Strona główna |
Mówiąc o ekologii mamy z reguły na myśli (nie)niszczenie środowiska naturalnego: ścieki w wodzie, dymy w powietrzu, wycinanie lasów czy zabijanie zwierząt. Różnie widzi się skalę problemu, stąd jedni skupiają się na tym, co sami mogą zrobić - gasząc zbędną żarówkę, sortując śmieci - surowce wtórne, nie depcząc trawników czy nie paląc tytoniu; czy na tym, co powinni zrobić inni - stąd "zadymy" przeciw wielkim trucicielom; wreszcie na jedności człowieka z kosmosem - żywą naturą... Ale środowisko (czy naturalne?) człowieka, to także miasto, życie społeczne, kultura... Są to problemy ważne i dla samego człowieka, i dla ekologii rozumianej wąsko, jako ochrona przyrody.
Ot, choćby miasta, w których żyje dziś większość ludzi, to nie tylko zanieczyszczenie środowiska przez przemysł czy problemy życia codziennego (np. komunikacja), lecz także degradacja krajobrazu, zanik elementów kształtujących miasto jako takie, miejsce w którym się żyje, a nie tylko śpi, robi pieniądze i przejeżdża się przez nie z sypialni na targ. W naszym kraju widać to bardzo wyraźnie: nie ma już klasycznych ulic z pierzejami domów po obu stronach, ze sklepami i usługami na parterze, z których życie wychodziło na ulicę - forum życia społecznego i jasno określoną drogą do miejsc takich jak świątynie religii, sztuki i władzy. Nie ma też podwórek, na których koncentrowało się życie prywatne, które były etapem pośrednim w identyfikacji człowieka z miastem i krajem. Taką identyfikację utrudnia też fakt, że wszystkie bloki są podobne, podobne i pozbawione wyrazu są również miasta. Szarość i brud, który w nich panuje nie sprzyja rozwojowi wyobraźni, a co za tym idzie myślenia. Rozdzielenie miejsca pracy i zamieszkania dezintegruje człowieka, sprawiając, że miasto zmienia się w osiedla bloków (jak w obozie), rozrzuconych bezładnie wzdłuż jezdni, parkingów i dzikich targowisk... Ludzie siedzą w domach przed telewizorem, izolowani od siebie i apatyczni, pozbawieni sąsiadów i przyjaciół, pozbawieni życia publicznego i doznań metafizycznych. W pogoni za interesem rodzi się człowiek jednowymiarowy, idealny materiał dla wszelkiej maści totalizmów.
Widać tu wyraźnie związek "ekologii miasta" z życiem społecznym. Ono także ważne jest z punktu widzenia "środowiska naturalnego". Nie chodzi tylko o to, że ochrona przyrody uzależniona jest często od decyzji politycznych, i że bez zmian w tej sprawie nasze działania skazane są na doraźne interwencje, ale że nie dotyka się rzeczywistych przyczyn niszczenia środowiska (gospodarka współczesna nie służy zaspokajaniu potrzeb, lecz walce o władzę nad światem). Rzecz w tym, że żyjemy wśród ludzi i to bardziej niż wśród roślin czy zwierząt... Od naszych stosunków z nimi zależy nasza higiena psychiczna, nasze zdrowie (także fizyczne), może nawet bardziej niż od czystości rzek i ulic. Wystarczy wspomnieć choćby o wzroście nietolerancji i fanatyzmu, który nie omija nawet środowisk ekologicznych, szczególnie "wyzwolicieli zwierząt" i wegetarian, wrogich często wobec innych ludzi (życie, a przynajmniej moje obserwacje, nie potwierdza teorii o tym, że niejedzenie mięsa tłumi agresję, wręcz przeciwnie...). Wraz z tradycyjnym sposobem życia zginął świat duchowy, dający poczucie ładu i bezpieczeństwa. Jego miejsce bezskutecznie usiłują zająć pieniądze lub totalitarne ideologie. W walce o bogactwo i władzę ginie człowiek, nawet ten, który wygra nie będzie szczęśliwy. Giną też całe kultury. Nowa władza przez ostatnie pół wieku usiłowała wymazać przeszłość, w Polsce niszczono ślady niemieckości (już po "wyzwoleniu" podpalono wiele miast, np. Gdańsk), w Rumunii - węgierskości, a nawet własnej historii (zniszczenie centrum Bukaresztu). Hitler i Stalin doprowadzili do wymordowania całych narodów. Tegoroczne "Rainbow" odbyło się w miejscu po ukraińskiej wiosce Tworylne, wysiedlonej w 1947 przez KBW w ramach akcji "Wisła" - wojna i okres po niej sprawiły, że nie ma już w Polsce społeczności tradycyjnych, "naszych Indian Hopi", jakimi byli rusińscy Huculi, Bojkowie, Łemkowie czy Poleszucy, lub żydowscy Chasydzi. To co się dzisiaj dzieje w Europie wschodniej nie daje zbyt wielu powodów do nadzieji, że będzie lepiej...
Wspomniałem tu tylko o niektórych sprawach, ale sądzę, że to wystarczy by zrozumieć, iż ekologia to nie tylko stosunek człowieka do przyrody, lecz do całego środowiska, także tego, które sam stwarza. I nie da się jej wyizolować od "polityki", gospodarki, światopoglądu czy stylu życia, jak to próbują robić niektórzy "eko-aktywiści". Jej problemów nie rozwiąże się bez zmiany w innych dziedzinach życia indywidualnego i społecznego, aż po nasz stosunek do kosmosu (w sobie). Pamiętać przy tym należy, że nie ma jednej recepty na wszystkie problemy, jedynej słusznej racji... Jest tylko parę zasad, które mogą nas do tego rozwiązania przybliżyć: dobrowolność, otwartość, harmonia z naturą (wewnętrzną i zewnętrzną), a przede wszystkim tolerancja (cierpliwość) i współpraca, wspólna aktywność, której dziś środowiskom alternatywnym u nas brak. W czasie, gdy oficjalne idee i organizacje kompromitują się w obliczu kryzysu (czyli wyboru drogi). Jest to niewybaczalny błąd przegapienia okazji by pomóc społeczeństwom w odrzuceniu dotychczasowego systemu (we wszelkich jego odmianach) w ogóle i powrotu ku tao (drodze - zasadzie - harmonii - kosmosowi).
Janusz P. Waluszko