EGO I KORZENIE KRYZYSU EKOLOGICZNEGO
- SPOJRZENIE Z ANTYPODÓW
Sydney, 5.11.92
Artykuł Janusza Korbela "Korzenie Kryzysu
Ekologicznego" z ZB 32 (str. 20) spowodował we mnie chęć
podzielenia się kilkoma spostrzeżeniami na poruszony przez
niego temat ego jako przyczyny kryzysu ekologicznego. Z
powodu złożoności tego zagadnienia, moja wypowiedź stanowić
będzie jedynie przyczynek do szerszych rozważań o naturze i
ograniczeniach ego i jego roli w obecnym kryzysie
ekologicznym. Na przykładzie ogólnikowego, z konieczności,
opisu tradycji australijskich aborygenów, będę się starał
ukazać zasadnicze różnice między, ogólnie rzecz biorąc,
tradycją europejską i tradycjami pozaeuropejskimi, i tym jak
one widzą ego w kontekście społecznym, na tle przyrody.
Ochrona przyrody jest jednym z najbardziej
skomplikowanych problemów współczesnego świata i jest ściśle
związana z obecnym, globalnym kryzysem ekologicznym. Kryzys
ten dotyka każdego, bez wyjątku, zakątka naszego bytu, tak w
sensie fizycznego przetrwania, jak i w sensie wartości
istnienia i ujawnia się w rozmaity sposób, zależnie od
lokalnych warunków geograficznych i klimatycznych. Okresowe
próby znalezienia rozwiązania tego problemu, jak pokazał
ostatni Szczyt w Rio, zwykle nie przynoszą pożądanych
rezultatów. Przyczyną tego jest różnorodność podejść, idei i
sposobów działania, wynikająca z wielorakości widzenia czym
przyroda właściwie jest, i wyrasta z rozmaitości
kulturowych, ekonomicznych, religijnych uwarunkowań i
politycznych interesów.
Kryzysy ekologiczne, lokalne i globalne, zdarzały się w
przeszłości nawet dość regularnie. Jednym z nich było masowe
wymarcie dinozaurów, razem z którymi wyginęło 85-95% całości
ówczesnych form żywych. Wspominam o tym, ponieważ dostarcza
to świadectwa jak bardzo przeszłe kryzysy różniły się od
tego, który doświadczamy obecnie. Wymarcie dinozaurów trwało
ok. miliona lat i postępowało bardzo powoli i stopniowo.
Przypuszcza się, że powodem tego biologicznego kataklizmu
był długoterminowy spadek temperatury, skutek bliskiego
kontaktu Ziemi z kometą i jego konsekwencja - globalne
zachwianie równowagi ekologicznej i destrukcja podstaw życia
tych megazwierząt.
Przeciwnie do dinozaurów, obecny globalny kryzys jest raczej
sumą kryzysów lokalnych. Jak mówią chaotyści, wyznawcy
teorii chaosu (skomplikowanych systemów), motyl trzepoczący
skrzydłami w Afryce może, w wyniku serii następujących po
sobie zdarzeń fizycznych, spowodować huragan w Ameryce.
Rozległe skutki katastrofy czernobylskiej są wszystkim
dobrze znane, a dymuy z płonącej ropy naftowej w Kuwejcie,
pozostałość po bezsensownej wojnie, to nie motyle i zalegają
ciężko w stratosferze powodując monsunowe nieregularności.
Rzecz jest w tym, że to właśnie suma takich lokalnych
kryzysów, spowodowanych głównie działalnością człowieka,
tworzy nasz obecny kryzys globalny. Rozwój tego kryzysu też
postępuje w nieporównywalnie szybszym tempie: w ciągu
ostatnich 200 lat większość naturalnych bogactw takich jak
gleba, lasy, woda itd., tworzących podstawę życia na Ziemi,
uległa raptownemu zmniejszeniu, a liczba ludzi, polegających
na tych bogactwach, dramatycznemu powiększeniu.
