Strona główna 

ZB nr 1(31)/92, styczeń '92

ZGNIŁOZIELONI - POUCZAJĄCA HISTORIA FEDERALNEJ PARTII "DIE GRUENEN"

Proszę nie spodziewać się po tym tekście obiektywizmu i bezstronności. Jestem przeciwnikiem ekogoszyzmu "Die Gruenen" i swoją antypatię staram się wyrazić w poniższym artykule. Robię to z czystym sumieniem, gdyż do tej pory słyszalny był tylko głos apologetów "zgniłej zieleni".

Pod koniec lat 70 w RFN zaroiło się od spontanicznych, lokalnych inicjatyw antynuklearnych i szerzej - ekologicznych (w 1980r. w 50 tys. grup działało 2 miliony członków!). Już w 1978r. Zieloni wypierają z landtagów Dolnej Saksonii i Hamburga FDP, w rok później odnoszą sukcesy w Szlezwiku- Holsztynie i Bremie, w 1980r. przekraczają magiczną barierę 5% w Badenii- Wirtembergii. Zieloni ówcześni byli w swej masie apolityczni, cały ich światopogląd wyrażał się w słowach Olafa Dinne (deputowanego do parlamentu w Bremie): "propagujemy wzrost zerowy, aby mierzoną w tonach ideologię produktu społecznego brutto zastąpiły humanistyczne wartości". Tylko 15% Zielonych deklarowało się wówczas jako lewicowcy, natomiast dużą rolę odgrywała w tym ruchu prawica: ekologiczną orientację przyjął Związek Młodzieży Wiernej Ojczyźnie (BHJ) a "Zielona Lista" w Nadrenii-Palatynacie utworzona została z inicjatywy nacjonalistycznej NPD. Instut Sinus stwierdzał: "Pobudką jest tęsknota za zdrowym światem, która rozciąga się nie tylko na ochronę środowiska, ale także na ojczyznę, naród i modele ustrojowe".

Najpoważniejszą rolę odgrywała wszakże Gruene Aktion Zukunft (Zielona Akcja Przyszłość), skupiona wokół Herberta Gruhla. Ten były deputowany CDU do Bundestagu w 1978r. wystąpił ze swej partii i zaczął organizować ruch ekologiczny. Jego książka pt. "Plądrowana planeta", której idee przewodnie były zbieżne z poglądami E. Mishana i K. Schumachera, stała się bestsellerem osiągając ponad 300 tys. egzemplarzy nakładu.

Ugrupowania radykalnej lewicy były do ekologistów nastawione wrogo: trockistowska Grupa Międzynarodowych Marksistów (GIM) pisała o "trzodzie wyborczej burżuazyjnych obrońców środowiska", maoiści z Komunistycznej Partii Niemiec - Marksiści - Leniniści (KPD-ML) określali ich jako "pomocniczy oddział reakcji", a Komunistyczny Związek Robotników Niemiec (KABD) rzucał hasło: "Nie należy zwalczać energii jądrowej ale system kapitalizmu monopolistycznego!". Proradziecka DKP skwitowała program Zielonych tytułem "Żadnej koncepcji wobec kryzysu" w swym organie "Unsere Zeit". Spośród lewicowych socjalistów tylko Rudi Dutschke przyłączył się do ruchu ekologicznego. "Bez wątpienia pragnął on ostatnio spełnić rolę iskry, która - jak to sam określał - przeskoczy i połączy ze sobą Zieleń i Czerwień... Otwierała się tu szansa wyrwania się z lewicowego getta bez koniecznośi odrzucenia Marksa" - jak napisał po jego śmierci Hans-Joachim Noack we "Frakfurter Rundschau".

Nic więc dziwnego, że mass-media postrzegały ekologów na ogół jako prawicę. Czołowy lewicowy francuski "Le Monde" pisał w 1981r.: "Ekologia polityczna (...) jest niebezpieczna o tyle, że implikuje ideologię naturalistyczną. (...) Czy temat społeczeństwa zorganizowanego zgodnie z prawami natury nie budzi \/ przerażenia i ponurych skojarzeń? (...) Jak można atakować maniaków ilorazu inteligencji i apologetów dziedziczności, kiedy tak jak oni chyli się głowę przed naturalnym porządkiem rzeczy?". I dalej: "W następnym rachunku ekologia polityczna przechyla szalę na stronę odpowiadającą tej ideologii. Zbyt marginalna na to, żeby spożytkować na swą korzyść głosy, które padają na jej kandydatów, obiektywnie zbiera je na korzyść prawicy." Wtórował mu prawicowy "Rheinischer Merkur": "Zdecydowanie prawicowy Hans Freyer cieszył się już na początku lat 30, że cywilizacja przemysłowa zostanie wreszcie na całym świecie zlikwidowana. Jedyna nowość, wprowadzona obecnie: reakcyjne treści wyrażane są w języku lewicy".

