Strona główna |
Wiosna. Zgrzyt piły łańcuchowej, drżą delikatne, młode listki i drobne, dopiero co rozkwitłe kwiatki. Piła zagłębia się w ciało, coraz głębiej i głębiej. Zaczyna wypływać krew - bezbarwna, nie czerwona, ale ból jest taki sam. Po chwili drzewo pada z łoskotem na ziemię. Czeka je powolna śmierć, umrze wraz z ostatnim kwiatem, ostatnim liściem. Pozostanie pień...
Znacie na pewno tę historię. Tak często powtarza się ona w tylu miejscach na Ziemi.
Tym razem wydarzyło się to w Warszawie, na placu Trzech Krzyży. 31 potężnych drzew, czterdziestoletnich drzew straciło życie, aby na ich miejscu mógł stanąć hotel. Czy potrzebniejszy niż one? Blokowaliśmy wycinanie przez tydzień - ostatnie drzewa padły 23 kwietnia o 8-mej rano w otoczeniu 15-20 ludzi w niebieskich czapkach z daszkiem i kilku innych panów, znanych nam z poprzednich dni. Nie mogliśmy nic zrobić - tego dnia mieli nad nami przewagę ilościową conajmniej 12:1. Nie pozwolili nam przejść prze płot, podejść do drzew. Staliśmy więc i patrzyliśmy bezradnie, jak je zabijają. Zostały tylko pnie i zgrzyt piły w pamięci. Możnaby teraz zastanawiać się tylko, kto jest winny śmierci tych drzew. A winni jesteśmy my - ludzie. Nie wystarczy jednak powiedzieć "przepraszamy" - one umarły i już nie mogą nam wybaczyć.
Małgorzata
("Wolę być" - Warszawa)
Wykonywałem zdjęcia. Tak jak inni poprzedniego dnia. Do drzew przykuli się młodzi ludzie, na drzewach byli inni.
Przybyła ekipa inwestora. Spółka zatrudniona przy wycince drzew i przedstawiciel "Warimexu", polsko- austriackiej firmy budującej hotel przy Pl.Trzech Krzyży w Warszawie.
"Spierdalaj" - usłyszałem od inżyniera dyrektora. W chwili, gdy chciałem udokumentować jak jeden z robotników okłada młodego człowieka, inżynier dyrektor wsadził mi brudny paluch w obiektyw. Przedstawiłem legitymację prasową. "Możesz mi..." Więc ja: że nie ma zakazu fotografowania. Nie ma zakazu przebywania. Ale przecież nie będę się szamotał z tak kulturalnym panem. Zza ogrodzenia robię zdjęcia: bijatyka, szarpanina. Na Zachodzie firma za takie postępowanie ległaby z kretesem. Tutaj spółka od wycinki drzew tnie je, mimo że na dole przykuci są ludzie. Tnie drzewa z ludźmi.
Fotografuję. Dyrektor inżynier popycha długowłosego. Szarpie. Nagle podchodzi do ogrodzenia, zza którego robię zdjęcia. Dobiega i pluje mi prosto w twarz.
Boję się AIDS. A poza tym: nie będzie inwestor pluł mi w twarz. Dzwonię do rzecznika prasowego MSW. Później jeszcze kilka telefonów i pokoik w XVI Komisariacie Policji. Sympatyczna służbistka pociesza, że teraz takie czasy, ludzie podenerwowani, co i rusz ktoś komuś plunie w twarz.
Dzwonię do redacji "Reportera", dla której przygotowywałem materiał dziennikarski. Następnie wnoszę o wytoczenie sprawy wobec dyrektora- inżyniera-inwestora. Uważam, że została naruszona moja godność osobista. Wkrótce dowiem się czy dyrektor zostanie oskarźony z oskarżenia publicznego, czy też prywatnego.
Gdy wracam na teren pikietowany przez ekologów, dowiaduję się, że zostali spisani i pogrożono im grzywną. Myślę, że będzie z czego płacić. A za resztę można będzie kupić płótna i farb.
Eryk Mistewicz
Starszy człowiek tłumaczy, że wycinka musi być zakończona przed przyjazdem Ojca Świętego i że na drzewach siedzą komuniści. Wokół gromadzą się dziennikarze. "Gazeta Wyborcza" pyta, dlaczego nas tak mało. Dwie osoby z Warszawy plus jeden z Włocławka i jeden z Suwałk. Przykuci łańcuchami do drzew. Przy jednej z kłódek złamał się kluczyk podczas domykania, ale wiadomo, że Paweł L. zwykle ma pecha.
