Strona główna 

ZB nr 6(36)/92, Czerwiec '92

PAMIĘCI POMORDOWANYCH GATUNKÓW

Dwa lata temu, a więc pierwszym razem to było tak. Był deszcz. I było ciemno. Ciemno zresztą być musiało, bo inaczej znicze nie robią takiego wrażenia jak trzeba. Jednak deszcz padać nie musiał. Ale nawet się przydał. Nachlapał na tekturę z napisem: "Pamięci pomordowanych gatunków". Rozmazał napis, który wyglądał jakby krwawił. Pod tym napisem, razem z Piotrem Nicieją i Robertem Dwornikiem zapaliliśmy kilka zniczy. Było więc nas trzech. Dziennikarzy też było trzech. A więc - drugie tyle. Poszło w prasie zdjęcie i krótka notka.

Rok później, czyli drugim razem, było podobnie. Tyle, że nas zgromadziło się o parę osób więcej, a dziennikarzy o parę (dosłownie) mniej. I tym razem - krótka notka. Jeśli nawet zwróciła czyjąś uwagę to wszystko to jeszcze mało. Dużo za mało. No, ale od czegoś trzeba przecież zacząć. Lepszy taki początek niż żaden.

W tym roku, a więc trzecim razem, może być inaczej. Może być lepiej. Może też być nas więcej. Bo problem jest poważny. Aby go krótko i syntetycznie objaśnić posłużę się własnym tekstem drukowanym półtora roku temu w "Tygodniku Małopolska", a zatytułowanym właśnie - "Pamięci pomordowanych gatunków". Nic lepszego dziś nie wymyślę, a zresztą przypuszczam, że dziewięćdziesiąt dziewięć koma dziewięć dziewięc procent czytelników ZB tekst ten zobaczy po raz pierwszy. A zatem. Niech leci tekst.

PAMIĘCI POMORDOWANYCH GATUNKÓW

W 1627r. w Puszczy Jaktorowskiej padła ostatnia na świecie turzyca.

Ptak dodo, odkryty w 1507r. na wyspie Mauritius w niecałe 200 lat został całkowicie wytępiony. Zagłada antylopy modrej nastąpiła w niecałe czterdzieści lat od momentu pierwszego opisania tego gatunku w 1766r.

Edward C. Wolf w "Raporcie o stanie świata w 1985r." zauważył sarkastycznie, że gdyby Darwin dziś pisał swe dzieło to zatytułowałby je nie "O powstawaniu..." ale "O wymieraniu gatunków".

Jak dotąd, na skutek działalności człowieka z powierzchni Ziemi zniknęło RAZ NA ZAWSZE ponad 200 gatunków ptaków i ssaków, przy czym proces ten ulega przyspieszeniu. O ile do 1800r. człowiek wytępił 30 gatunków, to w XIXw. już 60, a w tym stuleciu (licząc tylko do 1980r.) - ponad 100. Niespotykaną gwałtowność tych zmian dobrze unaocznia zestawienie z procesem wymierania dinozaurów, który trwał ponad 2 miliony lat i który uznawany jest za dość... nagły w całej, trwającej 3 mld lat historii życia na Ziemi.

Człowiek zabija inne gatunki na dwa sposoby. Rabunkowy wyrąb lasów, trujące wyziewy fabryk, schemizowane rolnictwo, bezmyślne melioracje czy prostackie regulacje rzek ograniczają, zniekształcają lub wręcz niszczą naturalne siedliska rozmaitych gatunków. Drugi sposób to bezpośrednie zabijanie. I tu wchodzi w grę nie tylko nadmierna eksploatacja, ale także zabijanie dla sportu lub zabawy.

Jak podaje Andrzej Trepka w znakomitej książce "Cierpienia przyrody" jeszcze w XIX wieku gołąb wędrowny występował w Stanach Zjednoczonych w miliardowych (!) stadach. Był najtańszą dziczyzną, a strzelanie do żywych, przywiązanych ptaków stanowiło bardzo modny wówczas "sport". Zaniepokojeni sytuacją miłośnicy przyrody w 1857r. wnieśli w stanie Ohio projekt ustawy o ochronie gołębia wędrownego. Eksperci projekt odrzucili motywując: "Gołąb wędrowny nie wymaga ochrony. Bajecznie mnożny, gnieżdżący się w olbrzymich lasach Dalekiej Północy, przelatujący setki mil w poszukiwaniu pożywienia - jest dziś tu, jutro gdzie indziej. Nawet regularne tępienie go nie potrafi uszczuplić tych miliardowych sztuk, jakie lęgną się corocznie". I tak, od czasów pierwszej wojny światowej gołąb wędrowny istnieje jedynie we wspomnieniach.

Gdy wymiera gatunek to następuje bezpowrotne zubożenie światowej puli genów. A nie wiadomo, który gen może się kiedy przydać. Tak w toku naturalnej ewolucji jak i w gospodarce człowieka. Ponadto wielość i różnorodność gatunków zwierząt i roślin, wielość i różnorodność powiązań między nimi to podstawa skutecznej samoregulacji ekosystemów.

Obecnie co roku ginie po jednym gatunku lub podgatunku ssaków i po jednym gatunku lub podgatunku ptaków. Warto więc przypomnieć ostrzeżenie Wielkiego Wodza Indian Seattle, zawarte w jego słynnej mowie wygłoszonej w 1855r. do prezydenta Stanów Zjednoczonych:

"Co przydarza się zwierzętom - wkrótce przydarzy się też ludziom. Wszystkie rzeczy są ze sobą wzajemnie powiązane. To nie człowiek utkał tkaninę życia, jest w niej tylko małą nitką. Cokolwiek uczyni tkaninie, uczyni samemu sobie."

Wspomniane na początku akcje miały miejsce w Krakowie, na Rynku. Wymiar ich był oczywiście symboliczny. Dlatego też robiliśmy je tuż przed 1.11. (a nie np. na wiosnę, na Dzień Ziemi), bo wtedy na taką akcję "jest klimat". W tym roku dobrym dniem wydaje się być 30.10. Jest to piątek. 1.11. wypada w niedzielę, ale dzień ten lepiej jest chyba odpuścić, aby nie szokować i tak mocno zaskoczonych przechodniów. Chociaż może i 1.11. byłby dobrym dniem? Rzecz do dyskusji. Oczywiście akcja "Pamięci pomordowanych gatunków" nie musi ograniczać się do opisanej przeze mnie formy - ostatnio zresztą wzbogaciliśmy ją o klepsydry z nazwami konkretnych gatunków. Ważne jednak jest, aby była łatwa i tania do realizacji. Dla tych, którzy chcą wymienić pomysły podaję kontakt:

Ruch "Wolność i Pokój"
Kołłątaja 10/2
31-502 Kraków

Uwaga: list, który nie zawiera w środku koperty zwrotnej ze znaczkiem może nie doczekać się odpowiedzi.

Na koniec. Od symbolicznej akcji pod hasłem pamięci pomordowanych gatunków do akcji na rzecz obrony konkretnych żyjących, a ginących gatunków jest tylko jeden krok. Tylko jeden, ale wcale niełatwy do zrobienia. Bo o wiele łatwiej jest zapalić kilka zniczy niż podjąć konkretne działania. No, ale od zwrócenia uwagi ludzi na problem trzeba zacząć.

Stanisław Zubek


ZB nr 6(36)/92, Czerwiec '92

Początek strony