EPITAFIUM 
     Stoimy u progu fantastycznej serii sukcesów na skalę 
światową. Ludzkość przemieniła kulę ziemską w ostatnich 
latach bardziej niż we wszystkich poprzednich razem 
wziętych, lecz dopiero w ostatnich latach ludzie przyjęli 
do wiadomości, że dzieje się źle i niektórzy szukają 
rozwiązań. 
     Już w 1972r. miała miejsce pierwsza światowa 
konferencja dotycząca środowiska. Jej członkowie powzięli 
uchwałę urządzenia w Kenii biura dla "Programu 
ekologicznego ONZ". Dziś można powiedzieć, że 
dwudziestoletnia pilna praca ONZ-owskich ekologów pozostała 
bez wpływu na ekologiczne, ekonomiczne i polityczne 
przemiany na świecie. 
     Mimo że chodzi bezdyskusyjnie o przeżycie gatunku 
ludzkiego na naszej planecie, ONZ pozostawiła sobie 20 lat 
czasu, aby zwołać w czerwcu tego roku ponowną konferencję 
dotyczącą środowiska W Rio de Janeiro, lecz nie konferencję 
o środowisku, a o "środowisku i rozwoju". Przez rozwój 
należy rozumieć wszystko to, co środowisko niszczy: 
inwestycje w przemyśle, stwarzanie miejsc pracy, budowa 
dróg i pojazdów naziemnych, nawodnych i powietrznych - 
krótko mówiąc: rozwój gospodarczy. 
     Kraje rozwijające się chcą wszystko to nadrobić, w 
czym kraje rozwinięte je "wyprzedziły" i te mają im za to 
zapłacić. Aby móc choć w części temu sprostać - tak brzmi 
argument krajów dobrobytu - muszą one swój rozwój jeszcze 
bardziej spotęgować. Dla obydwu obozów chodzi - od 
niepamiętnych czasów - o lepszy lub o jeszcze lepszy byt. 
     Wszyscy świadomi wiedzą jednak, że pytanie brzmi już 
tylko, czy człowiek na tej planecie może w ogóle przeżyć w 
obliczu tych spustoszeń, które już spowodował. 
     Bardzo wiele spraw musiałoby wejść na porządek dzienny 
konferencji światowej: mordercze tempo rozmnażania się 
ludzi, widniejące załamanie się ich zaopatrzenia w żywność 
i wodę, zatruwanie wód, powietrza i ziemi przez chemikalia, 
prowadzące do zaniku ochronnej warstwy ozonowej. 
Zwiększające się zagrożenie radioaktywnego skażenia z 
setek reaktorów atomowych, które nawet bez wojny atomowej 
obszerne połacie świata uczyniły niezdatnymi do 
zamieszkania. 
* Efekt cieplarniany emisji tlenków węgla z następującymi 
zmianami klimatu i podnoszenia się poziomu mórz. 
* Wypalanie i karczowanie lasów w krajach Trzeciego Świata 
i ich obumieranie w krajach uprzemysłowionych. 
* Wytrzebianie i wymieranie gatunków zwierząt i roślin, 
których człowiek potrzebuje i którym zarazem odbiera 
warunki do życia. 
* Manipulacje genetyczne na roślinach, zwierzętach i 
ludziach obciążone niesłychanym ryzykiem. 
* Szybkie plądrowanie zapasów paliw kopalnych i surowców 
mineralnych, rosnące obciążenie odpadkami wszystkich 
kontynentów i mórz, a nawet już przestrzeni kosmicznej. 
     Z tych głównych grup problemów i niezliczonych 
następnych wyłaniają się poprzez ich współzależności już 
obecnie zakłócenia naturalnych obiegów, których nie można 
więcej naprawić, lecz zakłócenia te i obciążenia rosną z 
roku na rok. Przy tym każde z tych uszkodzeń naszej planety 
może przyczynić się do zakończenia ludzkiego życia na 
Ziemi. 
     Światowa konferencja ONZ dla poruszenia wszystkich 
tych problemów jest z natury rzeczy przeciążona. Miałaby 
ona sens tylko wówczas, gdyby mogła podejmować uchwały, 
które byłyby niezwłocznie wcielane w życie. Lecz ani ONZ, 
ani poszczególni jej członkowie nie mają władzy ani 
koniecznych środków, aby realizować funkcjonalne plany 
ratunkowe. 
     Konferencja taka miałaby odwrócić o 180 stopni cele i 
postępowanie ludzi na wszystkich kontynentach - czysta 
utopia. Narody musiałyby prześcigać się w mądrej 
powściągliwości i świadomych wyrzeczeniach, musiałyby 
zaprowadzić życie ascetyczne. 
