SZEDŁ SOBIE ŻÓŁW... Słońce kładło ciepłe blaski na trawie. W jej cieniu roiły się owady: mrówki i czyhające na nie mrówkolwy, koniki polne raz po raz wyskakujące w górę i błyskające na sekundę żółtymi skrzydełkami, stonogi, podobne do miniaturowyh pancerników, przebierające niezmordowanie niezliczonymi, słabymi nóżkami. Wyżej, brzegiem drogi, pełznął żółw, zbaczając od czasu do czasu bez przyczyny i ciągnąc nad trawą swą wypukłą skorupę. Jego twarde łapki o żółtych pazurkach przedzierały się powoli przez roślinny gąszcz, nie tyle posuwając się, co dźwigając z trudem i wlokąc za sobą pancerz. Kulki łopianu ześlizgiwały się z jego grzbietu, puszki ostu spadały nań i staczały się na ziemię. Zrogowaciały pyszczek, podobny do dziobu był półotwarty, srogie zabawne oczka pod brwiami w kształcie paznokci patrzyły prosto przed siebie. Przedzierał się przez trawę zostawiając za sobą wgnieciony ślad, aż wyrosło przed nim wzgórze - skarpa szosy. Zatrzymał się na chwilę z podniesioną głową. Mrugał i mierzył wzrokiem przeszkodę. Wreszcie zaczął się wspinać na wzniesienie. Przednie, zbrojne w pazurki łapki wysunęły się do przodu, ale nie znalazły oparcia. Tylne krótkimi wierzgnięciami popychały naprzód skorupę, która ocierała się z chrzęstem o trawę i żwir. Im bardziej stroma stawała się pochyłość, tym zapamiętalsze były wysiłki żółwia. Wspinając się w górę napięte łapki ześlizgiwały się pod ciężarem skorupy, zrogowaciały łebek wysuwał się tak daleko, na ile mogła wyciągnąć się szyja. Wreszcie żółw wczołgał się na skarpę, lecz nagle szlak marszu przeciął mu brzeg szosy, wysoki na cztery cale. Tylne łapki jakby działając samorzutnie popchnęły skorupę ku asfaltowej ścieżce. Główka podniosła się i zajrzała ponad nią na rozległą gładką równinę. Teraz przednie łapki uczepione brzegu szosy napięły się i dźwignęły, skorupa podniosła się wolno i przód jej spoczął na asfalcie. Przez chwilę żółw odpoczywał. Czerwona mrówka wbiegła mu pod pancerz na miękką skórę i raptem głowa i łapki cofnęły się pod skorupę, a opancerzony ogon podkulił się ukośnym ruchem. Mrówka została zmiażdżona pomiędzy tułowiem i łapkami. Wraz z przednią nóżką dostał się pod pancerz kłos dzikiego owsa. Przez dłuższą chwilę żółw leżał nieruchomo. Potem wysunęła się szyja, starcze śmieszne posępne oczka rozejrzały się wokoło, łapki i ogon ukazały się znowu spod skorupy. Tylne nóżki wróciły do pracy natężając się jak nogi słonia, skorupa nachyliła się pod takim kątem, że przednie łapki nie mogły dosięgnąć asfaltowej płaszczyzny. Lecz tylne coraz wyżej dźwigały pancerz, aż wreszcie równowaga została osiągnięta, przód ciała żółwia opadł, przednie łapki zazgrzytały po asfalcie i zwierzątko znalazło się na szosie. Kłos dzikiego owsa owinął mu się jednak wokół przednich łapek. Teraz wędrówka była łatwa, pracowały wszystkie cztery nóżki i skorupa sunęła szosą kołysząc się z boku na bok. Nadjechała limuzyna kierowana przez kobietę w średnim wieku. Kobieta dostrzegła żółwia i skręciła gwałtownie ze środka szosy w prawo, aż przenikliwie zapiszczały opony i wzniósł się tuman kurzu. Dwa koła zawisły na chwilę w powietrzu i spadły znów na ziemię. Samochód wślizgnął się znów z powrotem na drogę i pojechał dalej, ale już wolniej. Żółw schował się na chwilę gwałtownie pod pancerz, teraz jednak znów pospieszał naprzód, bo parzyła go rozgrzana szosa. Nadjechała ciężarówka i gdy była już blisko, kierowca dojrzał żółwia i zboczył, by go potrącić. Przednie koło uderzyło w brzeg skorupy, szturchnęło zwierzątko jak pchełkę w dziecinnej grze, obróciło niby monetę i strąciło z jezdni. Ciężarówka powróciła na swoją trasę po prawej stronie drogi. Przez dłuższy czas żółw leżał na grzbiecie skurczony w swojej skorupie. W końcu jednak począł przebierać łapkami w powietrzu szukając oparcia, by się obrócić. Przednią łapką uczepił się grudki kwarcu i oto z wolna skorupa odwróciła się, dźwigając grzbiet do góry. Wypadł z niej kłos dzikiego owsa i trzy ziarnka niby ostrza utkwiły w ziemi. Gdy zaś żółw poczołgał się w dół skarpy, skorupa jego przykryła ziarenka ziemią. Żółw wszedł na polną drogę posuwając się naprzód urywanymi ruchami i rysując w piasku swoją skorupą falistą płytką bruzdę. Starcze śmieszne oczka patrzyły przed siebie, zrogowaciały pyszczek był z lekka rozchylony. Żółte pazurki ślizgały się nieco w pyle. John Steinbeck John Steinbeck (1902-68) - amerykański pisarz i reporter. Opisywał życie mieszkańców rodzinnych okolic środkowej Kalifornii. Powyższy fragment pochodzi z wydanej w 1939r. książki pt. "Grona gniewu", w której autor rozwija motyw walki dobra ze złem w naturze ludzkiej. W r. 1966 Steinbeck był korespondentem wojennym w Wietnamie. Należy do grona kontrowersyjnych postaci amerykańskiej kultury - w swych książkach przedstawia życie ubogich farmerów, robotników sezonowych, lumpów i włóczęgów w innym niż dotychczas świetle. Neguje także ogólnie przyjęte zwyczaje i wartości. W 1962 otrzymał nagrodę Nobla. W jednym ze stanów USA jest prowadzona kampania w celu wycofania ze spisu lektur szkolnych najwybitniejszej powieści Steinbecka - "Myszy i ludzie". opr. Bertold Kittel