ZB nr 4(46)/93, Kwiecień 1993
KOLEJNA PROWOKACJA:
ESCHATOLOGIA EKOLOGICZNA*
Przypuszczalnie jednym z najbardziej kontrowersyjnych
politycznie i światopoglądowo problemów współczesności jest
EKOLOGIZM. Wielu ludzi bombardowanych nieustannie przez środki
masowego przekazu informacjami na temat katastrofy ekologicznej,
która już wkrótce miałaby stać się udziałem naszej planety,
skłania się ku poglądowi, aby stosowne działanie w tej materii
zostało niezwłocznie podjęte przez państwo - co jednakże, jak
poucza nas potoczne doświadczenie, na ogół nie budzi społecznego
zaufania.
We Wschodniej Europie za przykład dobitnie ilustrujący
udział państwa w ochronie środowiska naturalnego mogą posłużyć
krajobrazy wielkoprzemysłowej dewastacji - efekt planowej
socjalistycznej gospodarki. W Stanach to US Tennessee Valley
Authority a w Kanadzie - Ontario Hydro - najwięksi i pozbawieni
wszelkich skrupułów truciciele środowiska.
Jednym z czynników, które potencjalnie wyrządzają największe
szkody współczesnemu ruchowi na rzecz ochrony środowiska
naturalnego, to cała masa tzw. problemów pozornych w połączeniu z
propagowaniem na szeroką skalę ekologicznego czarnowidztwa, nota
bene przez wszelkiej maści politycznych oportunistów, którzy
kwestie ekologiczne umieszczają na swej politycznej liście
wyłącznie dla osiągania dorażnych celów politycznych, nie
mających w istocie nic wspólnego z autentycznym programem
działania w sprawach ekologii.
---
Ludzkość zawsze skłonna była dawać wiarę przepowiedniom
"końca świata". Miliony ludzi więc oczekiwały na ostateczny
koniec, którego zwiastunem miałoby się stać jakieś mityczne
wydarzenie, jak na przykład bitwa pod Armaggedonem, Powtórne
Przyjście Chrystusa, czy coś w tym rodzaju. Od czasów Oświecenia
jednakże, społeczny oddźwięk rzeczonych proroctw w sposób dość
widoczny stracił na znaczeniu. Dziś wielu uważałoby tę
interpretecję dziejów za coś wręcz nielicującego z "naukowym",
czy też po prostu czysto intelektualnym podejściem do otaczającej
ich rzeczywistości. Lecz jednocześnie ci sami ludzie najłatwiej
dają wiarę rozmaitym eschatologicznym proroctwom współczesnej
ekologii.
Eschatologia, to po prostu ogół poglądów dotyczących
ostatecznego losu świata, zasadniczo w perspektywie religijnej.
Ale najbardziej zagorzali katastrofiści wcale nie posiłkują się w
głoszonych poglądach perspektywą religijną. Po kilku tysiącach
lat niespełnionych proroctw zwolennicy "końca świata" zwrócili
się ku płaszczyżnie laickiej. W ciągu ostatnich stu lat ta laicka
już eschatologia przybrała formę światopoglądu marksistowskiego.
Marks od dawna przewidywał bowiem całkowity rozpad kapitalizmu i
zastąpienie go przez millenium komunizmu - laicką wersję
Królestwa Bożego na Ziemi. Pomaga to zrozumieć powody, dla
których liberalni teologowie, z dawna porzuciwszy nadzieję na
Powtórne Przyjście Chrystusa, z taką żarliwością przyjęli
marksistowsko- socjalistyczną teorię życia. Przy pomocy prostego
zabiegu eschatologia biblijna została zastąpiona eschatologią
głoszoną przez Karola Marksa.
Ale rzeczywistość bywa nader przewrotnym mentorem.
Niespełnienie się proroctw o podłożu religijnym w konsekwencji
przyniosło schyłek religijności w społeczeństwach, podobnie jak
bankructwo teorii marksistowskiej spowodowało odstawienie
marksizmu do lamusa historii. Zamiast upadku kapitalizmu staliśmy
się oto świadkami całkowitego rozpadu komunizmu. Zamiast
marksistowskiego "raju na ziemi", kraj za krajem chylił się ku
upadkowi, nękany widmem głodu, ekonomicznym zacofaniem i
politycznymi prześladowaniami obywateli przez totalitarne rządy
komunistycznej oligarchii.
