Strona główna |
ZB są najlepszym niewątpliwie pismem, mają jednak jedną wadę, która jest zaletą: publikuje wszystko jak leci, pozostawiając Czytelnikowi zadanie domyślenia się, który tekst jest WAŻNY, który MĄDRY, który zawiera rzetelną wiedzę.
Tak się głupio składa, że moje niektóre teksty, np. "Święte psy" czy wcześniej "Czy wegetarianie są wegetarianami? spotkały się z miażdżącą krytyką na łamach ZB, co sprawiałoby wrażenie, iż piszę od rzeczy.
Przejrzałem więc na wszelki wypadek jeszcze raz literaturę fachową, aby upewnić się, czy nie popełniam jakiegoś błędu podstawowego w rozumowaniu i błędnie opisuję Rzeczywistość. - Niestety, nie!
Zastrzegę się tylko po raz en-ty, że piszę teksty nie po to, aby komuś dowalić 1), ale aby:
Przypomnę także, że pojęcia wegetarianizmu i praw zwierząt są także nierozdzielne, co pięknie wykazuje Tom Regan w książce "The Struggle for Animal Rights".
Krzysztof Żółkiewski
PS. Wielu ludków uważa, że zwierzętom rzeźnym nie dzieje się żadna krzywda, bo są dobrze karmione, a zabijanie jest przecież humanitarne. Poza tym zwierzęta "mięsne" są właśnie po to. Jedna obiektywna obserwacja: cielę mogłoby żyć 12 lat. Żyje tylko parę miesięcy. Może więc amatorzy mięsa wykazaliby trochę cierpliwości, aż zwierzę samo zejdzie z tego świata?
Parę razy zdarzyło mi się za bardzo wychylić z poglądami, a to ważyłem się z lekka skrytykować pewien nurt ekologii głębokiej, a to tworzyłem konstrukcję hierarchizacji Stworzenia. Raz dostałem za to w łeb, raz wylano na mnie pomyje, choć zwykle jest to reakcja typu "wzruszenie", tyle że ramionami...
To, co ja wypisuję, nie ma oczywiście żadnego znaczenia, ważne jest tylko jaki nurt myślenia dominuje wśród Zielonych i kół zbliżonych, bo wszyscy - choć różnie - marzymy o innej niż aktualna organizacji statku kosmicznego Ziemia.
Ponieważ zdążyłem sobie zrazić już wiele osób, to jestem chyba zobowiązany trochę się wytłumaczyć:
Ekologia głęboka. Moje nieudolne rozumienie świata znalazło, o dziwo, potwierdzenie m.in. w poglądach prof. Skolimowskiego "Ocalić Ziemię":
"Co prawda pewien kierunek szkoły tak zwanej "głębokiej ekologii" wykazał brak głębi i filozoficznego znaczenia, sprzymierzając się z tymi głosicielami hasła "najpierw Ziemia", którzy posuwają się do twierdzenia, że ludzka rasa jest rakową naroślą na naszej Planecie. To nie jest dobra filozofia ekologiczna. To jest mizantropia - awersja wobec ludzkiego gatunku."
Hierarchizacja - mój głos "za" jest raczej wyjątkowy na łamach ZB. A co sądzi prof. kolimowski?
"...Duchowość - ujmując rzecz w paru słowach - jest wrogiem konsumpcjonizmu. Z tej przyczyny konsumpcjonizm jest zwolennikiem relatywizmu ("wszystko jest tyle samo warte") nie zaś jakiegokolwiek systemu wartości wewnętrznych. Nic dziwnego, konsumpcjonizm jest również przeciwny (choćby tylko pośrednio) wartościom ekologicznym..."
Tzw. hierarchizacja czyli konstrukcja myślowa K.Ż., wg której traktowanie zwierząt powinno zależeć od (skrót myślowy) stopnia rozwoju ich świadomości. Tu Piotr Piątek (ZB 36) zarzucił mi, że to zupełnie wypacza wegetarianizm. Przyznaję, że w literaturze temat ten jest raczej pomijany - być może jest zbyt oczywisty. Jeśli zgodzilibyśmy się z hasłem "Równe Prawa Dla Wszystkich Zwierząt", to powinniśmy zdefiniować, co rozumiemy przez zwierzę. Chyba nie tylko ssaki - a więc także ptaki, ryby, gady, płazy... i co jeszcze? - robale, muchy, bakterie itp. Ta droga prowadzi dokładnie donikąd, ponieważ jak wiadomo są organizmy, które są w połowie zwierzętami i roślinami. Wobec tego "prawa zwierząt = prawa roślin", a z tego wynikałoby, że wegetarianizm i Ruch na rzecz Praw Zwierząt nie mają żadnego sensu 1), a sens ma tylko Ekologia przez głębokie E - czyli troska o świat jako Ekosystem, abstrahując od jednostek - liczyłby się tylko Gatunek i Równowaga (z konieczności upraszczam). Chyba (?) wszyscy jednak intuicyjnie zgadzamy się, że nasza ludzka troska o naszych braci mniejszych w Ewolucji powinna być większa w stosunku do Psa czy Świni, niż Muchy czy Komara. Są więc jednakowoż jakieś kryteria, jest nie tylko możliwe, ale i pożądane, aby świat traktować hierarchicznie.
