ZBIERAMY ŚMIECIE! 

     Niedawno zdecydowałem się podzielić z Wami - czytelnikami 
ZB - genialnym pomysłem dotyczącym bezpośrednio ochrony 
środowiska. Mam tu na myśli szczególnie zagrożone ekosystemy 
naturalne lub zbliżone do naturalnych. Można je najłatwiej 
zlokalizować w rejonach parków narodowych tudzież 
krajobrazowych. Otóż miejsca te są szczególnie licznie 
odwiedzane jako cel chociażby niedzielnych wycieczek i 
pikników. Wiąże się to z wprowadzaniem w obieg niewielkich 
skrawków nieskażonej natury zanieczyszczeń zakłócających 
naturalną równowagę ekologiczną. Zmienia się również estetyka 
tych miejsc systematycznie zamienianych na składowiska 
odpadków. 

     W związku z tym namawiam Was wszystkich, abyście przy 
okazji pobytu w miejscach takich jak las, jezioro, góry, 
pamiętali o zabraniu swoich śmieci ze sobą do domu, do Zabrza, 
Krakowa, Sulejówka czy Gdańska. Tam można je umieścić w koszu, 
tu - tylko zaszkodzą. 

     Namawiam Was także do niewielkiego sprzątania po innych. 
Gdyby każdy z nas wyniósł z lasu czy z gór chociaż jedną 
torebkę śmieci, przyroda w wielu miejscach mogłaby opdetchnąć 
już po roku, a nawet wcześniej. 

     Przemyślcie to. Nie wstydźcie się, że ktoś Was zobaczy. W 
Pirenejach i Alpach podniesienie z ziemi puszki po coli jest 
powodem do dumy. 

     A przyroda? Jak to zwykle ona - podziękuje swym 
dobroczyńcom poszumem sosen i szemrzeniem potoku. 

Harald Kittel 

UŚWIADAMIANIE POPRZEZ ZBIERANIE ŚMIECI 

     Tak jak i w ubiegłym roku zorganizowaliśmy kilka akcji 
zbierania śmieci. Teraz było to na trochę większą skalę. 
Wyzbieraliśmy prawie wszystkie śmiecie z brzegów jeziora 
Głębokiego i Szmaragdowego. Przed akcjami doszliśmy do 
wniosku, że powinniśmy jakoś pokazać ludziom, że śmiecie 
istnieją, bo zdawało się, że te tak rozproszone, porozrzucane 
są niedostrzegalne. Cicho sprzątnięte też są niezauważalne, 
ponieważ zwykli ludzie nie zastanawiają się co dzieje się ze 
śmieciami - raz są, a raz ich nie ma. Może nawet i tego nie 
dostrzegają. Wpadliśmy więc na pomysł, ażeby śmiecie jakoś 
bardziej unaocznić. Więc budujemy ze wszystkich śmieci 
pomniki. Wygląda to tak, że zbieramy wszystkie znajdujące się 
dookoła śmiecie na jedną wielką kupę (przeważnie było to 10-20 
worków śmieci). Później w tę górę śmieci wbijamy drewnianą 
tablicę z napisem: 

POMNIK CZYNU POLAKÓW 
SYMBOL ZACOFANIA EKOLOGICZNEGO 

albo 
POMNIK GŁUPOTY LUDZKIEJ 

     Taki wielki pomnik po zbudowaniu stoi i daje coś do 
myślenia wszystkim, którzy akurat tamtędy idą na spacer, 
opalać się czy na ryby. Ludzie widząc taką górę uzbieranych 
śmieci myślą... No właśnie, to jest już dużo, zaczynają myśleć 
o śmieciach. Zauważają, że problem śmieci istnieje. W tym roku 
zbudowaliśmy 8 takich pomników. Prawdę mówiąc jeszcze tak 
kilka lat temu śmieci było tu o wiele mniej, ponieważ nie był 
u nas rozwinięty handel napojami w puszkach czy butelkach 
plastikowych - teraz jest śmieciowa Ameryka. Wielkim problemem 
na plażach są też słynne pampersy, które leżą w każdych 
krzakach. Dużym kłopotem są też woreczki foliowe i słoiki 
nagminnie zostawiane przez strasznie leniwych rybaków. 
Myślimy, że budowanie takich pomników ze śmieci ma podwójny 
sens: jest samym zbieraniem śmieci i od razu jakąś formą 
uświadamiania. 

