Strona główna |
Głównym przedsiębiorstwem zajmującym się w Warszawie obsadzaniem zielenią jest MPRO czyli Miejskie Przedsiębiorstwo Robót Ogrodniczych. Obsadza ono zarowno parki, aleje, rabaty jak i również wykonuje usługi prywatne dla firm. Chciałbym opisać jedną z takich usług ku przestrodze innych i ku powiadomieniu tych, którzy myślą, że jeśli szlag trafia drzewa i krzewy w mieście, to tylko dlatego, że spaliny itd.
Jakiś czas temu Biblioteka Narodowa zwróciła się do MPRO z prośbą o obsadzenie przyległego terenu. Praca została wykonana - forsę MPRO wzięło. W jakiś czas potem przez przypadek stwierdziłem, że wszystkie krzewy (irgi) są posadzone w foliowych mankietach. Moim zdaniem mankiety blokują rozwój rośliny i służą li tylko do przetrzymywania krzewów w szkółce i do łatwego nimi operowania przy przewożeniu. Ponieważ jednak wolałem się upewnić, skontaktowałem się z trzema innymi firmami i szkółkami i zapytałem jak powinny być sadzone krzewy - w mankietach czy bez nich. Odpowiedź była jednoznaczna - bez, absolutnie bez. I tak nasuwa się pytanie, czy firma MPRO nie zna się po prostu na ogrodnictwie czy też może sadzi krzewy tak, aby je szlag trafił - co będzie powodem do posadzenia nowych - czyli do otrzymania następnych wpływów.
Z wyrazami szacunku dla specjalistów ogrodników z MPRO.
Druga sprawa to cmentarz koło Komorowa (lasy nadleśnictwa Nadarzyn koło Pruszkowa). Cmentarz - niby nic, ale jest jedna drobna rzecz - dlaczego wycięto kilkanaście dużych drzew i wiele małych? Rozumiem, że cmentarze są potrzebne i to bardzo, wszak robimy wszystko żeby grabarze nie splajtowali i zapowiada się, że będzie potrzeba jeszcze wiele, wiele miejsca na cmentarze. Tylko dziwne jest, że Kościół nie rozumie faktu, że im więcej drzew się zabije, tym więcej nabożeństw pogrzebowych się odprawi - a może o to chodzi? Pieniądz jest pieniądz.
Po raz kolejny miałem możność przekonać się, że głupota ludzka nie zna granic. Po raz kolejny obchodziliśmy uroczyste święto dewastacji krzewów i drzew - Niedzielę Palmową. Może i pięknie wygląda świąteczna palemka - pięknie - ale nie dla tych, którym choć trochę zależy na naszej przyrodzie, gdyż to co pozostaje po hordach ludzi, którzy wychodzą na spacer w poszukiwaniu bazi - budzi zgrozę i przerażenie. Hołota (bo inaczej nie sposób tego nazwać) pozostawia po sobie dokładnie to co pozostaje po przelocie szarańczy - tyle, że szarańcza "niszczy" ażeby żyć, a my, ludzie niszczymy, żeby ładnie to wyglądało.
Policzmy te wszystki bazie, które zerwaliśmy + te, które zerwało bądź kupiło 38 mln Polaków, to mamy pełny obraz tego co można nazwać świadomością ekologiczną narodu. Dodajmy do tego, że Kościół poświęci nasze palemki, dając tym samym przyzwolenie do dalszego niszczenia i dewastowania lasów, a rodzice pochwalą swoje pociechy, że przyniosły bazie do domu - i w ten prosty sposób, od dziecka jesteśmy przyzwyczajani do niszczenia i całkowicie moralnie wolni od odpowiedzialności za czynione zło. Dodam na koniec, że wierzba, którą łamiemy na "bazie" to w 90% wierzba Iwa, którą jest bardzo ciężko rozmnożyć u nas z drzew. Ponadto jest drzewem, które ma decydujące znaczenie np. dla pszczelarstwa, gdyż jej pyłek i nektar jest pierwszym pożytkiem pszczół, który daje niejako siłę do budowania silnych rojów. A my jak to my, a jednej strony chcemy mieć miodek, a z drugiej ładne bazie w wazonie.
Dariusz Lermer