Hierarchizacja, o jakiej mówię, nie jest zabiegiem sztucznym, lecz tylko opisaniem naturalnego porządku rzeczy - ja naprawdę nie miałem wpływu na Dzieło Stworzenia: że wilk zagryza zająca, że ryby mają po 100 tys. dzieci zamiast tylko dwoje, że modliszka zjada swego męża i kochanka. Świat jest skonstruowany okrutnie i źle - ale na to nie mamy już żadnego wpływu. Wpływ możemy tylko mieć na to, co sami robimy z tym światem. Dlatego ponownie stwierdzam, że moim zdaniem wegetarianizm jest właśnie ważnym sposobem minimalizowania ZŁA na świecie.
Krzysztof Żółkiewski
PS. Z racji predyspozycji i ograniczeń czasowo- przestrzennych jestem bardziej publicystą niż działaczem, stąd płodzę sporo tekstów, także polemicznych. Dlatego narażę się jeszcze bardziej, stwierdzając na podstawie treści publikowanych w ZB, że dominuje nurt konserwatywny i ortodoksyjny: wszystko już wiemy (dobrze), idziemy we właściwym kierunku, nie ma co interesować się jakimiś innymi propozycjami. (Przyznaję się bez bicia, że naiwnie wierzyłem, że wegetarianizm da się podpiąć pod ekologię - jest natomiast raczej tak, że Zieloni woleliby się pozbyć niewygodnego natręta.
1) bo trzeba by protestować np. zarówno przeciw zabijaniu fok, jak i pieleniu buraków.
Wydawnictwo Vega Żółkiewski
K.S. Spółka Jawna dziękuje WSZYSTKIM za współpracę, sympatię i wszystko. Zrobiliśmy swoje. Odlatujemy. Już nie rozprowadzam książek. Nie piszcie. K.Ż.
Niejednokrotnie słyszę opinię, iż człowiek przewyższa zwierzę tym, że posiada intelekt. Nigdy natomiast nie słyszałam od nikogo zdania, że zwierzę przewyższa człowieka tym, że jest od niego mniej okrutne.
Zwierzę, podobnie jak człowiek posiada ciało astralne, które pozwala mu posiadać uczucia wyższe. Człowiek ma intelekt, lecz zwierzę posiada instynkt, którego po części nie brak również człowiekowi. Co jest lepsze - instynkt czy też intelekt?
Bergson, a nawet wcześniejsi filozofowie (Kant, Schopenhauer, filozofia hinduska), doszedł do wniosku, iż obraz świata przedstawiony nam przez intelekt jest obrazem, który ma ułatwić nam codzienną działalność. Stąd jest on nieco zdeformowany i uproszczony. Przede wszystkim aby uchwycić otaczającą nas zmienną rzeczywistość należy ją unieruchomić, gdyż tylko w taki sposób da się ją ująć i opisać.
Intelekt działa tak jak aparat fotograficzny - unieruchamia to, co z natury swojej jest ruchome, by później dopiero wprawić te statyczne obrazki w ruch.
Uproszczeniem jest także pomijanie różnorodności i bogactwa, jakie przysługują przedmiotom, wskazując jedynie na cechy istotne. Są to przeważnie stosunki ilościowe, gdyż łatwiej jest podać zamiast charakterystyki jakościowej - ilościową. Ponadto w świecie stworzonym przez intelekt panuje determinizm; brak jest miejsca na to co najpiękniejsze: spontaniczność, jednorazowość, niepowtarzalność...
Dalej - właściwie nie wiemy czym są poszczególne rzeczy. Relatywizując je, określając je w stosunku do innych, tracimy z oczu sam przedmiot. Tak więc nie posiadamy wiedzy prawdziwej. Czy możemy więc być dumni z tej przypadłości, jaką jest intelekt i stawiać się ponad zwierzętami?
Zwierzęta nie myślą, nie podejmują decyzji. Są zdeterminowane instynktami, które chronią ich życie i bronią przed niebezpieczeństwami. Po co im nieprawdziwa wiedza o świecie?