W takich to warunkach narodziło się hasło, które długo jeszcze eksploatowali Die Grtnen: "Ani w prawo ani w lewo tylko do przodu".

W marcu 1979r. dochodzi do pierwszej próby zjednoczenia ruchu ekologicznego, w czym udział biorą m.in. GAZ Herberta Gruhla, nacjonalistyczna Aktionsgemeinschaft Unaabhangiger Deutscher (Wspólnota Działania Niezależnych Niemców), Gruene Liste Umweltschutz (Zielona Lista Ochrony Przyrody), Gruene Liste Schlezwig-Holstein (Zielona Lista Szlezwiku-Holsztyna), Aktion Dritte Weg (Akcja Trzeciej Drogi) i Freie Internationale Universitaat (Wolna Wszechnica Międzynarodowa). Na kongresie we Frankfurcie utworzona zostaje organizacja o znamiennej nazwie - Sonstige Politische Vereinigung "Die Gruenen" (Zieloni - Odmienne Zrzeszenie Polityczne). Była to partia autentycznie nowa i autentycznie wielonurtowa, lokująca się ponad tradycyjnymi podziałami na prawicę i lewicę. Erwin K. Scheuch z "Rheinischer Merkur" zaobserwował wśród Die Gruenen trzy główne kierunki: "zieloni 'zieloni', jak Klaus Hecker; brunatni 'zieloni', jak były nazista Werner Vogel, który złożył swój mandat deputowanego, albo członek zarządu Gustine Johannsen z Hamburga, czy też Dieter Burgmann z byłej AUD; czerwoni 'zieloni', przy czym dominuje tu najwyraźniej orientacja anarchistyczno-trockistowska, jak w przypadku Juergena Reentsa i Joschki Fischera".

Lewe skrzydło SPV od początku usiłowało jednak wzmocnić się rozszerzając ruch zielonych na tzw. listy "kolorowe" i "alternatywne", skupiające weteranów rebelii 1968r., wyznawców kontrkultury i rozmaite mniejszości. Mimo oporu "Wertkonservativen" (zwolenników zachowania podstwawowych wartości) w listopadzie 1979r. zjazd w Offenbach postanowił, że lewacy powinni uczestniczyć w zebraniu założycielskim Federacyjnej Partii Zielonych.

Od tego momentu Die Gruenen z coraz większą szybkością staczają się w lewo. Zjazd w Karlsruhe (12-13.1.80) umożliwił lewicowym ekstremistom podwójne członkostwo (w Partii Zielonych i swej macierzystej partyjce typu KPD- ML czy KABD). Na zgromadzeniu w Saarbrtken (21-23.3.80) usunięto H. Gruhla ze stanowiska przewodniczącego partii. Do otwartego zerwania między tradycyjnymi zielonymi a ekogoszystami doszło na III zebraniu delegatów federalnych w Dortmundzie (21-22.6.80) - około jednej trzeciej członków opuszcza Partię Federalną by stworzyć "czysto ekologiczną" OeDP (Oekologisch- Demokratische Partei - Partia Ekologiczno- Demokratyczna) pod kierownictwem Herberta Gruhla i Baldura Springmanna.

Nie był bynajmniej koniec antyprawicowej czystki. Na \/ zjeździe w Hagen (12-14.11.82) funkcji rzecznika pozbawiono Augusta Haussleitera, byłego działacza AUD i deputowanego CSU. W Bremie Zieloni rozpadli się na trzy partie (wybory do Landtagu w 1983r.). W 1984r. Partia Fedderalna rozwiązała swój oddział zachodnio-berliński motywując to... "neofaszystowską infiltracją" (co otworzyło drogę do współpracy z lokalnym lewactwem zgrupowanym w Alternatywnej Liście na rzecz Demokracji i Ochrony Środowiska). Z frakcji Zielonych w Bundestagu wystąpił jeden z najbardziej znanych działaczy, były generał Gerd Bastian, motywując to "zaskakującym sukcesem" w szeregach partii byłych członków Związku Komunistycznego (KB).

