WYCIĄG Z PROTOKOŁU 
Z POSIEDZENIA PAŃSTWOWEJ RADY OCHRONY ŚRODOWISKA 
     Państwowa Rada Ochrony Śro- dowiska zebrana 13.5.92 
wyraża opinię, iż w obecnym stanie za- awansowania budowy 
i zmian w śro- dowisku winno się dążyć do szyb- kiego 
zakończenia budowy zespołu zbiorników wodnych 
Czorsztyn-Nie- dzica i Sromowce Wyżne. 
     Zakończenie budowy należy wiązać ze spełnieniem 
warunków ochrony środowiska oraz szerokim informowaniem 
opinii publicznej. 
     Prezydium PROŚ zostało upo- ważnione do opracowania 
krótkiego komentarza do powyższej opinii, 
odzwierciedlającego też główne nurty dyskusji. 
     Opinię powyższą przyjęła Ra- da 20 głosami, złożono 
jeden głos sprzeciwu (votum separatum), dwu członków Rady 
wstrzymało się od głosu. 
Warszawa, 13.5.92 
ZAPISAŁEM ROK TEMU W CZORSZTYNIE 
     Zatrudniłem się przy wykopaliskach archeologicznych w 
Starych Maniowach. Prowadzone tam wykopki obejmują stare 
cmentarzysko i fragmenty gotyckiego kościoła, na którym 
obecnie stoi kaplica służąca za schowek na narzędzia. 
Stamtąd pobrałem łopatę. Łopata to taki przyrząd do 
zadawania ran Ziemi. 
     W sąsiednim wykopie mały chłopczyk bawił się grzebiąc 
swoją łopatką w bajorku deszczówki. Zagarniał na jego 
skraj wilgotne grudy, ubijał je i krzyczał za siebie: 
mamo! mamo! buduję zaporę! 
     Za naszymi plecami, za lśniącą, potarganą wstęgą 
Dunajca zadawano Ziemi o wiele poważniejsze rany. Ryk 
ciężkiego sprzętu nie przyzwyczajonej głowie nie pozwalał 
spokojnie pracować. Tu - Ziemia sama zabliźniała rany po 
ubiegłorocznych wykopkach. Po tamtej stronie - zranienia 
próbowano leczyć betonowymi opatrunkami. 
     Po pracy wyruszam na spacer po okolicy. Nie śmiem 
swoich przeżyć związanych z pejzażem zamieniać na słowa. 
Nie ma takich w żadnym słowniku. Próbuję za to przeliczyć 
utratę tego krajobrazu na oferowane przez zwolenników 
budowy korzyści, jakie ponoć ma ona przynieść, i nijak mi 
się nie zgadza. Gdy się spojrzy na zdewastowane m.in. 
przez budowlanych wciąż jeszcze piękne zabudowania, które 
według zapewnień miały znaleźć się w skansenie, bezsilność 
ogarnia na myśl o tym, że już za chwilę może nie być co 
przenosić. 
     Odwiedzam znajomych, którzy przyjechali na blokadę 
zapory. Zaadaptowali na czas swojego pobytu opuszczony 
budynek. Pomagam im sprzątać. Pod wieczór przyjeż- dża 
skodą trzech mężczyzn. Jeden z nich - mały, czarne włosy - 
robi inspekcję: pięć kroków w przód, dwa spojrzenia, jedno 
do góry, drugie w nieokreślonym kierunku, po czym orzeka, 
że nie pozwoli abyśmy tak dewastowali zabytki. Przy pomocy 
pozostałych przybija do altany na piętrze tabliczkę o 
wdzięcznej treści: OBIEKT ZABYTKOWY - WSTĘP WZBRONIONY. 
Zastanawiamy się głośno, czy tabliczka chroni także przed 
zalaniem. Przybijanie okazuje się czynnością na tyle 
skomplikowaną, że mężczyźni sporo muszą się napocić, żeby 
zabytkowy skądinąd taras nie zamienił się w kupę drzazg. 
Wygląda na to, że im się to częściowo udaje. 
     Ktoś wspomina, że rok wcześ- niej zajętą przez 
blokujących "Dianę" również opatrzono taką tabliczką. 
Zapraszam wszystkich chętnych, by sami na miejscu 
zobaczyli, co się z nią potem stało. Dla ułatwienia dodam, 
że to nie blokujący ją zburzyli. Dowiaduję się, że ów 
czarny jegomość to: wojewódzki konserwator. 