Magdalena Szarafin
To nie była zwyczajna noc, a przynajmniej tak się wydawało strażnikowi. Praca w Wojskowym Instytucie Badań to dość monotonne zajęcie. Cisza, spokój. Rozpaczliwe wycie zwierząt "poświęcanych na ołtarzu nauki" może zagłuszyć telewizor. Coś jednak wisiało w powietrzu.
Ten wrzask mógł wydać tylko człowiek. Reakcja personelu była prawidłowa - wszyscy pobiegli w miejsce skąd dochodził krzyk. Była to sala badań bad wirusem X.
Znaleźli jeszcze ciepłe ciało i pustą klatkę. * * *
Stary Rydel złapał trop. Ślady dużego wilka były dokładnie widoczne na rozmiękczonej deszczem ziemi. Dawno nie widział tych drapieżników. Dawno już nie zabił.
Bał się wilków od dziecka, jego obsesja rosła pod wpływem strasznych obrazków pokazywanych mu przez babcię, okrutnych filmów i książek.
Wilk nie próbował uciekać, nie atakował. Stał nieruchomo jak posąg.
- Może jest wściekły - pomyślał Rydel z obawą, zabijanie chorych zwierząt nie sprawiało mu przyjemności. Zdawał sobie sprawę, że jest to bardziej akt litości niż nienawiści.
Wprawnie zgrał muszkę ze szczerbinką, wystrzelił. Półosłonowa kula zryła ziemię w miejscu, gdzie przed chwilą był wilk.
Stał obok. Rydel przetarł oczy, jeszcze nigdy nie spudłował. Drugi raz mierzył dokładniej, w momencie gdy naciskał spust, drapieżnik odskoczył w bok tak szybko, że z trudem dostrzegło to wprawne oko myśliwego. Stary przełamał strzelbę, by zmienić ładunki. Nie zdążył.
Znaleziono go następnego dnia. W zeszklonych oczach malował się strach.
- Głupio wyglądał z rozszarpanym gardłem - gruby Jakubowicz nigdy nie lubił zmarłego, co nie przeszkodziło mu przyjść na stypę. Siedział obok łysego Kolasy i czkał współczująco, opity żałobnym piwem.
- Zastanówmy się, skąd one się tu wzięły - jedynym myśliwym w mieście, który mógł się mierzyć z nieboszczykiem był Głyda. Nie przepadali za sobą, ale doceniali swoje umiejętności - myślałem, że ostatniego wolnego wilka zabito już 7 lat temu...
- Nieważne - przerwał mu młody Rydel - pomścimy ojca, wybijemy to paskudztwo!!!
- Zwariowałeś?! - Głyda nie dawał się ponieść emocjom - na kim chcesz się mścić?
Jego słowa zagłuszył chóralny wrzask podchmielonych biesiadników.
- Pomścić, pomścić!!! - Polowanie z nagonką... - Jutro!!! - Zabić... beee...
Gdyby rozentuzjazmowani myśliwi wyjrzeli przez okno i wpatrzyli się w czarną ścianę lasu, być może dostrzegliby kilkanaście fosforyzujących par oczu obserwujących ich z dużą uwagą. * * *
Głyda nie po raz pierwszy prowadził polowanie, ale to było jedyne w swoim rodzaju. Nagonkę, której hałasy dochodziły do niego z oddali, stanowili wyłącznie dorośli mężczyźni. 60 chłopa na schwał. Myśliwych było kilkunastu, wszyscy wzięli broń i wyjątkowo dużo ładunków. Młody Rydel kupił nawet (oczywiście nielegalnie) kilka granatów, nie myślał jednak poważnie o ich użyciu.
Zorientowali się zbyt późno. Bury kształt wpadł między Jeskego i Kolasę. Runęli jak pachołki roztrącone kręglarską kulą. Następny był Rosada - stał pewnie w rozkroku, wystrzelił z obu luf.
Zabrakło mu zaledwie setnych sekundy. Wilk przemknął między jego nogami, wyszarpując genitalia. Zanim nieszczęsny myśliwy zdążył upaść - jego zabójca klucząc wpadł do zagajnika.
Otoczyli go. Zasypywali kulami, zacieśniając krąg. Pociski ścinały czubki drzewek, wzbijały fontanny piasku.
Wilka nie było. Zostawił po sobie wykopany pospiesznie tunel, głęboko wrzynający się w glebę. Głyda nie zdążył się nawet zdziwić. Usłyszał przeraźliwy wrzask ostatniego z Rydlów. Kątem oka zobaczył go z karkiem w uścisku paszczy wilka; ręką sięgającą ku zawleczce granatu.
