Strona główna 

ZB nr 10(28)/91, październik '91

MOJE POŻEGNANIE Z AFRYKĄ

Po blisko dwóch miesiącach, jakie spędziłem w Afryce Zach. i Płn. zbierając tam materiały do książki, wiem jeszcze mniej niż wiedziałem wyruszając w tę podróż.

Nie ma już bowiem Afryki jaką pamiętam z lektur i filmów. Szczątkowo zachowały się tradycje, kultura, obyczaje. Poślubienie panny młodej w Senegalu jest dziś nędzną kopią ślubów oglądanych w europejskiej telewizji, w kolorowych "żurnalach", opisywanych przez tych, którzy byli-widzieli ten Wielki Wspaniały Świat. (Przy okazji: powrotny bilet Dakar-Roma-Dakar 175 USD, na bardzo kiepskich warunkach jednak.)

Dużo klatek filmu zmarnowałem na zdjęcia (teleobiektywem) jednego z najsilniej strzeżonych obiektów w jednym z tych krajów: policjanci z karabinami zaopatrzonymi w bagnety i celowniki optyczne, druty kolczaste, reflektory i mur, na którym oczywiście znalazła się reklama. Tak bowiem silnie strzeżona jest fabryka Coca-Coli.

Furorę robi w Afryce dziś KUKA-PLASTIK czyli Coca-Cola w 1,5-litrowych plastikowych jednorazowych butelkach (furorę robią też jednorazowe długopisy i jeszcze do dziś dżwięczy mi w uszach ten sam refren słyszany w każdej miejscowości Południa, a wypowiadany przez małe dzieci: Daj mi panie długopis, daj mi panie cukierka, daj mi panie pieniążka...). W domach zieloną herbatę, leben i inne tradycyjne napoje (bezalkoholowe) zastępują: KUKA-PLASTIK i SEVEN-UP. Tak świetne doskonałej roboty domowe ciasteczka zastępowane są przez cuchnące (licencje nie biorą chyba pod uwagę klimatu) pakowane w świecące folie wafle i herbatniki opakowane w metalizowane kolorowe opakowania. Nie do pomyślenia jest nie ugościć właśnie takim zestawem: KUKA-PLASTIK i CIASTO ZE ŚWIECĄCEJ FOLII. Smakuje? Dlaczego nie? Więc: smakuje, bardzo dobre.

Dyskusje z ludżmi Południa utykają w tym właśnie punkcie, gdzie oni biorą wszystko co nasze za najwspanialsze i jedynie dobre. Wręcz wstydzą się swej kultury, swej ciemnej skóry, swych dziwnych ubrań (ile musiałem się naprosić, by przyjaciel dał się sfotografować w "zwykłym" ubraniu nie przebierając się w "europejski" mocno kiczowaty strój, a i to z początku był bliski obrazy: on przecież nie jest "dzikusem"...).

Lokalne telewizje w gruncie rzeczy zdominowane są przez programy francuskojęzyczne retransmitowane z Francji dzięki satelitom A-2 (jedynie w porze DTV wchodzą informacje lokalne, podawane również jednak po francusku). Na targu w jednym z miasteczek dalekiego już Południa największą cenę osiągnął zaś nie ręcznie tkany kilim, nie łańcuch daktyli pracowicie zrywanych przez "chłopców niby małpy" (określenie pewnego Holendra), nawet nie komplet metalowych ręcznie wykonanych zdobionych talerzy i talerzyków lecz... oprawny w "złoto", podświetlany i oszklony obraz przedstawiający białą europejską dziewczynkę w wieku ok. 10 lat z rączkami złożonymi do modlitwy (a działo się to w kraju o przewadze wyznania muzułmańskiego)...

Ochrona środowiska to modne w Europie hasło, ale nie tam, niestety. Przejazd obok większych fabryk, lokalizowanych w półpustyni na peryferiach miast, zawsze wiązał się z zamykaniem okien, co biorąc pod uwagę temperaturę, nie należało do rzeczy szczególnie sympatycznych.

Trasa transsaharyjska wiodąca do Nigru dziś na swej 1600-kilometrowej długości co 10 km rozświetlana jest nocą błyskiem latarni ładowanych za dnia światłem słonecznym. Podążają nią jeepy włoskich, niemieckich, francuskich turystów popijających tanią przecież na ich kieszenie KUKĘ-PLASTIK i objadających się konserwami. Do najbardziej przerażających należy dziecięca prostytucja nastawiona właśnie na zasopokajanie potrzeb Europejczyków i męska - na potrzeby Europejek.

Pytałem się wielokrotnie, podając przykład Polski (Polska leży w Europie, często musiałem wyjaśniać), która odrzucając protekcję ZSRR odrzuciła też z niesmakiem wszystko co "ruskie", dlaczego oni, bici, niewoleni, zabijani i paleni przez dziesiątki lat we Francuskiej Afryce Zachodniej, w Algierii, Tunezji, przez Francuzów, dziś mizdrzą się do nich, naśladują ich sposób bycia, ich jadłospis, a ich język wreszcie dlaczego pełen jest zwrotów francuskich? Mówili, że oni NIE MAJĄ WŁASNEJ KULTURY, z niesmakiem pytali: co, mamy chodzić jak nomadzi, grać na bębnach, jeśli cały świat chodzi dziś w dżinsach, pije colę (siła reklamy), używa magnetofonów i magnetofonowych kaset (Lambada, Collins, przeboje włoskie...). Jedyną swą przyszłość większość moich rozmówców widzi w Europie (Włochy, Francja, RFN), nic więc dziwnego, że od wielu miesięcy ambasady tych właśnie krajów otoczone są przez wojsko, a działy wizowe przyjmują wyłącznie w wyjątkowych wypadkach, przez dwie godziny dziennie (tych wyjątkowych przypadków bywa kilka tysięcy).

Nie ma już Afryki - niezależnie czy patrzeć na to z klimatyzowanej knajpy hotelu "Africa" czy z przysiadu z Berberami w głębi pustyni. Wszystko na sprzedaż! Tanio! Tanio! - wydzierają się sprzedawcy (a wielbłąd jest dziś tu droższy od dziecka siedmioletniego, woda zaś coraz częściej droższa od ropy). Trudno jest przeżyć wegetarianom, choć to właśnie tu wszystko co niemożliwe staje się możliwe, a człowiek znajduje w sobie pokłady ogromnych sił.

Zdecydowanie też proszę aby nikt nigdy więcej nie proponował mi Coca- Coli. Grześ Peszko na spotkaniu w Brwinowie coś tam udowadniając rzekł, że nie jest ona (Coca-Cola) krwią dzieci z Gwatemali. Ja dziś nie jestem tego pewien.

Eryk Mistewicz
Warszawa,

pierwszy tydzień po powrocie smutnym do zimnej, cholernie zimnej Polski.


ZB nr 10(28)/91, październik '91

Początek strony