JESZCZE O SPOŁECZNYCH PRZESZKODACH POPRAWY SYTUACJI EKOLOGICZNEJ KRAJU Skoro mój tekst ukazujący społeczne trudności na drodze do poprawy sytuacji ekologicznej kraju (powstałej za sprawą jego socjalistycznego uprzemysłowienia) wywołał pewien rezonans (ZB 12/92 i 1/93), postanowiłem do sprawy tej jeszcze powrócić. Skłania mnie do tego szczególnie pełne emocji wystąpienie p. JT imputujące mi pogardę dla "roboli", których miałbym być skłonny "...skazywać (...) na nędzę i poniżenie". Mój krytyk wyznaje przy tym szczerze, że nie wie co robić, żeby uchronić przyrodę bez wyrzucania na bruk tysięcy robotników. Otóż nie chodzi tu tylko o ochronę przyrody, ale przede wszystkim o perspektywę wyjścia z głębokiej ekonomicznej zapaści oraz cywilizacyjnego załamania, w które wpędził nas (oraz inne społeczeństwa) realny socjalizm. Zbudował bowiem strukturę gospodarczą podporządkowaną jedynemu tylko celowi: STWORZENIU SIŁY MILITARNEJ ZDOLNEJ UMACNIAĆ KOMUNISTYCZNE PANOWANIA NAD ZNIEWOLONYMI SPOŁECZEŃSTWAMI ORAZ NARZUCIĆ JE RESZCIE ŚWIATA. Służył temu stalinowski priorytet rozwijania wytwórczości środków produkcji jako podstawy dla produkcji zbrojeniowej, niezmienny aż do upadku komunizmu. Efektem dziesięcioleci takiego "rozwoju" stał się rozległy i głęboki kryzys ekonomiczno-społeczny, albowiem - jak ujął to prosto i trafnie londyński THE ECONOMIST: "Każdego dnia miliony ludzi spieszą do niewłaściwej pracy, w niewłaściwym miejscu, aby wytwarzać niewłaściwe towary". Taka jest po prostu brutalna prawda, a negatywne reakcje emocjonalne na jej ujawnianie przypominają znany protest Woltera przeciwko śmiercionośnemu trzęsieniu ziemi w Lizbonie. A jednak znacznej części naszej nowej klasy politycznej przychodzi z wielką trudnością wyciąganie z tej prawdy właściwych wniosków praktycznych. Stąd ustępliwość wobec strajków i innych form nacisku wykreowanej przez komunizm "wielkoprzemysłowej klasy robotniczej". Wobec strajków górniczych - chociaż węgiel wydobywa się u nas powyżej kosztów światowych, wobec nacisków hutników z HTS - chociaż kanadyjska firma zaleciła rezygnację z produkcji surowcowej w tym zakładzie, wobec protestów pracowników przemysłu zbrojeniowego (Mielca, Świdnika, Starachowic) - chociaż dla jego wytwórców brak zbytu po upadku Układu Warszawskiego. Ta wielkoprzemysłowa klasa robotnicza dzięki swej liczebności, koncentracji w ośrodkach miejsko- przemysłowych oraz powstałego w wyniku komunistycznej indoktrynacji przeświadczeniu o swej roli i misji, stanowi wysoce skuteczną grupę nacisku na słabą postkomunistyczną władzę. Umizgują się do niej oportuniści i koniunkturalnie nastawieni politycy, złaknieni jej głosów wobec stale obecnej perspektywy wyborów. Podobne nastawienie okazało się nieobce również kościelnemu purpuratowi; wszak w Nowej Hucie jest już 10 kościołów (jak podaje GAZETA WYBORCZA z 7.4.92). Wszystko co tutaj (a także wcześniej na tych łamach oraz w innych moich wystąpieniach) starałem się ukazać, pozbawione jest w istocie odkrywczości. A jednak artykulacja tych dość oczywistych prawd napotyka na protesty i pełne oburzenia reakcje emocjonalne. Po części z powodu tzw. dysonansu poznawczego (wg amerykańskiego psychologa L. Festingera), który polega na dążeniu do usuwania z pola świadomości faktu jednoczesnego wyznawania niezgodnych przekonań. Tak zdaje się być w przypadku p. JT - szczerze przekonanego ekologisty, któremu trudno jednak pogodzić to przekonanie z akceptacją konieczności dokonania niezwykle przykrej dla wielu transformacji ekonomiczno- społecznej. Częściej jednak opory i ataki płyną ze strony niejawnych rzeczników wielkoprzemysłowych interesów (wywodzących się często z dawnej nomenklatury), którzy trafiają się również w ruchu ekologicznym. Tak jest w przypadku mojego trwającego ponad rok konfliktu z częścią kierownictwa PKE na tle sprzeciwu, jaki wyraziłem publicznie wobec skandalicznej rekomendacji pod firmą PKE rzekomych ekologicznych walorów linii ciągłego odlewania stali (cos) w HTS - inwestycji utrwalającej zgubną dla Krakowa produkcję surowcową w tym zakładzie (stanowiło to zresztą naruszenie p. VI Deklaracji ideowej PKE). Likwidacji tej produkcji domagał się właśnie PKE w 1981r. Głównym rzecznikiem odstępstwa od tego postulatu przez instalację cos okazał się być p. Ryszard Geyer - wiceprezes ZG PKE (!), ongiś "Budowniczy HiL" i wieloletni zastępca nacz. dyr. Zjednoczenia BUDOSTAL (o czym pisałem w ZB nr 5/91). Podobne jest tło neocenzuralnych praktyk, jakich doświadczałem ostatnio ze strony red. nacz. AURY, p. Edwarda Garści, a które sygnalizowałem na łamach ZB (nr 8-9/92 i 10/92). W konkluzji moich uwag pragnę zaakcentować, że alternatywą dla koniecznej dla środowiska i gospodarki transformacji, może być tylko dalsze osuwanie się w cywilizowany dołek, rozprzestrzenianie się obszarów niedostatku wskutek funkcjonowania gospodarki na "jałowych obrotach" (nikomu niepotrzebnej i niekonkurencyjnej produkcji) oraz dalsza biologiczna degradacja społeczeństwa powodowana skażeniami środowiska i deprywacją ludzkich potrzeb (grożącą biologicznemu przetrwaniu narodu). A co do niewątpliwie ciężkiej pracy wielkoprzemysłowych robotników, to odnieść do niej można słowa Teodora Roszaka - filozofa amerykańskiej kontestacji końca lat 60-tych, że: "Praca zaspokajająca niewłaściwe potrzeby lub niestosowne apetyty jest zła i szkodliwa (...) Praca, która okalecza środowisko lub zeszpeca świat, jest zła i szkodliwa. Takiej pracy nie da się naprawić przez urozmaicenie lub restrukturalizację w drodze upaństwowienia ani też przez zmniejszenie do skali 'małych' wymiarów, wprowadzenie decentralizacji lub demokratyzacji". Jak bardzo by to nie trudne do zaakceptowania, nie pozostaje nic innego niż likwidowanie większości odziedziczonego po realnym socjalizmie przemysłu i szukanie dla jego pracowników innego zatrudnienia. Andrzej Delorme