Eksplozja zatrzęsła lasem. Myśliwi zaczęli wstawać. Nie wszyscy. Szczatki Rydla zwisały z kilku okaleczonych odłamkami drzew. Wilk leżał obok. Zginęli Lipińscy, Mastalerze i Kozielczyk - stali zbyt blisko.
- 9 trupów za jednego wilka, to niezbyt dobry wynik - Głyda nie wiedział jeszcze wszystkiego. Przypomnieli sobie o nagonce. Nie zauważyli, że w lesie panowała cisza. Była to cisza grobowca. 63 ciała leżały kilkaset kroków dalej. Wszystkie nosiły ślady kłów. * * *
W pokoju nr 818 - mieszczącym salę konferencyjną Rady Bezpieczeństwa, nigdy nie jest zbyt wesoło. Tego dnia atmosfera była jednak szczególnie ponura.
- Nie możemy mieć wątpliwości - przewodniczący Rady dopełniał posępnego wrażenia - to obiekt eksperymentu nad wzmacniającym inteligencję i zdolności fizyczne wirusem X. Przekazywany jest drogą płciową i dziedziczony po rodzicach.
- Panowie, musimy podjąć decyzję, przystąpmy do głosowania. Kto jest za....? * * *
Długo czekał na ten dzień. Dla żołnierza z krwi i kości za jakiego się uważał, bezczynność była torturą. Od rana do wieczora przeprowadzał inspekcje, czyścił broń i... onanizował się przy dźwiękach nagranej na taśmę kanonady.
Doczekał się. Rozkaz nadszedł: cel - wilki, postępowanie - całkowita eliminacja, kryptonim - "OBŁAWA". * * *
Generał Nowak znał się na robocie. Operację przeprowadzono w sposób niezwykle sprawny.
Zmasowany nalot kilkuset latających fortec, wypełnionych bombami zapalającymi, zmienił las w gorejące piekło.
Na uciekające wilki czekało wojsko. Ginęły bez skowytu, pod gąsienicami, płonąc żywcem, rozrywane granatami, trute gazem. Na nic zdała się ofiarność wilczych matek usiłujących chronić swe dzieci przed pancernymi kolosami.
Ślepe jeszcze szczenięta, szukające pociechy przy martwych ciałach rodziców, dobijano kolbami. Ranne wilki zakłuwano bagnetami i obdzierano ze skóry.
Masakra skończyła się po dwóch dniach. * * *
Nie miała już tchu. Ból w boku nie ustawał. Każda chwila rozpaczliwej ucieczki przed śmiercią zmieniała jej serce w spłoszonego ptaka pragnącego wydostać się z klatki wilczego ciała. Najważniejsze było jednak dziecko, które miała w sobie. * * *
...Mutacja rozpoczyna się już w okresie płodowym. Wirus korzysta z materiału DNA pobranego z organizmu matki i kieruje mutacją tak, by jego nosiciel uodpornił się na przyczyny bodźców negatywnych odbieranych przez rodziców, np. jeżeli matka oparzyła się - dziecko będzie niezwykle odporne na wysokie temperatury... * * *
Tego dnia generał Nowak "bawił się" w patrolowanie obszarów leśnych. Zabijał tym czas, który znów zaczął mu się dłużyć.
Zasiadł za sterami ciężkiego myśliwca najnowszej generacji. Lot przebiegał spokojnie. Do czasu...
Zauważył go na radarze. Zdążył odpalić 5 rakiet. Wszystkie trafiły w cel. Nie odniosły jednak żadnego skutku.
Latający wilk wyłuskał generała z samolotu bojowego jak pisklę z jajka i zacisnął na szanownym wojowniku swe potężne szczęki.
KONIEC Wiktor Werner
20.5. w Wołowie pojawiły się plakaty oznajmiające przyjazd cyrku "Olimpia". Nie mogliśmy się temu spokojnie przyglądać i jeszcze w tym samym dniu sporządziliśmy petycję do burmistrza Wołowa, aby zakazał wjazdu na teren naszego miasta cyrkom, w których odbywa się tresura zwierząt. Poza tym zrobiliśmy plakat o treści: "Bojkotuj cyrk ze zwierzętami", który następnie powieliliśmy w tutejszym punkcie kserograficznym i zakleiliśmy wszystkie plakaty cyrkowe w mieście. Petycja była już w obiegu następnego dnia.
25.5. podobną akcję plakatowania przeprowadziliśmy w Brzegu Dolnym (8 km od Wołowa), gdzie cyrk miał się udać po występie wołowskim.