     Oglądam zdjęcia i rysunki przedstawiające okolice 
zamku czorsztyńskiego i w Niedzicy sprzed lat, gdy jeszcze 
wszystko wyglądało normalnie. Aż dziw, że nie ma nawet 
śladu księżycowego krajobrazu, jaki tam teraz dominuje. 
Nic też nie wskazuje na to, aby w utrwalonych widokach 
tkwił choćby zalążek, choć szczypta możliwości obecnego 
wyglądu. To ziarno musiało powstać gdzie indziej, poza tym 
miejscem i tu musiało zostać przywleczone. Jak zaraza, 
wraz z niszczącymi dłońmi koparek i nigdy niesytymi 
brzuchami ciężarówek. To przykre, że jedynym miejscem w 
znanym nam wszechświecie, gdzie mógł urodzić się taki 
koszmar, jest ludzki mózg. 
     Od kilku dni na budynku opanowanym przez blokujących 
wisi olbrzymi transparent: "Nowicki musisz odejść". To 
pozostałość po niedoszłej do skutku wizycie pana ministra. 
Zastanawiam się, czy ta i wiele innych spraw to aby na 
pewno problem nieodpowiednich ludzi na niektórych 
stanowiskach. Jeśli tak, to nie jest to wyłącznie kwestia 
ministerialnego fotela. Warto byłoby pomyśleć, kto jest 
odpowiedzialny choćby za ową farsę z zabytkami, które raz 
nimi są, a za chwilę być przestają. Warto byłoby odnaleźć 
odpowiedzialnych za kilka prowokacji mających na celu 
zdyskredytowanie blokujących w oczach mieszkańców, parę 
osób poniosło przecież szkody. Cóż, policja ma przecież 
inne, o wiele trudniejsze i odpowiedzialniejsze zadania 
niż szukanie przestępców. Wszak takie ściągnięcie z drogi 
nie okazującego agresji młodego człowieka jest zajęciem 
skomplikowanym i wymagającym najwyższych kwalifikacji 
zawodowych współczesnego stróża porządku. I może wreszcie 
ludzie techniki - jeszcze raz powinni przemyśleć swój 
udział w przyszłych tego rodzaju aferach. Ktoś w końcu 
zwróci uwagę na to, że ich stała wymówka: "to nie my, to 
politycy" za bardzo przypomina niesławne: "ja tylko 
wykonywałem rozkazy". 
     Bo zbyt często istnienie wartości dostrzegamy dopiero 
w skrajnych sytuacjach, a życie codzienne oblepiamy gliną 
rutyny, niedbałości i nijakości. Z wartością kojarzy nam 
się już tylko gotówka i ewentualnie to, co można jeszcze 
za nią nabyć. Proste czynności dnia codziennego i zawodowe 
nie podlegają w naszych umysłach kwalifikacjom etycznym. 
Żołnierz, jeśli rozkaz jest sprzeczny z jego osądem 
moralnym, ma prawo odmówić jego wykonania. Możliwość taka 
wyszczególniona jest w rozdziale PRAW odpowiedniego 
kodeksu. Zaś we wszelkich nie skoszarowanych sposobach 
istnienia, niezgoda na rzeczy i czyny złe znajduje się w 
niepisanej księdze po stronie OBOWIĄZKÓW. Diagnoza, która 
odpowie na pytanie: "dlaczego prawie nikt już o tym nie 
pamięta?" może być interesującym przyczynkiem do analizy 
kryzysu, w jakim nasza cywilizacja wydaje się od dłuższego 
już czasu przebywać. 
     Tymczasem ginie kolejny fragment NASZEJ planety. 
Janusz Reichel 
(tekst ułożony z fragmentów notatek - sierpień/wrzesień 
`91). 
RATOWAĆ DĘBNO! 
     To już czwarty rok akcji "Tama tamie". Myślę, że 
przed rozpoczęciem blokady czas na zastanowienie i 
powtórne przemyślenie jej celu. 
     Czy sprzedając ulotki i zbierając podpisy masz czas 
na refleksje? Po czterech latach akcji "Tama tamie" stoimy 
w obliczu kompletnej klęski! 