Jednakże, pomimo wielu ponurych statystyk, życie człowieka
na Ziemi ma przed sobą, być może, ładnych kilkaset tysięcy
lat. Niemniej perspektywa życia na bezkresnej biologicznej i
kulturalnej pustyni jest perspektywą zgoła nieciekawą.
Mówiąc o dinozaurach, razem z którymi - jak wspomniałem -
wyginęło 85-95% ówczesnych form żywych, trzeba pamiętać, że
nie wszystkie z nich do cna wyginęły. Niektóre z nich
przetrwały w prawie nie zmienionej postaci, zaś inne
przeobraziły się w całą tę różnorodność gatunkową, o którą
tak zaciekle dzisiaj walczymy. To mi przywodzi na myśl
pytanie: jeśli wyginięcie jednego rodzaju powoduje taki
niesłychany rozród wszelkich nowych rodzajów, podrodzajów,
gatunków i ich odmian, to być może obecny kryzys jest
sygnałem szansy dla rodzaju ludzkiego, dla nas, z całym
naszym bagażem wyobrażeń, filozofii wartości i oczekiwań, z
bagażem człowieczeństwa?
Może apokalipsa życia i istnienia, takiego jakie znamy dziś,
kryje w sobie zaczątki prawdziwie nowego świata w
przyszłości?
Ale zostawmy przyszłość dla przyszłości. Zbytnie
przejmowanie się przyszłością wytworzyło w nas pewien stan
nierealności i niedbałości o to, co się dzieje "tu i teraz".
Wydaje mi się, że ta charakterystyczna niedbałość wynika z
warunków kształtujących europejską egoistyczną postawę, o
czym za chwilę, i ma wiele wspólnego z przyczynami kryzysu,
o którym mówimy.
Ego jako pojęcie i jako wartość związana z konceptem
świadomości siebie, jest pojęciem uniwersalnym i
charakterystycznym dla ogółu kultur we wszystkich
zakamarkach świata. Jest tak ponieważ ego jest pojęciem
ściśle związanym z tymi aspektami istnienia, które
zasadniczo różnią istoty ludzkie od istot nieludzkich. Ego
więc, będąc bezpośrednim wytworem kultury, jest z kulturą
nierozerwalnie związanym. Każdy człowiek, niazależnie od
rasy, narodowości, kultury w której wzrósł czy
geograficznych warunków, posiada swoje indywidualne
kognitywne ego. Niemniej jako pojęcie i warunek tożsamości
jest ono różne w różnych kulturach i społeczeństwach.
Zasady europejskiego pojęcia ego uformowane zostały na
podstawie idei Kartezjusza o oddzielności ciała i umysłu.
Jego filozofia wywodzi się z judeo- chrześcijańskiej
tradycji religijnej, wedle której źródłem wszechświata jest
bóg-stworzyciel, Jahwe, istniejący od bezczasów, w
bezwymiarowej mitycznej przestrzeni, absolutnie odrębny od
elementów swego dzieła, nieosiągalny dlań fizycznie i
duchowo. Początkowo ludzkość w liczbie dwóch doznała życia w
krainie dostatku i szczęśliwości, ale z powodu zbytniej
ciekawości utraciła prawo wstępu. Odtąd ludzkość ta,
nieustannie ogromniejąca, zarzucona została wieloma
obetnicami, między innymi przyszłego raju, jeśli tylko
będzie miała piątkę z zachowania. W międzyczasie jest ta
ludzkość poddawana przeróżnym nieszczęściom, wojnom,
kataklizmom, głodowi i ogólnej głupocie. Nawet Chrystus po
jednym z podobnych doświadczeń uciekł żywcem do nieba
pozostawiając jeszcze więcej zamieszania pośród strwożonych
trzód.
