Art. 108.
1. Kto wbrew ciążącemu na nim obowiązkowi nie utrzymuje we właściwym stanie lub nie
eksploatuje urządzeń zabezpieczających wody, powietrze atmosferyczne lub ziemię przed
zanieczyszczeniem, podlega karze pozbawienia wolnosci do lat trzech.
2. Tej samej karze podlega, kto wbrew ciążącemu na nim obowiązkowi nie utrzymuje we
właściwym stanie lub nie eksploatuje urządzeń zabezpieczających przed szkodliwymi
uciążliwościami dla środowiska w postaci hałasu, wibracji lub promieniowania albo
służących do unieszkodliwiania odpadów, a także kto dopuszcza do oddania do
eksploatacji obiektu budowlanego lub zespolu obiektow bez jednoczesnego uruchomienia
wymaganych urzadzen chroniacych srodowisko.
(pr)
RATUJMY NAREW
Bardzo dobrze się stało, że ZB podjęły sprawę prawidłowego funkcjonowania
Narwiańskiego Parku Krajobrazowego. Narosłe wokół sprawy nieporozumienia wymagają
wyjaśnienia i podjęcia zdecydowanych działań. Działania takie są w ostatnim czasie
podejmowane przez nasze ministerstwo.
Ministerstwo występowało do władz wojewódzkich w sprawach dotyczących obsady
dyrektora Narwiańskiego Parku Krajobrazowego oraz działań ochronnych Parku, które
były przedmiotem kontroli PIOŚ. W tych sprawach występował do wojewody białostockiego
podsekretarz stanu w MOŚZNiL, oraz kontaktował się osobiście.
Na ostatnią interwencję w sprawach Narwi przygotowano wystąpienie znak pisma OPk
4077/39/92 ministra ochrony środowiska zasobów naturalnych i leśnictwa, prof. Stefana
Kozłowskiego, w którym między innymi minister S. Kozłowski prosi o ustosunkowanie się
do sprawy wykupu gruntów, utrzymania w całości kompleksu podworskiego w Kurowie oraz
spraw personalnych.
Niezależnie od tego Departament podjął następujące działania:
- pracownik merytoryczny Departamentu, odpowiedzialny za sprawy ochrony krajobrazu,
dwukrotnie kontrolował Park i udzielał instruktażu Dyrektorowi Parku;
- wprowadzono do priorytetów finansowych Departamentu projekt zachowania kompleksu
pałacowo-ogrodowego w Kurowie na cele siedziby Parku oraz centrum edukacji ekologicznej;
- uzgadniany jest projekt zabudowy progowej odcinka Rzędziany - Żółtki, którego celem
jest poprawa i przywrócenie poprzednich istniejących wartości przyrodniczych;
- zwróciliśmy się do międzynarodowych instytucji finansowych o pomoc dla
Narwiańskiego Parku Krajobrazowego, między innymi na cele edukacji ekologicznej ze
szczególnym uwzględnieniem rolnictwa ekologicznego.
Jednocześnie Departament wyraża pogląd, że niektóre sprawy, które są przedmiotem
interwencji, powstały na skutek niedostatecznej informacji Zarządu Parku przekazywanej
zarówno dla NGO- sów, jak i miejscowej ludności mieszkającej w dolinie Narwi.
W związku z tym w piśmie ministra S. Kozłowskiego do wojewody białostockiego prosi
się o zorganizowanie spotkania z NGOsami, na którym Zarząd Parku oraz przedstawiciele
Urzędu Wojewódzkiego poinformują o działaniach i zamierzeniach dotyczących ochrony
przyrody w Narwiańskim Parku Krajobrazowym. Szczegóły w tej sprawie będą znane po
uzyskaniu odpowiedzi od wojewody.
dr Zygmunt Krzeminski
wicedyrektor Departamentu
Ochrony Przyrody
PLANETA POPIOŁU
Na początku Bóg stworzył niebo i ziemię.
Po wielu milionach lat człowiek zdobył się na odwagę wziąć w swe ręce ster świata
i przyszłości i tak rozpoczęło się siedem ostatnich dni historii.
Rankiem, pierwszego dnia, człowiek zdecydował się być wolnym i pięknym, dobrym i
szczęśliwym. Postanowił nie być dłużej "na obraz i podobieństwo Boga",
ale po prostu stać się "człowiekiem". Musiał jednak w coś wierzyć.
Uwierzył więc w wolność i szczęśliwość, w licytacje i postęp, w planowanie i
rozwój, a szczególnie w bezpieczeństwo. Tak bezpieczeństwo stało się podstawą.
Wypuścił w przestrzeń satelity szpiegowskie, a rakiety wyposażył w głowice jądrowe.
I tak upłynął wieczór i poranek - dzień pierwszy.
W drugim dniu wyginęły ryby w wodach, z powodu wielkich tankowców i odpadów
składanych na dnie mórz, wymarły ptaki, otrute spalinami wielkomiejskiego ruchu:
wyginęły zwierzęta, które nierozważnie przebiegały przez wielkie autostrady...
I tak upłynął wieczór i poranek - dzień drugi.
W trzecim dniu wyschła trawa na łąkach, liście na drzewach, rośliny na skałach i
kwiaty w ogrodach. A wszystko dlatego, że człowiek postanowił kontrolować pory roku
według ściśle określonego przez siebie planu.
I tak upłynął wieczór i poranek - dzień trzeci.
W czwartym dniu wymarło od 4 do 5 miliardów ludzi: jedni zarażeni wirusami
wyprodukowanymi w laboratoriach naukowych, inni przez niewybaczalne przeoczenie
(zapomnieli zabezpieczyć składy przygotowane na kolejną wojnę), jeszcze inni z głodu.
I przeklinali Boga: jeśli jest dobry to dlaczego pozwala na takie rzeczy?
I tak upłynął wieczór i poranek - dzień czwarty.
W piątym dniu ludzie postanowili nacisnąć czerwony przycisk, ponieważ czuli się
zagrożeni. Ogień ogarnął całą planetę, góry zadymiły, morza i oceany wyparowały.
Żelbetowe szkielety miast poczerniały wypuszczając dymy na otwartą przestrzeń.
Aniołowie w niebie z przerażeniem przyglądali się, jak błękitna planeta okryła się
brudnym dymem, aby w końcu stać się planetą popiołu. Przerwali swoje śpiewy na 10
minut.
I tak upłynął wieczór i poranek - dzień piąty.
W szóstym dniu zgasło światło: kurz i popiół zakryły słońce, księżyc i gwiazdy.
Ostatni człowiek zginął w zakamarku schronu przeciw atomowego.
I tak upłynął wieczór i poranek - dzień szósty.
W siódmym dniu nastąpił wreszcie spokój. Ziemia stała się bezładem i pustkowiem.
Ciemność była nad powierzchnią bezmiaru wód, a widmo człowieka unosiło się nad
wodami. W krainie piekła opowiadano wzruszającą historię człowieka, który przejął
w swoje ręce ster świata. Diabelskie śmiechy dochodziły do chórów anielskich.
Nic nie jest w stanie przeszkodzić człowiekowi w dojś- ciu do granic jego możliwości.
Pozostaje tylko jedyna nadzieja: że świat, a z nimj ego przyszłość spoczywa w rękach
Kogoś innego.
J.Zink
tłum. o.Ryszard Wróbel
Z PODWÓRKA OBJECTORSKIEGO
W ostatnim czasie zgłosiło się do prowadzonego przez nas w Rzeszowie punktu
objectorskiego kilku "oszołomów", którzy o zastępczej pomyśleli dopiero...
po odebraniu biletu. Nie wiem już więc czy śmiać się czy płakać nad beztroską
ludzi. Gdy masz bilet, to prawie tak, jak byś był w jednostce.
Próbujemy im jakoś pomagać, radząc aby pisali (metodą "krakowską")
odwołania do szefa wojewódzkiego sztabu wojskowego, że pracownicy nie poinformowali ich
o zastępczej, a wręcz wprowadzali w błąd, kłamiąc że nie ma alternatywy wobec
służby zasadniczej (tak przeważnie się zdarza).
Ogólnie jednak jest to sytuacja przerypana i nie wiadomo nawet czy wysłanie kolesia do
szpitala (dwóch z nich tam wylądowało) uratuje ich przed "zaszczytnym".
Druga ważna sprawa: dwie osoby z okolic Rzeszowa lada dzień mogą pójść do
więzienia. Są to Roman Gałuszka i Grzegorz Powęska. Obydwu odrzucono we wszelkich
instancjach podania o zastępczą. Prokurator wszczął im sprawy. Romek w I instancji
dostał 1,5 roku więzienia. Podobny wyrok grozi Grześkowi. Jest to więc sytuacja
podobna jak Mariusza Szewczyszyna sprzed roku.
W tej chwili staramy się tę sprawę maksymalnie nagłośnić. Robimy pikietę w
Rzeszowie, planujemy też akcję w Warszawie (tam mają się odbyć rozprawy odwoławcze).
Ponieważ takie przypadki zdarzają się coraz częściej, trzeba to wreszcie rozwiązać
robiąc kampanię protestacyjną. Służba zastępcza powinna być przyznawana
automatycznie wszystkim, którzy się o nią ubiegają.
Przemek Nowak
WiP - Rzeszów
ŚMIECI NA WARSZTACIE
24.3. w Katowicach odbyły się drugie Warsztaty Ekologiczne poświęcone problematyce
zagospodarowania odpadów w środowisku wielkomiejskim. (Pierwsze Warsztaty dotyczyły
podobnej tematyki, ale na terenach niezurbanizowanych.) Organizatorem był tradycyjnie
Górnośląski Okręg Polskiego Klubu Ekologicznego.
Jako główny cel warsztatów działacze PKE postawili sobie doprowadzenie do spotkania i
dyskusji pomiędzy przedstawicielami gmin (potencjalnymi klientami) a reprezentantami firm
specjalizujących się w zagospodarowaniu odpadów (potencjalnymi wykonawcami zleceń).
W imprezie wzięło udział ok. 100 osób - głównie przedstawiciele zainteresowanych
miast i firm. Większość z tych ostatnich oferowała "rozwiązania
kompleksowe" czyli od wysypiska po spalarnię (nie gorszą niż zachodnie,
oczywiście). Jednak gdy padało pytanie o konrety, przykłady wdrożeń, to zwykle
okazywało się, że owszem... studia projektowe i brak pieniędzy na realizację. W
efekcie nie wydaje się, żeby doszło do jakiś konkretnych uzgodnień pomiędzy
stronami, ale przy obecnym stanie funduszy publicznych trudno oczekiwać cudów. Martwi,
że żadna z firm nie zaproponowała segregacji jako "kompleksowego", a może
"ostatecznego" rozwiązania problemu odpadów.
O "śmieciarskich" opcjach władz gminnych najlepiej mówią wypełniane przez
nie ankiety. Mając do wyboru wysypisko, kompostownię i spalarnię wszystkie wybierały
wariant pierwszy ("małżeństwo z rozsądku") i - pół na pół - drugi lub
trzeci! Większość miast sygnalizowała też zainteresowanie "selektywnym
zbieraniem" i recyclingiem. Oznacza to, że istnieje duże zainteresowanie zmianą
dotychczasowego modelu "zagospodarowania" odpadów, ale niewątpliwą barierą
są tutaj, i będą, pieniądze.
Spalarniami interesują się duże śląskie miasta (Dąbrowa Górnicza, Wodzisław,
Olkusz, Bytom, Pyskowice, Będzin), co jest o tyle zrozumiałe, że mają dużo odpadów i
góry hałd wokoło (a o tyle nie, że mają też strasznie skażone powietrze). Budowę
kompostowni rozważają Tychy i Mysłowice, w tym drugim mieście w II poł. roku ma się
rozpocząć selektywna zbiórka odpadów.