Możnaby sądzić, iż upadek mitu o końcu świata nareszcie
położy kres wszelkim głupawym spekulacjom na ten temat. Tak się
jednak nie stało, gdyż cały proces odrodził się oto pod postacią
EKOLOGIZMU. Różne kulty głosiły nadejście końca świata w aspekcie
religijnym, Marks opierał swe proroctwo na przesłankach
ekonomicznych, natomiast DZIAŁACZE EKOLOGICZNI głoszą swoje
proroctwa w oparciu o bazę czysto "naukową".
Wszystkie zasadnicze elementy pozostały w istocie
niezmienione. Pojęcie Boga zastąpiono Planetą Ziemią, nierzadko
nadając jej walor deistyczny. Człowiek nadal pozostaje sprawcą
wszelkiego zła, zrodzony w grzechu, sprzeciwiający się Bogu. Jak
stwierdził niejaki Thomas Lovejoy ze Smithsonian Institute:
"Planeta już wkrótce będzie trawiona gorączką, o ile już tak się
nie dzieje, a my jesteśmy tej gorączki przyczyną. Powinniśmy
walczyć z naszym stylem życia i z naszymi przekonaniami".
W rozumieniu tej nowej "religijności" grzechem jest
rewolucja przemysłowa, technika, wydajność produkcji i generalnie
kapitalizm. Odkupienia można dostąpić tylko poprzez powrót do
Edenu - tej jakoby doskonałej krainy, która istniała przed
pojawieniem się Człowieka. Nie ma też jedynego Odkupiciela - jest
ich wielu - to właśnie oni: EKOLODZY, centralni planiści i cała
rzesza ich sojuszników. Jak niegdyś średniowieczni chrześcijanie
nawoływali do ascezy, aby stworzyć Królestwo Boże na Ziemi, tak
dziś EKOLODZY wzywają do odrzucenia grzechu, w tym wypadku
wszelkiego postępu technicznego. I podobnie jak ich duchowi
poprzednicy, nie wahają się przed użyciem aparatu Państwa, aby
cel swój osiągnąć.
Ktokolwiek słucha radia, czyta prasę czy ogląda telewizję,
musiał być w dość subtelny sposób poddany indoktrynacji mitami
propagowanymi przez ruch ekologiczny. Byłem wręcz zdumiony, gdy
sam zdałem sobie sprawę, ile z tych "podanych do wierzenia" mitów
przyjąłem zupełnie bez mrugnięcia okiem. Wiedziałem więc,
podobnie jak reszta laików, że DDT niszczy jaja zagrożonych
ptaków przez to, że ich skorupki stają się cieńsze. Ale
twierdzenie to nie było oparte o żadne naukowe dowody. Większość
"zagrożonych" ptasich populacji wręcz uległa znacznemu
powiększeniu w okresie powszechnego stosowania preparatu DDT.
Przeprowadzono eksperymenty, w których ptaki poddane były diecie
zawierającej dawkę preparatu DDT od 6.000 do 20.000 razy większą
od obecnej w ich normalnym pokarmie. W przypadku przepiórki,
którą poddano tej eksperymentalnej diecie, ilość wyklutych
piskląt spadła z 84% do 80%, zaś w przypadku bażantów, ilość
piskląt wręcz wzrosła z 57,4% do 80,6%. Katastrofiści jednak
utrzymywali z uporem, że prepart DDT jest powodem zagłady ptasich
populacji.
Paul Ehrlich, znany ze swej nieukrywanej niechęci do gatunku
ludzkiego, przepowiadał swego czasu, jakoby DDT miał spowodować
zagładę wszystkich alg w wodach oceanicznych, a zatem pozbawić
planetę 40% tlenu. Faktycznie zaś 93% użytego DDT ulega
naturalnemu rozkładowi już po kilku tygodniach i jest wykrywalny
w środowisku w proporcji 1/trylion. Co do rakotwórczego charkteru
DDT, naukowcy byli w stanie dowieść takiego powiązania wyłącznie
w przypadku myszy (żadne bowiem inne gatunki zwierząt nie
dostarczyły zbliżonych rezultatów), a i to dopiero przy
zastosowaniu diety, w której proporcja DDT zwiększona była o
100.000 razy w stosunku do proporcji obecnej w naturalnym
pokarmie myszy.
