Strona główna 

ZB nr 1(31)/92, styczeń '92

"AROGANCJA CZY..." - W UZUPEŁNIENIU

Uzupełniając tekst p. A.J.Korbela ZB 29 chciałbym dodać dwie uwagi. Pierwsza to ta, że Jego wypowiedź, jak widzę, współbrzmi z moją, nazwijmy to, konstruktywno-destruktywną propozycją złożoną na ręce Ministra na spotkaniu w Turawie. Chodzi o postulat samolikwidacji Ministerstwa z racji jego, rzekłbym, strukturalnej niemocy. Propozycja moja nie była oczywiście postawiona ot tak sobie, "w niebo", bez przemyślenia i możliwości wyprowadzenia pozytywnych rozwiązań. Dlatego też nazywam ją konstruktywną. Nie jestem pewien czy powinna ona zostać odrzucona tylko dlatego, iż została postawiona przez kogoś nie związanego z gronem ściśle zainteresowanych tzn. urzędników. Być może, właśnie dlatego, jest ona przynajmniej godna rozpatrzenia. Wystarczy przeanalizować problemy na styku pojęć: fachowcy - patent na nieomylność - odpowiedzialność - wspólne społeczne "picie piwa" za cudze, acz indywidualne "odpowiedzialne" i "kompetentne" działanie. Zbliżone myśli znajduję w w/w tekście.

Druga uwaga nawiązuje do wielu poczynań tzw. niezależnych (nazywanych tak w skrócie, ze swej istoty i nazwy) ruchów pro-ekologicznych. Poruszyłbym tu problem fachowości i relacji pomiędzy ekspertami a ruchami podejmującymi samoobronę społeczną. Uczestnicy ugrupowań niezależnych podejmujš często próby kreowania ocen, wypowiadania lub paplania zdań zasłyszanych od rzeczywistych lub, co gorsza rzekomych specjalistów. Czasem powtarzają, nie wiedząc co powtarzają. Nic śmieszniejszego nad np. mentorską postawę młodzieńca, który trzy dni wcześniej usłyszał o sprawie, wobec poważnego człowieka, zajmującego się problemem od lat trzydziestu. "Pracownia" w moim odczuciu znajduje siś w nurcie wyszukującym tu bardzo potrzebną drogę rozmowy profesjonałów z laikami. Z drugiej strony najbardziej jednak fundamentalnym prawem odruchu samoobrony społecznej jest rozpowszechnianie informacji (nie plotek) i stawianie niewygodnych, a logicznych i zdroworozsądkowych pytań, oraz domaganie się odpowiedzi. Domaganie się nie prawem kaduka, a prawem nadzoru nad nieodpowiedzialnymi - nieomylnymi. Ich istnienia zaś nie wolno lekceważyć. W pełni i nie tylko deklaratywnie chylę czoła przed fachowością. Uznaję jej najwyższą wagę. Pozwolę sobie jedak zauważyć problem, który wstydliwie pozostaje na uboczu. W obowiazującym systemie formalnej kariery naukowca bywa ona traktowana jako dobro samo w sobie. W jej wyniku, na szczycie otrzymuje się tytuł profesora z mianowania. Słusznie, czy nie słusznie, mianowanie to bywa traktowane, zwłaszcza przez zainteresowanych, jako uzyskanie patentu na nieomylność. Podważać tą nieomylność jest atakiem personalnym. Zdanie, opinia, orzeczenie, są często poza racjami merytorycznymi, traktowane jako prawdziwe tylko dlatego, że zostały wydane przez Profesora. Z tego też powodu nie podlegają merytorycznej dyskusji. W pewnym sensie z założenia dyskusja taka, zwłaszcza prowadzona publicznie, jest po prostu niemożliwa. Skutki tego jakie są, każdy widzi. Tymczasem nie można być nadfachowcem. Można być Profesorem-znawcą: lasu, zdrowia, wody, powietrza, zanieczyszczeń (choć i to są już hasła-ogólniki), będąc wręcz ślepym na pytania proste i być też laikiem w innych dziedzinach.

Czy z poczynionych tu uwag coś wynika? Ośmielam się wyciągnąć dwa wnioski. Pierwszy pozwala jeszcze wyraźniej zobaczyć zasadność żądania bardzo gruntownej zmiany funkcjonowania Administracji Państwowej w zakresie dbania o otoczenie człowieka. Jako człowiek mieszkający w swoim ojczystym kraju w sposób naturalny oczekuję, iż szef resortu zajmującego się moim otoczeniem, światły i w pełni świadomy Urzędnik, będzie bronił moich, obywatela, interesów. Wyobrażam też sobie, iż bez względu na zakres swojej osobistej wiedzy, a właśnie w wyniku jej głębi w jednej dziedzinie, będzie się On posiłkował opiniami innych specjalistów. Po skonfrontowaniu tych opinii będzie ku mojemu pożytkowi wydawał i egzekwował odpowiedzialne decyzje. Może, a nawet musi to robić, bo ma władzę. Potrzebne tu są zupełnie inne umiejętności niż biegłość w sprawach wody, powietrza czy zanieczyszczeń. Efektem niezrozumienia tych racji, które tu tylko wyrażam, są ministerialne dokonania, obiektywnie bardzo fachowych ludzi, jacy bywali w przeszłości Ministrami.

Jako drugi można wyciągnąć wniosek adresowany do tzw. Ruchów, z tytułu Niezależnych. Teraz Panowie z Ruchów Społecznych nastały takie czasy, że jeśli nie będziemy, w sposób bardzo przemyślany:

to równolegle z żądaniem demontażu Ministerstwa trzeba będzie jeszcze ostrzej postawić postulat samolikwidacji tych Ruchów. Nawet w tymże numerze ZB jeden z federastów stawia podobną propozycję. Cała jednak nadzieja w niepodatności ludzi robiących coś tylko dlatego, iż uważają to za słuszne, do ślepoty wobec faktów. W końcu to dlatego są oni Ludźmi Niezależnymi i takimi bez względu na system pozostaną. I oby im to nie przeszło. Kraków 6.1.92

Dr inż. Feliks Stalony-Dobrzański
Kraszewskiego 23/5
30-110 Kraków
tel. 0-12/211097




ZB nr 1(31)/92, styczeń '92

Początek strony