Strona główna 

ZB nr 4(46)/93, Kwiecień 1993
KOLEJNA PROWOKACJA: 

ESCHATOLOGIA EKOLOGICZNA* 

     Przypuszczalnie jednym z najbardziej kontrowersyjnych 
politycznie i światopoglądowo problemów współczesności jest 
EKOLOGIZM. Wielu ludzi bombardowanych nieustannie przez środki 
masowego przekazu informacjami na temat katastrofy ekologicznej, 
która już wkrótce miałaby stać się udziałem naszej planety, 
skłania się ku poglądowi, aby stosowne działanie w tej materii 
zostało niezwłocznie podjęte przez państwo - co jednakże, jak 
poucza nas potoczne doświadczenie, na ogół nie budzi społecznego 
zaufania. 

     We Wschodniej Europie za przykład dobitnie ilustrujący 
udział państwa w ochronie środowiska naturalnego mogą posłużyć 
krajobrazy wielkoprzemysłowej dewastacji - efekt planowej 
socjalistycznej gospodarki. W Stanach to US Tennessee Valley 
Authority a w Kanadzie - Ontario Hydro - najwięksi i pozbawieni 
wszelkich skrupułów truciciele środowiska. 

     Jednym z czynników, które potencjalnie wyrządzają największe 
szkody współczesnemu ruchowi na rzecz ochrony środowiska 
naturalnego, to cała masa tzw. problemów pozornych w połączeniu z 
propagowaniem na szeroką skalę ekologicznego czarnowidztwa, nota 
bene przez wszelkiej maści politycznych oportunistów, którzy 
kwestie ekologiczne umieszczają na swej politycznej liście 
wyłącznie dla osiągania dorażnych celów politycznych, nie 
mających w istocie nic wspólnego z autentycznym programem 
działania w sprawach ekologii. 
--- 

     Ludzkość zawsze skłonna była dawać wiarę przepowiedniom 
"końca świata". Miliony ludzi więc oczekiwały na ostateczny 
koniec, którego zwiastunem miałoby się stać jakieś mityczne 
wydarzenie, jak na przykład bitwa pod Armaggedonem, Powtórne 
Przyjście Chrystusa, czy coś w tym rodzaju. Od czasów Oświecenia 
jednakże, społeczny oddźwięk rzeczonych proroctw w sposób dość 
widoczny stracił na znaczeniu. Dziś wielu uważałoby tę 
interpretecję dziejów za coś wręcz nielicującego z "naukowym", 
czy też po prostu czysto intelektualnym podejściem do otaczającej 
ich rzeczywistości. Lecz jednocześnie ci sami ludzie najłatwiej 
dają wiarę rozmaitym eschatologicznym proroctwom współczesnej 
ekologii. 

     Eschatologia, to po prostu ogół poglądów dotyczących 
ostatecznego losu świata, zasadniczo w perspektywie religijnej. 
Ale najbardziej zagorzali katastrofiści wcale nie posiłkują się w 
głoszonych poglądach perspektywą religijną. Po kilku tysiącach 
lat niespełnionych proroctw zwolennicy "końca świata" zwrócili 
się ku płaszczyżnie laickiej. W ciągu ostatnich stu lat ta laicka 
już eschatologia przybrała formę światopoglądu marksistowskiego. 
Marks od dawna przewidywał bowiem całkowity rozpad kapitalizmu i 
zastąpienie go przez millenium komunizmu - laicką wersję 
Królestwa Bożego na Ziemi. Pomaga to zrozumieć powody, dla 
których liberalni teologowie, z dawna porzuciwszy nadzieję na 
Powtórne Przyjście Chrystusa, z taką żarliwością przyjęli 
marksistowsko- socjalistyczną teorię życia. Przy pomocy prostego 
zabiegu eschatologia biblijna została zastąpiona eschatologią 
głoszoną przez Karola Marksa. 

     Ale rzeczywistość bywa nader przewrotnym mentorem. 
Niespełnienie się proroctw o podłożu religijnym w konsekwencji 
przyniosło schyłek religijności w społeczeństwach, podobnie jak 
bankructwo teorii marksistowskiej spowodowało odstawienie 
marksizmu do lamusa historii. Zamiast upadku kapitalizmu staliśmy 
się oto świadkami całkowitego rozpadu komunizmu. Zamiast 
marksistowskiego "raju na ziemi", kraj za krajem chylił się ku 
upadkowi, nękany widmem głodu, ekonomicznym zacofaniem i 
politycznymi prześladowaniami obywateli przez totalitarne rządy 
komunistycznej oligarchii. 