Kiedy więc ekologiczni eschatolodzy głosili swe ponure
proroctwa, zarówno politycy jak i środki masowego przekazu
pospieszyli im w sukurs. Nie starczyło natomiast miejsca na żadne
naukowo potwierdzone fakty w tej eschatologicznej debacie. W
końcu trudno byłoby zacząć dziennik telewizyjny od takiego na
przykład stwierdzenia: "Dziś nie udało się ustalić istnienia
żadnego związku pomiędzy preparatem DDT a przewidywanym końcem
świata". Podobny anons nie ma wielkich szans na przykucie uwagi
telewidzów, czy też wywarcia na nich silnego wrażenia. Natomiast
ogłoszenie, iż DDT zagraża istnieniu życia na Ziemi - to jest
dopiero bomba!
W czerwcu 1972 Environmental Protection Agency zakazała
dalszego stosowania DDT. W jakiś czas potem, William Ruckelshaus
- urzędnik odpowiedzialny za wydanie tego zarządzenia - przyznał:
"decyzje rządowe w sprawie stosowania środków toksycznych mają
charakter polityczny..." oraz "ostateczna podstawa do wydania
właściwej decyzji będzie zawsze polityczna... w przypadku
stosowania pestycydów, władza jej wydania została przekazana
Dyrektorowi EPA".
I tak bez żadnych widomych przesłanek, iż światu
rzeczywiście grozi zagłada z powodu stosowania preparatu DDT -
zniknął on z rynku. Rezultaty okazały się dość fatalne -
aczkolwiek właśnie dla ludzi. W 1970 około 79% ludności
zamieszkującej obszary malaryczne chronione były przed tą chorobą
przy pomocy stosowania DDT. Spodziewano się nawet całkowitego
zwalczenia malarii w tych regionach. W przeciągu sześciu lat od
daty wprowadzenia zakazu stosowania DDT liczba zachorowań na
malarię sięgnęła 800.000.000 rocznie. A każdego roku umierało na
nią około 8,2 mln osób. Ale nie dowiemy się o tym z ust DZIAŁACZY
EKOLOGICZNYCH. W końcu ofiarami tej plagi padli tylko ludzie.
Tylko mężczyżni, kobiety i dzieci, a nie żabki drzewne,
salamandry czy dżdżownice.
Bruce Ames, naukowiec zajmujący się badaniami nad rakiem na
University of California w Berkeley, przeprowadził serię
eksperymentów, aby sprawdzić rzeczywisty wpływ tak zwanych
zagrożeń środowiska naturalnego na rozwój raka. Według uzyskanych
wyników szanse zachorowania na raka z powodu śladowej obecności
DDT w żywności przedstawiają się w granicach 0.0003% Natomiast
spożywanie bekonu okazuje się być 100 razy gorszym czynnikiem
(choć w istocie stanowi to zaledwie 0,003%) Surowe grzyby
natomiast zwiększają ryzyko do 0.1%. Standardowa puszka piwa
zwiększa potencjalne niebezpieczeństwo do niewiarygodnej wartości
2,8%.
Jak komentuje San Francisco Chronicle: "Picie jednej puszki piwa
dziennie zwiększa ryzyko do 2,8%, to znaczy jest o 7.000 razy
bardziej niebezpieczne niż pozostałości najgorszych pestycydów w
żywności, wymienione przez Amesa." Ames odnotowuje, że czynniki
rakotwórcze są w sposób zupełnie naturalny obecne w całym ludzkim
pożywieniu, wodzie, powietrzu etc. Nie możemy od nich w żaden
sposób uciec. Natomiast czynniki rakotwórcze wyprodukowane przez
samego człowieka stanowią zaledwie 0.01% całego zagrożenia, na
które jesteśmy normalnie narażeni. Jeżeli więc przyjąć teorie
EKOLOGÓW, to Matka Ziemia stanowi dla ludzkości o 99.99% większe
zagrożenie niż uprzemysłowienie, zanieczyszczenie środowiska etc.
W tak zwanym międzyczasie, dzięki stosowaniu pestycydów udało się
znacznie zwiększyć produkcję żywności na całym świecie, a także
opanować wiele chorób. To pierwsze pozwala przeżyć większej
ilości ludzi bez groźby głodu, drugie natomiast zwiększa szanse
na przetrwanie w obliczu dotkliwych plag, które chojnie zsyła na
nich "dobrotliwa" Matka Natura.