Hans-Dieter Hansen, jeden z czołowych myślicieli tzw. Nowej Prawicy, napisał: "Członkowie zarówno Nowej Prawicy jak i Nowej Lewicy usiłowali działać w ruchu ekologicznym i Partii Zielonych... Niebawem jednak prawie wszyscy zwolennicy Nowej Prawicy zostali usunięci z Partii Zielonych pod zarzutem, że są "faszystami". Słowa Franza-Josefa Straussa, że "zieloni to tylko niedojrzali czerwoni", potwierdziły się napawając rozgoryczeniem tych wszystkich, którzy uwierzyli w narodziny "czegoś naprawdę nowego".

Mimo amputacji prawego skrzydła Partia Federalna nie stała się jednak zwartą formacją. Miejsce starych podziałów zajął spór między realistami a fundamentalistami. "Realos", reprezentowani przez takich działaczy jak Otto Schilly, Joschka Fischer, Norbert Kostede, Wolf Dieter Hanseclever czy Winfried Kretschmann, dążyli do zbliżenia z SPD i przekształcenia Die Gruenen w normalną partię establishmentu. "Fundis" to dla odmiany konglomerat najróżniejszych tendencji ekstremistycznych (goszyści, radykalni ekologowie, feministki etc.) połączonych totalnym protestem wobec Bundesrepublik.

Andrzej Sakson w książce "Zbuntowana młodzież?" (Poznań 1987) tak opisuje przemiany zachodzące w Partii Federalnej: "Dominacja lewicy zarysowuje się coraz wyraźniej. (...) W porównaniu z początkowym okresem istnienia partii Zielonych typ wyborcy znacznie się zmienił. (...) Od tamtego czasu punkt ciężkości przesunął się bardziej na lewo. Większość tych, którzy głosowali na Zielonych, sama określa się jako stojący na lewo od SPD, co jednak nie oznacza, że dystansują się od tej partii. Przeciwnie (...) przeważająca część życzyła sobie koalicji między Zielonymi a socjaldemokratami. Niewiele już zostało więc z postawy negacji wobec SPD czy nawet skłonności do fundamentalnej opozycji - powszechnych dawniej wobec zwolenników Zielonych (ss. 66 - 68).

Jeszcze jaskrawiej hegemonia goszystów jest widoczna wśród przywódców i aktywistów Partii - 35% posiadaczy mandatów z ramienia Zielonych w 1986r. należało poprzednio do jakiejś organizacji skrajnie lewicowej (typu KPD, DKP czy Rote Hilfe).

Dowodem lewackiego dryfu Die Gruenen jest też "Program Partii Zielonych RFN", którego polskie tłumaczenie jest ostatnio szeroko kolportowane. Oczywiście olbrzymia większość postulatów jest generalnie słuszna. Interesujące są zwłaszcza propozycje dotyczące ekologii oraz idea tzw. "Basisdemokratie" (samorządnej demokracji), odwołująca się do tradycji zdecentralizowanej Rzeszy drobnych państewek (XIII - XIXw.). Również "zielone" koncepcje polityki zagranicznej zasługują na uwagę: idąc śladem tak Nowej Lewicy, która "odkryła na nowo problem narodowy" (A. Sakson) \/ jak Nowej Prawicy, ekologiści dążyli do wyzwolenia neutralnej i zdemilitaryzowanej Europy spod "quasi - kolonialnej zależności od supermocarstw".

Pozytywy te nie zmieniają jednakże faktu, iż cały program skażony jest grzechem pierworodnym lewicy - UTOPIJNOŚCIĄ. Chyba nawet budżet bogatej Republiki Federalnej nie podołałby ciężarom nałożonym nań przez niefrasobliwych Zielonych. Wolfgang Roth, były przewodniczący młodzieżowej organizacji SPD "Jusos" stwierdził, że gospodarczy program Die Grtnen został w 80% odpisany z radykalno - marksistowskiego programu Jusos z początku lat 70. Ale nawet nie to jest najistotniejsze - wszak, jak to mawiał Olof Palme, "utopia niezbędna jest w życiu jako stała siła napędowa". Lewicowe zboczenie wyraża się przede wszystkim w forsowaniu praw najróżniejszych mniejszości kosztem interesów większości.

