Strona główna |
W deklaracji ideowej Federacji Zielonych opublikowanej w broszurce pt. "Nasze zasady" znalazło się między innymi takie sformułowanie: "...uważamy, że lokalne społeczności - mieszkańcy poszczególnych miast i wsi - muszą mieć ostateczne prawo do samodecydowania o kształcie swego otoczenia". Idea ta jest niezwykle porywająca, ale czy rzeczywiście wcielana w życie? Moim zdaniem nie. Postaram się pokrótce uzasadnić to stanowisko.
Otóż w lipcu 1990 roku do niewielkiej pienińskiej miejscowości zjechała grupa dziwnie poprzebieranych młodych ludzi. Miejscowość nazywała się Czorsztyn, a przyjezdni byli członkami WiP-u, Federacji Anarchistycznej (sic! - w naszym kraju razem z AIDS-em i porno-shopami pojawiły się i takie dziwolągi) oraz wspomnianej Federacji Zielonych, która była zresztą inspiratorem całej imprezy. Celem wizyty, jak się wkrótce okazało, było blokowanie dróg dojazdowych do budowy zapory i elektrowni wodnej na Dunajcu. Akcja polegała na siedzeniu rzędem w poprzek jezdni, aby uniemożliwić dowóz niezbędnych materiałów budowlanych.
Już od pierwszego dnia zaczęły się nieporozumienia i spory z miejscową ludnością. Z wypowiedzi mieszkańców Czorsztyna i okolic jasno wynikało, że nie życzą sobie podobnych działań oraz, że są przeciwni całej tej hecy. Dla większości z nich budowa była miejscem pracy, często jedynym źródłem utrzymania wielodzietnej rodziny. Wielu straciło swoje pola, które znajdowały się na terenie planowanej inwestycji, więc zostały wykupione przez państwo. Gleba była rozjeżdżona przez spychacze i ciężkie maszyny budowlane, częściowo pokryta betonem, a więc teraz już niezdatna do uprawy. Po zakończeniu prac zamierzali zarabiać pieniądze na turystyce, która niewątpliwie szybko rozwinęłaby się na tym terenie, zwłaszcza, że wokół planowanego sztucznego jeziora postanowiono wybudować liczne ośrodki rekreacyjne.
Wymieniali jeszcze wiele innych argumentów, powoływali się na liczne ekspertyzy, mówili o stratach, jakie każdy dzień blokady przynosi w ich małych budżetach rodzinnych i w budżecie państwa, ale ekolodzy byli głusi na ich racje. W dalszym ciągu z uporem maniaka okupowali drogi i opowiadali brednie o "pomnikach głupoty komuny", nadmiarze energii elektrycznej w Polsce, globalnym myśleniu itd. Posuwali się nawet do tak jawnej bezczelności, by twierdzić, że działają dla dobra miejscowej ludności!!! Autorytatywnie orzekali, co będzie dobre dla tych ludzi, nie pytając o zdanie bezpośrednio zainteresowanych. Niektórzy zieloni twierdzili wręcz, że tylko oni mają rację, a mieszkańcy Czorsztyna i okolic to "otumanieni przez system idioci". Konflikt narastał, lecz wkrótce wakacje się skończyły i bojownicy o wolność i środowisko rozjechali się do domów. Zapowiedzieli, że wrócą za rok.
Jak to się ma do szczytnych haseł zawartych w antystatucie Federacji Zielonych, ocenić może każdy. Podobnych przykładów jest zresztą wiele. Żaden z ekologów nie zastanawia się, co robią pracownicy zakładu, który na skutek protestu zielonych zostanie zamknięty. Nikogo nie obchodzi zdanie ludzi, którzy zajęci uczciwą pracą, zmagający się z codziennymi problemami, nie mają czasu rozejrzeć się dookoła i zaprotestować przeciwko takim działaniom. A gdy znajdują się już na bruku, na wszelkie protesty jest po prostu za późno.
Jak w kontekście tych faktów wygląda wykrzykiwany przez Federację Zielonych postulat o "prawie do decydowania o sobie lokalnych społeczności"? Kim są ludzie tak szafujący wielkimi słowami, wbrew temu co czynią? Byłbyż to przykład swoistej schizofrenii zielonych federastów, czy może świadome zakłamanie?!?
Grażyna Kaleta
(adres znany redakcji)
PS. Wysyłam ten tekst z niewielkimi nadziejami na jego wydrukowanie. Powszechnie wiadomym jest przecie fakt, że "Zielone Brygady" są organem Federacji Zielonych, a kolegium redakcyjne należy do tej organizacji. Może jednak jej członkowie wykażą choć tyle odwagi cywilnej, by odpowiedzieć na przedstawione zarzuty na łamach swojego miesięcznika.
Aby nie pozostawiać nieścisłości:
akcję w Pieninach organizowała owszem, Federacja, ale nie
Zielonych tylko Anarchistyczna, wraz z WiP-em i niewielu
było federastów w Czorsztynie, (także w lipcu i sierpniu
1989), - nie chcę jednak wywołać wrażenia, że to z powodu
wspomnianego wyżej zapisu w "Naszych Zasadach". Federaści
bardziej dorywczo uczestniczyli w różnych działaniach
przeciw tamie a całą akcję poparli na Kongresie w
1990r.
Pierwszy raz spotykam się ze stwierdzeniem, że "powszechnie wiadomo" iż ZB są organem FZ. Nic bowiem o tym nie wie ani redakcja ZB, ani inni "członkowie" FZ. Korzystanie z konta Krakowskiej Grupy FZ przez ZB o niczym przecież nie świadczy, tak samo jak "prywatna" sympatia członków redakcji ZB właśnie do FZ czy udział w jej działaniach.
(aż)
Przykład podany przez Autorkę nie jest niestety odosobniony. Z podobną sytuacją mamy miejsce chociażby w Oświęcimiu, gdzie miejscowa grupa FZ przeciwstawia się projektowi rafinerii, popieranemu przez Radę Miejską, Radę Gminną i Komitet Obywatelski. Mimo, że dobrze znam odnośny zapis w statucie FZ nie odczuwam schizofrenii.
Spróbuję to po krótce wyjaśnić:
(pr)
Ps. Należymy do grupy, która jeszcze nie raz wystąpi
przeciwko większości. Ale przecież już nie raz ten "jeden
przeciwko wszystkim" miał rację! A Autorce życzę
kolejnych, równie prowokacyjnych tekstów.