Musimy przyjąć do wiadomości, że w wyniku zakazu stosowania
pestycydów gubimy znacznie więcej istnień ludzkich, niż jesteśmy
w stanie ocalić.
Program ekologicznych eschatologów to nic innego jak powolne
samobójstwo całej ludzkości, a w indiwidualnym rozumieniu, to po
prostu śmierć milionów żywych, myślących, istot ludzkich.
GLOBALNE OCIEPLENIE
Inny globalny kryzys rzekomo zagrażający ludzkości w
najbliższej przyszłości, a także mający doprowadzić do obumarcia
naszego "ekosystemu", to groźba globalnego ocieplenia. Teoria ta
jednak jest problematyczna z dwóch powodów. Po pierwsze, nie
istnieją żadne dowody na to, iż klimat istotnie uległ ociepleniu.
Po drugie, nie ma dowodów na to, że takie globalne ocieplenie
miałoby się okazać niekorzystne.
Dr Petr Beckman, jak i wielu innych, wielokrotnie
podkreślał, że teoria globalnego ocieplenia opiera się nie na
naukowych dowodach, lecz na propagandzie w środkach masowego
przekazu. Globalne ocieplenie zapadło w świadomość zbiorową
wyłącznie w wyniku kampanii w tychże środkach.
Winę ponosi oczywiście ludzkość i destrukcyjny wpływ
uprzemysłowienia. Ekologiczni eschatolodzy wskazują na rekordowe
upały jako fakt potwierdzający głoszoną teorię. Starannie jednak
ignorują przy tym rekordowe mrozy. Średnia temperatur jednakże
nie wydaje się potwierdzać rzekomej wzrostowej tendencji. Można
wręcz mówić o nieznacznym oziębieniu. Eschatolodzy posiadają
jednakże modele komputerowe wyraźnie "dowodzące" globalnego
ocieplenia, zmniejszenia powłoki ozonowej i tego, że katastrofa
czycha "za rogiem".
Każdy programista kompterowy z pewnością potwierdzi, iż
wprowadzenie do komputera bezwartościowych danych nie przyniesie
innych niż równie bezwartościowych rezultatów w wyniku ich
matematycznego przetworzenia. Z powodu znacznej ilości zmiennych
komputerowy model klimatyczny jest niejako z góry skazany na
niepowodzenie. Jeśliby opierać się wyłącznie o dotychczasowe
osiągnięcia "ekspertów" w dziedzinie przewidywania pogody, to
mogą one raczej napawać optymizmem, tym bardziej, że tak wielu
spośród nich głosi katastroficzne teorie. Katastrofa, ich
zdaniem, jest tuż "za rogiem", co oczywiście jest wodą na młyn
eschatologów. Steward Brand stwierdził na łamach Whole Earth
Catalogue:
"Tak więc pragnęliśmy katastrofy, my - ekomaniacy, oczekując
jakiejś gwałtownej społecznej przemiany, która z dnia na dzień
przeniosłaby nas z powrotem do Epoki Kamiennej, abyśmy znów
mogli, na podobieństwo Indian, zamieszkiwać doliny, kultywując
plemienność, posługując się stosowną(czytaj: prymitywną)
techniką, uprawiając nasze skromne ogródki oraz - kultywując
stworzoną przez samych siebie religię - nareszcie wyzwoleni z
poczucia winy."
A jednak bardzo wiele faktów jest zwyczajnie ignorowanych.
Załóżmy przykładowo, iż rzeczywiście następuje globalne
ocieplenie. Tak więc ogrzana ziemia zaczyna silniej parować, co
powoduje zwiększenie powłoki chmur. Zwiększona powłoka chmur
zatrzymuje promieniowanie słoneczne, a mniejsze promieniowanie
słoneczne oznacza mniej ciepła - a to z kolei oznacza mniejszy
stopień globalnego ocieplenia. Jeżeli zaś mniejsze ocieplenie -
to tym samym mniej chmur. Sami widzicie dokąd to rozumowanie
prowadzi.