Bardzo celnie podsumował program Die Gruenen ich sympatyk, doktor Manfred Gortemaker z Wolnego Uniwersytetu w Berlinie Zachodnim: "Jest to jakaś mieszanka idei Marksa i Rousseau, z bardzo specyficznym zabarwieniem i retoryką. Krytyka tych wyobrażeń nie jest oczywiście zadaniem trudnym, bo odznaczają się one pewną naiwnością i idealizmem, a z drugiej strony wikłają się w wewnętrzne sprzeczności i niekonsekwencje. Np. wielu zielonych pragnie ucieczki od społeczeństwa przemysłowego, ale nie na tyle daleko, by nie można było jeszcze korzystać z niektórych osiągnięć technicznych. Chcieliby oni np. elektrycznego oświetlenia w domach i na ulicach, ale nie chcą elektrowni atomowych, ani węglowych, bo są niezdrowe". Nic dodać, nic ująć.

Dosłownie na marginesie "Programu Partii Zielonych RFN" pozwolę zrobić sobie jeszcze małą dygresję. Niezwykle pouczająca jest bowiem "Międzynarodowa lista adresów partii zielonych alternatywnych i progresywnych" umieszczona na okładce "Programu". Oczywiście trudno mieć do Partii Federalnej pretensje, że nie podaje adresów swych prawicowo-ekologicznych konkurentów (jak np. Vereinen Gruenen Osterreich). Naprawdę jednak nie rozumiem, co robią w tym ekologicznym towarzystwie ściśle marksistowskie ugrupowania typu Partii Robotników (PT) z Brazylii, Socjalistycznej Partii Ludowej (SF) z Danii, Socjalistycznej Partii Levicy (SV) z Norwegii, czy Portugalskiego Ruchu Demokratycznego (MDP). Dziwię się, że Polski nie reprezentuje tam SdRP - ma dokładnie tyle samo wspólnego z ekologią!

Wybory do Bundestagu w grudniu 1990r. przyniosły Partii Federalnej klęskę. W dzisięciu landach na Die Gruenen głosowało zaledwie 4,7% (w 1987r. - 8,3%); 8 posłów tej partii znalazło się w parlamencie tylko dzięki preferencjom dla obszaru b. NRD. Porażka ta wzmogła wewnętrzene kłótnie (prasa ze smakiem opisywała np. pojedynki na pistolety - sikawki, do jakich dochodziło na zebraniach partyjnych). "Realiści" uznali klęskę za sygnał do przemian w Partii Federalnej, ale z kolei sukcesy Die Gruenen w wyborach do landtagów w Hesji (styczeń 91) i Nadrenii-Palatynacie (kwiecień 91: 6,4%) dawały argumenty do ręki "fundamentalistom". Partyjnej lewicy w osobach Christy Weiske i Luggera Volmera udało się na zjeździe w Neumuenster (27-28.4.91) obsadzić stanowiska rzeczników.

Dla części "fundis" Partia Federalna nadal jednak ulega transformacji w "hierarchiczną, eurocentryczną, technokratyczną i antyfeministyczną partię stanu średniego" \/ (jak głosiło oświadczenie wydane we Frankfurcie n/Menem 11-12 maja br.). Radykalni ekolodzy, ekosocjaliści i feministki postanowili więc pod wodzą byłej rzeczniczki Jutty Ditfurth utworzyć nową partię pod nazwą Oekologische Linke/ Alternative Liste (Ekologiczna Lewica/ Lista Alternatywna). Jeszcze głębsze podziały dotknęły Gruene- Alternative Liste (Listę Zielono- Alternatywną) stanowiącą regionalną organizację Partii Federalnej w Hamburgu. Tamtejsi "realos" oderwali się tworząc Gruene Forum Hamburg (Zielone Forum Hamburga), które weszło w sojusz z OeDP. Secesji dokonali także "fundis", którzy wespół z "radykalnymi demokratami" uformowali grupę o jakże oryginalnej nazwie Alternative Liste (Lista Alternatywna). Na domiar wszystkiego feministki z Adrienną G?hler na czele wystąpiły z własną listą "Frauenratschlag", a grupka ekosocjalistów (Ulla Jelpke, Juergen Reente, Andreas Gruenwald) przyłączyła się do... komunistycznej PDS (tzw. Linke Liste - Lista Lewicy). Hamburscy zieloni mają w czym wybierać!

