stać się znakiem rozpoznawczym regionu. Wniosek jednak został zablokowany przez baców z powiatu limanowskiego. Kością niezgody jest obszar, na którym miałby być wytwarzany produkt - powiat nowotarski, tatrzański i żywiecki. Spór można byłoby rozwiązać gdyby wprowadzono zapis o produkcji sera na terenach gmin położonych powyżej 500 m n.p.m. albo na terenie, który swoją powierzchnią obejmowałby całe Karpaty. Konflikt ten powinien zostać jak najszybciej załagodzony, albowiem od dawna wiadomo, że prawa do oscypka i innych serów owczych roszczą sobie Słowacy. Nie chcemy przecież, aby certyfikaty unijne uciekły nam sprzed nosa jeden za drugim. Nasz kraj stosunkowo od niedawna zainteresował się ochroną produktów rodzimych. Dowodem tego może być fakt, iż Polska przed przystąpieniem do UE zarejestrowanych miała 5 produktów, w odróżnieniu od Czechów, którzy na szczeblu krajowym mieli zgłoszonych 68 wyrobów, nie mówiąc już o Węgrach, który dysponowali jeszcze większą ilością. Główne zaniedbania wynikają z nie dość dobrze wykształconego systemu ochrony naszych produktów lokalnych, procedur dotyczących przyznawania znaków jakości, z rozproszenia przepisów. Wcześniej nie prowadzono badań rynkowych mających na celu określenie zapotrzebowania na produkty regionalne, a reklama i działania marketingowe w dalszym ciągu są jeszcze na etapie tworzenia. Obowiązujące w Polsce akty prawne w zakresie ochrony produktów lokalnych i regionalnych powstały w wyniku dostosowania naszego prawa do wymogów UE. Niestety nasze kroki nie były w pełni świadome, wymusiła je raczej konieczność. Teraz stoi przed nami trud prac legislacyjnych, wprowadzanie szczegółowych rozporządzeń, które będą w pełni zapewniały ochronę oraz stanowiły wsparcie naszych rodzimych produktów. Odpowiedzią naszych władz na panujący bałagan w polskim prawodawstwie ma być uchwalona po ponad pół roku od wejścia Polski do Unii ustawa o rejestracji i ochronie nazw produktów rolnych, według której organem odpowiedzialnym za przyjmowanie wniosków będzie Ministerstwo Rolnictwa i Rozwoju Wsi, a nie jak do niedawna Urząd Patentowy Rzeczypospolitej Polskiej. Ustawa dodatkowo reguluje zasady i tryb oceny wniosków dotyczących rejestracji, kontroli produktów rolnych i środków spożywczych, określa sankcje karne dla podrabiających produkty itd. Według resortu rolnictwa na realizację tej ustawy są zapewnione środki w budżecie na 2005 r. W gestii Agencji Rynku Rolnego będzie na ten cel przeznaczone 2,35 mln zł (50% ze środków krajowych, reszta zaś pochodzić będzie z Unii Europejskiej). Na stronie urzędu Małopolskiego widnieje spis ok. 200 wyrobów tradycyjnych
(rysunek obok). Zanim jednak zostaną przyznane im certyfikaty, upłynie sporo czasu. Dokumenty najpierw składane i analizowane są na szczeblu krajowym (w przypadku oscypka trwało to 1,5 roku), a następnie kierowane są do Komisji Europejskiej. Tam również poddane zostają weryfikacji. Zaakceptowany projekt publikowany jest w Dzienniku Urzędowym Komisji Europejskiej. Od tego czasu, przez okres pół roku, państwa członkowskie mogą zgłaszać sprzeciw. W przypadku jego braku, oznaczenie zostaje zarejestrowane. Jeśli chodzi o przygotowanie wniosku, nie jest to takie proste. Samo wypełnienie formularza jest łatwe, kłopoty napotykamy przy dokonywaniu specyfikacji wyrobu. W tym miejscu powinniśmy odwołać się do korzeni, zatem powinniśmy znać historię danego produktu, wiedzieć w jakich okolicznościach powstał, oraz wykazać jego silny związek z miejscem pochodzenia. Cenne mogą się okazać opinie historyków i etnografów. W niektórych przypadkach konieczne jest wykonanie badań biologicznych i biochemicznych. Cała opisana procedura wymaga sporych nakładów finansowych. W przypadku zarejestrowania pięciu produktów regionalnych, czyli oscypka, bundzu, redykołki, żentycy i bryndzy byłby to - jak oszacowano - wydatek rzędu 75 tys. zł. Jedno badanie biochemiczne oscypka kosztowało 5 tys. zł. Zatem może to być jedna z poważnych przeszkód, na którą natrafi producent w drodze na unijny rynek. Zwiększająca się konkurencja na rynku produktów lokalnych w krajach wspólnoty sprawia, że nowo przyjęte kraje członkowskie muszą wprowadzić produkty o niepowtarzalnych walorach, bo tylko takie będę się w stanie na nim utrzymać. Polska jest krajem bogatym w tradycje. Z pewnością nie będziemy mieć problemów w wyszukaniu tych "perełek", produktów, które są głęboko zakorzenione w naszej w kulturze. Problem może natomiast pojawić się w kwestii organizacyjnej: formułowaniu wniosków, właściwej i dostatecznej promocji, we wsparciu zarówno na szczeblu krajowym jak i unijnym. Szczególną uwagę powinniśmy zwrócić na właściwe przygotowanie służb nadzoru weterynaryjnego i kontroli higienicznej, w tym również na podniesienie świadomości samych producentów. To, co mamy powinniśmy docenić i w najlepszy możliwy sposób wykorzystać, mając na względzie zachowanie naszego dziedzictwa kulturowego i tożsamości narodowej. Słowniczek pojęć
Ewa Dlaboga Literatura
|
||||||||||