Niematerialność boga- stworzyciela, jego obecność i
niedostępność oraz fakt, że ogólna szczęśliwość doświadczona
może być jedynie w nieokreślonej przyszłości, wytworzyły tę
charakterystyczną postawę wyczekiwania i niedbałości w
stosunku do bieżącego istnienia. Całe fizyczne jestestwo
jako podrzędne do aspektu duchowego, stało się czymś
niewygodnym, wręcz godnym pogardy. Ostatecznie po wielu
przemianach i przeobrażeniach "tu i teraz: zostało prawie
całkowicie wyeliminowane z umysłu europejskiego na rzecz
świetlistego, choć niepewnego ideału przyszłości.
Zanim przejdę do opisu odnośnych aspektów kultury
australijskich aborygenów, wspomnę jeszcze jedną cechę
europejskiego sposobu myślenia, także zasadzającej się w
judeo-chrześcijańskiej tradycji. Ludzkość stworzona
została, wedle tej tradycji, na "podobieństwo boskie",
dzięki czemu posiadła ona własności nieosiągalne dla całej
reszty stworzenia. Ten koncept niższości świata fizycznego
został użyty przez angielskiego filozofa Bacona dla
stworzenia eleganckiego dogmatu, według którego człowiek
jako istota wyższa ma prawo używać do woli tego niższego
bytu dla spełnienia swoich własnych celów duchowych i
innych. Ślady tej filozofii znaleźć można we współczesnych
naukach biologicznych, w medycynie, sporcie,
eksperymentalnej psychologii i produkcji proszków do prania.
Z czasem prawo niższości bytu fizycznego objęło także rodzaj
ludzki, a raczej tę jego część, która z powodów
geograficznych lub z wyboru nie stosowała się do tych
religijno-filozoficznych przesłanek. Celebrowane w tym roku
"odkrycie" Ameryki przez Kolumba było praktycznym wyrazem
aroganckiej, ekspansjonistycznej natury
europejskiej/chrześcijańskiej filozofii, wedle której tak
jak człowiek jest istotą wyższą ponad wszelkie inne, tak i
europejski chrześcijański misjonarz przylepił sobie podobnie
sztuczną etykietkę wyższości. Ta właśnie filozofia władzy i
totalitarnego autorytetu leży u podstaw europejskiego
pojęcia istnienia i tego, co się z tym istnieniem utożsamia.
Podstawami więc, na których opiera się ten koncept istnienia
i koncept świadomości siebie - ego - jest stan permanentnego
konfliktu pomiędzy oddzielnymi, nie dającymi się pogodzić
przeciwnościami. Dla porównania, daoistyczna idea
przeciwności traktuje opozycyjne elementy, yin i yang nie
jako zwalczające się, ale jako wzajemnie się dopełniające. W
buddyzmie, gdzie zasadą jest zrealizowanie istoty ego i
ostateczne tego ego wyeliminowanie z praktyki życia,
dualistyczne ego jest punktem wyjściowym, a punktem
zamykającym jest nieobecność ego. W europejskiej tradycji
zaś ten element paralelnych opozycji jest zarówno elementem
wyjściowym jak i zamykającym.
Dla przedstawienia europejskiego konceptu ego użyłem
dwóch, jak myślę, najważniejszych cech religii
judeo-chrzescijańskiej, bazy tego konceptu: oddzielności
boga-stworzyciela od jego dzieła i, jako tego pochodnej,
oddzielności człowieka od natury oraz pojęcia czasu i
przestrzeni, w którym czas, zwłaszcza przyszłość, kształtuje
człowieka stosunek do bieżącej rzeczywistości. Człowiek więc
wydaje się być elementem materialnym służącym do
zrealizowania duchowych wartości jedynie w przyszłości.
Ten charakterystyczny dla europejskiego sposobu
myślenia rozziew, oddzielność ciała i umysłu, człowieka i
natury, jest nieobecny w większości pozaeuropejskich
tradycji, w tym tradycji australijskich aborygenów. Tradycja
ta, istniejąca od dziesiątków tysięcy lat, jedna z
najstarszych, o długiej nieprzerwanej historii, zawiera w
sobie aspekty społeczne, ekonomiczne, religijne i
filozoficzne, tworzące razem skomplikowany system,
nierozerwalnie związany z naturalnym środowiskiem. Związki
te czynią ich samych częścią tego środowiska, elementem
ekologicznej całości.