29.5. nasze plakaty w Wołowie zostały bezczelnie zerwane przez ekipę cyrkowców, a co najgorsze pojawiło się dużo plakatów cyrkowych. Tego samego dnia dzieci z przedszkoli i młodszych klas szkół podstawowych zrobiły własne plakaty antytreserskie i ponaklejały je na plakatach cyrkowych oraz w sklepach zabawkowych, spożywczych i księgarniach. Po godzinie starszy pan zerwał prawie wszystkie plakaciki; dzieci były bardzo zmartwione.
Na tym dzień się nie skończył. Późnym wieczorem wyszliśmy ponownie z klejem, pędzlami i plakatami. Tym razem plakaty były już inne, tzn. naklejka, którą rozprowadza WWI ("CYRK - zabawa dla ludzi, więzienie dla zwierząt") została powiększona do formatu A3. Drugi rodzaj plakatu to okładka z pisma "Cyrk jest śmieszny nie dla zwierząt" (zeszyt 1). Również zakleiliśmy prawie wszystkie plakaty. Następnego dnia dowiedzieliśmy się, że przyjazdu cyrku już nie można odwołać, ponieważ już została podpisana umowa i - jak to powiedział Burmistrz - za duże pieniądze wchodzą w grę. Akcja zbierania podpisów jeszcze trwała. Zabraliśmy się do robienia transparentów, które miały nam pomóc w planowanej pikiecie. Użyliśmy następujących haseł:
"Cyrk jest tylko dla klaunów", "Zwierzęta także czują ból", "Treserzy do klatek", "Przestań popierać okrucieństwo", "Kupując bilet popierasz sadyzm".
2.6. odbyło się pierwsze przedstawienie, no i oczywiście pierwsza pikieta. Rozdawaliśmy ulotki, wznosiliśmy hasła. Reakcja ludzi była różna. Jeden z panów nawoływał do niszczenia naszych ulotek, a znowu jakś pani rzuciła hasło - cytuję: "choljera, narkomani". Po kwadransie naszej akcji zjawili się stróże prawa, jeden z nich usilnie starał się nas sprowokować do zrobienia jakiejś zadymy; przez chwilę miałem wrażenie, że zacznie nas straszyć pistoletem. Nasze pokojowe nastawienie zdziwiło anioła stróża; stwierdził, że nie ma tu nic do roboty, więc zwinął skrzydła i odleciał. W tym dniu z cyrku zrezygnowało pięć osób. Poza tym wysłaliśmy na przedstawienie swoją przedstawicielkę, która zrobiła drugie przedstawienie podczas tresury zwierząt. Dzięki temu cyrk opuściło kolejne pięć osób. Następnego dnia zebraliśmy się ponownie, z tym, że teraz mieliśmy już megafon, przez który była odczytywana Światowa Deklaracja Praw Zwierząt. Ze strony tych, którzy przyszli do cyrku padały następujące hasła: "My wolimy dzieci", "Do roboty", "Nie lubię zwierząt", "Zajmijcie się dziećmi chorymi" i właśnie wtedy padła nasza propozycja, aby w Wołowie zorganizować pensjonat dla dzieci zarażonych wirusem HIV i ten fakt wywołał lawinę obelg pod naszym adresem.
4.6. to ostatni dzień pobytu cyrku w naszym miasteczku i ostatni dzień pikiety. W tym dniu zdarzyło się o wiele więcej. Szefowa cyrku zaprosiła nas do oględzin warunków, w jakich żyją zwierzęta. To, co zobaczyliśmy było szokujące. A więc małpki miały rany i blizny na kończynach górnych, kucyki rany kłute na karku, świnie pręgi od uderzeń bata, pies był strasznie wygłodzony. Cztery kuce i dwie kozy były przewożone w pomieszczeniu o wymiarach 4 m na 2 m. (Bez komentarza!). Można by było wymieniać jeszcze przez godzinę. Pani dyrektor stwierdziła, że warunki są idealne. Naszym zdaniem warunki tu nie mają większego znaczenia, ponieważ zwierzęta nie zostały do tego stworzone i człowiek nie ma moralnego prawa do pozbawiania ich warunków naturalnych.
Następny dzień był wolny od naszej działalności. W kolejnym dniu naszą akcję rozpoczęliśmy w Brzegu Dolnym. Miała ona przebieg podobny jak w Wołowie z tym, że zrobiliśmy również przemarsz ulicami Brzegu Dol. nawołując do bojkotu cyrku, co u niektórych mieszkańców Brzegu D. wywołało agresywne zachowanie w stosunku do nas. 7.6. było identycznie.
12.6. oddaliśmy petycję z siedmiuset podpisami do Burmistrza miasta Wołowa. Do tej pory wiemy, że sprawa ta została przekazana do Komisji Rady Miejskiej Wołowa i zostanie przedstawiona na sesji Rady Miejskiej pod koniec lipca.
