EKOLOGICZNY TYGODNIK "WPROST"? Nadal nie udaje się w naszym kraju stworzyć silnego acz niezależnego, profesjonalnego acz popularnego wysokonakładowego magazynu ekologicznego. Prób było wiele, wiele porażek. Nadal pisma takiego brak. Są pisma lokalne, magazyny ogólnokrajowe o skręcie "inżynierskim" ("Aura"), ochroniarskim ("Przyroda Polska"), eko-finansowym. Brak jednak odpowiednika magazynu "EKO" (wydano dwa numery w 1989r., choć wiele uwag krytycznych kierowano pod adresem "niezależności" pisma...), czy "EKO- PUKA" (wedle założeń koncepcyjnych). Brak pisma propagującego "zielony styl", a przy tym niosącego konkretną wiedzę, ciekawe reportaże z miejsc zdarzeń, wywiady, teksty o całym pograniczu ekologii, ekofeminizmie etc. Ludzie, którzy przed laty starali się stworzyć popularny magazyn ekologiczny, niezależny i profesjonalny, rozsypali się po świecie. Nie zaprzestają jednak pisania (czy prawdziwy dziennikarz, a jeszcze lepiej reporter, może przestać w ogóle pisać, jeździć, zbierać i opracowywać materiał, spotykać się z ludźmi, notować, zadawać pytania, dochodzić do choćby najgorszych prawd o naszej kondycji?). Od kilku już tygodni obserwuję ewolucję poznańskiego "Wprost". Pismo to dotychczas z ekologią miało się jakby na ukos - podobnie jak inne pisma tego typu (w "Polityce" nadal nie ma dziennikarza zajmującego się na stałe ekologią, choć zupełnie inaczej jest np. w "Życiu Warszawy"). Od kilku tygodni zaś "Wprost" właściwie w każdym numerze przynosi bardzo ciekawe materiały, również te prezentujące "kulisy" polskiej głośnej ochrony środowiska. Eko-erupcja nastąpiła w nu merze 45/92 z listopada. Już na okładce "Wprost" sygnalizuje reportaż "Radioaktywni kurierzy". W środku o przemycie uranu i innych materiałów radioaktywnych. Reportaż z Terespola i Zielonej Góry. Dalej: wywiad, obszerny jak na typowy tygodnik, z Melvynem Gattinonim, dyrektorem administracyjnym francuskiego Greenpeace (pierwszym pytaniem dziennikarza "Wprost" jest pytanie: czy to prawda, że we Francji kolor zielony znakomicie miesza się z czerwonym?), materiał zapowiadany: "pieniądze, które zaoszczędziliśmy na poszukiwaniach złóż ropy i gazu, w przyszłości zapłacimy dostawcom zagranicznym" o koncesjach na poszukiwania surowców. Z tego to właśnie numeru "Wprost", z obszernych tekstów, przystępnie napisanych, dowiadujemy się, jaka jest rzeczywista skala marnotrawstwa energii - dotacje państwowe do ciepłej wody i ogrzewania mieszkań w blokach pochłaniają więcej niż szkolnictwo i nauka (Janusz Michalak w artykule "Pod prąd"). "Wprost" drukuje też tekst Stanisława Albinowskiego na ten temat - wiarygodny, uzupełniony tabelami, a jednak przejrzysty. Tak poważnego tygodnika jak "Wprost" nie stać na czytelnicze podpuchy czy gafy redakcyjne. Materiały są sprawdzane, piszą je fachowcy. W omawianym numerze "Wprost" problematyka ekologiczna zajmuje kilkanaście stron. I właśnie tak jak przed laty postulowano m.in. w ZB: odważnie, profesjonalnie, fachowo... Niektórzy podejrzewają, że trwa właśnie desant do "Wprost" dziennikarzy skupionych niegdyś na mądrych spotkaniach w pewnym pokoju - grupy towarzyskiej mó wiącej o ekologii właśnie wprost, bez ogródek, działającej. Jeśli dalej będzie tak się działo, to może okazać się, że tygodnik "Wprost" nieść będzie szybszą informację o tym, co dzieje się w ochronie środowiska niż "Przyroda Polska", o równym stopniu fachowości co "Aura", lecz zwracając większą uwagę na czytelników, do nich adresując swe reportaże, wywiady, publicystykę. Janusz Feblewski