Strona główna |
Dzieci nie są gośćmi, ani też obserwatorami MATKI NATURY. Tołstoj, którego wspomnienia sięgaja w czasy najwcześniejszego dzieciństwa przypomina sobie tylko pokój dziecinny i przeżycia z nim związane, nie pamięta natomiast słońca, ogrodu, kwiatów, mimo ze wychował się na wsi: "Do piątego roku życia natura dla mnie nie istniała. Wszystko co pozostało mi w pamięci związane jest z łóżeczkiem i z pokojem. Nie istniały dla mnie trawa, liście, ani niebo, ani słońce. Niemożliwa jest przecież rzeczą, że mi nie dawano kwiatów, że nie widziałem trawy, że chroniono mnie przed słoncem, a jednak do piątego czy szóstego roku życia nie zachował mi się ani jeden obraz tego, co nazywamy naturą.
Widocznie trzeba być od niej oddzielonym, żeby móc ją dostrzec, ale wtedy JA SAM BYŁEM NATURĄ". Dziecko wcale nie lubi "pięknych widoków". Drzewo nie istnieje dla dziecka po to żeby je podziwiać, ale po to, żeby się na nie wdrapywać - z gałęzi na gałąź aż na wierzchołek, gdzie ryzykujac życiem zdobywca szczytu, opierajac się o pień i lekko kołysząc, zdaje się zapadać w rozmarzenie, które często zatrzymuje go w tych wysokich sferach przez długi czas. W lesie natomiast najlepiej jest COŚ ROBIĆ. Przytaszczyć konary i gałęzie, wbić je w ziemię, przykryć płatami mchu, kawałkami torfu. Budowa chatki z mchu zostaje wreszcie w pocie czoła zakończona. W jej wnętrzu pełnym chłodnego cienia nawet najbardziej rozbrykane dziecko potrafi długo siedzieć i marzyć. Na jesieni strąca się z drzew kasztany.
Kasztany dostarczają jednak więcej przeżyć niż tylko te zwiazane z rzucaniem, budowaniem i robieniem ludzików. Gładka, lśniąca, brązowa łupina kasztana, cierpka gorycz jego wnętrza, kiedy wbije się w nie zęby - co się wtedy przeżywa, czego doświadcza się wieloma różnymi zmysłami, tego się nie da opowiedzieć kiedy się jest dzieckiem, nie jest się nawet tego świadomym. Nie ma się też ochoty opisywać i utrwalać w słowach tego, czego się doznaje. Czuje się natomiast niejasno, że doznania, którymi obdarzają zmysły, rozsuwają się lekką przędzą marzenia i stopniowo budzą do życia dusze poprzez błogość uczuć przyjaznych, bądź też poprzez kąsający dreszcz odrazy. I zawsze obecne jest to odczuwanie, czujaca wola, która zwraca się do wewnatrz i twórczo buduje świadomość. To, czego dzieci doznają, nigdy nie jest biernym, mniej czy bardziej pozbawionym znaczenia czuciem, jest natomiast aktywną siłą, która formujacym ciało siłom podsuwa wszystko, co zostało przyjęte za pośrednictwem zmysłów. I dlatego nie jest w żadnym przypadku rzeczą bez znaczenia to, co dzieje się w otoczeniu dziecka. Poprzez doznania zmysłów zdarzenia odciskają się we wnętrzu dziecka tak głęboko, że przemawiają potem po latach w porywach duszy i w impulsach woli dorosłego człowieka.
Wszystkie te rzeczy mają swój udział w dziele sił twórczych pracujących w organiźmie dziecka nad jego przyszłością - udział harmonizujący albo też niszczący. Uczucie dziecka jest "śniąco - nieostre", ale za to wszechogarniające. Takie, jakie może ogarnąć dorosłego, kiedy podda się całkowicie pięknemu krajobrazowi, kiedy wyciszy wszystkie myśli i z niejasnym, ale bardzo intensywnym uczuciem pogrąży się w błękicie nieba, w zieleni łąk, w cykaniu świerszczy, w cieple słonecznego światła.
