Strona główna 

ZB nr 7-8(25-26)/91, lipiec-sierpień '91

"ŚCIEŻKI EROSA"

Podpici mężczyźni przechwalający się przed sobą opowieściami o swoich seksualnych wyczynach i podbojach. Przygodna znajomość z dyskoteki: chłopak i dziewczyna patrzący tylko, jakby tu jak najszybciej pod jakimkolwiek pretekstem zaciągnąć to drugie do łóżka. Przysłowiowy "rekrut, któremu wszystko się z d... kojarzy". Popularność pornografii. Dlaczego dla ludzi tak bardzo ważny jest seks? Dlaczego niektórzy wręcz są nim opętani, jest on głównym i nieomal jedynym punktem zainteresowania w ich życiu?

Uważać się zwykło, że podłoże tak istotnej roli seksu w świadomości człowieka jest "zwierzęce", biologiczne: instynkt rozmnażania się, zachowania gatunku. Zwierzęta jednakże objawiają "zainteresowanie" seksem w o wiele mniejszym stopniu niż człowiek: czynią to jedynie w okresie rui, przeważnie raz w roku; i stosunki płciowe są u nich rzeczywiście ściśle związane z zapłodnieniem, z rozmnażaniem się. Tylko posiadającemu świadomość człowiekowi seks sprawia przyjemność sam w sobie; tylko człowiek wymyślił antykoncepcję, aby doznawać tej przyjemności bez następstw w postaci zapłodnienia. Wydaje się więc, że źródło tak silnego zainteresowania człowieka seksem tkwi w jego świadomości, w psychice, a nie w biologii.

Nie wchodząc jeszcze chwilowo w istotę tego źródła warto zauważyć, że podsyca go z pewnością funkcjonujący w naszej kulturze mechanizm "zakazanego owocu": przez lata całe uważano, a i teraz niejednokrotnie się uważa, erotyzm za coś niskiego, brudnego, szatańskiego, występnego, grzesznego, niegodnego; za coś, na widok czego należy zamknąć oczy i udawać, że tego nie ma.

Obowiązująca przez całe lata moralność nakazywała tłumienie w sobie, zwłaszcza u kobiet, wszelkich oznak doznawania przyjemności erotycznej. Nie tylko małe dzieci, ale i dorastająca młodzież nie miała prawa nic wiedzieć o "tych sprawach"; dzisiaj jeszcze wielu uważa, że dzieciom w imię ich "niewinności" jak najdłużej nie należy nic na ten temat mówić, a filmy zawierające choćby fragmencik sceny erotycznej powinny być "dozwolone od lat osiemnastu" (natomiast bez żadnych oporów serwuje się dzieciom w szkołach, w atmosferze patosu i bohaterstwa, historyjki o wojnach i zabijaniu). Jak taka postawa podsyca niezdrowe - tym razem już niezdrowe naprawdę, a nie w cudzysłowie zgorszonej purytańskiej mentalności - zainteresowanie seksem, świadczą chociażby pacjenci ś.p. Zygmunta Freuda, którzy doprowadzili go w końcu do, jak by nie było dość absurdalnego, wniosku, że podstawowym wewnętrznym motorem działań człowieka jest popęd seksualny.

Ale żeby było co wzmacniać i podsycać, to coś musi najpierw istnieć. Zero pomnożone przez dowolną liczbę będzie nadal zerem; tak więc, aby mechanizm "zakazanego owocu" mógł podsycić zainteresowanie seksem, musi ono choćby w szczątkowej formie już istnieć. Powracamy zatem do pytania: gdzie jest jego źródło?

Czy jest to przypadek, że wśród tych najbardziej opętanych seksem, dla których niemal całe życie do niego się sprowadza, seks przeważnie łączy się z alkoholem lub narkotykami? Moim zdaniem nie; i nie jest to spowodowane tylko tym, że alkohol czy narkotyki osłabiają silne hamulce, jakimi obwarowała seks w psychice wspomniana purytańska moralność. Wszystkie trzy - seks, alkohol i narkotyki - stanowią przejaw tego samego, często nieuświadomionego i podejmowanego na oślep, dążenia człowieka.

Nasze codzienne życie, stan umysłu w jakim zwykle pozostajemy, jest pełen niepokojów, stresów, uzależnienia od innych ludzi i rzeczy, niepewności, zmienności. Każdy człowiek zaś bardziej czy mniej świadomie marzy o "szczęściu", czyli o stanie będącym tego codziennego, zwykłego stanu przeciwieństwem: stanie harmonii, spokoju, pewności, swobody, niezależności, stabilności. Wielu z nas często szuka go w przyjemnościach, które możemy uzyskać od świata zewnętrznego; w gromadzeniu rzeczy materialnych, zdobywaniu pozycji społecznej czy władzy. Podświadomie wiemy jednak, że tak naprawdę zdolność do bycia szczęśliwym leży w nas samych, w naszej psychice; w jej zdolności do osiągania stanów określanych jako doświadczenia szczytowe: stanów totalnej integracji psychicznej, harmonii i jedności z całym istnieniem, wieczności i niezmienności - stanu tego nie da się zresztą opisać, jest on poza wszelkimi słowami. Wprawdzie ktoś, kto nigdy nie przeżył doświadczenia szczytowego, może na poziomie intelektualnym podawać w wątpliwość jego istnienie i realność, ale nieświadoma część jego osobowości będzie szukać i dążyć do tego stanu; gdyż wie, że on istnieje, i pragnie jego osiągnięcia. Droga do tego stanu prowadzi poprzez wejście w siebie, w głąb własnej psychiki.

