ŚLEPY ZAUŁEK POLITYKI
W ZB 37 Piotr Szkudlarek
opublikował tekst, którego naiwność konkurować może jedynie z
jego szkodliwością. Ostrożnie dobierając argumenty, Piotr przygotowuje czytelnika na ostateczną
akceptację głównej swej tezy
(zresztą nie wyrażonej wprost)
głoszącej, że jeśli ruchom ekologicznym uda się stworzyć reprezentację parlamentarną, to efektywność naszego działania niepomiernie się zwiększy. Koronnym
argumentem ma w tym przypadku być
rzekoma skuteczność działań chłopów z "Samoobrony", których sukces (?) zagwarantowany był odpowiednim zapleczem (?) parlamentarnym. Dla większej jasności
przypominam, że ów "sukces" polegał na tym, że z protestującymi
spotkał się sam Prezydent i podpisał jakieś papiery.
Cały bowiem problem - rzecze
Szkudlarek - polega na tym, że
my, Zieloni, nie "doceniamy" władzy, że nie prowadzimy z nią stałych "spotkań roboczych", że wreszcie - sami nie próbujemy
stać się tej władzy częścią, do
czego (uwaga!) uprawnia nas fakt
płacenia podatków! Zaprawdę, powiadam wam, dziwne to i zastanawiające, gdy postulat demokracji
uczestniczącej (staram się w tym
miejscu interpretować myśl Piotra
maksymalnie życzliwie) jest podpierany przez przedstawiciela
"myślenia globalnego" argumentem
wywiedzionym z prymitywnego merkantylizmu (płacę i wymagam),
jakby te wszystkie dyrdymały o
podatkach i podatnikach miały jakieś znaczenie w obliczu prostej
konieczności skonstatowania, że
bycie człowiekiem jest jednoznaczne z posiadaniem praw podmiotowych, których zrzeczenie się
na czyjąkolwiek korzyść (a już
tym bardziej Państwa czy Władzy)
jest teoretycznie niemożliwe.
Chłopi w Polsce i Zieloni w
RFN nie zyskali w istocie nic na
wejściu do przedpokojów wielkiej
polityki, tracąc jednocześnie
prawdziwą swoją siłę jaką była
niekonwencjonalność i spontaniczność działania. Tylekroć przecież
powtarza się, że prawdziwa zmiana
naszej rzeczywistości społecznej
możliwa jest dopiero po odrzuceniu tych wszystkich struktur myślenia i działania, które są produktem paradygmatu kartezjańskooświeceniowego! Dlaczego więc co
jakiś czas ktoś zaczyna nas przekonywać, że spółkowanie z systemem (pardon le mot) da nam większe korzyści niż jego odrzucenie,
że przyjęcie jego logiki pozwoli
ją jednocześnie przezwyciężyć, że
- wreszcie - zgoda na istnienie
Lewiatana oznacza jego skuteczną
negację. Gdzie podstawy dla takiej dialektyki?
Tomasz Rafal Wisniewski
Początek strony