Strona główna |
Na łamy "Głosu Ziemi Oświęcimskiej" trafiła dyskusja nt. sposobu rozwiązania problemu beczek z Podolsza k. Zatora. Zabrał w niej głos m.in. dyrektor Wydziału Ochrony Środowiska UW w Bielsku-Białej Franciszek Tomiczek. Jego wyjaśnienia rzucają nowe światło na "spór o beczki":
"Dokonane w toku wdrożonego w 1988r. postępowania administracyjnego ustalenia jednoznacznie wskazują, że sprawcami zagrożenia środowiska poprzez zmagazynownie sprowadzonych z Austrii poprodukcyjnych odpadów lakierowych w ilości ok. 24 ton na terenie Podolsza k. Zatora są ob. Władysław Widurek zam. w gm. Liszki (woj. krakowskie) i ob. Ryszard Lewandowski zam. w Oświęcimiu.
Na tej podstawie wojewoda bielski decyzją z 3.12.90
nałożył na nich obowiązek unieszkodliwienia w Zakładach
Chemicznych w Oświęcimiu wspomnianych wyżej poprodukcyjnych
odpadów lakierowych na ich zlecenie i koszt."
Jednym słowem efektem ponad rocznej pracy machiny
administracyjnej była decyzja o spaleniu beczek w ZChO. I
zapewne toksyczne spaliny już od dawna krążyłyby w naszej
atmosferze gdyby nie... Lewandowski i Widurek.
Oddajmy ponownie głos dyr. Tomiczkowi:
"W wyniku złożonych przez ww. odwołań sprawa przekazana
została do rozpatrzenia Ministrowi Ochrony Środowiska (...)
pismem z 31.12.90" Ministrowi nie przyszło oczywiście do głowy,
że palenie odpadami w kotłowni ZChO nie jest najlepszym
pomysłem i decyzję wojewody bielskiego utrzymał w mocy. Na
szczęście spece od importu śmieci mieli większą świadomość
ekologiczną.
Dyr. Tomiczek tak o tym pisze:
"W wyniku skarg wnoszonych przez ww. do ministra (ochrony środowiska - pr) na ostateczną decyzję ministra z 5.3.91 i z 16.8.91, minister (...) decyzją ostateczną z 5.10.91 uchylił swoją decyzję z 16.8.91 (ostateczną!!! - pr) i stwierdził nieważność swojej decyzji z 5.3.91 (ostatecznej! - pr) - nie orzekając w sprawie wydanej przez wojewodę bielskiego decyzji z 3.12.90" Słowem palcie i dajcie mi spokój.
Zabawa trwa. Minister wydaje kolejne ostateczne decyzje unieważniające jego własne, wcześniejsze, ostateczne decyzje, a bezkarni sprawcy czekają aż problem rozwiąże się sam. Przecież beczki w końcu skorodują, a ich zawartość "rozpłynie się" w Skawie i Wiśle.
Ciekawe tylko jaką ostateczną decyzję podjąłby wtedy minister? Bo zapewne nie o dymisji.
(pr)
Ps. Co prawda dyr. Tomiczek przyznaje, że Lewandowski i Widurek
mogą za swoje działania podlegać sankcjom karnym, ale zdaje się
nie pomyślał jeszcze (a na stanowisku jest od półtora roku), że
trzeba by powiadomić prokuratora. Czeka aż Zieloni go wyręczą?