Ruch Wegetariańsko-Ekologiczny "Świadomość" (FZ)
c/o Tomasz Lechki
al. Niepodległości 17/18
56-100 Wołów
tel. 595
* * * * *
9-10.6. gościł w Myśliborzu czecho-słowacki cyrk "Apollo". Chcieliśmy zorganizować pikietę, w związku z tym zrobiliśmy trochę ulotek. Zostało kilka dni do rozpoczęcia pierwszego widowiska, a zainteresowanie ludzi mającą odbyć się pikietą zerowe. Cóż, rozwiesiliśmy ogłoszenia w Liceum Ogólnokształcącym (bo ponoć tyle tam ekologów i obrońców praw zwierząt) o mającej odbyć się pikiecie przed cyrkiem i wszystkie osoby zainteresowane, czy też mogące udzielić wsparcia finansowego prosimy o kontakt pod danym adresem.
Czekamy dzień, dwa... i nic. Kompletny brak zainteresowania. Tkwi we mnie jeszcze nadzieja, że może ktoś przyjdzie pod cyrk. Ale w niedługim czasie okazało się, że i tam nikt nie przyszedł prócz nas czyli dwóch osób. Mieliśmy ze sobą ponad 40 ulotek, które rozdaliśmy bardzo szybko. Niektórzy myśleli, że rozdajemy program i pytali czy za to się płaci.
Przyjazd cyrku dał nam do zrozumienia, że EKOLOGIA stała się nową modą, która wielu ludzi ubiera jak nowy ciuch. Młodzi ludzie z naszego miasteczka i nie tylko, podający się za "prawdziwych ekologów - wegetarian" - czy są tymi prawdziwymi ekologami? Znam osobiście ludzi mających właśnie takie mniemanie o sobie; chodzą i chwalą się kim to oni są, a kim nie, sieją swoje poglądy na prawo i na lewo. Czy na tym to wszystko polega?
Istnieją też i tacy, którzy przychodzą na pikiety aby "pokazać się" otoczeniu, a tak naprawdę to są obojętni egoiści. Dość często zadaję sobie pytanie czy ludzie robiący pikiety pod cyrkami, walczący o prawa zwierząt naprawdę robią to z miłości od serca czy tylko po to, aby ludzie wiedzieli, że on jest dobry i wrażliwy.
Nie wiem czy ma jakiś sens (przynajmniej w naszym mieście) znów stanąć pod cyrkiem, rozdawać ulotki itp. A może poprzestać tylko na rozwieszaniu ulotek w różnych miejscach miasta?
Na koniec chciałabym aby każdy z nas, kto kiedykolwiek pikietował pod cyrkiem lub będzie to robił, głęboko się zastanowił w jakim celu to robi, jakie uczucia nim kierują.
Vegetal Live (Myślibórz)
Na Żoliborz w Warszawie przyjechało w lipcu ZOO z Kijowa. Jak to wygląda. Baraki adaptowane na klatki, ustawione w czworokąt. Wyobraźcie sobie lwa w takiej klatce w 35-stopniowym upale! Rosjanie i tak nie dadzą sobie nic wytłumaczyć. Zauważyłam, że wśród samochodów jest jeden z rejestracją z woj. gdańskiego. Czyżby ktoś robił dobry interes kosztem tych bezbronnych zwierząt?
Może kilka słów o lokalizacji - blisko jezdni (hałas, spaliny), pod trakcją elektryczną wysokiego napięcia, nie ocieniony plac.
Moje pytanie - gdzie są wyrzucane odchody tych zwierząt?
Kto pozwolił ma wjazd do Polski takiej grupy (przecież to są zwierzęta)?
Odwiedzających jest niewiele - jeśli już ktoś tam zagląda to z ciekawości i wychodzi zbulwersowany!!!
Moja obawa - możliwe, że pojawi się teraz w Polsce dużo takich "dziwactw" ze wschodu.
Po tym, jak na warszawskim Stadionie Dziesięciolecia Rosjanie sprzedają od żółwi po węże i tygrysy można się spodziewać jeszcze większych niespodzianek.
Anka
KLUB "GAJA" PROPONUJE:
WYSTAWA "DLACZEGO?"
Od dwóch lat Klub "GAJA" prezentuje wystawę "Dlaczego? - miejsce zwierząt w naszej kulturze" w różnych ośrodkach w Polsce. Wystawa ta to kilkadziesiąt dużych plakatów, zdjęć, ulotek, transparentów. Podczas prezentacji istnieje możliwość poprowadzenia kilku prelekcji, zajęć warsztatowych, zorganizowania pokazu slajdów i filmów wideo.