W Warsztach wzięła udział Iza Kruszewska z GEENPEACE-u, która przedstawiła krytyczne
stanowisko tej organizacji wobec spalarni odpadów. Niestety zabrakło prezentacji
stanowiska PKE w tej sprawie (por. ZB 23), które zdecydowanie odrzuca spalanie jako
sposób zagospodarowania odpadów komunalnych, a jednocześnie podkreśla konieczność
ograniczenia strumienia odpadów i znaczenie recyclingu. A miejsce po temu było jak
najbardziej właściwe, bo dałoby sygnał zarówno władzom samorządowym jak i
zainteresowanym firmom jakie rozwiązania mogą zostać zaakceptowane przez ekologów, a
jakimi szkoda sobie zawracać głowę. Myślę, że będzie po temu kolejna okazja w
czasie zapowiadanych na jesień trzecich Warsztatów Ekologicznych. Tym razem będą
poświęcone odpadom przemysłowym i niebezpiecznym.
Na koniec chciałbym podkreślić dobrą organizację i fachowe prowadzenie Warsztatów
przez Piotra Poborskiego.
(pr)
Ps. O świadomości ekologicznej lokalnych władz może świadczyć wypowiedź
przedstawiciela Wodzisławia, który broniąc projektowanej spalarni (por. ZB 30)
stwierdził m.in., że na Śląsku, gdzie codziennie płoną hałdy i śmietniska,
dioksyny ze spalarnianego komina nie stanowią problemu. Natomiast problemem rzeczywiście
są popioły, ale to tylko dlatego, że... nie buduje się u nas autostrad (pod które
można by je wysypać?!)
SŁOWA I MYŚLI JAK PŁOMIENIE
Nawet przez ułamek sekundy nie jesteśmy oddzieleni od ciała i ducha Ziemi.
Najlepszym tego dowodem jest oddychanie i odżywianie, oraz komunikacja ze światem za
pośrednictwem zmysłów. Gdy nie mamy żadnego kontaktu z otoczeniem, umieramy. Gdy ktoś
jest zdecydowanie złym człowiekiem to giną w jego otoczeniu rośliny, ale zdarza się i
tak, że w obecności oświeconego mistrza zimową porą wypuszczają liście zeschnite
przez kilkaset lat drzewa. Gdy jesteśmy źli wobec ludzi nie możemy być dobrzy wobec
Ziemi i odwrotnie. Zastanówcie się nad tym. Pożary pochłaniają potężne obszary
zielone na całym globie. W Polsce są to zatrważające wielkości, wynoszące czasami -
w porach suchych - kilkadziesiąt pożarów dziennie. Zjawiska fizyczne nie są oddzielone
od naszych emocji i uczuć. Tak naprawdę pożar powoduje ogień naszej zachłanności,
żarząca się nienawiść i zazdrość oraz łatwopalna arogancja i duma. Płonie suche
poszycie naszej niewiedzy. Potem zajmuje się cała reszta. Porzucona zapałka czy
niedopałek, to tylko przysłowiowa przepełniająca czarę kropla, ostatni mechaniczny
gest. Pożar przygotowujemy dużo wcześniej. Ten mimowolny, bądź zamierzony ruch, to
niepozorne drganie naszej szalonej natury. To ono roznieca czerwony żywioł zniszczenia.
To samo jest z piłą mechaniczną czy siekierą, które powalają drzewa. Ostra siekiera
to ostry, złowieszczy umysł, który przecina tkanki życia. Co może ugasić wewnętrzny
ogień naszych złych skłonności? Woda i wiatr. Strumienie dobrych myśli, prostych,
jasnych słów oraz skuteczne działania. Także przenikający wszystko, łagodny wiatr
współczucia, ale również i wicher niezłomnych postanowień, które rozwiewają
przepalone resztki naszych wad. I wówczas nie masz już wątpliwości, że gdy płonie
las, to staje w ogniu całe twoje ciało, delikatna i pełna mocy architektura życia,
którą zamieszkujesz od nie mającego początku czasu.
Jerzy Oszelda
maj 1990
O SŁOWACH
Słowa nie należą do natury, należą do kultury - są wytworem człowieka. W
poprzednim jednak odcinku "O słowach" zajęliśmy się słowami i ich
znaczeniami - bo trzeba być uważnym i uważać na to, co się dzieje w naszym otoczeniu.
W tym odcinku zajmiemy się dwoma kolejnymi słowami dotyczącymi eko-ruchu.
Kiedy ponad rok temu zakładaliśmy w Brwinowie Biuro Obsługi Ruchów Ekologicznych,
wiązaliśmy z tym pewne nadzieje. Jak się później okazało, te nadzieje były różne
- i nawet sprzeczne. Niektórzy spośród nas myśleli, że powstałe wtedy BORE
"zintegruje" polski eko-ruch - czy tzw. ruch "ekologiczny".
"Zintegruje"? Jaki tygrys czai się w tym słowie? Zintegrować to znaczy
scalić, zjednoczyć. A jakiego scalenia potrzeba polskiemu ruchowi obrony środowiska? I
tu nasuwa się drugie słowo, które używane bywa fałszywie w stosunku do polskiej
rzeczywistości w dziedzinie obrony środowiska. Chodzi mianowicie o "atomizację
polskiego ruchu ekologicznego". A atomizacja to coś, co kojarzy się nam z czymś
negatywnym. Społeczeństwo np. zatomizowane - to społeczeństwo rozbite i przez to
rozbicie - osłabione. Atomizację więc rozumiemy jako zjawisko negatywne, ktrego
skutkiem jest słabość. Użycie sformułowania "atomizacja polskiego ruchu
ekologicznego" sugeruje jakoby ruch ten był osłabiony w następstwie istnienia
wielu różnych kierunków, orientacji i ośrodków - sugeruje jakoby brak centralnego
ośrodka dyspozycyjnego był źródłem słabości tego ruchu. Wniosek - należy taki
ośrodek dyspozycyjny stworzyć i wokół niego zintegrować cały ruch. Takim ośrodkiem
- w myśl niektórych integrystów miało być właśnie BORE.
Już z dotychczasowego tekstu można się chyba zorientować, że do tych eko-integrystów
nie należę. Interesuje mnie bowiem życie i jego bogactwo. Życie jest boga te między
innymi właśnie swoją wielorakością, wielopłaszczyznowością i wielonurtowością.
Zamiast mówić o "atomizacji polskiego ruchu ekologicznego", proponuję mówić
o wielonurtowości ruchu obrońców środowiska w Polsce. Ta wielonurtowość nie jest
źródłem słabości, lecz źródłem siły. To co jest centralnie zarządzane, jest
zwykle ociężałe i nieruchawe - jest bierne. Źródłem słabości bywa nie brak
zintegrowania w ogóle, lecz brak integracji celów - to jest brak jedności w dziedzinie
celów działania i wynikające z tego sprzeczności interesów. Wszyscy jednak
autentyczni uczestnicy ruchu obrony środowiska w Polsce mają jeden cel - ratowanie dóbr
przyrody, po prostu ratowanie życia w Polsce - są wokół tego celu zintegrowani - mimo
całej swojej wielonurtowości - i taka integracja wystarczy.
Maciej Tuora
SEDNO SPRAWY BORE
11.4. w jednej z sal Uniwersytetu Warszawskiego odbywało się spotkanie ekologów,
zainteresowanych tym, co stanie się z BORE, założonym w lutym 1991r. w Brwinowie przez
stu kilkudziesięciu przedstawicieli polskich pozarzdowych organizacji i ruchów
ekologicznych. Siedziałem tam i było mi smutno, bo znów słyszałem tę samą
"argumentację", co przez 10 lat pracy w socjalistycznej spódzielni inwalidów.
Wtedy nikt z nas wobec zarządu nie mógł nic powiedzieć, gdyż słyszał od razu -
"A co ty zrobiłeś? Czym pomogłeś zarządowi? Tylko my to prowadzimy - a zadanie
nasze jest trudne - łączymy ogień z wodą. Ty tylko przeszkadzasz." A dalej
starano się odwieść naszą uwagę od rzeczy istotnych... ten sam styl
"argumentacji".
A sprawa BORE jest prosta - sednem jej są pieniądze. Zbierano je od zachodnich
sponsorów, powołując się przy tym na legitymację polskich "endżiosów", by
prowadzić działalność Biura Obslugi Ruchów Ekologicznych. Ponieważ większość
ruchów i organizacji uznała, że prowadzona przez BORE "obsługa" ich nie
interesuje, czego dowodem są bądź otwarte wypowiedzi, bądź brak zainteresowania
spotkaniem 11.4., które jest decydujące dla przyszłości Biura, należy stwierdzić,
że BORE ową legitymację straciło. Trzeba tu dodać, że gros zebranych pieniędzy
zużyto na gromadzenie majątku rzędu kilkuset mln zł oraz na potrzeby samego biura.
Jeżeli grupa osób prywatnych, organizacji czy ruchów chce powołać nową jednostkę
(np. fundację), już nie nadzorowaną przez radę nadzorczą wybraną na ogólnym
spotkaniu "endżiosów" ekologicznych, to niech to powołuje, ale bez kapitału
zgromadzonego dzięki naszej ("endżiosów") legitymacji. Nie ma znaczenia fakt,
że pod umowami ze sponsorami figuruje podpis kierownika jednej konkretnej osoby - zawsze
przecież ktoś musi być odpowiedzialny, lecz pieniądze - to trzeba jeszcze raz
wyraźnie podkreślić - nie były przekazywane dla niej, lecz dla nas - to znaczy dla
polskich "endżiosów" ekologicznych.
Nie chodzi tu zresztą tylko o pieniądze. Chodzi tu także o naruszenie dóbr osobistych
- np. moich dóbr osobistych. Nadużywa się bowiem (także) jakby mój podpis do czegoś,
na co się nie godziłem, a mianowicie do zbierania od sponsorów kapitału dla firmy, z
którą (np. ja) nie mam nic wspólnego. I jeszcze na jedno trzeba zwrócić uwagę.
Chodzi o to, że my wszyscy bardzo łatwo ulegamy "polskiemu kompleksowi". Mówi
się nam, że "Holendrzy i inne fundacje z Zachodu chcą, by BORE czy jakieś
neo-BORE istniało" - jest ono dla nich wygodne. Czy mamy je jednak tworzyć dla
wygody Zachodu? - przecież miało służyć polskim "endżosom".
Analogicznie mówi się nam, że istnienie BORE jest wygodne dla ministerstwa. Ale znów -
czy my mamy tworzyć i utrzymywać to biuro dla wygody władz? Czy takie jest nasze
zadanie?
Na mocy ciągłości: spotkanie w Brwinowie, rada nadzorcza, spotkanie w Turawie, rada
nadzorcza, spotkanie w Warszawie (11.4.) - byliśmy gremium kompetentnym do zadecydowania
o przyszłości BORE. Taka decyzja została po dyskusji podjęta - w głosowaniu
postanowiono mianowicie postawić BORE w stan likwidacji, a majątek BORE postanowiono
przekazać na rzecz ofiar klęski ekologicznej - postanowiono przekazać fundacji SOS dla
Dzieci Czarnobyla. Poczułem się tą decyzją usatysfakcjonowany.
Maciej Tuora
SODANKYLA I DZIURA OZONOWA
Ostatnio dużo mówi się i pisze w mass-mediach o warstwie ozonowej i o
niebezpieczeństwach będących konsekwencjami jej zniszczenia. Jednakże są to głównie
informacje o kremach do opalania i okularach przeciwsłonecznych, które są specjalnie
przystosowane do chronienia naszych oczu i skóry przed szkodliwym promieniowaniem
ultrafioletowym.