     Fiaskiem zakończyły się niemal wszystkie 
dotychczasowe akcje i pertraktacje. Należałoby postawić 
pytanie, dlaczego tak się stało. Wydaje mi się, że po 
prostu mamy zbyt wygórowane żądania. Przecież i tak 
wiadomo, że budowa tamy zostanie ukończona. Po co żądamy 
od zajętego innymi sprawami rządu nierealnych decyzji? 
Jestem zdania, że należy podjąć stanowcze działanie w celu 
pomniejszenia negatywnych skutków zapory. Najważniejszą 
tego typu akcją byłoby uratowanie od zagłady kościoła w 
Dębnie. 
     Kościół ten jest jednym z najpiękniejszych tego 
rodzaju zabytków w Europie, a może i na świecie! Jego 
fenomen polega na tym, że od momentu budowy (a więc od 
1490r., kiedy postanowiono budowę i 1500, kiedy wykonano 
przepiękne polichromie) kościółek nie był nigdy 
remontowany. Jednak teraz zagraża mu ogromne 
niebezpieczeństwo. Czas i wilgoć zrobiły swoje. Zaczynają 
odpadać fragmenty malowideł ściennych i powoli gniją 
drewniane elementy konstrukcji. Szansa na uratowanie tego 
zerowej klasy zabytku byłaby bardzo realna, gdyby nie brak 
pieniędzy. Wobec tego problemu coraz szybciej zbliża się 
koniec małej dębniańskiej świątyni. Dlatego trzeba 
zmobilizować wszystkie siły, aby uratować kościół, który 
jeszcze nie został zniszczony. Postawmy sobie za cel numer 
jeden uratowanie tej spiskiej perełki architektonicznej. 
Bertold K. 
PIETRKOWE BAJANIE 
     Nazywom sie Pietrek i kciołem wom łopowiedzieć moje 
wrazynia, jakie miołem, jak byłem w Corstynie. Jo to tame 
widzioł piyrwszy roz, ale mi o ni łopowiadoł mój śwagier 
Józik, tyn co miysko w Maniowak. 
     Jo to sie tak troche zdziwiłek, bo słysołek tyle o ty 
tamie, ino ona jesce prawi nie zacento. 
     Zaroz jak zek wysiod z autobusa to widziołek tyk co 
to protestujom. Podskocyli ku mnie takie dwa: jedyn mioł 
cyrwune włosy, a tyn drugi mioł ogolono głowe, ino na 
cubku mioł taki warkocyk. A oba mieli takie nasywki: fak 
ju. Śwagier mi pote pedzioł ze to znacy "mom cie w rzyci". 
Eee, tyn Józik to je wielki cłowiek. W Cikago był, po 
anglisku godoł a i samolotym lotoł. No ale apropo jak ku 
mnie podskocyli z takom kartkom cobyk podpisoł jakomsik 
petycyje. Ale zek ich sklon, spieprzali jaze sie kurziło! 
(Śwagier mi mówioł ze oni sie wołajom antychrysty cy 
anachristy cy jakosi inacy) Nie bede nic podpisywoł, 
agyntem nicyim ni bede, kruca fuks!!! Juz mi śwagier 
łopowiadoł jako to jednego kuma siantarzowali. Nie pedzioł 
ino co to znacy, a u nos we wsi ludziska ni wiedzieli, ale 
pewnikiem to je cosik złe. 
     Jo se myśle tak, ze muso dokońcyć budowanie ty tamy 
bo ludziska ni majo piniondzorów. Śwa- gier pedzioł ze kto 
bedzie mioł ziem koło jeziora to bedzie wielki bogoc, bo 
jak przijado pany letniki to bedo miskać nad wodom i 
płacić dutkami. Śwagier opowiodoł ze jedyn taki jak 
przedoł ziem co mioł kole rzyki, a któro bedzie nad 
samiutyńkim brzyskiem, to mioł tylo dularów ze se w 
łazience lastryko zrobioł i antyne satelitarno kupioł. 
Ooo, to tera wielki pon jest. Do kościoła na sume cezetkom 
podjizdzo. 
     I elektrycności be duzo z ty tamy. Ino korzyści. Eee 
jo to nie wiym po co te sataniści protestujom. Jo to by 
ich syćkich nie wsadzoł do wiyzinio, jacy wzion pasa i 
prziłorził w dupe jaze by pisceli. Ba jako! 
Pietrek Dzianisek