Bogactwo kultury aborygenów ujawnić się może tylko w
jej jednolitej złożonej całości. Wyjęcie jednego choćby
elementu z tej całości powoduje jej zubożenie i utrudnia
zrozumienie, a teoretyczne rozszczepienie praktycznej i
filozoficznej jednolitości kultury aborygeńskiej na aspekty
środowiskowe i religijne jest w rzeczy samej niemożliwe,
albowiem środowisko, z całokształtem warunków
topograficznych i meteorologicznych, z florą i fauną, z
człowiekiem włącznie, jest religią samą w sobie.
Upraszczając, religia nie jest dla aborygenów duchowym
doświadczeniem wyższym niejako od pospolitego bytu. Wręcz
przeciwnie, religia jest bytem samym. Życie aborygenów jest
od zarania wypełnione ceremoniami i rytuałami. Każda
codzienna czynność, gromadzenie żywności i jej dystrybucja,
swaty, inicjacja młodzieży i tym podobne, mają swoje odbicie
w ich religijnym krajobrazie. Rytuały i obrzędy będące
odtworzeniem początkowego aktu stworzenia, czasu snu
(dreamtime) są elementem, wokół którego oscylują dwa
równoważne elementy istnienia - rzeczywistość i śnienie
(dreaming), świadomość i podświadomość. Śnienie, jeden z
aaspektów kultury aborygenów jest tym, co determinuje życie
i jest samym życiem. Śnienie jest duchową podstawą i
praktyką codziennego życia aborygenów. Codzienne czynności i
rytuały podyktowane są snami i wizjami w transie.
Podział jednakże na rytuał i czynności codzienne jest tutaj
podziałem sztucznym, ponieważ życie dla aborygenów jest
jednym, ciągłym rytuałem rozciągającym się w czasie i
przestrzeni, zawierającym w sobie nie tylko ludzi, ale
wszystkie elementy istnienia, światło słoneczne, skały,
drzewa, myśli, emocje, wszystkie elementy uniwersalnego
śnienia/istnienia. W aborygeńskiej kosmologii czas i
przestrzeń sumują się w jednolity proces istnienia, w którym
przestrzeń nie jest mierzona odległością, a czas wyraża się
jako przemiana. Podstawową zasadą aborygeńskiego sensu życia
w praktyce jest zachowaniem rzeczy w stanie podobnym do
stanu uniwersalnego poczęcia, czasu śnienia (dreamtime), do
czasu, kiedy przodkowie ustanawiali porządek wszechświata.
Zasadą ich filozofii jest ciągłość stawania się, proces nie
postęp. Fraktalny rozwój w głąb raczej niż rozwój w dal.
Czas śnienia był (jest czasem) procesem stworzenia
podobnym do aktu stworzenia opisanego w Starym Testamencie,
z tą jednakowoż różnicą, że u aborygenów całe fizyczne
jestestwo wraz z jego duchowym przeznaczeniem, zrodzone
zostało z macicy tęczowego węża (rainbow snake). Różnica ta
jest nad wymiar istotna, bowiem mówiąc symbolicznie, ciało
się tutaj stało z ciała, a nie - jak w Starym Testamencie -
ze słowa. Ten element biologicznej łączności ze
stwórcą-matką jest właśnie podstawą aborygeńskiej
mentalności. Fakt, że tęczowy wąż istnieje fizycznie jako
matka-ziemia i jest niewyczerpanym źródłem mądrości tak
duchowej jak i dotyczącej życia codziennego, stanowi o
niebywale mocnych związkach aborygenów z ziemią-naturą. Sam
fakt poczęcia wszechświata jest ze szczegółami opisany w
wielu mitach, w których męskie i żeńskie byty tworzą w akcie
seksualnym jednolitą, hermafrodytyczną niejako, fizyczną i
mentalną rzeczywistość.