Oczywiście trafiają się również wiadomości na temat badań nad warstwą ozonową
prowadzonych przykładowo w północnej Europie. Miałem okazję przyglądać się im, a
to dzięki działalności grupy osób z VI LO w Krakowie, do którego uczęszczam.
Bierzemy mianowicie udział w europejskim programie: "Projekt Ozonowy - Młodzi
Reporterzy", który zakłada stworzenie w różnych państwach Europy grup młodych
ludzi zajmujących się tematyką ekologiczną, a w szczególności problemami związanymi
z dziurą ozonową. My jesteśmy jedną z tych grup. Dla przedstawicieli grup
zorganizowano specjalne misje na Półwysep Skandynawski, gdzie przyglądali się oni
badaniom naukowców nad warstwą ozonową i wysyłali do wszystkich zespołów raporty
informujące o wynikach. Ja uczestniczyłem w trzeciej z tych misji, która miała miejsce
w dniach: 8-20.2.92. Większość czasu spędziłem w mieście Sodankyla w Finlandii. Jest
to jedno z miejsc, gdzie prowadzone są badania warstwy ozonowej w ramach programu EASOE
(European Arctic Stratospheric Ozone Experiment - Europejski Arktyczno - Stratosferyczny
Eksperyment Ozonowy). Centrum tych badań to Kiruna w Szwecji. Badania prowadzone są z
ziemi, z samolotów, za pomocą balonów, rakiet oraz statków. Wyniki przechowywane są
na uniwersytecie w Oslo, a później zostaną wysłane do Edynburga w Wielkiej Brytanii, a
opublikowane w r. 1993. Badania koordynowane są przez Amerykanina Johna Pyle'a i mają
pokazać jak duży jest ubytek ozonu w północnej Europie. W czasie swojego
dwutygodniowego pobytu byłem świadkiem wypuszczania balonu z sondą do badania
koncentracji ozonu. Balon ten wzbija się na wysokość 30 km (najwyższą koncentrację
ozonu notuje się na wysokości 20-30 km) gdzie ulega autodestrukcji. Wyniki pracy sondy
są na bieżąco przesyłane, drogą radiową, do komputera, wyświetlane na monitorze i
zachowywane w pamięci. W sondzie znajduje się pojemnik, do którego wpompowywane jest
powietrze atmosferyczne. Koncentrację ozonu bada się mierząc natężenie prądu, który
powstaje w wyniku skomplikowanej reakcji chemicznej przebiegającej, gdy ozon z powietrza
łączy się z jodkiem potasu i wodą, które są w sondzie.
Byłem naocznym świadkiem tego, że ilość ozonu w atmosferze nie jest tak duża jak
powinna być, ale jego ubytek nie wygląda bardzo grożnie - 40% brak na wysokości 12-16
km.
Badano ozonowy ubytek również w inny sposób - za pomocą systemu laserowego LIDAR. Był
on z powodzeniem używany w 1985r. na Antarktydzie, kiedy to stwierdzono dramatyczne
zmniejszenie się ilości ozonu w tym rejonie.
Na pytanie o zagrożenie spowodowane ubytkiem ozonu nad pónocną Europą, naukowcy
zastrzegli się, że konkretną odpowiedź mogą dać dopiero w przyszłym roku.
Ustosunkowali się jednak do opinii badaczy z NASA, którzy po obserwacjach w Ameryce
Południowej, podczas erupcji wulkanu Pinatubo, podali, iż sytuacja jest wręcz
katastrofalna. Francuscy i szwajcarscy naukowcy nie kwestionowali ich opinii, ale dodali,
że badania Amerykanów miały znaczenie lokalne, a tragiczna sytuacja w tym rejonie była
spowodowana pyłami wydobywającymi się z wulkanu, które działają jako katalizatory
reakcji pomiędzy ozonem a molekułami niszczącymi go. Stwierdzili, że problemu nie
należy lekceważyć, ale panika, którą można zaobserwować choćby w USA, jest nie na
miejscu.
Muszę też nadmienić o fakcie, że w zimie i wczesną wiosną tworzą się na północy
specyficzne chmury (Polar Stratospheric Clouds - polarne chmury stratosferyczne), które
gromadzą cząsteczki chlorowców i fluorowców katalizując reakcje destrukcji ozonu. Z
tego powodu sytuacja w strefie ozonowej wygląda teraz gorzej niż będzie wyglądać za
parę miesięcy.
Na zakończenie dodam, że nasza grupa "ozonowa" co miesiąc spotyka się z doc.
Janem Lasą z Instytutu Fizyki Jądrowej na AGH. Na jednym z wykładów powiedział on,
że nic w przyrodzie nie dzieje się natychmiastowo. Każdy proces w przyrodzie z
początku przebiega szybko, ale później ulega zwolnieniu. Podobnie rzecz się ma z
dziurą ozonową. Musimy jednak poświęcić temu problemowi dużo uwagi i zacząć
poszukiwać sposobów rozwiązania tej niebanalnej sprawy - venienti occurrite morbo - jak
powiedział Persjusz, choć zapewne miał na myśli co innego.
Marcin Burdek
Na początku tego roku otrzymaliśmy zaproszenie do Szwajcarii od bliźniaczej grupy
ozonowej. Przez jeden marcowy tydzień mieszkaliśmy w małym, uroczym miasteczku Romont
na pograniczu Alp. Myślę, że każdy z nas był mile zaskoczony niesamowitą
gościnnością i troskliwością Szwajcarów. W ciągu tych kilku dni zobaczyliśmy
prawie wszystko, co w tym kraju godne jest zobaczenia, a więc owe słynne fabryki serów
i czekolady, podziwialiśmy piękne górskie miasteczka i krajobrazy.
Chciałabym jednak na tę wizytę spojrzeć pod kątem szwajcarskiej ekologii, bo
właśnie ta najbardziej nas interesowała. Zacznę może od rzeczy, która nas
zaciekawiła i zafascynowała, mianowicie od wizyty w elektrowni atomowej w Gosgen. Godny
uwagi jest fakt, że w Szwajcarii każdy zwolennik czy przeciwnik może sam zwiedzić
elektrownię atomową i poznać jej plusy i minusy.
Przewodnicy wyjaśniali nam przede wszystkim różnicę w funkcjonowaniu elektrowni
jądrowej w Europie Zachodniej i Wschodniej. Otóż wszystko opiera się na dwóch
różnych typach reaktorów. Pierwszy z nich to reaktor grafitowowodny (np. w Czarnobylu),
w którym spowalnianie neutronów następuje wskutek zderzeń neutronów z jądrami
grafitu, a woda służy tylko do odbioru ciepła. W drugim neutrony spowalnia woda wskutek
zderzeń z jądrami wodoru. Różnica ta, wbrew pozorom, jest dosyć istotna, bowiem
chodzi o to, by ilość materiału spowalniającego dobierana była tak, aby nie byłogo
za mało, ani za dużo. Wskutek ewentualnej awarii, w przypadku reaktora wodnego, neutrony
przechodzą przez parę wodną, wydostają się poza reaktor, a więc są już stracone,
nie powodują rozszczepienia uranu. Właśnie taki reaktor wodny, jaki oglądaliśmy
podczas naszej wizyty w Gosgen jest raczej stabilny i w żadnym wypadku nie może
zwiększyć samoczynnie swojej mocy.
W Szwajcarii 38% energii pochodzi z elektrownii atomowych. Z bardzo dużym
zainteresowaniem zwiedzaliśmy elektrownie, ta wizyta w znacznym stopniu przybliżyła nam
problemy energetyki jądrowej, o której dotychczas wiedzieliśmy naprawdę niewiele. Poza
elektrownią atomową mieliśmy okazję odwiedzić elektrownię wodną. W Szwajcarii mamy
do czynienia z siecią małych elektrowni wodnych, które w gruncie rzeczy bardzo małym
kosztem dają 27% energii. Z pracą tego typu elektrownii, zapoznaliśmy się na podstawie
wszelkiego rodzaju makiet, mieliśmy również okazję poznać alternatywne sposoby
oszczędzania i produkcji energii elektrycznej.
W ciągu tego bogatego w nowe doświadczenia tygodnia spędzonego w Szwajcarii
zobaczyliśmy także stację meteorologiczną. Oprócz obserwacji pogody naukowcy
dokonują pomiarów koncentracji ozonu w atmosferze. Byliśmy świadkami wypuszczenia w
powietrze specjalnego balonu z sondą przystosowaną do badania stężenia ozonu. Wyniki
badań przesyłane są do komputera i zachowane w pamięci. Największą koncentracją
ozonu zaobserwowano na wysokości 20 km. Poza tym naukowcy zapoznali nas dokładnie z
pracą w obserwatorium. W Szwajcarii rzuca się w oczy jedna rzecz, mianowicie zarówno
zwykli ludzie, jak i ci, których głos liczy się jeżeli chodzi o przyszłość kraju,
mają jednakowo rozwinięte poczucie odpowiedzialności za środowisko, w którym
przyszło im żyć. Wydaje mi się, że jest to społeczeństwo o wyjątkowo rozwiniętej
świadomości ekologicznej, której nam tak bardzo brakuje. Myślę, że wizyta w
Szwajcarii dostarczyła nam nie tylko mnóstwo przyjemności, ale także pokazała jak
bardzo opłaca się dbać o środowisko, a także poszukować nowych, niekiedy bardziej
wydajnych technologii.
Maria Bysiewicz
POWSZECHNA AKCJA NA RZECZ WEGETERIAŃSKIEGO ŚWIATA 2004 PODAJE:
FIN DE SIECLE MIĘZOŻERSTWA
Świat oficjalnie już przyznał, że MIĘSO JEST POKARMEM SZKODLIWYM DLA ZDROWIA.
Telewizja SKY pokazała, a polska powtórzyła program na temat nowego wynalazku na
Zachodzie - eliminowania tłuszczu i cholesterolu z mięsa. Jest to oczywiście bardzo
drogi i skomplikowany proces, ale czego się nie robi dla ZDROWIA.
Biorąc pod uwagę, że tłuszczu jest w mięsie - wśród innych składników -
najwięcej, pomysł nie wydaje się już tak rewelacyjny. Czy nie prościej byłoby
ZREZYGNOWAĆ z mięsa?
A co to ma wspólnego z Zielonymi? - ano, my Zieloni lubimy objadać się mięskiem.
Cóż, dbamy o zdrowie PLANETY, ale mamy pełne prawo szafować własnym zdrowiem i NIKT
nie będzie nam zaglądał do talerza, ani tym bardziej w nim mieszał.
Jednak ten nowy wynalazek Zachodu to także wyzwanie dla nas - i nowe poletko do
działania. Na pewno Polska pójdzie w ślad państw wysoko rozwiniętych i wprowadzi tę
technologię. Spowoduje to powstanie ok. miliona todpadu w postaci tłuszczu, dotychczas
utylizowanego przez nasze żywe organizmy - teraz będą musiały powstać duże zakłady
utylizacyjne. Technogia jest także energo (i materiało-) chłonna. Pojawi się znów
problem skąd wziąć energię: czy budować jednak elektrownię atomową, czy jednak
stawiać zaporę w Czorsztynie.
Tak więc, jak widać , temat mięsny jest jak najbardziej Zielony i roboty przy mięsie,
dla nas ekologów, na pewno nie zabraknie... Smacznego!
Z ŻYCIA LUDZI I ŚWIN
Wegetarianizm to po prostu zdrowy rozsądek (1) i współczucie (2).
Ad.1: Chinese Health Project to jedno z największych w historii medycyny przedsięwzięć
badawczych na temat zależności między dietą, stylem życia a chorobami, prowadzone
wspólnie przez Cornell University w Nowym Jorku, Oxford University w Anglii i Chińską
Akademie Nauk Medycznych oraz Chińską Akademię. Medycyny Profilaktycznej.