Organizacje i osoby, które chcą urządzić wystawę u siebie proszone są o kontakt pod adresem:
Klub "GAJA"
skr. 261
43-301 Bielsko-Biała 1
Dołączcie znaczek zwrotny)
* * * * *
Gotowy jest już drugi numer "Współodczuwania" - koszt 2,5 tys. zł + 1,5 (koszty przesyłki). Adres jak wyżej.
Zoe Weil
"Animals in society"
ANIMALEARN 1991
tłum. Marek Zięba
Wyniki zeszłorocznej ankiety The Vegetarian Society, przeprowadzonej przez Bradford University, wykazują ogromny wzrost zainteresowania wegetarianizmem. Poniższe cyfry mówią wszystko...
Te dane jasno pokazują jak szybko wegetarianizm zdobywa Anglię. Szczególnie pocieszające jest to, że tylu młodych ludzi jest "wege", gdyż to oni za kilka lat będą tworzyć rynek dla przemysłu spożywczego. Jeżeli ta tendencja będzie się utrzymywała, dni przemysłu mięsnego są policzone.
tłum. Ajron
W niedzielę, 11.10.92 w Poznaniu organizujemy spotkanie w celu skonsolidowania ruchów działających na rzecz obrony zwierząt i integracji tych ruchów z Europą. W spotkaniu tym uczestniczyć będą przedstawiciele World Society for the Protection of Animals w osobach:
pani Janice Cox, dyrektor WSPA na Europę, pani Princess Elizabeth de Croy, dyrektor WSPA we Francji, pan Dr Evans, lekarz weterynarii, konsultant w sprawach zwierząt WSPA.
Całodzienne spotkanie odbędzie się w hotelu Polonez w Poznaniu - w klubie hotelowym. Otwarcie o godz. 11-tej. O godz. 13-tej, w przerwie, zapraszamy na wspólny wegetariański obiad.
Wszystkich chętnych do udziału w dyskusji prosimy o przesłanie tekstu wypowiedzi (nie dłuższej niż 5 min.) w języku polskim i, w miarę możliwości, w angielskim.
Zapraszamy serdecznie do udziału w naszym spotkaniu.
Redakcja i Fundacja "Zwierzęta i my"
Dąbrowskiego 25/3, 60-840 Poznań
tel. 462-85
Jeśli potrzebna rezerwacja noclegu - prosimy o powiadomienie i podanie terminu (istnieje też możliwość bezpłatnych noclegów na podłodze w lokalu Red.). Nie możemy opłacić przejazdu i noclegu.
27.4., rano, Rozgłośnia Regionalna Polskiego Radia podała wiadomość: "W Olsztynie przebywa łoś". No cóż, po prostu przyszedł. Jest ich trochę w okolicy. Następna wiadomość była konkretna i, niestety, tragiczna. Zwierzę padło. Od godziny 3 rano klempa w ciąży krążyła po centrum miasta. Próby złapania jej przez policję zakończyły się fiaskiem. Po kilku godzinach zmęczona i wystraszona klempa znalazła się na terenie ogródków działkowych nad Łyną.
I tu kilka wersji dalszych wydarzeń. Jedna głosi, że zapędzona przez działkowiczów wskoczyła do rzeki i po kilku godzinach przebywania w wodzie - utonęła. Następna - że łoś z poranionym w wyniku skoku przez wysoki mur brzuchem najpierw leżał 1,5 godziny na brzegu, potem skoczył. Jest też kilka wersji użycia lin przez ekipy ratownicze. Pierwsza to taka, że przerzucona na drugi brzeg lina udusiła zwierzę, druga, że zrobiła to pętla zarzucona na łeb celem wyciągnięcia. Po kilku dniach na specjalnym posiedzeniu Wojewódzkiej Komisji Ochrony Przyrody sprawę roztrząsano bardzo długo. Wyszło m.in. na jaw, że specjalna broń do usypiania zwierząt znajduje się na stanie Lasów Państwowych, ale amunicji do niej nikt nigdy nie widział. Wysłuchano raportów poszczególnych służb i szczerze ubolewano. Powstał nawet projekt wypchania klempy i postawienia w Urzędzie Wojewódzkim. Co, głowę pocięli specjaliści od wścieklizny? To nic, załatwimy drugą...