Lewackie ciągoty Die Gruenen, zawężające szeroki ponadpolityczny ruch obrońców środowiska do ram ekosocjalistycznej partii politycznej, wywołały reakcję wyrażającą się w tworzeniu nowych, niezależnych formacji ekologicznych. Alternatywa dla Partii Federalnej nie ogranicza się do samej tylko PDP, prowadzonej dziś ku środkowi sceny politycznej przez jej przewodniczącego Hansa-Joachima Rittera. Na prawo od "ekodemokratów" sytuuje się wspólnota Unabhaangiger Oekologen Deutschlands (Niezależni Ekolodzy Niemiec) Wolframa Bednarskiego, do której przyłączył się w grudniu 1990r. również znany nam już Gruhl ze swoim Arbeitkreis fuer Oekologische Grundsatzfragen (Kołem Roboczym Zasadniczych Kwestii Ekologicznych). Ideologię tej organizacji wyraża hasło zorganizowanego przezeń seminarium: "Oekologen und Heimatschuetzer in einem Boot" (Ekolodzy i obrońcy ojczyzn płyną w jednej łodzi); jej działacze głoszą, że: "między lewicowo- socjalistycznymi Die Gruenen a prawicą z jej obsesjami nacjonalizmu i centralizmu znajduje się przestrzeń dla polityki zachowującej podstawowe wartości, federalistyczno- patriotycznej i chroniącej przyrodę."

Fałszem jest więc redukowanie niemieckiego ruchu ekologicznego w całym jego bogactwie i złożoności do "jedynie słusznego" modelu Die Gruenen.

Jarosław Tomasiewicz
Hoża 32
43-323 Czechowice-Dz.

Ps. Nie uważam się ani za prawicowca, ani za lewicowca - stoję ponad tymi anachronicznymi podziałami. Dlaczego więc tak zajadle wojuję z lewicą na zielonym poletku?
Jednostronne zdominowanie ruchu ekologicznego przez lewicę jest szkodliwe przede wszystkim dla samej ekologii. Dopóki przeciętnemu robotnikowi czy gospodyni domowej ekologia będzie się kojarzyć z rzucającymi kamienie anarchistami, z punkami i hippiessami, z egzotycznymi sekciarzami rodem zza Himalajów, dopóty ruch "zielonych" nie zstąpi "pod strzechy".
Na razie nic na to nie wskazuje, bo brak sił zainteresowanych zmianą ststus quo. Zaściankowa polska prawica zajmuje się walką z obcoplemieńcami, bądź \/ forsowaniem kapitalistycznego wzrostu gospodarczego, nie wykazując zrozumienia dla problemów ochrony środowiska. Dla lewactwa obecny stan rzeczy jest ze wszech miar korzystny: są oni jedyną zwartą grupą polityczną zaangażowaną w ruch ekologiczny, który tym samym staje się ich naturalnym zapleczem. Również wszelkiej maści sekciarze i subkulturyści preferują ruch mały ale "czysty ideowo", w którym wszyscy się znają i rozumieją, gdzie nie uświadczy się przedstawicieli znienawidzonego "drobnomieszczańskiego" społeczeństwa. Niestety, iluzji familijnej wspólnoty "samych swoich" zdaje się ulegać też większość ekologicznych aktywistów.
Bądźmy jednak świadomi, że taka polityka marginalizuje znaczenie ruchu i zmniejsza jego skuteczność. Ekogoszyści powinni więc zdecydować czy są bardziej zieloni czy czerwoni i jeśli ekologia przeważy nad polityką - wypuścić z rąk ideologiczny monopol poszerzając polityczne spektrum ruchu. "Ekolodzy głębinowi" powinni zdecydować czy chodzi im o spędzanie czasu w gronie "niepokalanie ekologicznych" przyjaciół, czy też o skuteczne działanie; jeśli zwycięży ta druga opcja to czas na wydobycie się z sekciarskiego getta.

Od tego zależy przyszłość ruchu ekologicznego w Polsce. ---


ZB nr 1(31)/92, styczeń '92

Początek strony