Strona główna 

ZB nr 7(49)/93, Lipiec 1993

BEZ DEMONOLOGII

W ZB 47 zaszczycił mnie surową reprymendą p. prof. Romuald Olaczek - znany przyrodnik i zasłużony działacz na polu ochrony przyrody, za - Jego zdaniem - mój zbytni krytycyzm wobec komunizmu jako sprawcy gnębiącego nas kryzysu ekologicznego, a w szczególności wobec okoliczności wykreowania ongiś sztandarowej dla PRL-u inwestycji: nowohuckiego kombinatu metalurgicznego. Nie czując się kompetentnym w dziedzinie demonologii nie jestem w stanie ustosunkować się do sprawy ilości rogów komunistycznego diabła i stąd podejmę polemikę ograniczoną do nieco lepiej znanej mi dziedziny historycznych i polityczno-społecznych zaszłości.

Co do termonologii, to mówienie o komunizmie w Polsce jest o tyle usprawiedliwione, o ile rozumie się przez to fakt przynależności naszego kraju (przez ponad 40 lat) do światowego systemu komunistycznego, czyli pozostawania w zasięgu sowieckiej dominacji. Nie jest przy tym istotny stopień upodobnienia PRL-u do Związku Radzieckiego oraz innych krajów tego systemu. Z interesujące tutaj punktu widzenia był on wystarczająco wysoki.

Prof. Olaczek wskazuje moje wystąpienia na łamach AURY i ZB (ostatnio w n-rach 40 i 41), które miały Go skłonić do tak stanowczego zaoponowania. Wystąpienia te wyrażają mój krytycyzm wobec antyekologicznej (a także totalnie antyludzkiej) doktryny i praktyki politycznej komunizmu, czego skutki ciągle odczuwamy, przy czym z uwagi na szczupłość miejsca uzasadniająca argumentacja została tam jedynie naszkicowana. W sposób bardziej szczegółowy wyłożyłem swoje stanowisko głównie w dwóch publikacjach: "Kryzys ekonomiczny i ekologiczny - dwie strony stalinowskiego modelu gospodarki" (w: Ekonomiczne uwarunkowania sytuacji politycznej w Polsce, Praca zbiorowa pod red. J. Hausnera, Kraków'89) oraz "Kryzys ekologiczny a stalinowska koncepcja rozwoju socjoekonomicznego" (w: Między autonomią a kontrolą, Szkice i studia pod red. A. Kojdera i J. Kwaśniewskiego, Warszawa'92). Publikacje te zamieszczone w zbiorach prac ekonomicznych, socjologicznych i politologicznych (w większości nie związanych z problematyką ekologiczną) miały słabe szanse dotarcia do zainteresowanych ochroną środowiska przyrodników. Pragnąc odpowiedzieć w miarę wyczerpująco na adresowaną do mnie krytykę zmuszony będę odwoływać się do zawartej we wskazanych pracach argumentacji, a także do dalej wskazanej publikacji dotyczącej Krakowa.