Wstępne wnioski z badań opublikowane m.in. w n-rze 10/90 Vegetarian Times. Badania
Statystyczne prowadzone były na stuosobowych grupach z 65 prowincji chińskich, w
których panują różne obyczaje żywieniowe oraz różne warunki życia. Porównanie
stanu zdrowia tych grup prowadzi do ogólnego wniosku, że IDEALNA DIETA powinna zawierać
umiarkowaną ilość białka, głównie ze źródeł roślinnych, i w ogóle nie zawierać
cholesterolu - zasadniczo powinna to być dieta WEGETARIAŃSKA. To nie jest żadna
nowość dla dra Cambpella - członka komitetu, który opracował w 1982r. w imieniu
Narodowej Akademii Nauk raport pt."Dieta, odżywianie a rak". Raport ten
wskazał, że średnia zawartość tłuszczu w diecie powinna wynosić 15 do 20%.
"Ale wyniki te nie zostały rozpowszechnione gdyż oznaczałoby to radykalny zwrot ku
wegetarianizmowi" - mówi dr Cambpell. "Ujawnienie tych rezultatów wywołałoby
poruszenie wśród opinii publicznej i w przemyśle spożywczym. Jednak w związku z
ostatnimi wynikami badań w Chinach (Chinese Health Project) - dodaje Cambpell - te
informacje nie mogą być ukrywane przed opinią publiczną."
Ad.2. Victoria Herbert z Houston (USA) nauczyła pływać swoje dwie domowe świnie
(petanimals). W lipcu'84 jedna ze świń uratowała niepełnosprawnego chłopca, który
tonął w jeziorze. Świnia ta - imieniem Priscilla - była uhonorowana przez American
Human Association nagrodą za bohaterstwo. Przeciętny zjadacz mięsa byłby zapewne
zdolny do zjedzenia Proscilli, gdyż "kotlet na czterch nogach" nawet jeśli
kogoś tam uratował i tak nie ma praw do bycia niezjedzonym. Jak dalej podaje Sanctuary
News, numer letni'90, wg wielu ekspertów świnia jest na co najmniej 10. miejscu pod
względem inteligencji wśród istot na Ziemi (za Naczelnymi, wielorybem, delfinem i
słoniem).
I pytanie dodatkowe dla obronców zwierząt i towarzystw opieki nad zwierzętami -
dlaczego tak podobne pod względem inteligencji i psychiki zwierzęta jak PIES i ŚWINIA
są tak różnie traktowane. Być może jest jakieś sensowne uzasadnienie. JAKIE?
SMACZNEGO!!! 3 x Krzysztof Żółkiewski Powszechna Akcja na rzecz Wegetariańskiego
Świata 2004
PESTYCYDY - STO LAT I ... WYSTARCZY?
Pestycydy są to różnorodne substancje organiczne stosowane w rolnictwie i
ogrodnictwie do zwalczania chwastów, chorób i szkodników roślin. Nazwa pochodzi od
łacińskich słów pęśtiś - szkodnik, zaraza i ćąędó - zabijam. Stosowanie
zabiegów agrochemicznych znane było już 200 lat temu. Napary z tytoniu służyły w tym
czasie do niszczenia mszyc. Dinitroortokrezolan potasu wprowadzono w 1892r. jako pierwszy
pestycyd syntetyczny. Odkrycie właściwości szkodnikobójczych DDT i 2,4-D w czasie II
wojny światowej zapoczątkowało współczesny rozwój syntezy i stosowania środków
chemicznych do ochrony roś- lin. Wzrost liczby ludności i związane z tym zwiększone
zapotrzebowanie na żywność spotęgowały stosowanie pestycydów na szeroką skalę.
Przyniosło ono wymierne korzyści doraźne i długofalowe. (...)
Szczepan Chlebowski
"Mikrobiologiczny rozkład
pestycydów w glebie"
Szacuje się, że światowe zużycie pestycydów wynosi 2,5 mln ton (w ujęciu
wartościowym 16,3 mld USD), z czego 50-60% przypada na herbicydy, 20-30% na insektycydy i
10-20% na fungicydy. Mimo to, prawie 48% żywności jest corocznie niszczone z powodu
owadów, chwastów oraz różnego rodzaju szkodników i chorób. Dokonując oceny
chemicznych metod ochrony roślin, należy wziąć pod uwagę, że ochroną tą jest
objętych mniej niż 1/3 użytków rolnych, oraz że zużycie pestycydów jest
zróżnicowane w zależności od upraw. Większość zużycia chemicznych środków
ochrony roślin przypada na bawełnę, owoce, warzywa i ryż, a dopiero w dalszej
kolejności na rośliny paszowe i uprawy zbożowe. Jednakże nawet w wypadku stosowania
dużych dawek pestycydów na hektar użytków rolnych, tylko nieznaczna ich część -
przypuszczalnie mniej niż 0,1% - osiąga zamierzony cel, tj. dosięga zwalczanych
szkodników. Pozostałe 99,9% bezużytecznie rozprasza się w środowisku, przyczyniając
się do zanieczyszczenia gleby, wód powierzchniowych i atmosfery z dużą szkodą dla
całego ekosystemu.
W USA, mimo olbrzymiego wzrostu zużycia pestycydów w latach 1945-1986 (w tym 10-krotnego
wzrostu zużycia insektycydów) oraz wprowadzenia do praktyki rolniczej pestycydów o
zwiększonej toksyczności i zwiększonej skuteczności biologicznej (np. DDT stosowano w
1945r. w ilości ok. 2 kg/ha, obecnie analogiczny efekt osiąga się za pomocą
piretroidów i aldicarbu stosowanych w ilości wynoszących odpowiednio 0,1 kg/ha i 0,05
kg/ha), łączne straty plonów wynosiły 37% (w latach 1942-51 - 31,4%), a straty
spowodowane przez same owady wzrosły prawie dwukrotnie. Na szczęście straty te zostały
skompensowane dzięki wprowadzeniu bardziej wydajnych odmian roślin, lepszemu nawożeniu
oraz stosowaniu melioracji i innych zabiegów agrotechnicznych. Również w Europie
obserwuje się w tej dziedzinie podobną sytuację. Tak duże straty plonów skłoniły
rolnictwo USA i innych krajów do przechodzenia na zintegrowane systemy ochrony roślin
(Integrated Pest Management - IPM), w których stosowanie syntetycznych pestycydów jest
tylko jednym z elementów całego systemu, oraz do preferowania biologicznych metod
ochrony roślin.
Jednym z groźnych, ubocznych skutków wykorzystania chemicznych środków ochrony roślin
są coraz liczniejsze przypadkowe zatrucia pestycydami. Liczbę takich zatruć szacuje
się na 500 tys., a liczbę zgonów z tego powodu na 10 tys. rocznie. Inne szkodliwe
następstwa to obecność pozostałości pestycydów w mleku i mięsie, niszczenie
pożytecznych owadów (np. pszczół), powszechne zjawisko uodparniania się szkodników
na działanie większości pestycydów oraz duże szkody w rybostanie i zwierzynie
łownej. Już szacunkowe obliczenia wskazują, że ekologiczne i społeczne koszty
stosowania chemicznych środków ochrony roślin przekraczają uzyskiwane korzyści. W
rezultacie autor omawianego artykułu (David Pimentel - profesor ekologii i nauk
rolniczych na Cornell University w Ithaca, USA) dochodzi do wniosku, że ilości
pestycydów można śmiało zmniejszyć o 50% bez większej szkody dla wielkości plonów
i produkcji żywności. Jego zdaniem, stosowanie chemicznych środków ochrony roślin
powinno ograniczyć się do przypadków rzeczywiście niezbędnych; zamiast nich
należałoby w większym stopniu korzystać z biologicznych metod ochrony roślin, nawet
gdyby koszty żywności miały z tego powodu wzrosnąć o 0,5 - 1%. Konsumenci chętnie
zgadzają się na takie rozwiązanie, o czym świadczy m.in. rosnące powodzenie sklepów
z tzw. zdrową żywnością nie zawierającą żadnych pozostałości pestycydów.
opr. Marian Paszkowski
ZIELONE PŁUCA POLSKI : CZAS MENADŻERÓW
Ostatnie spotkanie Rady "Zielonych Płuc Polski" jeszcze raz dowiodło, że
nadchodzą nowe czasy. Czasy, w których prawa przyrody są ważne - ale nie tylko o nich
należy rozmawiać. Czasy, w których - po rozpadzie wschodniego imperium - nie ma już
przeszkód, aby środowisko traktować szerzej niż tylko ograniczony granicami państwa
teren. Stąd też obecność na posiedzeniu Polskiej Rady Programowo-Naukowej Porozumienia
"Zielonych Płuc Polski" przedstawicieli Litwy, Łotwy, Ukrainy, Białorusi,
Rosji (Okręgu Kaliningradzkiego).
O ile na poziomie międzynarodowym może okazać się, że mamy do czynienia z nowym
Heksagonale (związku sześciu państw owładnitych ideą ekorozwoju: Zielone
Heksagonale), o tyle na poziomie lokalnej władzy, Zielone Płuca Polski są wciąż
odbierane jako sprawa hobbystów-ekologów i Ministerstwa OŚZNiL, a mówiąc wprost:
grupki maniaków i stojących za nimi warszawskich centralnych pieniędzy.
"Maniacy" ci przez wiele już lat pisali mądre opracowania, słali listy i
ekspertyzy, pisali o ekoturystyce, zdrowej żywności, którą zarzuci się rynki
zachodnie, a województwa wchodzące w skład Zielonych płuc tylko na tym zyskają.
Ekologowie ograniczyli się do pisania o tym, jak będzie ładnie, gdy nie zlokalizujemy
tu żadnej huty, a wszystkie wioski, miasta i miasteczka będą miały oczyszczalnie
ścieków, remizy i ośrodki zdrowia. Miał być tu, na polskiej ziemi, kawałek raju:
przyrodolecznictwo i lecznictwo uzdrowiskowe, nowoczesny przemysł, zachowana tożsamość
kulturowa, zapewniona infrastruktura społeczna i techniczna. Zielone Płuca Polski miały
wejść w system monitoringu EWG, a może i ich przedstawiciel miałby zasiadać w Radzie
Europy. Polska północnowschodnia miała się stać przykładem rozważnej polityki
"ekorozwoju w praktyce", skąd braliby przykład sąsiedzi, tworzący wspomniane
już Zielone Heksagonale.
Tymczasem okazuje się, że właśnie z ową praktyką jest najgorzej. Zostały
przeprowadzone prace studyjne, planistyczne, prace wstępne i koncepcyjne i... No
właśnie, okazało się, że resztę musi zrobić Warszawa. Warszawa ma (musi)
skombinować pieniądze (jeśli Warszawa mówi, gdzie można pieniądze znaleźć - nie
jest to ważne, ważne jest, żeby Warszawa pieniądze DAŁA), Warszawa musi zrobić
ustawę chroniącą Zielone Płuca (bo gminy wciąż są nieświadome, że one najbardziej
z idei ZPP mogłyby skorzystać i gotowe są już torpedować plany ZPP i wojewodów i
lokalizować sobie tu nawet i hutę, bo czemu nie?). Warszawa musi więc uświadomić
gminy, dać pieniądze (i to niemało, ale skąd?), bo jeśli nie, to wojewodowie z
imprezy tej się wypisują i już.
Władze województw wchodzcych w skład ZPP nie kryją swych myśli: bo jeśli dziś
należałoby w celu zapewnienia dobrego funkcjonowania programu ZPP powołać biuro
programu, to musi to zrobić Warszawa. Jeśli potrzebne są w tym celu niewielkie
pieniądze, to przecież pieniądze te muszą nadejść z Warszawy, najlepiej w formie
czeku, i najlepiej jeszcze w tym tygodniu. Jeśli nie - do widzenia Zielone Płuca Polski.