Podczas poniedziałkowego spotkania ludzie z "Wolę być" zobaczyli, że tną. Tną drzewa pod hotel, mimo że od dwóch lat trwają protesty, a od decyzji można się jeszcze odwołać.
Nocą z poniedziałku na wtorek na parkanie pojawiają się napisy: NIE WYCINAĆ DRZEW! EKOLOGIA ZAMIAST KOMERCJI. NIE BUDOWAĆ HOTELU!
We wtorek rano drzewa obejmuje czwórka ludzi. Drwali jest szóstka. Ale jest fotoreporter, a to ratuje. Dziś nie tną. Przy okazji dowiadujemy się, że firm tnących drzewa jest w Warszawie 60, a sadzi drzewa jedna, w dodatku państwowa.
W środę do drzew przykuwają się, tym razem łańcuchami i kłódkami, ludzie. Znów trójka ludzi. Robotnicy mówią, że przepisy są takie, że ciąć mogą od 6.00 do zmroku, a w Ostrowie Wlkp. wobec protestów przy wycince zastosowano chemikalia, którymi podlano drzewa, gdy nocą zostały bez opieki. Ludzie powoli tracą wiarę: jest nas tak mało. Mogą z drzewami zrobić co chcą. Jak pogodzić się z przegraną?
Nie - mówi Jacek - Nie ma kompromisu w obronie Matki Ziemi! - Jacek przyjechał z Włocławka, po telefonie o dziesiątej w nocy. Rano był już w Warszawie. A Warszawa? - Gdyby tu był Kraków - ktoś wzdycha - Albo przynajmniej Gdańsk.
Udaje się powiadomić wszystkie warszawskie gazety, radio "Solidarność" i Trójkę. Jest TV. Więcej dziennikarzy niż uczestników protestu. Gdzie są ludzie z Warszawy???
Nocą ze środy na czwartek rozmontowano ogrdzenie dookoła terenu budowy. Próbowano też wbijać gwoździe w drzewa, aby zatrzymać wyrok pił, ale metoda z zamorskich krajów tu nie sprawdza się: gwoździe Made in Poland zakrzywiają się.
Rano próba powstrzymania podnośnika przed wjazdem na teren budowy. Po przepychance podnośnik rusza wolno i spycha ludzi. Jest już dziesiątka. Wiele za mało.
Dziś już nie ma telewizji, jest tylko samotny UOP z psem (czy jamniki należą teraz do wyposażenia UOP-u?), więc bijatyka odchodzi na całego. A właściwie łomotanie protestujących. Czy w Warszawie jest tylko dziesiątka ekologów?
Naszych bili. Po prostu spuszczali im zwyczajny wprdl. W środku Warszawy. Obok domów, których mieszkańcy zamiast parku będą mieli betonowy hotel.
Naszych bili. Naszych broniących drzew, których wycinka jeszcze przez kilka dni była bezprawna (tryb zaskarżenia). Stróże prawa nie reagowali.
Naszych bili. Ekologów. Obrońców naturalnego środowiska. Albo młodych ludzi, często jeszcze dzieci - 15 lat. Co chwile komunikaty powtarzało stołeczne radio "S", informacje o proteście ukazały się we wszystkich stołecznych gazetach, a także w Teleexpresie, Wiadomościach (d. Dziennik TV), lokalnym "Telewizyjnym Kurierze Warszawskim", w Trójce.
W odległym o trzy minuty drogi gmachu Parlementu siedzieli EKOLOGICZNI POSŁOWIE. Dziesięć minut od miejsca zdarzenia był SPOŁECZNY INSTYTUT EKOLOGICZNY, a o piętnaście minut FUNDACJA EDUKACJI EKOLOGICZNEJ.
O dwadzieścia minut od miejsca zdarzenia przebywali pracownicy MINISTERSTWA OCHRONY ŚRODOWISKA i NARODOWEJ FUNDACJI OCHRONY ŚRODOWISKA. I wszyscy, którzy bez przerwy powtarzają, że chronią środowisko, walczą o nie.
Proszę Was, żebyści mi wybaczyli to, co o Was wtedy myślałem.
Adam
PS. Wycinki drzew dokończono w Międzynarodowym Dniu Ziemi.
Howk!