To wejście może dokonywać się na różne sposoby; na drodze odbioru dzieł sztuki lub ich tworzenia, poprzez psychoterapię, medytację czy na drodze religijnej. Do doświadczenia szczytowego może prowadzić taniec, może prowadzić sport - szczególnie sporty zawierające w sobie pewien "mistyczny" element, jak alpinizm czy dalekowschodnie sztuki walki. A ci, którym te drogi wydają się zbyt trudne, lub ci o prymitywnej, niezdolnej do pełnego uczestniczenia w takich drogach psychice? Jak we wszystkich ludziach, istnieje w nich pragnienie doświadczenia szczytowego, którego szukać będą poprzez najprostsze i najsilniejsze podniety - wspomniane już seks, alkohol i narkotyki. Jakże często mówi się przecież, że ktoś pije czy idzie do łóżka aby "uciec od świata". Uciec od świata - dokąd? Ano oczywiście, do swojej krainy szczęśliwości, do swojego utraconego raju, do swoich nieuświadomionych często marzeń o doświadczeniu szczytowym.

O ile jednak alkohol i narkotyki, będąc biologicznie odrzucane przez organizm jako trucizny, nie stwarzają wielkiego prawdopodobieństwa rzeczywistego osiągnięcia owego stanu za ich pomocą (czasami co najwyżej pełnią funkcję środków pomocniczych, jak np. w pewnych kulturach szamańskich), o tyle erotyzm - erotyzm, a nie sam tylko seks - jest podstawowym biopsychicznym wyposażeniem każdego człowieka i najbardziej przyrodzonym nam elementem zdolności przeżywania doświadczeń szczytowych.

Wydaje mi się zatem, że istota zainteresowania człowieka erotyzmem leży w tym, że jest to najłatwiej, najszerzej dostępna dla wszystkich moźliwość przeźycia doświadczeń szczytowych; przy tym jedyna, która jeszcze jako tako da się w sposób w miarę powszechnie zrozumiały opisać słowami, gdyż większość ludzi ma w tej sferze pewne wspólne doświadczenia. Podkreślam, że w erotyźmie tkwi tylko moźliwość, nie zaś "automatyczna" pewność przeżycia tego upragnionego przez wszystkich stanu. Wykorzystanie tej możliwości poprzez świadomy, subtelny, pełen uczucia erotyzm zależy tylko od nas samych. Niezdawanie sobie sprawy z tego faktu rodzi mechaniczny seks, sprowadzony do li tylko fizjologicznej strony. Podobnie jak w przypadku alkoholu i narkotyków (zresztą często mu towarzyszących) oprócz wpływów kulturowych wewnętrzną, podświadomą przyczyną jest chyba chęć łatwego, "automatycznego", bez włożenia wysiłku w przekształcanie własnej psychiki, osiągnięcia owego wspomnianego już tylekroć stanu.

To niestety (albo na szczęście) na żadnej drodze nie jest możliwe. Pełne przeżycie erotyczne wiąże się ze zgłębianiem psychiki własnej i partnera i nieustanną pracą nad swoimi emocjami, uwarunkowaniami, blokami. Wtedy możliwe jest przeżycie doświadczenia szczytowego na drodze erotycznej. Ta droga nie jest w niczym łatwiejsza niż inne - jedynie wydaje się taka, zwodząc pozorną łatwością swego czysto fizycznego aspektu.

Zgłębianie psychiki, praca nad swoimi emocjami, blokami - takie sformułowania kojarzą się nam z jakąś psychoterapią, czy nawet medytacją. Erotyzm i medytacja? Takie zestawienie wciąż jeszcze często wydaje się nam szokujące, gdyż nasza kultura przyzwyczaiła nas do wyraźnego oddzielania tego, co duchowe, wzniosłe, święte, od tego co cielesne, niskie, grzeszne. Tymczasem erotyzm jest duchowy i cielesny jednocześnie, co podkreśla np. kultura hinduizmu, w której w sposób nieraz szokujący dla Europejczyka splatają się elementy religijne z erotycznymi. Ileż kontrowersji i zgorszenia wywołał swego czasu hinduski guru Bhagwan Radżnisz, propagujący wśród rozlicznych opracowanych przez siebie technik medytacyjnych także medytacje erotyczne.

Erotyzm i medytacja, erotyzm i psychoterapia mogą się jednak znakomicie uzupełniać. W sytuacjach erotycznych możemy znakomicie uczyć się kontaktu z partnerem, empatii, świadomości reakcji własnych i partnera, troski i czułości; możemy rozwijać swoją intuicję; możemy sprawdzać, jak dalece zdołaliśmy przekroczyć czy zlikwidować różne bloki i uwarunkowania w naszej psychice; możemy wreszcie uświadamiać sobie te obszary i problemy, których nasza praca nad własną psychiką jeszcze nie sięgnęła. Świadomy erotyzm może stać się niezwykle cenną drogą rozwoju naszej osobowości, naszego człowieczeństwa - tym cenniejszą, że przebywaną we dwoje.

Problemem, i to ogromnym, jest oczywiście odnalezienie się tych dwojga. Ale to już zupełnie inna historia...

Jarosław Rafa




ZB nr 7-8(25-26)/91, lipiec-sierpień '91

Początek strony