Podstawą moich krytycznych wywodów jest wykazanie zasadniczej odmienności socjo-ekonomicznych uwarunkowań niszczenia środowiska przez gospodarkę rynkową wytwarzającą dla społeczeństw obfitości, które z kolei stymulują jej rozwój (w politycznym systemie liberalnej demokracji), a przez gospodarkę centralnie sterowaną (planową) integralnie związaną z totalitarnym systemem politycznym budującym militarną potęgę. W systemie tym konsumpcja to tylko obciążający gospodarkę koszt wymagający minimalizowania. Efektem tego był znany nam do niedawna z autopsji permanentny niedobór wszelkich dóbr konsumpcyjnych właściwy "społeczeństwom niedosytu" (określenie Mirosława Marody). Doktryna komunizmu już w założeniach antydemokratyczna (władzę państwową przejmuje siłą "awangarda mas pracujących" - jedyny depozytariusz ich "obiektywnych interesów", a następnie sposobi to państwo do niesienia również siłą "wyzwolenia uciśnionym społeczeństwom" reszty świata (w połączeniu ze stalinowską praktyką realizowania celów politycznych "za wszelką cenę" i w przekonaniu, że uświęcają one wszelkie dostępne środki), w tym ze stalinowski modelem uprzemysłowienia (z trwałym prymatem dla rozwijania wytwórczości środków produkcji jako podstawy zbrojeń), musiały zaowocować rozległą i niezwykle głęboką dewastacją środowiska. Możnaby się pokusić o empiryczne rozstrzygnięcie postawionego przez prof. Olaczka pytania: w kapitalizmie czy też w komunizmie bardziej środowisko zdewastowano, wymagałoby to jednak badań na ogromną skalę. Oczywiście uprzednio starannie przygotowanych konceptualnie i metodologicznie (a więc przy zakreśleniu ich czasowego, przedmiotowego i przestrzennego zasięgu, doborze kryteriów oceny i precyzyjnie ustalonych wskaźników oraz skal pomiarowych). Angażując wielkie środki (a więc i koszty) miałyby one dziś znaczenie raczej tylko historyczne. Tą drogą możnaby też rozstrzygnąć czy używany przez opozycję polityczną przed 1989r. argument, że Polska ma najbardziej skażone środowisko w Europie był fałszywy (jak sugeruje prof. Olaczek). Trudno dziś zaprzeczyć, że ówczesna opozycja traktowała sprawy ekologii instrumentalnie jako bardzo nośne w walce z komunizmem, dzisiaj natomiast gdy sama znalazła się u władzy bardzo wytraciła ówczesny proekologiczny zapał.

Nie przesądzając możliwego wyniku takich badań (moim zdaniem niekorzystnego dla komunizmu), to jeszcze jeden argument wspiera zasadność oskarżania komunizmu o ekologiczną zbrodniczość. Jeżeli nawet rozwinięty kapitalistyczny Zachód niszczy środowisko i trwoni zasoby przyrody w imię choćby najbardziej rozpasanej konsumpcji (co zarzucają mu liczni krytycy z kościołem katolickim włącznie), to i tak jest to lepsze (czy raczej: mniej złe) niż powodowanie podobnych następstw jedynie w celu budowy potęgi militarnej, przy jednoczesnym ograniczaniu konsumpcji zniewolonych społeczeństw do poziomu zagrażającego ich biologicznej egzystencji (vide znany od lat spadek długości życia w Europie Wschodniej). Komunizm rozwinął wprawdzie gospodarkę na obszarach, którymi władał, ale uczynił to źle, wadliwie i dlatego gospodarki krajów postkomunistycznych są dziś "źle rozwinięte" (misdeveloped - zob. J. Hausner, Populistyczne zagrożenie w procesie transformacji społeczeństwa socjalistycznego, Warszawa'92, s. 71 oraz wskazane tam piśmiennictwo). Rozwój ten, zapewniając wprawdzie pełne zatrudnienie (stąd czasem owa naiwna za nim nostalgia), przebiegał przy olbrzymim marnotrawstwie środków i zasobów, a efektem, jego było uczynienie ze światowego systemu komunistycznego "mocarstwa jednowymiarowego": zagrażającej światu zagładą potęgi militarnej, niezdolnej - jak się okazało - zaspokajać elementarnych potrzeb ludności. Powstałą sytuację ukonkretnia londyński THE ECONOMIST pisząc, że w krajach postkomunistycznych:

"Każdego dnia miliony ludzi spieszy do niewłaściwej pracy, w niewłaściwym miejscu, aby wytwarzać niewłaściwe towary".

W tym właśnie tkwi istota nękającego kraju postkomunistyczne kryzysu ekonomicznego, a do tego ten niewłaściwy przemysł katastrofalnie dewastuje ich środowisko.