     Powściągliwość musiałaby zacząć się od rozmnażania. Do 
tego 80% ludzi nie jest zdolnych, ba, odmawia po części 
nawet dyskusji na ten temat. Uważają oni nieograniczone 
rozmnażanie za prawo - potwierdzone przez ONZ w 1968r.: 
"Rodzice mają prawo decydowania o ilości i czasowym 
odstępie urodzin ich dzieci". Od 1968 do 1992r. ludzkość 
zwiększyała się o dwa miliardy. Tyle w ogóle ludzi żyło w 
1930r. na całej planecie. 
     Podstawowym problemem - i tu uwaga pod adresem 
Watykanu - jest rozmnażanie się ludzi. Jak dotąd u 
wszystkich gatunków gwałtowne rozmnażanie znajduje swój 
koniec w masowym wymieraniu. Człowiek jednak jest nie tylko 
istotą żywą, rozwinął się w istotę pracującą, której 
inteligentny "postęp" m. in. na tym polega, że każe za 
siebie pracować maszynom, których "wydajność" w ostatnich 
pięćdziesięciu latach fenomenalnie zwiększył. Aby ją 
osiągnąć maszyny te pochłaniają coraz większe ilości 
energii i minerałów, którymi można je karmić tylko tak 
długo, dopóki starczy zapasów. Jeszcze jest ich pod 
dostatkiem. Istotny dylemat leży w tym, że w nowoczesnym 
przemyśle potrzeba coraz mniej ludzi, w czasie gdy płodność 
Trzeciego Świata serwuje codziennie 200.000 osób na rynek 
pracy. To daje co pięć lat tyle szukających zajęcia, ile 
dziś cała EWG ma mieszkańców! 
     Masy bez pracy są zdolne do nieobliczalnych akcji 
rewolucyjnych i demagodzy posługują się nimi. A więc narody 
będą raczej pracować i produkować aż do samounicestwienia. 
Ich rządy będą im w tym przewodzić bez względu na fakt, że 
tym samym przedłużają zatrudnienie o niedługie lata i bez 
względu na fakt, że wartościowe zapasy ziemi tym szybciej 
zamieniają się w trujące odpady. 
     Dylemat jest nierozwiązywalny. Gdyby narody jak ziemia 
długa i szeroka nawróciły się na oszczędność materialną, 
zwielokrotniłoby się natychmiast bezrobocie. I każdy rząd, 
który podobną rzecz wcieliłby w życie, byłby szybko 
zmieciony. Więc żaden rządzący nie spróbuje i żaden naród 
nie zgodzi się na dobrowolne materialne ograniczenia. 
     Czyżby strajkowali kiedykolwiek związkowcy dla 
zachowania natury, aby swym dzieciom i wnukom dać szansę 
życia? Nie - oni strajkują o więcej pieniędzy tu i teraz, 
aby ich elektorat mógł jeszcze więcej kupować i jeszcze 
więcej wyrzucać. 
     Od problemów przeżycia uciekają wszyscy i zadowalają 
się sloganami w rodzaju "ekologicznej przebudowy 
przemysłu". Cały sens społeczeństwa przemysłowego leży 
właśnie w tym, że może ono być wyłącznie antyekologiczne. 
Postęp przemysłowy polega na stopniowym przetwarzaniu 
natury, kawałek po kawałku. 
Ratunkiem byłoby wycofanie się ze społeczeństwa 
przemysłowego. Przeszkadza temu zbliżające się 
przeludnienie naszej planety, gdyż w chwili obecnej jest 
pięć razy za dużo ludzi na Ziemi, a za 30 lat będzie osiem 
razy za dużo. W rezultacie wysiłek wszystkich państw idzie 
w kierunku szybkiego rozwijania społeczeństwa 
przemysłowo- handlowego na całym świecie. 
     Ludzkość przymierza się do przetworzenia świata w 
jeden konglomerat przemysłowo-użytkowy mimo braku 
jakichkolwiek wspólnot politycznych, nawet mimo braku 
koncepcji o globalnych systemach sterujących. 
     Przeciwnie, mamy przed oczami ostrzeżenie, jak 
wyglądało załamanie największego eksperymentu 
centralistycznego sterowania w historii świata. W dawnym 
Związku Radzieckim, w Jugosławii, wszędzie i na 
wszystkich kontynentach odbywa się rozbicie na narody i 
plemiona. Przypominają sobie one swe dialekty, odkrywają 
naturalne kultury i religie, i pragną je wskrzeszać. 
     Wspaniałe utopie jedynej cywilizacji światowej, 
komunistycznej czy liberalistycznej są przestarzałe. Tylko 
EWG jeszcze tego nie pojęła - majstruje w oderwaniu od 
rzeczywistości nad utopią związku - tym razem nie 
socjalistycznych republik radzieckich lecz 
kapitalistycznych republik rynkowych. Podczas gdy na 
wschodzie 290 milionów obywateli usuwa wspólną walutę, ma 
dla 350 milionów Europejczyków właśnie taka powstać. 
