ZB nr 7-8(25-26)/91, lipiec-sierpień '91
WSŁUCHANY W SZEPT LASU
Chore świerki... Pacjenci, których nikt nie leczy
Przemijają bez klepsydr i bez mszy żałobnych.
A nad nimi duch śmierci - niestety, człowieczy...
O! Gdyby mogły wydać choć
przedśmiertny skowyt...
Ale cisza zapadła, cisza umierania
Pni schwytanych za gardło siarkową obręczą
I już świerk następny w szeregu się słania,
I już dalsze po nim duszą się i męczą...
Las ginie, wysychają mu szpilkowe płuca,
Kruszą się i spadają deszczem martwych igieł
I coraz więcej zieleni uśmierconej zrzuca
Las szepcząc do człowieka: dzięki za fatygę!...
Najpierw przyszedłeś, aby poderżnąć mi gardło,
Żebym bluznął żywicą... jesteś starym graczem....
Teraz zmieniasz oblicze, bo coś cię napadło
I stoisz tu nade mną i w rozpaczy płaczesz.
Płaczesz na lasem kominów, który sam zasiałeś,
aby ziały trucizną... ależ ty masz tupet,
Myśląc, że zadość uczynisz płacząc nad tym ciałem
Drzew, któreś uczynił jednym wielkim trupem!
Nie dotykaj lasu tą zbrodniczą dłonią,
Niszczysz moje jeżyny, jałowce i rydze.
Nie pojąłeś, mędrcze, co prostaczek pojął,
Twą dwulicową duszą - człowiecze - się brzydzę!
Marek Antoni Wasilewski
ZB nr 7-8(25-26)/91, lipiec-sierpień '91
Początek strony