Związki aborygenów z naturą i ich pojęcie jedności
osoby z naturą w sensie geograficznym, biologicznym i
społecznym, uwidoczniają się chyba najsilniej w tym jak oni
widzą akt poczęcia. Poczęcie ma u aborygenów dwa
realistyczne wymiary: duchowy i fizyczny, Tradycyjnie
"duchowe" dziecko i jego/jej totemiczne uwarunkowania
(dziecko z ducha - spirit child) musi zaistnieć przed
poczęciem fizycznym (dziecko z nasienia - sperm child). W
niektórych rejonach ojciec inicjuje duchowe dziecko, w
innych - matka.
Od samego poczęcia, jeszcze przed fizycznym zaistnieniem,
osoba jest już włączona w sieć uwarunkowań społecznych i
środowiskowych, które łącznie z procesem edukacji i
inicjacji formują osobę całkowicie jednolitą ze
społecznością, która w tej tradycji bynajmniej nie ogranicza
się jedynie do istot ludzkich. Osoba utożsamia się nie tylko
ze szczepem czy plemieniem, ale także z jego/jej totemicznym
odpowiednikiem: kangurem, emu, goaną, orłem itd. oraz z
miejscem gdzie osoba ta została duchowo poczęta przez
matkę.Poczęcie, istnienie indywidualnej osoby jest więc, tak
jak poczęcie wszechświata, wynikiem aktu zespolenia realnych
męskich i żeńskich seksualnych elementów, a nie dziełem
mistycznego zstępującego z nieba anioła.
Zwyczaje, zachowania społeczne, elementy wiedzy i
technologii nie będące częścią początkowego Dreamtime nie
były też częścią życia aborygenów. I zmiana tego stanu
rzeczy nie była treścią ich życia. Ich narzędzia i odzież
(lub raczej jej brak) i sposób ich używania, podyktowane
były zasadami Dreamtime. Aborygeni nie rozwinęli skłonności
do kumulowania dóbr materialnych nie z powodu braku potrzeb
czy umiejętności lecz ponieważ tego typu potrzeby nie miały
miejsca w Dreamtime. Sztuka i ornament w europejskim
rozumieniu istniały raczej jako zapis treści religijnych i
rytualistycznych.
Aborygeńska kosmologia jest całkowicie jednolita ze
wszystkimi aspektami życia. Dlatego jest tak trudno
rozprawiać o tradycji aborygeńskiej, w której te aspekty
życia, które my w europejskiej tradycji swobodnie
analizujemy, religia, sztuka, ekonomia, technologia, nauka,
jako stosunkowo niezależne elementy - te aspekty życia
społecznego są w tradycji aborygeńskiej doskonale nawzajem
połączone i wynikają jedne z drugich. Każdy element
istnienia ma tutaj dwa cyrkularne stany: podmiotowy
(potencjalny, konceptualny) i przedmiotowy (aktualny). Dla
przykładu, nasienie ma w sobie i jest zarazem śnieniem
(dreaming) owocu, który z kolei zawiera w sobie potencjalne
nasienie, śnienie postępującego istnienia.
Jednym z rytuałów inicjacji jest transmisja
doświadczenia ciała jako klanowego kraju. Podczas tego
rytuału elementy geograficznego/rytualnego krajobrazu
malowane są na ciele adepta. Dokonuje się przez to
rozprzestrzenienia ciała i utożsamienia osoby z tym
krajobrazem. Kraj, Ziemia są niepodzielne tak jak
niepodzielne jest ciało, a wszystkie elementy krajobrazu,
góry, rzeki, drzewa, trawa, woda, deszcz, bogactwa
naturalne, tworzą jednolitą żyjącą istotę, Gaję, w ujęciu
Lovelocka.
Ponieważ proces stworzenia, czas snu (dreamtime) jest
ciągle odtwarzany w życiu aborygenów, w ich snach i
obrzędach, czas w europejskim linearnym sensie nie istnieje.