Gigantyczna biurokracja bierze się za rządzenie Europą aż 
do ostatniego zakątka i reglamentowanie nawet gatunków 
sera. Można by uwierzyć, że Politbiuro przeniosło się z 
Moskwy do Brukseli. Tymczasem europejska kultura, która w 
naszym stuleciu znalazła swój szczyt w triumfalnej, 
opanowującej świat i niszczącej naturę technice, znajdzie 
swój koniec nie w degeneracji swych przedstawicieli, jak 
wcześniejsze kultury, lecz na podstawie praw fizyki: 
zalewającej wszystko masie ludzi na stałej powierzchni 
Ziemi, potężnej produkcji energii i przemianie materii, 
przemianie materii wartościowej na bezwartościowe, ba, 
trujące odpady, czyli w efekcie procesów, które w 
międzyczasie stały się nieodwracalne. 
     Nie trzeba nawet 100 lat, aby cała techniczna 
gospodarka z rolną włącznie stanęła z braku ropy. I gdy 
transport się zatrzyma, koniec będzie z globalną gospodarką 
i światowym rozdziałem żywności. 
     Najgorzej ma się to w Trzecim Świecie. Teraz już żyją 
tam ludzie w setkach wielomilionowych aglomeracji, do 
których wszystko musi być dowiezione, łącznie z wodą pitną. 
To są obszary głodu i epidemii nadchodzących lat. Tam 
będzie miało miejsce masowe wymieranie bez wojny atomowwej. 
Z konieczności ludzie ci chwycą się najbardziej 
rozpaczliwych środków, pogarszając swe już rozpaczliwe 
położenie. 
     Wykluczone jest, aby kraje dobrobytu - mimo szczerych 
chęci - problemy tych narodów mogły "rozwiązać", jak to 
politycy w kółko bredzą. Samo podwajanie ludności w tamtych 
krajach co 30 lat zmiata największe ekonomiczne 
osiągnięcia. 
     W najlepszym wypadku w większości tych krajów panuje 
polityczny chaos. Kto będzie mógł, będzie z regionów nędzy 
uciekał do ostatnich obszarów dobrobytu. 
     Ale jeżeli 500 milionów ludności z Trzeciego Świata 
przeniesie się do Europy Zachodniej, a istnieje taka 
groźba, to wszelki porządek przestanie tu istnieć. Tam 
natomiast odpływ nawet 500 milionów nie da ulgi, bo w ciągu 
tylko 7 lat będzie ta luka wypełniona poprzez przyrost 
naturalny. A za dalsze 14 lat będzie żyć w krajach nędzy co 
najmniej 500 mln więcej niż dziś! 
     Gatunek ludzki osiągnął kres swej mądrości. 
Podporządkował sobie kulę ziemską bezwzględnie; opanować 
się nie może teraz i nie będzie mógł w przyszłości. Boska 
mądrość i umiejętność byłaby na czasie, lecz ludzka 
psychika, w którą jesteśmy wyposażeni od zwierzęcych 
czasów, jest daleka od tego. Człowiek nie może patrzeć w 
przyszłość (antyczna Kasandra posiadła ten dar bogów, lecz 
i ona nie potrafiła niczego zmienić) i tym bardziej nie 
potrafi odpowiednio działać. 
     Udało się nam wszakże w ostatnich latach bardzo 
pogłębić wiedzę o procesach zachodzących w naturze. Dzięki 
temu wiemy jakie mechanizmy nią kierują, a jednocześnie 
spychają nas w przepaść. Lecz nigdy nie uda się śmiertelnym 
istotom sterować ukrytymi siłami natury. Wyposażeni 
jesteśmy w niesamowite, przez nas samych stworzone bronie, 
śmiercionośne dla natury i nas samych. Zaczynamy to 
pojmować dopiero w momencie, gdy jest zbyt późno, by 
zawrócić z drogi. 
     Jedyna, pozostała szansa jest tylko odroczeniem 
wyroku. Ale nawet do tego nie poderwie się żaden naród, 
żaden rząd, żadna partia. Tylko nasze hybrydalne krzyżówki 
mózgowe, które wydały tyle wspaniałych osiągnięć, wmawiają 
sobie od czasu do czasu umiejętność zatrzymania biegu losu. 
Herbert Gruhl 
tł. z niemieckiego Toni K. Feldon 
----------- 
     Herbert Gruhl (lat 76) jest jednym z prekursorów 
ochrony środowiska i myślicieli wskazujących na konieczność 
cywilizacyjnego zwrotu.