Strona główna |
Tegoroczna, trzecia już Ecotopia (doroczny obóz Europejskiej Młodzieżowej Akcji Leśnej - EYFA) odbyła się 1-19.8.91 w kołchozie Tudullina w Estonii - kraju gdzie co prawda jest tylko jeden park narodowy, ale za to jeszcze 60% lasów (a las tam zdrowy, drzewa nie umierają jak w Górach Izerskich od siarki, ale od pił i... pocisków artyleryjskich, o czym niżej).
Uczestniczyło ok. 300 osób, także spoza Europy (nawet z Chile!). W tej liczbie ok. 20 osób z Polski. Część osób zupełnie nie znana z krajowego ruchu ekologicznego, natomiast nie pierwszy raz obecna na Ecotopii. Wyjeżdżając żegnali się słowami "Do zobaczenia w Bułgarii" (tam ma się odbyć Ecotopia za rok)*. Ale Ecotopia to nie tylko wakacyjny wypoczynek.
W czasie całego obozu odbyło się mnóstwo zajęć i spotkań tematycznych: lokalne problemy poszczególnych regionów - Gabcikovo, most nad Oere Sund, Trondheim Statoil w Norwegii; tai chi, Esperanto, bębny, teatr uliczny, origami, samooobrona, dynamiczna joga, plakaty i wiele innych.
Zorganizowaliśmy spotkaniu o Polsce, mówiłem oczywiście o tamie i corridzie, ale słuchały mnie tylko trzy osoby, bo równolegle Chilijczycy wyświetlali video i udzielali się. A Romek Kalski opowiadał o nieprawiedliwościach w Zielonych Płucach Polski.
Aby umożliwić równy w miarę standard obozowego życia mieszkańcom krajów o różnym poziomie gospodarczym, EYFA wprowadza walutę EKO. Jej kurs uwzględnia nie tylko kursy walut narodowych, ale też uwarunkowania społeczne. Tak więc Niemcy płacili za 1 EKO 1 markę, Polacy 2 tys. zł, Rosjanie 1,5 rubla itd. Oczywiście wymiana złotówek czy rubli na marki wg takiego przelicznika nie była dozwolona.
Już pierwszego dnia trafiłem na wyjazd na poligon Korvermaa, gdzie miano zaprotestować przeciw niszczeniu przyrody przez wojsko. Niestety pogoda nie dopisała, sałdata żadnego nie znaleźliśmy, i w poszukiwaniu trzeba było udać się do bazy. Trafiliśmy na małą jednostkę czołgową, do której bez problemu weszliśmy (tak jak bez problemu wjechaliśmy na poligon). Tu ustawiono przenośne, składane bambusowe wieże z hasłami ekologicznymi (niestety w większości po angielsku). Ciekawa była rozmowa z oficerem.
Zapytany o lokalne problemy ekologiczne zaczerwienił się i stwierdził, że tu nie ma problemów, tu jest dzika przyroda itd. Na to ekolog z Bułgarii podał, znane mu z własnej służby, przykłady niszczenia przyrody przez wojsko (wylewanie oleju, testy broni itd.). "Ale armia jest nam wszystkim potrzebna!". "Gdy widziałam na poligonie ziemię pooraną pociskami wcale nie czułam tego, że armia jest nam do czegoś potrzebna. Czułam coś zupełnie innego widząc widząc opalone kikuty lasu" - zareplikowała młoda Niemka. Chyba wszyscy tak czuliśmy. Oficer podsumował, że takim działaniem przyrodzie nie pomożemy.
Niestety spora część tej akcji to kotańszczyzna (hasła po angielsku, baza zupełnie przypadkowa, przypadkowe spotkanie oficera, dużo improwizacji).
Inne minusy Ecotopii: na scenie grały bardzo głośno i do późnej nocy zespoły, na mój gust, nieraz i na poziomie weselnych kapel. A było to w środku lasu!
Na tej samej scenie odbyło się przedstawienie małego cyrku. I nie było by w tym nic złego, bo przecież cyrk bez tresury też istnieje, ale ten akurat do takich nie należał. Tresowano tam pieski. Na szczęście wzbudziło to polemikę, nie wszystkim się podobało.
Podobnie było z wycieczką po jeziorze Peipsi (zwane też Pejpus lub jez. Czudowskoje). Wodolot to na pewno nie ekologiczny środek transportu. Ale za to sunie po wodzie tak szybko, że tworzą się liczne tęcze.
Co do samej idei Ecotopii, to miała ona być przykładem obozu ekologicznego. Jednak ilość odpadów i śmieci (nie tylko w kontenerach gdzie miano je segregować) ale i zwyczajnie na trawie, była przerażająca (ale wiele osób naprawdę starało się, aby dobrze rozwiązać ten problem). Podobnie sprawa środków czystości. Tak więc na nazwę Ecotopii, w moim mniemaniu bardziej zasługiwał obóz Rainbow, co prawda o połowę krótszy, ale 10 razy liczniejszy, a mimo tego 100 razy czystszy (no i nie używano na Rainbow mydła).
W przedostatni dzień miłą niespodziankę sprawiło przybycie biegaczy Eurasia Sacred Run for Life and Earth (Euroazjatycki Święty Bieg na rzecz Ziemi i Życia). Ten Bieg wybrał sobie ambitne zadanie dotarcia na Dach Świata. Niestety nie uda się dokonać tego w bieżącym, Międzynarodowym Roku Tybetu. Tego lata trasa kończy się w Piotrogrodzie. Biegowi przewodzi duchowo Sky Hawk, jest też Lima, oraz inni którzy w zeszłym roku brali udział w Świętym Biegu, który gościliśmy w Polsce. Jest też obecna spora grupa Polaków.
Natomiast następnego ranka, a był to 19, niespodziankę sprawił Miszka, podając się do dymisji (tą informację zweryfikowałem dopiero w Sokółce, dzięki Gazecie Wyborczej). Informacja o wprowadzeniu stanu wyjątkowego nie przeraziła mnie zbytnio, jako że jest to dla mnie druga tego typu sytuacja w czasie tych wakacji (liczę Czorsztyn, a co!).
Dopiero wieczorem w Rydze przypomniały mi się słowa Jacka Podsiadło "musimy stąd wyjść, tu przestaje być zabawnie". A sprawiły to tanki jeżdżące z szybkością policyjnych suk na sygnale (z tym, że zamiast kogutów, używano strzałów z karabinów maszynowych); odbezpieczający broń bez ostrzeżenia, zestresowani OMON-owcy (zwani tu omonanami); krążące nad dworcem helikoptery; informacja o pierwszych rozstrzelaniach i blokadzie drogi do dworca i wreszcie widok zabitego człowieka na środku ulicy. Ale to już inna historia.
(aż)