     A teraz kilka porad typowo praktycznych odnośnie samej 
budowy. A więc budować śmieciowy pomnik najlepiej jest w 
sobotę rano, ponieważ po pierwsze - w sobotę i niedzielę 
przewija się na plażach najwięcej ludzi, po drugie - jeżeli to 
jest park czy las komunalny, to ludzie odpowiedzialni za ich 
czystość (dowiedziawszy się, że na ich terenie stoją jakieś 
wielkie góry śmieci) szybko je sprzątają aby nie było żadnej 
afery. Więc jeżeli zbudujemy pomnik w sobotę rano, to będzie 
stał i uświadamiał przez pół soboty i całą niedzielę. Chociaż 
nie raz zdarzało się, że służby komunalne zorientowały się 
późno i taki pomnik uświadamiał tydzień albo i dwa. 

     Jeżeli chodzi natomiast o tablice to my zawsze robiliśmy 
je z desek znalezionych na wysypisku lub wypiłowanych z 
jakiegoś tam tapczana przewalającego się gdzieś obok 
osiedlowych kubłów na śmieci. O farbę olejną też nie jest 
trudno, bo zawsze gdzieś u kogoś znajdą się w piwnicy resztki 
(tak jest bardziej ekologicznie). 

     Poza tym wszystkim teraz, późną jesienią, gdy tak sobie 
nieraz idę na spacer nad jedno albo drugie jezioro i widzę 
brzegi bez śmieci, to jestem z siebie bardzo zadowolony i 
czuję jakby telepatycznie wdzięczność tego jeziora, jakby 
energię bijącą w podzięce, czuję wymowę - dziękuję człowieku! 
I myślę, że może dla samego tego odczucia też było warto 
zbierać śmieci. 

Mirek Kowalewski 
Mondverdaj 

KTO ŚMIECI W LESIE? 

     W ZB 38-9 poruszony został problem recyklingu na wsi 
("Szerzej o recyklingu"). Zagadnienie to, omówione przez 
autora nieco powierzchownie, chciałbym potraktować trochę 
dokładniej. 

     Od wielu lat słyszy się narzekania na przemierzających 
szlaki turystów lub myszkujących po lasach grzybozbieraczy. A 
że hałasują, a że palą ogniska, śmiecą itd, itd. W zasadzie 
wszystkie te głosy są słuszne. Faktem niezaprzeczalnym jest, 
że wraz z eskalacją ruchu turystycznego pojawiły się zupełnie 
sztuczne twory socjalistycznego aparatu indoktrynalnego - 
wycieczki zakładowe, tudzież szkolne. 

     Początkowo (chyba jeszcze grubo przed wojną) turystą i 
grzybiarzem był człowiek kochający przyrodę, który dla swego 
hobby ponosił rozmaite wyrzeczenia (ale czy istnieje miłość 
bez wyrzeczeń?). Dopiero później pojawili się aktywiści (z 
wiadomego nurtu ideologicznego), którzy w celu dowiedzenia 
swej aktywności, organizowali przeróżne akcje żniwne, 
grzybobrania, dożynki, szukanie wiosny i żegnanie lata. Na te 
suto zakrapiane imprezy w wolne od pracy soboty i niedziele 
wyjeżdżała brać robotnicza stolicy, Śląska, Nowej Huty, by 
przy ognisku odpocząć od huku maszyn i zgiełku miasta. 

Przyroda zaś służyła im jako materiał opałowy, parawan, wc i 
składowisko śmieci. Podobnie jest ze szkolnymi eskapadami. 
Uczniowie mogą wyrwać się na kilka dni z "budy", popić, 
popalić trawę i czasem przespać się z kolegą czy koleżanką. I 
znów przyroda jest tylko dodatkiem, który wykorzystywany jest 
na wiele dziwnych sposobów. To właśnie takie grupy degradują 
pojęcie turystyki. Ale czy można oskarżać nawet takich 
pseudomiłośników przyrody o spowodowanie zaśmiecenia lasów i 
gór? 

     Jako długoletni mieszkaniec najpierw Orawy, a potem 
Gorców wiem, że największą zmorą środowiska naturalnego są 
ludzie, którzy powinni żyć z nim w symbiozie - rolnicy. 


     Wiele lat temu kiedy nie było jeszcze plastikowych i 
szklanych opakowań, wyrzucano łupiny z ziemniaków i inne 
resztki organiczne, które nie tylko niczemu nie szkodziły, ba, 
wręcz przeciwnie. Ale potem pojawiły się puszki, butelki, 
plastik i guma. Chłop, nie zdając sobie chyba sprawy z tego co 
robi, wyrzucał wszystko dalej jak leci. Jeszcze później 
zaczęto rozmawiać o ekologii. To wyciek ropy, to elektrownia 
jądrowa, to znów odpady. "Mnie to nie dotyczy" - myślał sobie 
rolnik, ale śmieci wyrzucał raczej w nocy. Robi to rzadko, ale 
jak już robi - to hurtem. Na furkę i do lasu. Podobnie jest z 
gnojowicą. Widziałem kiedyś jak pod osłoną nocy wylano do 
rzeki kilka kilkusetlitrowych beczek tej trującej substancji. 