     Możnaby sądzić, iż upadek mitu o końcu świata nareszcie 
położy kres wszelkim głupawym spekulacjom na ten temat. Tak się 
jednak nie stało, gdyż cały proces odrodził się oto pod postacią 
EKOLOGIZMU. Różne kulty głosiły nadejście końca świata w aspekcie 
religijnym, Marks opierał swe proroctwo na przesłankach 
ekonomicznych, natomiast DZIAŁACZE EKOLOGICZNI głoszą swoje 
proroctwa w oparciu o bazę czysto "naukową". 

     Wszystkie zasadnicze elementy pozostały w istocie 
niezmienione. Pojęcie Boga zastąpiono Planetą Ziemią, nierzadko 
nadając jej walor deistyczny. Człowiek nadal pozostaje sprawcą 
wszelkiego zła, zrodzony w grzechu, sprzeciwiający się Bogu. Jak 
stwierdził niejaki Thomas Lovejoy ze Smithsonian Institute: 
"Planeta już wkrótce będzie trawiona gorączką, o ile już tak się 
nie dzieje, a my jesteśmy tej gorączki przyczyną. Powinniśmy 
walczyć z naszym stylem życia i z naszymi przekonaniami". 

     W rozumieniu tej nowej "religijności" grzechem jest 
rewolucja przemysłowa, technika, wydajność produkcji i generalnie 
kapitalizm. Odkupienia można dostąpić tylko poprzez powrót do 
Edenu - tej jakoby doskonałej krainy, która istniała przed 
pojawieniem się Człowieka. Nie ma też jedynego Odkupiciela - jest 
ich wielu - to właśnie oni: EKOLODZY, centralni planiści i cała 
rzesza ich sojuszników. Jak niegdyś średniowieczni chrześcijanie 
nawoływali do ascezy, aby stworzyć Królestwo Boże na Ziemi, tak 
dziś EKOLODZY wzywają do odrzucenia grzechu, w tym wypadku 
wszelkiego postępu technicznego. I podobnie jak ich duchowi 
poprzednicy, nie wahają się przed użyciem aparatu Państwa, aby 
cel swój osiągnąć. 

     Ktokolwiek słucha radia, czyta prasę czy ogląda telewizję, 
musiał być w dość subtelny sposób poddany indoktrynacji mitami 
propagowanymi przez ruch ekologiczny. Byłem wręcz zdumiony, gdy 
sam zdałem sobie sprawę, ile z tych "podanych do wierzenia" mitów 
przyjąłem zupełnie bez mrugnięcia okiem. Wiedziałem więc, 
podobnie jak reszta laików, że DDT niszczy jaja zagrożonych 
ptaków przez to, że ich skorupki stają się cieńsze. Ale 
twierdzenie to nie było oparte o żadne naukowe dowody. Większość 
"zagrożonych" ptasich populacji wręcz uległa znacznemu 
powiększeniu w okresie powszechnego stosowania preparatu DDT. 
Przeprowadzono eksperymenty, w których ptaki poddane były diecie 
zawierającej dawkę preparatu DDT od 6.000 do 20.000 razy większą 
od obecnej w ich normalnym pokarmie. W przypadku przepiórki, 
którą poddano tej eksperymentalnej diecie, ilość wyklutych 
piskląt spadła z 84% do 80%, zaś w przypadku bażantów, ilość 
piskląt wręcz wzrosła z 57,4% do 80,6%. Katastrofiści jednak 
utrzymywali z uporem, że prepart DDT jest powodem zagłady ptasich 
populacji. 

     Paul Ehrlich, znany ze swej nieukrywanej niechęci do gatunku 
ludzkiego, przepowiadał swego czasu, jakoby DDT miał spowodować 
zagładę wszystkich alg w wodach oceanicznych, a zatem pozbawić 
planetę 40% tlenu. Faktycznie zaś 93% użytego DDT ulega 
naturalnemu rozkładowi już po kilku tygodniach i jest wykrywalny 
w środowisku w proporcji 1/trylion. Co do rakotwórczego charkteru 
DDT, naukowcy byli w stanie dowieść takiego powiązania wyłącznie 
w przypadku myszy (żadne bowiem inne gatunki zwierząt nie 
dostarczyły zbliżonych rezultatów), a i to dopiero przy 
zastosowaniu diety, w której proporcja DDT zwiększona była o 
100.000 razy w stosunku do proporcji obecnej w naturalnym 
pokarmie myszy. 