Czuje on wtedy jak cała jego istota rozrasta się w krajobraz, jak otula go błękit, jak spowija go przędzą światła, czuje, że przebywa w ŚRODKU istot i rzeczy - a nie poza nimi. Po takim przeżyciu dorosły czuje się wypoczęty i świeży, doświadcza na sobie budujacych, ożywczych sił natury. A w tych właśnie siłach jest dziecko "jak u siebie w domu". To co dla dorosłego jest wyjątkowym przeżyciem, stanowi dla dziecka właściwy mu stan codzienny. Dziecko nie troszczy się za bardzo o to, co już powstało, co raz stworzone, zaistniałe - ono całym swym przeżywaniem związane jest z siłami stawania się, z bytami, którym dopiero dane będzie zaistnieć. W owocu wiśni dziecko przeżywa cudowną jedność czerwonego blasku, ciepłej, obłej gładkości, cierpkiej słodyczy, lekko żywicznej woni - wszystkiego tego razem i jeszcze czegoś niewypowiedzianego, tajemniczego, co wypełnia serce taką błogością, jak przeczucie boskiej siły stworzyciela, siły, która obecna jest także w tym owocowym istnieniu wyprowadzonym z delikatnego, białego kwiatu.
Tak doznają dzieci i dlatego potrafią bawić się wszystkim, a zwłaszcza tym, co ofiaruje im natura. Piasek, kamienie, nasiona, owoce, kwiaty, liście, kora, drewno, mech, korzenie przemawiają do dziecka w sposób bezpośredni i pobudzają jego wyobraźnię. Siły kształtujące działające w tych przedmiotach połączą się wtedy z siłami kształtującymi czynnymi w samym dziecku. ZABAWKI są dobroczyńcami albo też zawziętymi wrogami rozwoju duszy i ciała dziecka. Zabawki - jako najprostsze i w niezadużej ilości - są przymierzeńcami sił kształtujących. Zabawki powinny pomagać przy kształtowaniu i rozwijaniu wyobraźni. Dziecko musi wyemancypować się od własnego ciała i poprzez wyobraźnię dać szansę rozwoju siłom kształtującym działającym w organiźmie. W przeciwnym przypadku niewyzwolone te siły - stłoczone i zamknięte - działać zaczną niekorzystnie na sam organizm, będą dziecko dręczyć i uciskać. Może się to uzewnętrznić w przejawach nieposłuszeństwa, złego humoru i chorowitości, przede wszystkim jednak stać będzie jako przeszkoda na drodze rozwoju zdrowych skłonności na przyszłość. Rudolf Steiner użył dla wyrażenia tego stanu stłoczenia sił wyobraźni bardzo mocnego określenia "batów od środka", które są dla dziecka równie bolesne co zwykłe baty, a dla jego przyszłości od zwykłego lania jeszcze o wiele bardziej szkodlliwe. "Doskonale pięknej lalce" z prawdziwymi włosami, z zamykanymi oczami dziecko nie może już dodać niczego ze skarbca swej wyobraźni. Rudolf Steiner mówił, że najlepszą lalką jest lalka zrobiona ze złożonego gałganka, której oczy, nos i usta zaznaczone są kropkami atramentu, a która jest w stanie wzbudzić najgorętszą miłość dziecka, właśnie dla tego, że wyobraźnia ma jeszcze szerokie pole do działania. (...)
W pewnym przedszkolu przeprowadzono eksperyment. Przez dŁugi czas dawano dzieciom do dyspozycji skrzynkę z geometrycznymi klockami, skrzynkę z gliną do modelowania, i oczywiście pojemnik z piaskiem. Dzieci ani razu nie zabrały się do budowania z klocków. Glina i piasek dawały im o wiele wiecej możliwości do zaspokojenia weny twórczej. Gliną i piaskiem dzieci się oczywiście brudzą. Brudzą się też kiedy malują grubymi pędzlami na dużych arkuszach papieru rozcieńczonymi farbami wodnymi. Argumentu o zachowaniu czystosci nie można jednak stawiać jako równoważnego wobec argumentu troski o rozwój sił wyobraźni. Jeżeli tylko warunki na to pozwalają, dzieci powinny mieć kącik dla siebie, gdzie w fartuchach, albo w starych ubraniach mogłyby bez przeszkód oddawać się malowaniu, rzeźbieniu, lepieniu, stolarce i majsterkowaniu - i żeby bez obawy przed gderaniem dorosłych mogły się przy tym porządnie ubrudzić.
Caroline von Heydebrand
"O duszy dziecka" (wyd. II popr.)
tłum. Barbara Kowalewska