Co wy na to?
W Polsce zaczynają obowiązywać brutalne prawa rynku. Jeśli region nie jest
zainteresowany ideą, dla urzeczywistnienia ktrej zrobiono już tak wiele - trudno. Jeśli
brak jest ogólnego choćby regionalnego kosztorysu całego programu, a chce się
powoływać biuro, które jeszcze zrobi kilka, kilkanaście mądrych opracowań, ekspertyz
i ewentualnie wyda parę folderów - to widać, że coś jest tu nie w porządku, a
inicjatorzy Zielonych Płuc Polski, wspierani przecież przez tak prężne instytucje jak
NFOS, mają głowy w chmurach.
Zielone Płuca Polski nie są w pierwszej kolejności sprawą Brukseli, Genewy czy
Warszawy, lecz Olsztyna, Suwałk, Łomży, Ostrołęki, Białegostoku, ludzi w terenie,
władz gmin, sejmików samorządowych, wojewodów. Jeśli brak tam bazy społecznej, a
władze wyciągają ręce i uszy oraz czynią najróżnorodniejsze gesty w stronę
Warszawy - to czas powiedzieć, że ZPP przećwiczyliśmy sobie w teorii i na ekranach
komputerów, a teraz wyrzucone w ten program pieniądze okazały się błędem nas
wszystkich.
Nadchodzi czas memadżerów i ZPP mogą być tu tylko przykładem, że jeszcze nie wszyscy
zdali sobie z tego sprawę. Nadchodzą czasy, w których nie skażona przyroda przynosi
nie tylko chwałę władzom lokalnym, ale i niezły kapitał dla kas miejskich, gminnych,
wojewódzkich (nie chodzi przy tym o dochód z wyrębu drewna czy budowy wielkich
kompleksów hoteli). Dlatego program ZPP mógłby też ubiegać się (szczególnie jako
program współpracy międzynarodowej - Zielonego Heksagonale Europy Wschodniej) o dotacje
i nisko oprocentowane kredyty z Banku Światowego, UNEPu, nie tylko na prowadzenie badań
i wykonywanie mądrych ekspertyz, ale na konkretne działania: budowę w tym regionie
porządnych oczyszczalni ścieków, likwidację uciążliwych źródeł emisji,
koordynacji dotacji i kredytów na rzecz rozwoju przemyślanej bazy turystycznej i
czystego przemysłu.
Nadchodzi czas menadżerów. Menadżerów przemysłu, handlu, służby zdrowia, ochrony
środowiska. Nadchodzi czas sprawnych konsultantów prawnych, ekonomicznych, ludzi dużo
inwestujących ze swoich zdolności, swej wiedzy i swego czasu, aby osiągnąć cel. Ludzi
potrafiących dotrzeć do tego celu drogą wytyczoną przez siebie samych: drogą
najkrótszą z możliwych, co nie znaczy drogą na skróty. Mądrych polityków, ale też
i mądrych biznesmenów, dla których biznes plan nie oznacza jednostronicowego listu do
Minis tra z prośbą o dotację, bo jak nie, to mówimy do widzenia, zabieramy zabawki i
idziemy z podwórka, na którym już tak wiele przecież wspólnie zrobiono.
Adam Smolinski
POCHÓD ZWIERZĄT
W imieniu programu "Animals" (II pr. TVP) pragnę powiadomić i zaprosić
wszelkie grupy ekologiczne do uczestnictwa w "pochodzie zwierząt", który
odbędzie się w Warszawie 31.5.92. W ciągu całego dnia będzie można przedstawić swą
grupę (jej filozofię, cele, działalność) przed kamerą.
Akcja ma na celu zwrócenie uwagi społeczeństwa na problemy praw zwierząt, ekologii
oraz spopularyzowanie działalności wszelkich grup ekologicznych, a także nawiązanie
nowych kontaktów.
Bardzo proszę o przysyłanie list uczestników marszu, gdyż istnieje możliwość zwrotu
kosztów podróży.
Miejsce zbiórki i godzinę podamy w późniejszym terminie.
Zgłoszenia proszę nadsyłać jak najszybszym terminie pod adresem: Biuro Obslugi Ruchu
Ekologicznego, Szara 14/34, 00-420 Warszawa.
Bardzo zachęcam do uczestnictwa w tym marszu, gdyż jest to rzeczywiście wielka okazja
do udowodnienia, że ludzi, którym los przyrody jest bliski jest coraz więcej, ale też
jest równie wiele problemów wymagających rozwiązania.
Tworcy programu "Animals"
bardzo licza na Was!!!
Marta Szymska
Ps. Bardzo proszę o przekazanie
tej informacji wszystkim, którzy
mogliby być nią zainteresowani.
PRZEGLĄD PRASY
MYŚLĄ NARODOWĄ POLSKĄ
Nie, nie kupiłem tego pisma. Jakiś dobry człowiek z Narodowej Wspólnoty
Polskiej/Polskiego Stronnictwa Narodowego (może sam Bolesław Tejkowski?) pamiętał o
naszej redakcji i przysłał kilka (od stycznia do września'91) nu-merów tej gazety.
W n-rze 6(10) znajdujemy na pierwszy rzut oka fajny art. "Nie pal dziadziu!"
piętnujący palenie i radzący jak pozbyć się tego nałogu. I wszystko byłoby dziwnie
fajne, dopóki nie wczytać się, kto jest winny rozprzestrzenieniu się nikotynizmu.
Handlarze śmierci to oczywiści Żydzi, a dokład-niej cywilizacja żydo-amerykańska!
Jak łatwo się domyślić, całe szpalty tego pisma przepełnione są żydo-sowietyzmami,
żydo-amerykanizmami, żydo-solidarnością i innymi obŻYDliwościami. Dowiedziono też
niezbicie, że pogląd iż Jezus był Żydem jest bluźnierczy. Natomiast Żydem jest
Tymiński. Gazeta dba o samodzielne myślenie czytalników i na ich użytek podaje pięć
przesłanek "jak wykrywać Żydów". Warto przecież wiedzieć, że Żydem był
Janusz Korczak, a "Król Maciuś I" to podstępna broń mająca deprawować
serca polskich dzieci.
Aby odetchnąć przejdźmy do tematu: "Ekologia narodowa".
W n-rze 3(7) znalazłem niepodpisany ("nazwisko znane redak- cji") art. pod
dziwnie znajomym tytułem "Problem Ekologiczny nr 1 - korupcja?!". Jest to
połączenie tekstu z ZB 21 pod tym samym tytułem i z ZB 20 pt. "Państwowa Agencja
Antyatomistyki". W ZB oba były podpisane "Jerzy Karcz".
W n-rze 2(6) w tej samej rubryce znalazłem art. podpisany "Jarosław Trojan"
pt. "Ekologiczna agresja przez 'granice przyjaźni'". "12.7 w Ustroniu
odbyła się demonstracja (...) przeciwko (...) koksowni w Stonawie (...). Niesety, gdy
grupka młodych ludzi spod znaku 'Słowiańskiej Siły' próbowała nadać manifestachi
nacjonalistyczny wektor, funkcjonariusze 'Solidarności' momentalnie zgasili ten incydent.
Kilku nacjonalistów utoneło w morzu zwolenników Wałęsy i wyznawców
Schumachera." Zapewne chodzi Jarkowi o hasło "Stonawa na plac Wacława".
Tylko, że Pracownia... piętnowała je nie dla Wałęsy czy Schumachera! Dalej jest
trochę lepiej:
"Nie wyciągajmy jednakowoż z owego przypadku błędnego wniosku o konieczności
izolowania się od ruchu ekologicznego. Ekologia jest sprawą łączącą niemalże
wszystkich : anrchistów i konserwatystów , profesorów i włościan, gospodyni domowe i
importowanych z Orientu sekciarzy. Nic dziwnego - to po prostu odzywa się instynkt
samozachowawczy! Dlatego w pierwszym szeregu obrońców ojczystej przyrody nie może
zabraknąć nacjonalistów. Wszak i na Zachodzie lewacy nie mają monopolu na ochronę
środowiska . W RFN obok ekomarksistowskich 'Die Grunen" działa prawicowa Pkologish
Demokratische Partei. Wśród założycieli Partii Zielonych znalazły się skrajnie
prawicowe grupy Aktion Dritte Weg i Aktion Unabhwngiger Deutscher. Wyznawcy 'ekologi
narodowej' są aktywni również np. w Hiszpani ('Triton') czy Wilkiej Brytanii ('Green
Wave').
Przezwyciężcie więc swój wstręt do goszystów i ujmijcie w ręke zielony transparent
którego drugie drzewce dzierżyć będzie jakiś długowłosy mistyk 'głębokiej
ekologii' . Przemysłowe trucizny na wszystkich działają jednako!" I, o ile mi
wiadomo nik autora nie posłuchał, mimo upływu roku.
W tym samym numerze w art. "Czarno-biała fotografia czyli rozważania o Prawicy i
Lewicy" Jarosław Trojan wykazuje trudnoś- ci tradycyjnej, bipolarnej klasy- fikacji
partii politycznych:
"(...) chociażby jak zaklasyfikować Zielonych? W zasadzie plasują się oni gdzieś
na lewo od centrum (ale kłopot już w określeniu jak bardzo na lewo - reformiści to czy
lewacy?) w ich ideologii brakuje jednak charakterystycznego dla lewicy kultu postępu i
proletariackiego etosu..."
Pismo ma 32 s A4, kosztuje 3 tys. zł. Redakcja mieści się w Warszawie przy Hożej 62.
(ax)
PIESKI ŁOŚ
Jest takie miejsce w Rzeszowie, gdzie każde zwierzę pozbawione zostaje swej
godności. Staje się po prostu przedmiotem ulicznego handlu. Miejscem tym jest sobotni
rynek przy ul. Chopina. Co tygodnia wypełnia się on psami na sprzedaż. Są to przewanie
mieszańce, kundle, psy bez rodowodu. Widok ich dla człowieka, który potrafi rozumieć
cierpienie innych jest przerażają- cy. Głodne, zmęczone upałem lub zimnem psy często
trzymane na sznurach, stoją z opuszczoną głową, wtulone w kąt. Im widać jest
wszystko jedno, ale nie powinno być wszystko jedno nam, ludziom posiadającym chociaż
krztę człowieczeństwa. Stare psy spoglądałagodnie w oczy swoim nowym właścicielom.
Nie potrafią zrozumieć co się dzieje. Młode, szczególnie jeśli chodzi o
przedstawicieli ras obrończych, reagują zupełnie odwrotnie. Ogłupione sytuacją
rzucają się, atakując wszystkich przechodniów. W tekturowych pudłach na stołach
popiskują malutkie szczenięta. Leżą umorusane we własnych wydzielinach i skazane na
dokuczliwe pieszczoty przechodniów. Oczywiście zdarzają się także psy bardziej
zadbane, ale stanowią one zdecydowaną mniejszość. Po każdym takim jarmarku w centrum
Europy pozostawiane są na ladach, chodnikach, bezdomne, przestraszone i już bezpańskie
psy.
Długo można by pisać o tym handlu i o ludziach, jacy tam przychodzą, nie o to tu
jednak chodzi. Pragnę ukazać jedynie część atmosfery, jaka panuje w tym, tak
bezwzględnym dla zwierząt miejscu.
Mogę stwierdzić z całą odpowiedzialnością, iż zlikwidowanie takiego ulicznego
handlu na pewno wpłynęłoby dodatnio na sytuację psów w Rzeszowie.
Zdawać by się mogło, że pisanie artykułów na ten temat w niemalże 100% katolickim
społeczeństwie jest zbędne. A jednak... Może Kościół zechciałby się wstawić w
obronie tych, ktrzy egzystują, tylko z woli Boga nie są ludźmi. Być może najwyżej
rozwinięte istoty zastanowiłyby się przez moment, jak postępują i traktują
słabszych od siebie.