     Kiedy więc ekologiczni eschatolodzy głosili swe ponure 
proroctwa, zarówno politycy jak i środki masowego przekazu 
pospieszyli im w sukurs. Nie starczyło natomiast miejsca na żadne 
naukowo potwierdzone fakty w tej eschatologicznej debacie. W 
końcu trudno byłoby zacząć dziennik telewizyjny od takiego na 
przykład stwierdzenia: "Dziś nie udało się ustalić istnienia 
żadnego związku pomiędzy preparatem DDT a przewidywanym końcem 
świata". Podobny anons nie ma wielkich szans na przykucie uwagi 
telewidzów, czy też wywarcia na nich silnego wrażenia. Natomiast 
ogłoszenie, iż DDT zagraża istnieniu życia na Ziemi - to jest 
dopiero bomba! 

     W czerwcu 1972 Environmental Protection Agency zakazała 
dalszego stosowania DDT. W jakiś czas potem, William Ruckelshaus 
- urzędnik odpowiedzialny za wydanie tego zarządzenia - przyznał: 
"decyzje rządowe w sprawie stosowania środków toksycznych mają 
charakter polityczny..." oraz "ostateczna podstawa do wydania 
właściwej decyzji będzie zawsze polityczna... w przypadku 
stosowania pestycydów, władza jej wydania została przekazana 
Dyrektorowi EPA". 

     I tak bez żadnych widomych przesłanek, iż światu 
rzeczywiście grozi zagłada z powodu stosowania preparatu DDT - 
zniknął on z rynku. Rezultaty okazały się dość fatalne - 
aczkolwiek właśnie dla ludzi. W 1970 około 79% ludności 
zamieszkującej obszary malaryczne chronione były przed tą chorobą 
przy pomocy stosowania DDT. Spodziewano się nawet całkowitego 
zwalczenia malarii w tych regionach. W przeciągu sześciu lat od 
daty wprowadzenia zakazu stosowania DDT liczba zachorowań na 
malarię sięgnęła 800.000.000 rocznie. A każdego roku umierało na 
nią około 8,2 mln osób. Ale nie dowiemy się o tym z ust DZIAŁACZY 
EKOLOGICZNYCH. W końcu ofiarami tej plagi padli tylko ludzie. 
Tylko mężczyżni, kobiety i dzieci, a nie żabki drzewne, 
salamandry czy dżdżownice. 

     Bruce Ames, naukowiec zajmujący się badaniami nad rakiem na 
University of California w Berkeley, przeprowadził serię 
eksperymentów, aby sprawdzić rzeczywisty wpływ tak zwanych 
zagrożeń środowiska naturalnego na rozwój raka. Według uzyskanych 
wyników szanse zachorowania na raka z powodu śladowej obecności 
DDT w żywności przedstawiają się w granicach 0.0003% Natomiast 
spożywanie bekonu okazuje się być 100 razy gorszym czynnikiem 
(choć w istocie stanowi to zaledwie 0,003%) Surowe grzyby 
natomiast zwiększają ryzyko do 0.1%. Standardowa puszka piwa 
zwiększa potencjalne niebezpieczeństwo do niewiarygodnej wartości 
2,8%. 

Jak komentuje San Francisco Chronicle: "Picie jednej puszki piwa 
dziennie zwiększa ryzyko do 2,8%, to znaczy jest o 7.000 razy 
bardziej niebezpieczne niż pozostałości najgorszych pestycydów w 
żywności, wymienione przez Amesa." Ames odnotowuje, że czynniki 
rakotwórcze są w sposób zupełnie naturalny obecne w całym ludzkim 
pożywieniu, wodzie, powietrzu etc. Nie możemy od nich w żaden 
sposób uciec. Natomiast czynniki rakotwórcze wyprodukowane przez 
samego człowieka stanowią zaledwie 0.01% całego zagrożenia, na 
które jesteśmy normalnie narażeni. Jeżeli więc przyjąć teorie 
EKOLOGÓW, to Matka Ziemia stanowi dla ludzkości o 99.99% większe 
zagrożenie niż uprzemysłowienie, zanieczyszczenie środowiska etc. 
W tak zwanym międzyczasie, dzięki stosowaniu pestycydów udało się 
znacznie zwiększyć produkcję żywności na całym świecie, a także 
opanować wiele chorób. To pierwsze pozwala przeżyć większej 
ilości ludzi bez groźby głodu, drugie natomiast zwiększa szanse 
na przetrwanie w obliczu dotkliwych plag, które chojnie zsyła na 
nich "dobrotliwa" Matka Natura. 
Musimy przyjąć do wiadomości, że w wyniku zakazu stosowania 
pestycydów gubimy znacznie więcej istnień ludzkich, niż jesteśmy 
w stanie ocalić. 

     Program ekologicznych eschatologów to nic innego jak powolne 
samobójstwo całej ludzkości, a w indiwidualnym rozumieniu, to po 
prostu śmierć milionów żywych, myślących, istot ludzkich. 

GLOBALNE OCIEPLENIE 

     Inny globalny kryzys rzekomo zagrażający ludzkości w 
najbliższej przyszłości, a także mający doprowadzić do obumarcia 
naszego "ekosystemu", to groźba globalnego ocieplenia. Teoria ta 
jednak jest problematyczna z dwóch powodów. Po pierwsze, nie 
istnieją żadne dowody na to, iż klimat istotnie uległ ociepleniu. 
Po drugie, nie ma dowodów na to, że takie globalne ocieplenie 
miałoby się okazać niekorzystne. 

     Dr Petr Beckman, jak i wielu innych, wielokrotnie 
podkreślał, że teoria globalnego ocieplenia opiera się nie na 
naukowych dowodach, lecz na propagandzie w środkach masowego 
przekazu. Globalne ocieplenie zapadło w świadomość zbiorową 
wyłącznie w wyniku kampanii w tychże środkach. 

     Winę ponosi oczywiście ludzkość i destrukcyjny wpływ 
uprzemysłowienia. Ekologiczni eschatolodzy wskazują na rekordowe 
upały jako fakt potwierdzający głoszoną teorię. Starannie jednak 
ignorują przy tym rekordowe mrozy. Średnia temperatur jednakże 
nie wydaje się potwierdzać rzekomej wzrostowej tendencji. Można 
wręcz mówić o nieznacznym oziębieniu. Eschatolodzy posiadają 
jednakże modele komputerowe wyraźnie "dowodzące" globalnego 
ocieplenia, zmniejszenia powłoki ozonowej i tego, że katastrofa 
czycha "za rogiem". 

Każdy programista kompterowy z pewnością potwierdzi, iż 
wprowadzenie do komputera bezwartościowych danych nie przyniesie 
innych niż równie bezwartościowych rezultatów w wyniku ich 
matematycznego przetworzenia. Z powodu znacznej ilości zmiennych 
komputerowy model klimatyczny jest niejako z góry skazany na 
niepowodzenie. Jeśliby opierać się wyłącznie o dotychczasowe 
osiągnięcia "ekspertów" w dziedzinie przewidywania pogody, to 
mogą one raczej napawać optymizmem, tym bardziej, że tak wielu 
spośród nich głosi katastroficzne teorie. Katastrofa, ich 
zdaniem, jest tuż "za rogiem", co oczywiście jest wodą na młyn 
eschatologów. Steward Brand stwierdził na łamach Whole Earth 
Catalogue: 

     "Tak więc pragnęliśmy katastrofy, my - ekomaniacy, oczekując 
jakiejś gwałtownej społecznej przemiany, która z dnia na dzień 
przeniosłaby nas z powrotem do Epoki Kamiennej, abyśmy znów 
mogli, na podobieństwo Indian, zamieszkiwać doliny, kultywując 
plemienność, posługując się stosowną(czytaj: prymitywną) 
techniką, uprawiając nasze skromne ogródki oraz - kultywując 
stworzoną przez samych siebie religię - nareszcie wyzwoleni z 
poczucia winy." 

     A jednak bardzo wiele faktów jest zwyczajnie ignorowanych. 
Załóżmy przykładowo, iż rzeczywiście następuje globalne 
ocieplenie. Tak więc ogrzana ziemia zaczyna silniej parować, co 
powoduje zwiększenie powłoki chmur. Zwiększona powłoka chmur 
zatrzymuje promieniowanie słoneczne, a mniejsze promieniowanie 
słoneczne oznacza mniej ciepła - a to z kolei oznacza mniejszy 
stopień globalnego ocieplenia. Jeżeli zaś mniejsze ocieplenie - 
to tym samym mniej chmur. Sami widzicie dokąd to rozumowanie 
prowadzi. 

     Jakie niebezpieczeństwa wiążą się więc z globalnym 
ociepleniem? Do największych z pewnością należy, sądząc z 
propagandy, domniemane zalanie znacznych obszarów lądowych wodami 
morza, którego poziom miałby się znacznie podnieść w wyniku 
stopienia się powłok lodowcowych na obu biegunach. Ale z koleji 
najbardziej nawet rozhisteryzowani eschatolodzy nie przewidują 
silniejszego wzrostu temperatury niż o 10oF (4,5oC). Nie sądzicie 
chyba, że zwyżka temperatury o 10o zdoła nadtopić powłoki 
lodowcowe na biegunach? Aby takie zjawisko mogło mieć miejsce, 
średnia temperatura na Antarktydzie i na Arktyce musiałaby 
utrzymywać się w granicach 23oF (10,4oC). W obu tych rejonach 
jest znacznie zimniej i 10-stopniowa różnica temperatury nie jest 
w stanie naruszyć lodu. 

Z drugiej jednak strony, cieplejszy klimat oznaczałby także 
cieplejsze wody oceaniczne, a to prowadziłoby do szybszego 
roztapiania się gór lodowych. Nie mniej jednak, co wiadome jest 
każdemu uczniowi szkoły średniej, lód, który już znajduje się w 
wodzie, nie może podnieść jej poziomu po stopieniu! 

     Z kolei jednak niektórzy uczeni zaczęli spekulować na temat 
ewentualności powtórnego nastania "epoki lodowcowej", co 
przyczyniłoby się do zagrożenia dużej ilości gatunków. Jeszcze 
kilka lat temu była to ulubiona śpiewka EKOLOGÓW. Całkiem 
możliwe, iż zwiększona obecność w atmosferze tzw. "gazów 
cieplarnianych" przeciwdziała naturalnej tendencji do 
ochłodzenia, stabilizując zarazem sam klimat. Gdyby tak jednak 
nie było, to należałoby przyjąć, że podwyższona temperatura 
przedłuży okres wegetacji upraw w takich wielkich rejonach 
rolniczych jak Kanada czy Związek Radziecki. W rezultacie 
zwiększy się produkcja żywności, i to nie tylko na potrzeby 
samych ludzi - zwiększy to możliwości przetrwania wielu gatunków 
zwierząt, co nie byłoby inaczej możliwe. CO2 należący do grupy 
tzw "gazów cieplarnianych", jest niezbędny dla życia roślin i 
stąd jego zwiększona wyraźnie ilość w atmosferze stanowi o 
zwiększonej wydajności roślin uprawnych, a także stwarza lepsze 
warunki dla rozwoju innych przedstawicieli świata roślinnego. 

     Im więcej czyta się materiałów autorstwa ekologicznych 
eschatologów, tym wyrażniejszego nabiera się przekonania, że 
przecież już od dziesiątków lat przewidywali oni całe serie 
ekologicznych katastrof, nieodmiennie obarczając za nie winą cały 
rodzaj ludzki. Przewidywane przed kilkoma laty klęski głodu na 
całym świecie jakoś nie nadeszły, natomiast światowa produkcja 
żywności prześcignęła tempo przyrostu naturalnego. Przewidywane 
klęski ekologiczne nie nadeszły i nie ma powodu, aby sądzić, iż 
są one tuż "za rogiem". Ale podobnie jak wcześniej eschatolodzy 
tak dziś EKOLODZY zupełnie bez żenady gotowi są rewidować czy też 
diametralnie zmieniać treść swych poprzednich przewidywań. 

     Gdy przed wiekami członkowie rozmaitych sekt religijnych 
zbierali się na górskich szczytach w oczekiwaniu Powtórnego 
Przyjścia Chrystusa i końca świata - a przewidywania ich de facto 
okazywały się płonne - rozchodzili się chyłkiem, modyfikując 
jednocześnie treść swych proroctw. Oto nastąpił zwykły błąd w 
obliczeniach - a czas końca świata nadchodzi nieuchronnie tak czy 
inaczej. EKOLODZY w zasadzie niczym się od nich nie różnią - 
jeżeli "koniec świata" nie zostanie spowodowany używaniem 
pestycydów, to spowoduje go wydobycie ropy naftowej, jeżeli nie 
ropa, to elektrownie jądrowe, nie mówiąc już o polistyrenie i 
tworzywach sztucznych, a jeżeli nie one, to wyrąb lasów (i 
nieważne, że powierzchnia terenów zalesionych w USA sukcesywnie 
wzrasta już od wielu dziesięcioleci). Jeżeli to nie nasze lasy, 
to znów lasy tropikalne. Nie wspominając już o promieniowaniu, 
chemikaliach i zagrożonych gatunkach roślin i zwierząt. 

     Cokolwiek zostanie wyprorokowane przez EKOLOGÓW w kwestii 
zagrażających światu katastrof ekologicznych, natychmiast stanie 
się żerem dla środków masowego przekazu - ich wiernych 
zauszników. 

     Tak więc Ted Koppel posłuży się najnowszymi osiągnięciami 
technicznymi aby przekonywać was o zagrożeniach, na jakie 
ludzkość naraża się korzystając z tychże właśnie zdobyczy 
techniki. Koppel będzie się starał przedstawić pewną równowagę 
poglądów w swoim programie: jeden EKOLOG będzie nas przekonywał o 
tym, że ludzkość powinna zaznać dobrodziejstw planowej gospodarki 
i światowego socjalizmu już dzisiaj, natomiast jego adwersarz 
będzie twierdził, że pośpiech jest niewskazany i dlatego należy 
krok ten uczynić dopiero nazajutrz. 

     W szkołach młodzież nadal będzie poddawana bezwzględnej 
indoktrynacji, której celem jest zaszczepienie w niej nienawiści 
do nauk ścisłych, wszelkich zdobyczy techniki oraz kapitalizmu, a 
wszystko to w imię ratowania planety Ziemi. Tymczasem to właśnie 
socjalizm dokonuje największych spustoszeń zarówno w przyrodzie 
jak i wśrod ludzkich społeczności. 

     Wiele religijnych sekt zdało sobie sprawę, jak potężnym 
narzędziem wychowawczym może być indoktrynacja młodzieży i 
DZIAŁACZE EKOLOGICZNI wcale się w tym od nich nie różnią. Zarówno 
młodzież jak i każdy z nas dzień w dzień bombardowany jest 
setkami wiadomości o grożącej światu niemalże natychmiastowej 
zagładzie. Ludzkość jest tego stanu winowajcą, technika stanowi o 
sposobie dokonania się tej zagłady natomiast kapitalizm jest jej 
ostateczną przyczyną. Jak głosi niejaka Helen Caldicott: 
"Kapitalizm obraca Ziemię w ruinę, Kuba jest krajem wspaniałym. 
To, czego dokonał tam Castro, jest po prostu rewelacyjne." 

     Od czasu do czasu eschatolodzy przyznają się do stronniczej 
manipulacji przedstawianymi faktami. Stephen Schneider, wielki 
kapłan teorii globalnego ocieplenia, przyznał otwarcie: "Musimy 
przedstawiać katastroficzne scenariusze wydarzeń, posiłkować się 
znacznymi uproszczeniami z pewną dozą dramatyzmu i nie zdradzać 
się wobec ogółu ludzi z żadnymi wątpliwościami. Każdy z nas musi 
rozważyć w swoim własnym sumieniu, którędy przebiega linia 
równowagi pomiędzy skutecznością podjętego działania a 
uczciwością." 

     Jeżeli idzie o ekologiczną eschatologię, to szczególnie 
cenne wydają się słowa Paula Johnsona: "Esencją cywilizacji jest 
systematyczne dążenie do poznania prawdy o świecie, racjonalne 
postrzeganie rzeczywistości we wszystkich jej przejawach a także 
dostosowanie ludzkich zachowań do rządzących nią praw. Jeśli 
tylko nie porzucimy drogi rozumu, uda nam się pozostać w jasnym 
kręgu cywilizacji. Jej wrogami są niewątpliwie ci wszyscy, którzy 
z jakiegokolwiek powodu starają się bądź to zataić, wypaczyć lub 
zbagatelizować fakty, stając tym samym na drodze racjonalnemu 
poznaniu. Cywilizacja miała wrogów od zawsze, zmieniają się tylko 
ich maski i broń, którą walczą. Prawdziwą sztuką jest wykrycie 
ich i zdemaskowanie zanim zdążą zadać jej śmiertelny cios". 

Jak ujął to Thomas Hobbes: 

Piekło to prawda dostrzeżona zbyt późno. 
Przetrwanie to fałsz wykryty w samą porę. 

Jim Peron 
Freedom Network News 

*) Tytuł oryginalny: ESTACHOLOGY OF ENVIRONMENTALISM. Z braku 
polskich odpowiedników "environmentalism" (environment = 
środowisko) przetłumaczono jako "ekologizm", a "environmentalist" 
jako "działacz ekologiczny, ekolog". 

(pr) 





ZB nr 4(46)/93, Kwiecień 1993

Poczštek strony