Modelowym przykładem takiego wadliwie pomyślanego i zlokalizowanego wielkiego zakładu przemysłowego jest wykreowany w myśl kanonów stalinowskiej doktryny nowohucki kombinat, którego demonizowanie zarzuca mi prof. Olaczek. O okolicznościach powstania tego obiektu pisałem szczegółowo w publikacji zamieszczonej w zbiorowym opracowaniu pt.: "Klęska ekologiczna Krakowa" (pod red. M. Gumińskiej i moją, Kraków'90), w którym sprawę tę poruszają także inni autorzy (głównie w części I "Historyczne i polityczne uwarunkowania klęski ekologicznej Krakowa"). Jego lokalizacja naruszała elementarne racje ekonomiczne: z dala od złóż surowców, które trzeba było dowieźć drogim transportem kolejowym (wielkie huty surowcowe lokalizowano w tym czasie w portach, jak np. w Dunkierce, Fos w delcie Rodanu, Lubece, Tarencie i Neapolu) i do tego na najlepszych w kraju glebach. Przesądziły o niej racje polityczno-doktrynalne, o czym już pisano sporo (wskazując niekiedy, że miały to być "kara" za niekorzystne dla komunistów wyniki referendum w 1946r. i wyborów w 1947r.), a co potwierdzają opinie świadków historii. Marian Brandys - autor socrealistycznej "agitki" pt. "Początek opowieści", kajając się po latach wyznaje: "Nie wiedziałem w tym zamachu na to, co było dla mnie, jak dla każdego Polaka, cenne w Krakowie". O bezwzględnym prymacie tych racji wspomina też gen. Józef Kuropieska, który daremnie starał się sprzeciwić owej lokalizacji odwołując się do racji natury wojskowej (narażenie zabytków krakowskich na kierowane przeciwko kombinatowi ataki). W tym samym opracowaniu wypowiadają się niektórzy świadkowie historii bezpośrednio: prof. M. Odlanicki-Poczobutt oraz jego współpracownicy z tamtych lat w publikacji pt.: "Jak Kraków bronił się przed wielką metalurgią".

Znane są też przejawy protestu ze strony środowisk inteligenckich Krakowa wobec komunistycznych planów degradacji miasta, a pamiętać należy, że było w czasach największej opresyjności systemu komunistycznego w Polsce (jeszcze za życia Stalina). świadczą o tym również słowa komunistycznych propagandzistów owego czasu gromiących "czarną reakcję" wrogą "postępowym przemianom" (np. Adam Polewka szydzący "że Nowa Huta będzie zadymiać miasto i że okopci stare, czcigodne mury"). Polityczne motywy tej lokalizacji są dziś powszechnie uznawane za oczywiste i jedynie zła wola lub partykularne interesy mogą skłaniać do ich niedostrzegania.

Sondaż GAZETY WYBORCZEJ (z 7.4.92) wśród uczniów XI LO w Nowej Hucie dał znamienny wynik. Większość zapytanych wyraziła opinię, że Nowa Huta powstała wyłącznie ze względów politycznych, przeciwko Krakowowi, że jest polityczną dzielnicą tego miasta, a dla prawie wszystkich zapytanych uczniów "Nowa Huta to smród, brud, szarość". Chociaż sondaż ten nie spełnia metodologicznych rygorów badania społecznego, wyniki jego warte są uwagi w kontekście omawianej tu problematyki.

