Strona główna |
Ten fakt do niedawna nie ulegał dla mnie wątpliwości. To - jak się mówi - uzasadnia dominującą pozycję kościoła katolickiego w polskim życiu publicznym - "to jest klucz do zrozumienia Polski". Moje jednak doświadczenia życiowe wskazują na inny klucz, na inne duchowe podstawy życia Polaków.
A co ma to wspólnego z ekologią? - mógłby ktoś zapytać. A ma, i to bardzo dużo; faktem jest, że pozycja kościoła katolickiego w Polsce rzuca swój cień także na problematykę ekologiczną - to po pierwsze, a po drugie - ten "mój" klucz do życia duchowego Polski daje mi pewną nadzieję co do ekologicznej postawy naszego społeczeństwa.
Zwolennicy franciszkańskiej myśli ekologicznej utrzymują, że koncepcje św. Franciszka są drogą ratunku przed ostatecznym eko- kataklizmem i wystarczy, szczególnie w tak katolickim kraju jak Polska, odpowiednio upowszechnić.
Św. Franciszek istotnie był eko- geniuszem. Tym niemniej powtarzanie ludziom jego myśli - nawet w takim kraju jak Polska - ma niewielkie znaczenie, prawie żadne. Tak jest i tak będzie - bo po prostu Polacy wcale nie czują się katolikami. Więcej - moim zdaniem - Polacy nigdy katolikami nie byli. Katolicyzm przyszedł przecież do naszego kraju pod przymusem. Piastowie narzucili swoim poddanym tę religię, ponieważ był to konieczny warunek przetrwania w ówczesnej Europie. Nasi przodkowie widząc, że nie można inaczej, zgodzili nazwać się katolikami. Czy jednak byli oni takimi oportunistami, by sprzedać swoich bogów za niepodległość polityczną czy królewską koronę Bolesława Chrobrego? Dlaczego nie zachowali oni - prawie zupełnie - nawet imion tych bogów i związanej z nimi mitologii? Czyżby byli oni tak prymitywni, że nie mieli własnej religii?
Według mnie było zupełnie inaczej - Polacy nie tylko nie "sprzedali" swojej pierwotnej religii, nie tylko jej nie zapomnieli, ale - są jej nadal wierni - chociaż już w sposób niezupełnie świadomy. Według mnie pierwotna polska religia była podobna do istniejącego jeszcze dzisiaj w Indiach dżinizmu, uznającego istnienie przede wszystkim wielości istot żywych, wielości dusz (wiecznych). Dla dżinisty bogowie to nie stwórcy świata, lecz tylko niewiele udoskonalone istoty ludzkie (a człowiek w procesie reinkarnacji może się wcielać także w zwierzęta i rośliny).
Poszczególni bogowie i ich imiona nie mają więc większego znaczenia. Chodzi natomiast o zasadę ahimsy (nie wyrządzania zła istotom). Ahimsa wyzwala istoty - czyli non violence. Chociaż bowiem świat i jego elementy: materia, czas, przestrzeń, ruch i bezruch, a wreszcie same istoty - są wieczne, szczęśliwy spokój (w indyjskich wyobrażeniach - nirwana) można osiągnąc tylko przez uwolnienie się od dominacji tych elementów, przez to, że się będzie po prostu sobą.
Dżinizm jest przekształconą na sposób indyjski starszą religią praindoeuropejską, o czym mówi sam Maha Wira - założyciel dżinizmu. Pierwotna forma tej religii istniała obok innych wierzeń wśród plemion indoeuropejskich, do których należeli przecież także Słowianie. Polska tradycja świadczy - moim zdaniem - o tym, że właśnie tu ta pierwotna forma dżinizmu przetrwała i rozwinęła się - że stała się ona prawdziwymi korzeniami Polski - korzeniami, dającymi do dzisiaj życiodajne soki w życiu duchowym Polaków.
Świadczą o tym głęboko zakorzenione w naszej polskiej świadomości - szczególne poszanowanie świętości (świętości boskiej, świętości wiecznych istot, wiecznych dusz), przeświadczenie o świętości świata i jego elementów (a nie jak w ortodoksyjnej formie katolicyzmu - o ich marności), staropolski uraniczny mit o Bogu, mający symbolizować drogę istoty ludzkiej (duszy) do świętego spokoju (w Indiach nazywanego nirwaną), no i wreszcie to charakterystyczne polskie poszanowanie indywidualności - każda istota jest przecież wieczna i święta. Nasi przodkowie nie sprzedali swoich bogów - bo postaci bogów w istocie nie miały dla nich znaczenia. Pod przymusem zgodzili się jedynie na małą zmianę w nazewnictwie religijnym, ale w istocie pozostali wierni swoim przekonaniom, ukrytym pod cienką warstwą obcych nazw.
Te przekonania (wyrosłe ze wspólnego pnia z dżinizmem) są tak naprawdę - najgłębszą ekologią. Na nic się więc zdadzą próby odbudowy ekologicznej świadomości w naszym społeczeństwie przy pomocy odwoływania się do myśli św. Franciszka, czy budowanie na katolickim fundamencie "filozofii ekologicznej". Sensowne jest - moim zdaniem - odwołanie się natomiast do bliskich w rzeczywistości każdemu Polakowi kategorii, które dziś jeszcze możemy znaleźć w indyjskim dżinizmie - trzeba je tylko trochę unowocześnić i oczyścić z indyjskiego "nalotu".
Świadomość ekologiczna ma w Polsce wielkie szanse rozwoju, bo jest w rzeczywistości nam bardzo bliska.
Maciej Tuora