Jest on raczej odczuwany jako przemiana, proces
przechodzenia z jednych stanów istnienia w drugie.
Przyszłość i przeszłość jako śnienie egzystują równocześnie
z obecną rzeczywistością. Duchowe poczęcie dziecka stanowi o
jego/jej istnieniu, a nie fizyczne urodzenie.
W kosmologii aborygeńskiej są trzy sfery: Nieżyjących,
Żywych i Umierających oraz Nienarodzonych. Sfera Nieżyjących
jest kontrolowana przez aspekt męski, Sfera Nienarodzonych
przez aspekt żeński. Sfera Żywych i Umierających jest sferą
świadomości, rzeczywistości odczuwanej piecioma zmysłami.
Aborygeni poruszają się między tymi sferami bez większych
problemów. Śnienie (dreaming) nie jest jakimś specjalnym
stanem umysłu, jest po prostu inną realnością. Ten mentalny
nomadyzm ma swoje odzwierciedlenie w ich tradycyjnym trybie
życia. Zwyczaj ciągłego przenoszenia się z miejsca na
miejsce zasadza się na przekonaniu, że długotrwałe
przebywanie w jednym miejscu zubożyłoby tego miejsca
naturalne energie. Toteż nie stworzyli oni pojęcia "dom" ani
też pojęcia własności części kraju, nawet jeśli byli z tym
krajem totemicznie nierozerwalnie powiązani.
Wracając do punktu wyjścia: czy pojęcie ego ma w ogóle
zastosowanie w stosunku do tradycji pozaeuropejskich, w tym
przypadku do tradycji australijskich aborygenów i, jeśli
tak, to czy jest ono elementem niszczącym czy też
współbrzmiącym z naturalnym środowiskiem.
W większości kultur i tradycji sytuacja jest
diametralnie różna od europejskiej. Wspomniane wyżej daoizm
i buddyzm, jakkolwiek mają w sobie rozumienie istoty ego
jako wyrazu przeciwności, niemniej końcowym etapem jest
tutaj ego bez przeciwności. W innych religiach jednakże
takie rozumienie jest rzadkością. Koncept ego jako
jednostki psychofizycznej, oderwanej niejako od całej reszty
szeroko pojętego środowiska, właściwie nie istnieje.
Ponieważ nie tylko w sensie tego co czyni osobę, ale także
jak osoba widzi siebie jako indywidualność w perspektywie
społecznej i szerszej, ekologicznej, ego w tych tradycjach
nie zawiera w sobie tego elementu opozycji w stosunku do
tego co my, z europejskiego punktu widzenia, traktujemy jako
naturalnie odrębne od ego.
Indywidualność w kulturze aborygenów jest
wielowymiarowa. Gdy osoba mówi "ja" w tradycyjnym sensie, to
"ja" nie określa indywiduum w oderwaniu od całej tej sieci
uwarunkowań. W tym sensie "ego" tak jak rozumiane w
europejskiej tradycji, jest dla aborygenów pojęciem
abstrakcyjnym, nie posiadającym substancji.
Jakkolwiek ego jako pojęcie dotyczące tożsamości i
indywidualności osoby, i tej indywidualności mentalne
zrealizowanie jest aspektem życia człowieka przekraczającym
rasę, kulturę, wykształcenie itd., jednakże większość
tradycji i kultur pozaeuropejskich tzn. tych spoza judeo-
chrześcijańskiego kręgu oddziaływań kulturotwórczych nie
stanowi żyznej gleby dla wzrostu tych tendencji, które w
rezultacie powodują psychiczne i fizyczne odizolowanie się
człowieka od natury i ostateczne jej podbicie i
unicestwienie.
Ryszard J. Ratajczak
Korespondencję proszę kierować na adres:
Ryszard J. Ratajczak
c/o- The Australian Museum
Research Library
6-8 College St
Sydney NSW 2000
Australia
Do spisu