Powracając jednak do tematu, gdyby o zbyt psów było znacznie trudniej, a brutalne
pozbywanie się ich wiązałoby się z poważnym ukaraniem, może mniej ludzi podjęłoby
się trzymania ich. Zapewne wtedy hodowlą tych pięknych zwierząt zajęliby się
prawdziwi i doświadczeni hodowcy, a utrzymaniem zaś prawdziwi miłośnicy.
Magda Grygiel
Dąbrowskiego 33/82
35-036 Rzeszów
Ani zakaz handlu psami (bo do tego sprowadza się postulat Autorki), ani bardziej
represyjne prawo, nie poprawią bytu psów. (Jeśli nie będą sprzedawane, to będą
topione.) Ewentualne represje wobec handlarzy przyniosłyby jedynie katastrofalne skutki
dla zwierząt. Twierdzę, że poprawę ich losu można osiągnąć jedynie podnosząc
świadomość i kulturę społeczeństwa. Ale to, niestety, nie przychodzi z dnia na
dzień.
(pr)
ŚWIĘTE PSY - CZYLI OPIEKA NAD ZWIERZĘTAMI
Przede wszystkim podkreślę, że doceniam, podziwiam i szanuję to, co robią tzw.
towarzystwa opieki nad zwierzętami, fronty wyzwolenia zwierząt i inne akcje
antyfutrzarskie. Jest to kawał dobrej roboty.
Chciałbym jedynie, niestety po raz kolejny, zwrócić uwagę na pewne ograniczenia ich
filozofii działania, które nie są przez nich samych postrzegane lub raczej są celowo
pomijane.
Chodzi mi oczywiście o różne traktowanie różnych gatunków zwierząt, wg
nieokreślonego kryterium. Wg praktyki tym kryterium jest przynależność do danej RASY.
Oczywiście RASĄ nr 1, hołubioną przez wszystkich ww. są PSY. Ich status przypomina
pozycję KRÓW w Indiach. I tak np. Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami zajmują się
prawie wyłącznie psami, przejmują się nawet wtedy, gdy przecieka psia buda. Ten sam,
niewątpliwie wrażliwy na krzywdę zwierząt działacz(ka) ze smakiem pałaszuje kotlet
zrobiony z zabitego cielaczka - istoty niewątpliwie także miłej, czującej, przyjaznej
Człowiekowi, i nie widzi w tym fakcie nic złego. podobnie wielu frontowców wyzwolicieli
zwierząt bardziej przejmuje się losem myszy w laboratorium niż świni, gatunku
powszechnie lekceważonego. )
Jest to zjawisko, którego nie rozumiem i przeciw któremu protestuję, propagując inne
podejście: równe traktowanie podobnych ISTOT. Osobiście nie widzę powodów, dla
których inaczej traktowane miałyby być PSY i ŚWINIE. Jak dowodzą doświadczenia, są
to Istoty o podobnym stopniu rozwoju inteligencji, a nawet o podobnym charakterze: świnki
wychowywane w rodzinie psiej są równie inteligentne, pomysłowe, wesołe, wierne, można
je też wyuczyć wielu sztuk, np. przynoszenia gazety z kiosku. Są czyste - tylko może
nie tak piękne...
Wegetarianie mają inny stosunek do zwierząt. Staramy się zachować tu konsekwencję i
równy szacunek mieć i dla PSA i dla ŚWINI i dla LISA (futerkowego). Pewnym
ograniczeniem filozofii wegetarianizmu jest samo DZIEŁO STWORZENIA, gdzie są zwierzęta
mięsożerne, zabijające inne - czego wyeliminować się nie da. Także człowiek nie
może całkowicie wyeliminować zabijania żywych stworzeń. Nasza filozofia to:
minimalizować ZŁO i CIERPIENIA wyrządzane zwierzętom i stworzeniom. Potrafię zabić
muchę, jeśli to konieczne... i nie uważam tego za zło... I tu jest pole do popisu dla
przeciwnikow wegetarianizmu. Będą upierać się, że w gruncie rzeczy zabicie muchy czy
psa, a może nawet rośliny to to samo - w związku z czym to wegetarianie są hipokrytami
(a nie są nimi np. miłośnicy psów). Z takimi pogldami nie będę polemizował,
ponieważ rzecz jest zbyt oczywista. Bardziej zainteresowanych odsyłam do tekstów
źródłowych na ten temat. Jest taka książka Toma Regana pt. The Struggle for Animal
Rights. Autor jest z zawodu filozofem i nie wyobrażam sobie bardziej dogłębnej analizy
PRAW ZWIERZĄT, niż dokonana przez niego. Przedstawiona przez niego filozofia jest
spójna i - co jest oczywiste - zgodna z filozofią wegetarianizmu.
Nie da się oddzielić praw zwierząt od wegetarianizmu - co jednak niektórzy czynią.
Powinni jednak zdawać sobie sprawę z ułomności własnego pojmowania tych spraw.
Gdyby w Polsce powstały tuczarnie psów (na mięso i na skry, a może takie są)
natychmiast nastąpiłby taki protest, że trzeba by je zlikwidować. Niech mi ktoś
wytłumaczy DLACZEGO nie protestujemy tak przeciw tuczarniom świń?
Podsumowując: Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami, Ruchy na Rzecz Praw Zwierząt, o ile
nie akceptują wegetarianizmu - powinny w swoich nazwach dodać słówko
"niektórych" (gatunków zwierząt). Wtedy sprawa będzie jasna, a w statucie,
programie należałoby określić prawami jakich gatunków zwierząt się zajmują.
Krzysztof Żółkiewski
*) Ps. Wegetarianie widzą świat stworzeń hierarchicznie. Ogólnie kryterium traktowania
Stworzeń stanowi "stopień rozwoju świadomości i zmysłów" i gdybyśmy
musieli coś zabić lub zniszczyć to kolejnosc bylaby taka:
MINERAŁY - ROSLINY - BAKTERIE - PIERWOTNIAKI - ... - GADY - PTAKI - SSAKI NIŻEJ
ROZWINIETE - SSAKI WYŻEJ ROZWINIETE - CZLOWIEK!
JAK BUDOWANO "PUŁAWY"
...wdrożenie koncepcji budowy giganta przemyslowego potwierdzilo najbardziej skrajne
obawy przeciwnikow...
Koncepcja budowy w kraju dużej fabryki nawozów azotowych wynikła z potrzeby
intensyfikacji produkcji rolnej przedstawionym w ówczesnym "Programie wyżywienia
narodu". Fabrykę postanowiono zlokalizować w Puławach ze względu na
techniczno-ekonomiczne zalety tego regionu. Decyzja ta napotkała sprzeciw ze strony
Administracji Lasów Państwowych, organizacji ochrony przyrody, instytucji ochrony
zabytków kultury, naukowców i mieszkańców Puław. Argumenty sprzeciwiających się tej
lokalizacji były uzasadnione, ponieważ:
* przejęciu "końca rury" w proce sach produkcji i konsumpcji Za chodu.
Polska powinna być świadoma i unikać błędów popełnionych przez Zachód. Powinna
wprowadzić skuteczne środki zapobiegające degeneracji i eksploatacji zasobów przyrody,
opierając restrukturyzację i rozwój gospodarki na nowoczesnych procesach
"czystej" i ekologicznej produkcji.
5. Gwarancją skutecznego zapobiegania skażeniu środowiska nie mogą być luźne zasady
postępowania, ale ostry kodeks międzynarodowy, którego egzekwowanie byłoby ściśle
kontrolowane, a jego łamanie zaskarżane przez każdego poszkodowanego.
6. Skuteczne przestrzeganie kodeksu wymagać będzie szerokiego udziału społeczeństwa,
organizacji pozarządowych i zawodowych w procesach podejmowania decyzji, tworzenia i
egzekwowania prawa.
7. Wszystkie decyzje związane z zastosowaniem nowych metod i technologii produkcji muszą
być podejmowane przede wszystkim przez tych, których dotyczą i muszą uwzględniać
interesy całej natury oraz przyszłych pokoleń.
8. Zapewnienia i deklaracje Zachodnich inwestorów, kół finansowych i koncernów o
dużym bezpieczeństwie proponowanych technologii i produktów nie mogą być dla Polski
wystarczającą gwarancją.
9. Jedyną gwarancją powinny być surowe kryteria "czystej produkcji" oraz
możliwość wyboru najlepszego rozwiązania na drodze "ekologicznego
przetargu".
10. Kryteria "czystej produkcji" (włączając w nie produkt finalny)
uniemożliwią zbyt w Polsce pozornie nowoczesnych procesów produkcji i przetwarzania,
utylizacji odpadów oraz samych wyrobów.
11. Aby kryteria "czystej produkcji" mogły być zastosowane i przestrzegane
musi istnieć prawo do pełnej informacji dotyczącej wyników badań i kontroli,
ekspertyz i orzeczeń w szeroko pojętej ochronie środowiska.
12. Kryteria "czystej produkcji" powinny zapewiać wprowadzanie obiegów
zamkniętych oraz minimalizację wytwarzania odpadów.
13. Niedopuszczalny jest obowizujący do tej pory w Polsce przepis o utajnianiu informacji
na temat emisji zanieczyszczeń przez zakłady przemysłowe. Taki przepis daje wolną
rękę wszystkim potencjalnym trucicielom.
14. Międzynarodowa pomoc finansowa powinna być przyznawana tylko na inwestycje
odpowiadające kryteriom "czystej produkcji". Powinna równocześnie obejmować
oszty szkoleń w zakresie procedury oceny oddziaływania na środowisko, prawa
ekologicznego i karnego, a także kryteriów "czystej produkcji".
Społeczny Instytut Ekologiczny popiera stanowisko Greenpeace przygotowane na konferencję
w Budapeszcie (20-22.11.92) "Jak unikać błędów popełnionych na Zachodzie:
Kryteria oceny czystych inwestycji w Europie Środkowo- Wschodniej".
Joanna Pawlak
- prezes Społecznego Instytutu
Ekologicznego
Elżbieta Michalak
- Społeczny Instytut Ekologiczny
Marta Szymska
- Wspólnota Wszystkich Istot
POPOŁUDNIE Z GAZETĄ: "TYGODNIK SOLIDARNOŚĆ"
"Tygodnik Solidarność" to gazeta, w której prawie każdym numerze można
znależć coś na temat ekologii. Czasem są to 3-4 artykuły koncentrujące się na
jednej sprawie i przedstawiające ją z kilku stron. Tak było np. w numerze 10 (6.3.92)
gdzie pisano o zdrowej żywności, ale jednocześnie przedstawiono rezultaty (moim zdaniem
niezbyt uzasadnione) eksperymentu, w którym stwierdzono, że cholesterol jest zdrowy.
Zajmowano się też sprawą śmieci (nr 5 z 31.1.92) i energią alternatywną (nr 4 z
24.1.92). W jednym z ostatnich numerów (nr 12 z 20.3.92) można przeczytać wywiad z
prof. Skolimowskim "Ekofilozofia - trzecia droga", a już w następnym numerze z
artykułu "Sokrates w czerwonym chitonie" Antoniego Zambrowskiego możemy
dowiedzieć się, że komuna na Politechnice Łódzkiej, gdzie świeżo założono
katedrę Ekofilozofii, trzyma się dobrze i nie dopuszcza do prowadzenia wykładów ludzi
spoza starego układu. Zresztą artykuły demaskatorskie to specjalność
"T.S.". W swoim czasie zajmowali się "Iglopolem", można więc
liczyć, że jak tylko dowiedzą się czegoś o dziwnych zasadach funkcjonowania jakiś
firm nieprzyjaznych dla środowiska, to pomogą je zdemaskować.