Zresztą do rzeki wyrzuca się także wiele śmieci. Co prawda nie 
tak często jak do lasu, ale trafiają tam stare wózki 
dziecięce, puszki po szynce, stare radia, szmaty, ceraty itp. 
Czy to tak trudno sprawdzić? Prawie przy każdej leśnej drodze 
są dzikie wysypiska śmieci, a wystarczy przejechać koło 
Dunajca w Poroninie czy w Białym Dunajcu, aby znaleźć się w 
zupełnie innym świecie - klęski ekologicznej. 

     Zrozumiałe jest, że sytuacja ta jest wynikiem braku 
świadomości ekologicznej na wsi. Naprawienie tych tragicznych 
w skutkach zaniedbań to proces niesłychanie długotrwały. 
Jedynym szybko działającym środkiem, który zapobiegnie dalszej 
dewastacji środowiska wiejskiego jest utworzenie policji 
ekologicznej. Instytucji posiadającej solidne zaplecze 
(samochody terenowe, możliwość wywozu śmieci), posiadającej 
szerokie uprawnienia z pogranicza policji państwowej, straży 
granicznej (w celu walki z handlem odpadami), NIK, i SANEPIDu, 
korzystającej z dotacji państwowych. Aby zaś cała akcja 
zwalczania przestępców ekologicznych zaśmiecających środowisko 
naturalne nie spaliła na panewce z braku konkretnego winnego, 
za nie wyjaśnione przypadki zaśmiecania powinna odpowiadać 
cała społeczność wiejska czy gminna. Po kilku mandatach sąsiad 
sąsiadowi będzie patrzył na ręce i problem automatycznie 
zmaleje. A potem można pogłębiać świadomość ekologiczną wsi. 

Bertold Kittel 

PS. Wiele lat temu w Rabce (gdzie mieszkam od kilku lat) 
wydano pozwolenie na budowę osiedla na tzw. "Traczykówce". 
Miejsce to jest bardzo pięknie położone nad rzeką na zboczu 
góry. Pierwsze domy powstały nad brzegiem rzeki. Ale już w 
niedługim czasie kolejni mieszkańcy uciekali coraz wyżej, tak 
że obecnie domy stawia się niemal na granicy lasu. Myślicie, 
że to z powodu tłoku? Bynajmniej. Powód jest zupełnie inny. 

Otóż kiedy zezwolono na budowę osiedla, teren ten nie był 
uzbrojony. Prawie każde szambo (jeśli nie wszystkie) były 
budowane w ciekawy sposób: albo nie miało dna, albo była tylko 
pokrywa; bogatsi uzbrajali się w pompkę, która nocą wzbogacała 
okoliczne potoki o nowe związki chemiczne. I to jest sedno 
sprawy. Otóż każdy dom w niedługim czasie zatruwał teren 
leżący poniżej, prawie przy każdym domu kopano studnie!!! 
(tak, że teraz cały obszar jest skażony przez nieszczelne 
szamba). Na zakończenie dodam, że miasto, w którym mieszkam to 
największe w Polsce uzdrowisko dziecięce. Nie zmienia tego 
faktu częściowe zatrucie ujęć wody pitnej w rejonie wyżej 
opisanym i całkowite zatrucie rzeki Poniczanki oraz Raby, 
której Poniczanka jest dopływem. 

     Bez komentarza. 

Bertold 
* * * * * 

     Autor niewątpliwie ma rację domagając się ścigania także 
"drobnych" przestępców ekologicznych. Jadnak zanim do tego 
dojdzie należy im dać szansę pozbycia się swoich śmieci w 
sposób zgodny z prawem. Jeśli do kontenera na odpady będzie 
bliżej niż do lasu to napewno każdy z niego skorzysta. 
Niestety część władz gminnych nie dostrzega tego problemu (a 
powinny, bo wynika to z chociażby z art. 56. i 57. ustawy o 
ochronie środowiska). I niejednokrotnie właście od urzędników 
należałoby rozpocząć działania edukacyjne i represyjne. 

     Jak wielkie są zaniedbania w tej dziedzinie, ale też jak 
wielkie możliwości, pokazuje przykład Przeciszowa k. 
Oświęcimia, gdzie w ramach porządkowania "gospodarki 
śmieciowej" zebrano 58 ton odpadów. W ich selektywnej zbiórce 
uczesniczyły dzieci z miejscowych szkół, które podzieliły się 
zyskiem ze sprzedaży odzyskanych surowców wtórnych. 

(pr) 

Do spisu