Krzysztof Beśka "Bzyk"
W końcu lat 70-tych w lasach koło Lubania pojawiły się łosie - do dziś ich pogłowie wzrosło do około 15 sztuk. Są to zwierzęta dosyć mobilne - przemieszczają się z miejsca na miejsce, z jednych lasów do innych - w taki też sposób pojawiły się w okolicach Zgorzelca i w innych miejscach województwa. Tu, w zachodniej części woj. jeleniogórskiego, obszary leśne są bardzo niewielkie, ubogie w zwierzynę. W XIXw. wybito całkowicie wiele gatunków, w Borach Dolnośląskich np. bobra czy wilka, nie mówiąc o łosiach. Mówimy jednak o wielkich Borach Dolnośląskich, wielkim kompleksie leśnym, natomiast na tych obszarach zwierzęta te nie istniały już od kilkuset lat! To, że pojawiły się tu teraz jest naprawdę wielkim dobrodziejstwem i pewnym fenomenem. Tymczasem zwierzęta te - piękne przecież, niegroźne - prawdziwi "królowie lasów i bagien" zaczęły komuś przeszkadzać. Od kilku lat Zarząd Lasów z siedzibą we Wrocławiu wydaje polecenia tutejszym kołom łowieckim z okolic Lubania, Platerówki czy Zgorzelca odstrzału tych zwierzat w celu zmniejszenia ich pogłowia. Powód? Szkody wyrządzane przez łosie oraz inne jeleniowate w młodym drzewostanie (obgryzają młode pędy drzewek).
Zarządzenie takie, dotyczące koła zgorzeleckiego (jak i pewnie innych kół) zaznacza, że w razie niewykonania tego polecenia, Koło zapłaci grzywnę 15 mln zł. Co ciekawe, sami myśliwi nie są zainteresowani likwidacją łosi na tym terenie. Mają swoją logikę - jest w ich interesie, aby pogłowie się rozrosło - np. do 20 sztuk - będzie je można wtedy rozsądnie kontrolować, organizując odstrzał np. 2 czy 3 sztuk rocznie. Nie chcą więc ich likwidować teraz - od razu. Faceci z koła zgorzeleckiego dotychczas ignorowali zarządzenie i nie strzelali do łosi. Ale strzelają do nich w lasach lubańskich. Argument, jakoby łosie powodowały szkody w młodnikach (dlatego trzeba do nich strzelać?), jest absurdalny, a przynajmniej mocno naciągany. Tak niewielka ilość tych zwierząt (w rejonie Zgorzelca pojawia się w okresie wiosenno-letnim ok. 4 sztuki - pozostała część, również rozproszona, przemieszcza sie w inne rejony) nie może stanowić większego zagrożenia dla drzewostanu.
Podobny argument uświęcał akcję CAŁKOWITEGO wytępienia jeleni w Górach Izerskich (Karkonosze), gdzie ten sam chyba Zarząd Lasów wydał nakaz strzelania do wszystkich jeleni. Miały jakoby pogarszać i tak już katastrofalną sytuację drzewostanu w tym rejonie. Mamy wobec tego pytanie: Czy w Polsce nie ma jakichś prawnych możliwości zapobiegania tego typu decyzjom godzącym w stan środowiska naturalnego i podejmowanym w gruncie rzeczy samodzielnie czy samowolnie przez Zarząd Lasów? Czy istnieją instytucje lub siły, które mogłyby wpłynąć na zmianę takich decyzji? Od 1.9. rozpoczyna się okres polowań na byki łosi, a od 15.9. do 15.12. na samice i młode.
Bardzo prosimy o radę lub informacje, w jaki sposób można to rozwiązać. Nie chcemy pozwolić, aby wytępiono łosie na podstawie jakiegoś bzdurnego zarządzenia. Zależy nam na nadaniu całej sprawie rozgłosu. Mobilizujemy już tu, w Zgorzelcu, szeroki front - jest wielu ludzi, którzy pomagają - akcja obejmie lokalną telewizję, prasę. Chcemy interweniować w Wydziale Ochrony Środowiska w Jeleniej Górze, u wojewody. Nie wiemy jednak czy odniesie to pożądany skutek. W Słowacji są setki niedźwiedzi - w polskich Tatrach pojawił się tylko jeden i od razu padł ofiarą ludzi i chorego prawodawstwa, które nie chroni wystarczająco środowiska naturalnego. Łoś jest bardzo rzadkim i pięknym zwierzęciem - w Polsce i we wschodniej Europie, gdzie się jedynie ostał, jest go coraz mniej - w Polsce może parę tysięcy sztuk. Dlaczego w ogóle poluje się na takie zwierzęta? Wydaje się, że z tych powodów powinny być chronione - a jednak. Doszła do nas informacja, iż w grę może wchodzić całkowita likwidacja, tzn. wystrzelanie wszystkich 15 sztuk, lub też częściowe, ale też drastyczne, zmniejszenie ich pogłowia poprzez odstrzał.
Waldemar Bena
Olszewskiego 7, 59-900 Zgorzelec
Piotr Górski
Powstańców Śl. 4/19,
59-900 Zgorzelec, tel. 5-85-89.