Żeby jednak nie kończyć tak laurkowo, to "T.S." był jedną z niewielu gazet,
które nic nie napisały (poza wzmianką w artykule na inny temat) na temat akcji
anty-futrzarskiej. Jak wyrzut sumienia jawi mi się dwuodcinkowy artykuł Anny Bojarskiej
"Nasze Verdun" (nr 3 i 4/92), w którym autorka demagogicznie twierdzi, że
palacze papierosów są prześladowanymi obrońcami wolności i jawią jej się (chyba od
nadmiaru kadmu) jakieś stosy. Nie dostrzega ona natomiast tego, że dąży się do
ograniczenia palenia papierosów nie dla zniewolenia zdrowiem pani Anny Bojarskiej i jej
podobnych, ale dla zdrowia tych, którzy są biernymi palaczami wbrew swojej woli. Nie
dostrzega też plakatów MARSA "przyjemność dla znawcy" (nieprzyjemność dla
całej reszty), reklam MALBORO i innych trucizn, bezprawnie umieszczanych gdzie się tylko
da. I tą krótką polemiką kończę i zachęcam do lektury "T.S.", w
czytelniach najlepiej.
Skaman
JAK OBCHODZILIŚMY ŚWIĘTO WIOSNY W SOSNOWCU
Chciałabym podzielić się z Wami swoimi wrażeniami z "obchodów"
pierwszego dnia wiosny '92. Cały nasz ogólniak przygotowywał się do tzw. pochodu
ekologicznego połączonego z topieniem Marzanny itd.
Zaplanowano przemarsz głównymi ulicami Sosnowca pod Urząd Miejski. Każda z klas miała
swój transparent z hasłem "ekologicznym" i wszystko byłoby OK, gdyby nie to,
że szanowny pan prezydent miasta, przerażony informacją o planowanym pochodzie,
zadręczał swoimi telefonami dyrekcję szkoły z pretensjami: "Dlaczego my się nie
uczymy, tylko pozwalamy sobie na ZABAWĘ".
W końcu stanęło na tym, że zapewniono nam "obstawę policyjną" ("w
razie gdyby was jakieś punki zaatakowały" - to ich argumenty!) i zezwolono na
przejście najkrótszą drogą pod Urząd Miejski i chwilę rozmowy z prezydentem.
Szliśmy grzecznie, nikt nas nie atakował, ludzie zatrzymywali się i patrzyli na nas jak
na nawiedzonych, inni przyspieszali kroku. Pod Urzędem rozdano ulotki, a wybrane
delegacje udały się na rozmowę z "głównym" tego miasta. Jednak próby
dowiedzenia się jak wydział ochrony środowiska w Sosnowcu gospodaruje funduszami
przeznaczonymi na inwestycje "eko" spełzły na niczym, a prezydent i jego
asystentka uparcie powtarzali - pieniędzy "nie ma" oraz "sadzimy
drzewka".
Sumując - myślę, że ten "ekologiczny", jak go szumnie nazwano, marsz nie
wniósł niczego nowego. Pod dużym znakiem zapytania stoi problem czy TO może być
zaczątkiem świadomości ekologicznej ludzi w naszym ogólniaku, jako że większość z
tych maszerujcych "ekologów" zadeptała przy okazji trawniki w parku. (A
przecież czołowym hasłem było: "ZACZNIJMY OD SIEBIE!")
Będę się starać, żeby coś ruszyło, ale na razie wyrzucają mnie z jednej tablicy na
drugą z moją gazetką eko-vega.
Aska Zielinska
II LO w Sosnowcu
Ps. Uczestniczyłam też w zebraniu Komisji Zdrowia i Ochrony Środowiska dn. 23.03.92 r.
w Urzędzie Miasta, a jedynym problemem z dziedziny ekologii (według pana prezydenta)
była... ochrona przeciwpożarowa.
To i tak lepiej niż w Oświęcimiu. U nas jednym z problemów ekologicznych wg
przewodniczącego właściwej komisji Rady Miasta jest... izba wytrzeźwień. (Chyba, że
dla ekologów???) (pr)
POLEMIKA NA POLEMIKE
Z przykrością muszę stwierdzić, iż p. J.A.Korbel w tekście "Korzenie
kryzysu ekologicznego" (ZB 32) prawdopodobnie musiał życzeniowo przeczytać
fragment mojego tekstu w ZB 31 będącego reakcją na wywiad z prof. Kraczukiem w ZB 29.
W swym wystąpieniu nie tylko nie chciałem, lecz i nie wyrażałem się negatywnie o
innych poglądach jako takich. Cała moja wypowiedź koncentrowała się na technice
używania spraw tzw. ekologii w sposób instrumentalny. Zgadzam się z p. J.A.Korbelem,
iż prof. A.Krawczuk nie jest ani pierwszym, ani ostatnim z pozbawionych wątpliwości co
do negatywnego powiązania przyczynowoskutkowego pomiędzy religią a stanem środowiska.
Teza jest wyprowadzana połączeniem swoistej interpretacji fragmentu większego tekstu z
obiektywnie prawdziwymi faktami, i właśnie ta technika jej wyprowadzania, będąca
manipulacją, stała się przedmiotem mojej uwagi. Działa to według sprawdzonego wzoru:
sucha już glina ze świeżą wodą robią błotko dobre do użycia. Wyraźnie pragnę
podkreślić, iż jedynie na techniczną stronę wywiadu zwróciłem uwagę w swym
tekście. O poglądach nie dyskutowałem.
W końcu ZB to wolna trybuna i na tym ich sztuka polega. dr inż. Feliks
Stalony-Dobrzanski
Jesteście Państwo Redakcją, która świadomie ponoć nie ingeruje w treści drukowane
na łamach Pisma. W związku z tym po raz już drugi zadaję pytanie, czy ma to też
oznaczać wolę kolportowania drukiem nieprawdy, tej nawet prostej, doświadczalnie
sprawdzalnej? Nawet tej wypowiadanej z nierzetelności lub chęci odreagowania kompleksów
i zwykłych niechęci?
W związku z przypiskiem (nie znajdującym zresztą odniesienia w tekście) - ZB 34, s.22
- oświadczam, iż nigdy nie użyłem określenia "ekologia katolicka". Owszem,
wypowiadałem się w reakcji na tekst, który właśnie usiłował ideologizować sprawy
ekologii, i w którym Autor dawał przy okazji upust swoim antypatiom religijnym.
Panowie! Naprawdę nie jest rozsądnym dmuchanie w przygasające, miejmy nadzieję,
ognisko niechęci ideologicznych.
Dajcie już z tym spokój.
z poważaniem dr inż. Feliks Stalony-Dobrzanski
Ps. Odnośnie "załapywania się" na temat ekologii mam zdanie identyczne.
Pragnąłbym jednak podkreślić, iż czym innym jest koniunkturalna gra, a czym innym
wybór. Wspólnota Ekologów, w której pracuję, powstała w 1984r. jako wynik wyboru po
doświadczeniach w rozbijanym wtedy metodycznie PKE. Działaniem w złej wierze jest
wkładanie w jedno obydwu tych stanów. Robić tak nie tyle można, co niestety trzeba,
gdy samemu się jest koniunkturalistą. To sprawę wyjaśnia.
NATUUR EN MILIEU OVERIJSSTEL
Wiele organizacji w Holandii jest zaangażowanych w ochronę środowiska. Są to
organizacje małe lub duże, ekologiczne lub ochroniarskie, prowadzące badania naukowe
lub takie, które najczęciej zobaczyć można na ulicach. Wszystkie organizacje mają
jednak wspólny cel - ochrona lub nawet poprawa stanu środowiska. Dla osiągnięcia
wspólnych celów organizacje te zjednoczyły się tworząc sieci. W Overijssel sieć taka
nazywa się Natuur en Milieu Overijssel, co znaczy Natura i Środowisko Overijssel. Celami
tej sieci są: wspieranie grup lokalnych, które są jej członkami, prowadzenie
negocjacji z władzami regionu, pobudzanie środowiskowej i ekologicznej edukacji oraz
wspieranie inicjatyw ekologicznych.
Organizacje zajmujące się ochroną środowiska są zazwyczaj ogromnie zróżnicowane.
Dzieje się tak zarówno w Polsce jak i w Holandii. Tę sytuację łatwo zrozumieć -
podobnie jak w innych częściach społeczeństwa, grupy ekologiczne wyłaniają się dla
rozwiązania konkretnych problemów bezpośrednio związanych w tym przypadku ze
środowiskiem (uciążliwe fabryki, budowa dróg, wycinanie drzew itp.). Ludzie chcący
aktywnie powstrzymywać niszczenie przyrody tworzą małą grupę, która staje się
grupą ekologiczną. Oczywiście grupa taka może przestać istnieć tak szybko, jak
szybko powstała. Gdy jednak problem będzie miał bardziej ciągły charakter, grupa ma
szansę na dłuższe istnienie. Brak powodów skłaniających do zjednoczenia się stanowi
zaś główny powód pozostania takich grup w podziale. W systemie demokratycznym ludzie
mają prawo organizować się w różne grupy. Większość grup lokalnych nie potrzebuje
wielkich funduszy, nie ma więc potrzeby łączenia się dla wzmocnienia ekonomicznej
pozycji. To ogromne zróżnicowanie nie stanowi jednak idealnej sytuacji. Tak podzielone
grupy lokalne nie są w stanie przeciwstawiać się decyzjom władz regionu oraz nie mogą
powstrzymać działań dużych przedsiębiorstw. Wielokrotnie grupy te nie posiadają
informacji i dostatecznej wiedzy o tym, jak podejmować pewne oficjalne działania. To
staje się powodem, że grupy nie są w stanie osiągnąć zamierzonego celu. Te wszystkie
przyczyny stały się bazą dla budowy sieci w Overijssel.
Najważniejszym celem sieci Natuur en Milieu Overijssel jest doradztwo, wspieranie oraz
dostarczanie informacji grupom lokalnym. Dla osiągnięcia tego celu Natuur en Milieu
Overijssel stworzyła różne formy działalności. Przekazywanie informacji organizacjom
uczestniczącym w sieci odbywa się za pośrednictwem własnego pisma. Pismo to zawiera
artykuły dotyczące problemów ekologicznych regionu, artykuły wprowadzające w daną
tematykę, recenzje nowych książek poruszających tematykę ekologiczną, relacje ze
wspólnych akcji oraz informacje o przyszłych przedsięwzięciach. Porady prawne
udzielane są grupom poprzez stworzone biuro porad prawnych, do którego można zarówno
zadzwonić jak też przyjść i uzyskać wszelkie pomocne informacje. Można także
korzystać z materiałów, które są dostępne w bibliotece organizacji. Poza tym
istnieje możliwość wypożyczenia materiałów na wystawy i akcje, korzystania z kaset,
a pracownicy biura mogą przygotować wykłady na dowolny temat związany z ekologią.
Biuro ma także możliwości kontaktowania grup z władzami lokalnymi, mediami i
przedstawicielami biznesu. Czasami sieć musi wykorzystać swoją własną siłę dla
wspomożenia ochrony środowiska.
Dla realizacji regionalnych celów dotyczących polityki ekologicznej sieć Natuur en
Milieu Overijssel korzysta ze swoich własnych możliwości. Sieć kreowana przez wiele
małych organizacji, w których działa pokaźna liczba osób, stanowi forum
reprezentujące wszystkich jej uczestników. Jeżeli instytucje demokratyczne takie, jak
dla przykładu władza lokalna chcą być wysoko cenione, muszą brać pod uwagę opinię
tak dużej organizacji. Poza tym poprzez media Natuur en Milieu Overijssel może
wpłynąć na opinię publiczną oraz krytykować działania lokalnej i regionalnej
władzy oraz poczynania przemysłu.