Jakie niebezpieczeństwa wiążą się więc z globalnym
ociepleniem? Do największych z pewnością należy, sądząc z
propagandy, domniemane zalanie znacznych obszarów lądowych wodami
morza, którego poziom miałby się znacznie podnieść w wyniku
stopienia się powłok lodowcowych na obu biegunach. Ale z koleji
najbardziej nawet rozhisteryzowani eschatolodzy nie przewidują
silniejszego wzrostu temperatury niż o 10oF (4,5oC). Nie sądzicie
chyba, że zwyżka temperatury o 10o zdoła nadtopić powłoki
lodowcowe na biegunach? Aby takie zjawisko mogło mieć miejsce,
średnia temperatura na Antarktydzie i na Arktyce musiałaby
utrzymywać się w granicach 23oF (10,4oC). W obu tych rejonach
jest znacznie zimniej i 10-stopniowa różnica temperatury nie jest
w stanie naruszyć lodu.
Z drugiej jednak strony, cieplejszy klimat oznaczałby także
cieplejsze wody oceaniczne, a to prowadziłoby do szybszego
roztapiania się gór lodowych. Nie mniej jednak, co wiadome jest
każdemu uczniowi szkoły średniej, lód, który już znajduje się w
wodzie, nie może podnieść jej poziomu po stopieniu!
Z kolei jednak niektórzy uczeni zaczęli spekulować na temat
ewentualności powtórnego nastania "epoki lodowcowej", co
przyczyniłoby się do zagrożenia dużej ilości gatunków. Jeszcze
kilka lat temu była to ulubiona śpiewka EKOLOGÓW. Całkiem
możliwe, iż zwiększona obecność w atmosferze tzw. "gazów
cieplarnianych" przeciwdziała naturalnej tendencji do
ochłodzenia, stabilizując zarazem sam klimat. Gdyby tak jednak
nie było, to należałoby przyjąć, że podwyższona temperatura
przedłuży okres wegetacji upraw w takich wielkich rejonach
rolniczych jak Kanada czy Związek Radziecki. W rezultacie
zwiększy się produkcja żywności, i to nie tylko na potrzeby
samych ludzi - zwiększy to możliwości przetrwania wielu gatunków
zwierząt, co nie byłoby inaczej możliwe. CO2 należący do grupy
tzw "gazów cieplarnianych", jest niezbędny dla życia roślin i
stąd jego zwiększona wyraźnie ilość w atmosferze stanowi o
zwiększonej wydajności roślin uprawnych, a także stwarza lepsze
warunki dla rozwoju innych przedstawicieli świata roślinnego.
Im więcej czyta się materiałów autorstwa ekologicznych
eschatologów, tym wyrażniejszego nabiera się przekonania, że
przecież już od dziesiątków lat przewidywali oni całe serie
ekologicznych katastrof, nieodmiennie obarczając za nie winą cały
rodzaj ludzki. Przewidywane przed kilkoma laty klęski głodu na
całym świecie jakoś nie nadeszły, natomiast światowa produkcja
żywności prześcignęła tempo przyrostu naturalnego. Przewidywane
klęski ekologiczne nie nadeszły i nie ma powodu, aby sądzić, iż
są one tuż "za rogiem". Ale podobnie jak wcześniej eschatolodzy
tak dziś EKOLODZY zupełnie bez żenady gotowi są rewidować czy też
diametralnie zmieniać treść swych poprzednich przewidywań.
Gdy przed wiekami członkowie rozmaitych sekt religijnych
zbierali się na górskich szczytach w oczekiwaniu Powtórnego
Przyjścia Chrystusa i końca świata - a przewidywania ich de facto
okazywały się płonne - rozchodzili się chyłkiem, modyfikując
jednocześnie treść swych proroctw. Oto nastąpił zwykły błąd w
obliczeniach - a czas końca świata nadchodzi nieuchronnie tak czy
inaczej. EKOLODZY w zasadzie niczym się od nich nie różnią -
jeżeli "koniec świata" nie zostanie spowodowany używaniem
pestycydów, to spowoduje go wydobycie ropy naftowej, jeżeli nie
ropa, to elektrownie jądrowe, nie mówiąc już o polistyrenie i
tworzywach sztucznych, a jeżeli nie one, to wyrąb lasów (i
nieważne, że powierzchnia terenów zalesionych w USA sukcesywnie
wzrasta już od wielu dziesięcioleci). Jeżeli to nie nasze lasy,
to znów lasy tropikalne. Nie wspominając już o promieniowaniu,
chemikaliach i zagrożonych gatunkach roślin i zwierząt.
Cokolwiek zostanie wyprorokowane przez EKOLOGÓW w kwestii
zagrażających światu katastrof ekologicznych, natychmiast stanie
się żerem dla środków masowego przekazu - ich wiernych
zauszników.
Tak więc Ted Koppel posłuży się najnowszymi osiągnięciami
technicznymi aby przekonywać was o zagrożeniach, na jakie
ludzkość naraża się korzystając z tychże właśnie zdobyczy
techniki. Koppel będzie się starał przedstawić pewną równowagę
poglądów w swoim programie: jeden EKOLOG będzie nas przekonywał o
tym, że ludzkość powinna zaznać dobrodziejstw planowej gospodarki
i światowego socjalizmu już dzisiaj, natomiast jego adwersarz
będzie twierdził, że pośpiech jest niewskazany i dlatego należy
krok ten uczynić dopiero nazajutrz.
W szkołach młodzież nadal będzie poddawana bezwzględnej
indoktrynacji, której celem jest zaszczepienie w niej nienawiści
do nauk ścisłych, wszelkich zdobyczy techniki oraz kapitalizmu, a
wszystko to w imię ratowania planety Ziemi. Tymczasem to właśnie
socjalizm dokonuje największych spustoszeń zarówno w przyrodzie
jak i wśrod ludzkich społeczności.
Wiele religijnych sekt zdało sobie sprawę, jak potężnym
narzędziem wychowawczym może być indoktrynacja młodzieży i
DZIAŁACZE EKOLOGICZNI wcale się w tym od nich nie różnią. Zarówno
młodzież jak i każdy z nas dzień w dzień bombardowany jest
setkami wiadomości o grożącej światu niemalże natychmiastowej
zagładzie. Ludzkość jest tego stanu winowajcą, technika stanowi o
sposobie dokonania się tej zagłady natomiast kapitalizm jest jej
ostateczną przyczyną. Jak głosi niejaka Helen Caldicott:
"Kapitalizm obraca Ziemię w ruinę, Kuba jest krajem wspaniałym.
To, czego dokonał tam Castro, jest po prostu rewelacyjne."
Od czasu do czasu eschatolodzy przyznają się do stronniczej
manipulacji przedstawianymi faktami. Stephen Schneider, wielki
kapłan teorii globalnego ocieplenia, przyznał otwarcie: "Musimy
przedstawiać katastroficzne scenariusze wydarzeń, posiłkować się
znacznymi uproszczeniami z pewną dozą dramatyzmu i nie zdradzać
się wobec ogółu ludzi z żadnymi wątpliwościami. Każdy z nas musi
rozważyć w swoim własnym sumieniu, którędy przebiega linia
równowagi pomiędzy skutecznością podjętego działania a
uczciwością."
Jeżeli idzie o ekologiczną eschatologię, to szczególnie
cenne wydają się słowa Paula Johnsona: "Esencją cywilizacji jest
systematyczne dążenie do poznania prawdy o świecie, racjonalne
postrzeganie rzeczywistości we wszystkich jej przejawach a także
dostosowanie ludzkich zachowań do rządzących nią praw. Jeśli
tylko nie porzucimy drogi rozumu, uda nam się pozostać w jasnym
kręgu cywilizacji. Jej wrogami są niewątpliwie ci wszyscy, którzy
z jakiegokolwiek powodu starają się bądź to zataić, wypaczyć lub
zbagatelizować fakty, stając tym samym na drodze racjonalnemu
poznaniu. Cywilizacja miała wrogów od zawsze, zmieniają się tylko
ich maski i broń, którą walczą. Prawdziwą sztuką jest wykrycie
ich i zdemaskowanie zanim zdążą zadać jej śmiertelny cios".
Jak ujął to Thomas Hobbes:
Piekło to prawda dostrzeżona zbyt późno.
Przetrwanie to fałsz wykryty w samą porę.
Jim Peron
Freedom Network News
*) Tytuł oryginalny: ESTACHOLOGY OF ENVIRONMENTALISM. Z braku
polskich odpowiedników "environmentalism" (environment =
środowisko) przetłumaczono jako "ekologizm", a "environmentalist"
jako "działacz ekologiczny, ekolog".
(pr)
ZB nr 4(46)/93, Kwiecień 1993
Pocztek strony