Niezależnie od ogromu spustoszeń, jakie przyniosła miastu ta polityczna inwestycja, dalsze utrzymywanie tak bardzo uciążliwego zakładu degraduje Kraków w jego tradycyjnych funkcjach ośrodka turystyki, kultury i nauki. Szczególnie drastycznym tego przejawem jest świeżej daty fiasko projektu tzw. parku technologicznego, lansowanego przez Krakowskie Towarzystwo Przemysłowe. Miała to być strefa wytwórczości wykorzystująca zaawansowane techniki (High-Tech), na której rozwój były szanse dzięki perspektywie zaangażowania amerykańskiego kapitału. Nie mogło to jednak dojsć do skutku gdyż obszar Krakowa nie spełnia koniecznych warunków czystości powietrza i wód (vide CHRZEśCIJANIN I śWIAT STWORZEń, III Ogólnopolskie Sympozjum Katolików świeckich, Kraków'91, s. 62-63). A zatem wskutek utrzymywania w Krakowie narzuconego mu przez komunizm najbardziej brudnego i niszczącego prymitywnego przemysłu, nie można wykorzystać istniejącego tam potencjału intelektualnego (uczelni i innych placówek naukowych) dla rozwoju czystego i nowoczesnego przemysłu, do tego ekomicznie znacznie bardziej efektywnego.

Uniesiony polemicznym ferworem prof. Olaczek zapytuje, czemu ci źli komuniści, którym imputuję zbrodniczy zamach na narodowe wartości nie zbudowali huty na Rynku Gł. lub choćby na Błoniach, czyniąc swą destrukcję jeszcze skuteczniejszą. Na to retoryczne pytanie odpowiem odwołując się do znanego nauce prawa karnego rozróżnienia zamiaru bezpośredniego (gdy sprawca chce wprost pewnego nagannego skutku swych działań) od zamiaru wynikowego (gdy nie pragnie go wprawdzie wprost, ale się na jego zaistnienie godzi). Otóż komuniści chcieli rozgromić inteligencką, klerykalną i reakcyjną (w ich mniemaniu) społeczność Krakowa, godząc się z tym, iż realizacja tego politycznego celu może pociągnąć za sobą dewastację zabytkowej substancji miasta (na co wskazuje choćby szydercza wypowiedź Polewki). Oceniając dziś ich działania w kategoriach moralno-politycznych (ale nie prawnych) można je zasadnie zakwalifikować jako zbrodnicze wobec polskiego dziedzictwa kulturowego. Właśnie wybudowanie koło Krakowa nowohuckiego kombinatu wskazał w 1991r. premier J. K. Bielecki jako przejaw stalinowskiego barbarzyństwa niszczącego nie tylko kulturę duchową narodu, lecz także jego materialne kulturowe dziedzictwo (w przemówieniu otwierającym krakowskie Sympozjum KBWE poświęcone europejskiemu dziedzictwu kulturowemu - GAZETA WYBORCZA z 3.4.92).

Czy w świetle tego, co starałem się tutaj jedynie przypomnieć, czynione mi przez prof. Olaczka zarzuty ulegania obsesjom i fobiom czy umysłowemu lenistwu, niech rozstrzygną w swych przekonaniach sami Czytelnicy, może jeszcze po sięgnięciu do wskazanego tutaj piśmiennictwa. Na koniec pozwolę sobie zauważyć, że dość często dostrzegam opór i protest jaki wywołuje publiczne artykułowanie przypomnianych tutaj treści. Politykom oraz innym osobistościom życia publicznego (jak np,. pewnemu kościelnemu hierarsze - o czym pisałem na łamach ZB) są one wysoce niewygodne, albowiem niosą ryzyko utraty politycznych wpływów wśród ciągle licznej wielkoprzemysłowej klasy robotniczej, atrakcyjnej jako klientela wyborcza czy domena ideologicznych oddziaływań. natomiast dla szlachetnych ekologistów są niewygodne gdyż burzą ich moralno-psychiczny komfort. Mącą bowiem zadowolenie, jakie daje służba pięknym i szczytnym ideom, dla których obrony trzeba "wyrzucać ludzi na bruk". A takie to właśnie niecne pragnienia zarzucił mi p. JT (ZB 43), z którym tak silnie utożsamił się - zgodnie z własną deklaracją - prof. Olaczek.

Andrzej Delorme

Tą wypowiedzią pragnęlibyśmy zamknąć tematykę "nowohucką" i rozgorzałą wokół niej polemikę

(aż)




ZB nr 7(49)/93, Lipiec 1993

Poczštek strony