Najczęściej większa władza polityczna oznacza większą siłę ekonomiczną, a dzięki
tej ekonomicznej przewadze można podjąć efektywniejsze działania.
Przykład stanowi własna sieć edukacji w szkołach stworzona przez Natuur en Milieu
Overijssel. System ten, oparty na pudekach zawierających testy, został szeroko
rozpowszechniony w szkołach regionu. Dzięki krótkim testom, dzieci mogą poznać
otaczające ich środowisko.
Natuur en Milieu doradza ponadto władzom miasta w sprawach dotyczących naturalnego i
ekologicznego zazieleniania miast. Podejmowanie działań edukacyjnych skierowanych do
gospodyń domowych, polityków czy przedsiębiorstw stanowi także ważny przejaw
aktywności sieci.
W tym artykule nie zostały przedstawione wszystkie możliwe działania, których
podjęcie mogłoby stać się udziałem organizacji podobnych do sieci Natuur en Milieu
Overijssel. Trzeba jednak pamiętać, że doradztwo, wspieranie oraz dostarczanie
informacji stanowi najważniejszy aspekt aktywności takiej sieci - po pierwsze sieć musi
przynosić korzyści jej uczestnikom. Innym ważnym celem istnienia sieci jest stwarzanie
przeciwwagi dla władz lokalnych i przemysłu. Najbardziej pozytywnym aspektem tworzenia
takiej sieci jest jej łatwość dostosowawcza - jej wielkość uzależniona jest od
lokalnych potrzeb, zaś postawiony cel (cele) może być dowolny. W Holandii wszystkie
prowincje mają swoje własne sieci tego typu. Główną korzyścią takiej sytuacji jest
duża różnorodność na poziomie lokalnym, która na szczeblu regionalnym przeradza się
w ogromną siłę przeciwstawiającą się niszczeniu przyrody.
ErnstJan Stroes
tłum. Darek Szwed
TAMOWANIE KOLEGIAMI I.. CENNIKAMI
Mimo apelu skierowanego przez ministra Kozłowskiego do Sądu Wojewódzkiego w Nowym
Sączu nadal trwają represje wobec uczestników zeszłorocznej akcji w Czorsztynie.
Można nawet stwierdzić, że działania organów "sprawiedliwości" dostały
ostatnio dosyć dużego przyspieszenia.
Przede wszystkim zaczęli się pojawiać pierwsi komornicy chcący ściągać zaległe
grzywny. Ponadto dopiero teraz kolegium w Nowym Targu przypomniało sobie o ok. 30 osobach
zatrzymanych podczas blokady... 3.7. zeszłego roku.
Przypomnę może, że tego dnia większość z około 70 zatrzymanych została zwolniona
ze względu na... brak miejsc w policyjnym areszcie.
Do tej pory nikt z tych osób nie stanął przed kolegium. Dopiero teraz zaczęły
przychodzić wezwania na przesłuchania przed Kolegiami w miejscach zamieszkania. Co
ciekawe, do akt sprawy dołczany jest cennik strat jakie według "Hydrotrestu"
spowodowały blokady 1-10.7.91. Opiewa on na sumę 95 987 034 zł (za nieprzewiezione 1287
m ziemi). Nie wiadomo, czy umieszczenie cennika w aktach sprawy jest tylko próbą nacisku
na kolegium, czy też jest przygotowaniem do wytoczenia przez "Hydrotrest"
procesu o straty spowodowane blokadą (może tylko postraszeniem możliwością takiego
procesu?). Cennik podpisał niejaki inż. Tokarski, który jednocześnie jest świadkiem w
sprawach przeciwko uczestnikom "tamy". Chyba warto zapamiętać sobie to
nazwisko.
Piotr Ulatowski
WiP - Kraków
ZIELONI W AMERYCE
1.ZIELONA LEWICA : EKOLOGIA SPOŁECZNA
Duża część amerykańskich Zielonych pozostaje pod wpływem tzw. "ekologii
społecznej", która uważa kryzys ekologiczny za odbicie kryzysu w społeczeństwie.
Według twórcy tej ideologii, Murraya Bookchina, ludzka dążność do panowania nad
przyrodą ma swe źródło w panowaniu człowieka nad człowiekiem, dlatego ruch
ekologiczny walczyć musi przeciw wszelkim formom społecznej hierarchii i dominacji:
przeciw kapitalizmowi, państwu, patriarchatowi, rasizmowi i "homofobii"
(niechęci do homoseksualistów).
Teorię tę próbuje wcielać w życie Left Greens (Lewica Zielonych) - sieć anarchistów
i niezależnych socjalistów, łączących hasła ekologii, antykapitalizmu i oddolnej
demokracji. Nie jest to formacja jednorodna: obok wyznawców orientacji
"socjalekologicznej" mamy propagatorów sojuszu związków zawodowych z ruchem
ekologicznym (idea "demokracji w miejscu pracy"), zwolennicy akcji
bezpośrednich działają wespół z ludźmi zaangażowanymi w wybory komunalne
("strategy of libertarian municipalism"). LG aktywna jest także w Brytyjskiej
Kolumbii (Kanada), gdzie ten konglomerat socjalistów, anarchistów i byłych członków
partii komunistycznej próbuje np. współpracować z ruchem samoobrony Indian.
Swe poglądy Lewica Zielonych wyraża w dwumiesięczniku "Left Green Notes" i
dyskusyjnym kwartalniku "Regeneration".
Inną, wyraźnie lewicową frakcję w ruchu ekologicznym stanowią Youth Greens (Młodzi
Zieloni). Zalążkiem tego ugrupowania był Youth Caucus - młodzieżowa organizacja The
Greens, od samego początku (ku konsternacji starszych członków partii) otwarcie
antykapitalistyczna i antyetatystyczna. Po przekształceniu w grupę autonomiczną Młodzi
Zieloni zorganizowali wspólnie z Anarchist Youth Federation i Left Greens szereg kampanii
takich jak np. akcje z okazji Dnia Ziemi na Wall Street w Nowym Jorku i w bankowej
dzielnicy San Francisco (wiosna'90). Od sierpnia'91 Youth Greens lansują ideę zbudowania
odrębnej konfederacji ekoanarchistycznej współpracującej zarówno z ruchem
ekologicznym jak i z radykalną lewicą w walce o "wolne społeczeństwo
ekologiczne". Organem YG jest kwartalnik "Free Society".
2. THE GREENS : EKOLOGIA POLITYCZNA
The Greens reprezentują najszerszy nurt ruchu ekologicznego. Od momentu, gdy w 1984r.
ugrupowanie to powstało jako tzw. Committees of Correspondence, Zieloni przeistoczyli
się w kombinację ruchu społecznego i partii politycznej pod nazwą "The Greens -
Green Party USA" (Zieloni - Partia Zielonych USA). Nie obyło się przy tym bez
problemów: w Kalifornii blisko połowa grup lokalnych uznała udział w wyborach
stanowych za przejaw tendencji "antydemokratycznych i oportunistycznych",
zrywając z partyjną strukturą. Dziś The Greens skupiają w ok. 200 grupach lokalnych
od 3000 do 5000 członków. W większości należą oni do białej klasy średniej (nad
czym bardzo ubolewają ekosocjaliści).
Mimo licznych sporów, ideologicznych i strategicznych, midzy liberalnymi reformatorami,
socjalradykałami i bioregionalistami, partii udało się utrzymać jej pierwotne
pryncypia, wśród nich m.in. zasadę "demokracji uczestniczącej" i
antykapitalistyczną w istocie rzeczy platformę gospodarczą. Tegoroczny "Plan
Zielonej Akcji" (Green Action Plan) zawiera takie np. projekty jak "Detroit
Summer" i "Solar power through community power" (Energia słoneczna przez
władzę lokalną). Pierwszy będzie polegał na pracy młodych ochotników, którzy
pomogą mieszkańcom Detroit odrestaurować sąsiedztwo remontując domy, zakładając
ogrody miejskie, pomagając w tworzeniu lokalnych spółdzielni itd. Drugie
przedsięwzięcie ma być wyzwaniem dla Krajowej Strategii Energetycznej (National Energy
Strategy) Busha, promującym energetyczną alternatywę w postaci sieci oddzielnych
inicjatyw ekologicznych. Zielona Partia USA wydaje kwartalnik "Green Letter/Greener
Times".
Podobny charakter, lecz bardziej socjaldemokratyczną orientację, ma kanadyjska Green
Party (Zielona Partia) oraz aktywna w Toronto, Ottawie i Montrealu - Confederation of
Municipalist Greens (Konfederacja Gminnych Zielonych). Ta ostatnia formacja, choć bliska
koncepcjom społecznoekologicznym, dystansuje się jednak od lewicy, którą kojarzy
przede wszystkim z centralizmem.
3. EARTH FIRST : GŁĘBOKA EKOLOGIA
Filozofia "głębokiej ekologii" stworzona została przez Norwega, Arne Naessa,
spopularyzowali ją zaś w Ameryce George Sessions i Bill Deval. Odwołuje się ona do
"biocentrycznej" etyki, zgodnie z którą niezbywalne prawa przysługują
kąxdęj żywej istocie, a ludzkość powinna ińśtyńktówńię odnaleźć swe miejsce w
przyrodzie i wszechświecie.
Idee takie propaguje m.in. anarchistyczny kwartalnik "Fifth Estate", który
potępia całą zachodnią cywilizację technologiczną, przeciwstawiając jej
spontaniczny bunt w duchu "romantycznego prymitywizmu".
Najsłynniejszą wszakże formacją "głębokich ekologów" jest bez wątpienia
Earth First! (Ziemia Przede Wszystkim). Grupa ta, nie posiadająca żadnej sformalizowanej
struktury i nie głosząca żadnego spójnego programu politycznego, znana jest przede
wszystkim z odważnych akcji sabotażowych i kampanii obywatelskiego nieposłuszeństwa w
obronie dzikiej przyrody. Na działalność EF! establishment odpowiadał represjami: w
Prescott FBI zaatakowało pięciu aktywistów ruchu, gdzie indziej znów wysadzono w
powietrze samochód Judi Bari i Daryl Cherney - działaczek Earth First! i związku
zawodowego IWW.
Bezkompromisowość "fundamentalistów ekologii" wywołuje też kontrowersje w
samym ruchu "zielonych".
Anarchistyczny miesięcznik "Love and Rage" np. zarzuca: "W głębokiej
ekologii brakuje teorii społecznej dominacji, nie rozumie też ona problemu państwa,
kapitalizmu czy patriarchatu" ("L+R", marzec 1992). "Zielona
Lewica" oskarża EF! o "mizantropię", "homofobię" i
"rasizm", do czego asumpt dają oświadczenia "Dziadka" Earth First!
Edwarda Abbeya i artykuły publicystów "Earth First! Journal". Podejrzewać
należy, że zarzuty te są wywołane przewrażliwieniem lewicowców na punkcie "praw
mniejszości". Faktem jest jednak poparcie, jakiego nacjonalistyczna organizacja
White Aryan Resistance udzieliła EF! w walce o "uratowanie lasów Kalifornii od pił
Żyda z Wall Street, Charlesa Churwitza". Przywódca WAR, Tom Metzger oświadczył:
"Ochrona przyrody jest częścią walki o nasz rasowy byt. Ataki na nasze środowisko
są równe atakom na naszą rasę". Antyfaszystowski miesięcznik "The
Searchlight" pisząc o ekologicznej aktywności grup takich jak White Aryan
Resistance, National Democratic Front czy Aryan Women's League nadał artykułowi
znamienny tytuł: "Brunatne koszule zielenieją" (The greening of the
Brownshirts" w: "The Searchlight" No 171).
Jaroslaw Tomasiewicz
Kontakty:
Lewica: