Strona główna 

ZB nr 7(49)/93, Lipiec 1993

DZIEN BEZ SAMOCHODU

W PABIANICACH

W Pabianicach była to pierwsza impreza tego typu. Zebrało się około 100 osób od 10-latków do 60-latków.

Rano odbywał się rajd rowerowy PTTK o puchar prezydenta m. Pabianice. Po rajdzie wręczyliśmy na ręce prezydenta list otwarty do rady miasta wnosząc o ścieżki i parkingi rowerowe, promocję roweru itp.

Ruszyliśmy ok. 1530. Jadąc ulicami miasta skandowaliśmy: ROWER NIE TRUJE, ROWER-POWER, GDZIE Są śCIEżKI?! itp. świetnym momentem naszej demonstracji było, gdy napotkaliśmy wypadek samochodowy, gdzie krzyczeliśmy: Przesiąź się na rower! itp.

Około 1600 zablokowaliśmy na kilka minut skrzyżowanie w centrum miasta skandując w.w. hasła.

Demo zako+czyliśmy w parku, gdzie odczytaliśmy rowerzystom list otwarty, wytłumaczyliśmy dokładniej o co w tym wszystkim chodzi. Ogłosiliśmy konkurs (test prorowerowy, antysamochodowy) i na najlepsze hasło prorowerowe. Wygrał pan lat 40 "Rower nie truje i do smokingu też pasuje". Nagrodami były "czeki" do sklepu rowerowego "BICYKL", sponsora tej akcji, oraz książki.

Uważamy, że jak na pierwszą imprezę tego typu w mieście 80-cio tysięcznym było dobrze. Następną akcję planujemy na wrzesie+.

ROWER-POWER

rys. "Piątek Wieczorem" No 10

W SzczecinIE

W Szczecinie, 5.6., z okazji Dnia bez Samochodu, ruch ekologiczny MONDVERDAJ przy współpracy z Sekretariatem Bałtyckim zorganizował manifestację rowerową. Przyjechało tylko 71 rowerzystów, co prawda to o wiele więcej niż w ubiegłym roku, ale niestety jeszcze mało. Wszyscy razem przejechaliśmy głównymi ulicami naszego miasta pod Urząd Miejski i tam złożyliśmy petycję z postulatami do Prezydenta oraz Szanownych Radnych Miasta Szczecina (petycję wysyłam w załączeniu). Później udaliśmy się wszyscy na Jasne Błonia do Parku Kasprowicza i tam odbyło się szereg różnych konkursów dla rowerzystów i nie tylko. (Zbieraliśmy wszystkich przejeżdżających i przechodzących przez park.)

Odbyły się między innymi wyścigi na rowerkach dla dzieci, konkurs na namalowanie kredą na asfalcie najładniejszego rowerka itd. Później wszyscy działacze - ekolodzy ruszyli zdobywać ścieżki rowerowe. Jest u nas w mieście parę starych ścieżek rowerowych, na których były kiedyś nawet znaki: droga tylko dla rowerów. Teraz znaków nie ma, ścieżki są zaniedbane i pozastawiane czterokołowymi metalowymi skunksami. A więc postanowiliśmy zdobyć taką jedną ścieżkę na całej ulicy Wyspia+skiego. Wszystkie stojące tam samochody odzwoniliśmy i powkładaliśmy za wycieraczki druczki z upomnieniem, aby nie stawiali już więcej samochodu na ścieżce dla rowerzystów. Wycięliśmy później szablon i co kawałek na naszej ścieżce namalowaliśmy olejną białą farbą napis: Droga tylko dla rowerów z dodatkowymi rysunkami dwóch rowerów. Można więc powiedzieć, że nasza tegoroczna akcja rowerowa była jakimś małym krokiem w sprawie ścieżek rowerowych. Będziemy oczywiście starali się robić coś więcej i dalej w tym kierunku. Zobaczymy też jeszcze jak nasze władze miasta zareagują na naszą petycję z postulatami.

Mirek z MONDVERDAJ

W KRAKOWIE:

ROWER POWER -

CAłY DZIE+ BEZ SAMOCHODU!

W pogodne sobotnie popołudnie, 5.6.93, na krakowskim rynku zebrali się rowerzyści. Na długo przed godziną G, czyli 1600, przed Pałacem pod Baranami pojawiły się scotty, wigry, laury, ukrainy i skromny czerwony rower Jerzego Bi+czyckiego, aktora Starego Teatru, który prowadził tegoroczny przejazd rowerów.

Wcześniej speckomando Federacji Zielonych Rower Power zlokalizowało nieuprzątnięty i zagrażający bezpiecze+stwu wrak samochodu, porzucony tuż obok Ogrodu Botanicznego. Mimo wielokrotnych monitów, żadna służba miejska nie była w stanie go sprzątnąć. "Nasi ludzie" załadowali go na wypożyczony z PKP wózek i pociągnęli w stronę Rynku. Tamże zastali bezbrzeżny i narastający tłum cyklistów i cyklistek. Obecni byli skacowani piesi przedstawiciele miejscowej prasy.

Na Rynku odbył się kilkuminutowy wiec. Mówiliśmy o zaletach roweru: że nie truje, jest relatywnie tani, szybki i zdrowy. Ochrzaniliśmy urzędników, że nie wybudowali ani metra ścieżki rowerowej, mimo że pół roku temu Federacja wywalczyła miliard siedemset złotych właśnie na ten cel. Kilkanaście minut po 1600 z Rynku wyruszył w miasto kilkusetosobowy peleton, prowadzony przez pp. Jerzego Bi+czyckiego, Tadeusza Koptę i Adama Markowskiego z PKE i niżej podpisanego. Skandowaliśmy "Rower Power", "ścieżki rowerowe dla Krakowa", "Nie bądź zerem, jedź rowerem" i "nie pij wódki, nie pij wina, kup se rower ukraina". "Ole, ole, samochód nie, samochód nie", "Po Krakowie jeździ się na rowerze" - nasza zaśpiewka przyciągnęła dość przerażającą liczbę rowerzystów. Peleton rozciągał się na ponad kilometr. Wedle różnych ocen, jechało w nim 500-1000(!) rowerzystów oraz kilkoro wrotkarzy. Na Alejach Trzech Wieszczów zatrzymaliśmy się pod Akademią Górniczo-Hutniczą, skutecznie blokując ruch na kilka minut. W AGH odbywał się właśnie zjazd PKE; jego uczestnicy wyszli do nas - niestety, właśnie nawaliła tuba i musieliśmy wiecować na krzycząco.

Eskortowani przez dwa policyjne passaty, powróciliśmy na Rynek. Stamtąd wzięliśmy wózek z wrakiem samochodu i przeciągnęliśmy pod Urząd Miasta, zostawiając martwą karoserię na progu. Tam dołączył do nas Zielony Tramwaj, od rana szalejący po mieście, i zaimprowizowaliśmy jeszcze jeden wiec.

A teraz komentarz organizatora.

Była to największa demonstracja rowerowa w Krakowie w ostatnich latach i w ogóle jedna z większych, które ostatnio miały miejsce. Zako+czyła czerwcową kampanię "miasto bez samochodów" prowadzoną przez PKE i FZ-Kraków. Wcześniej odbył się Dzie+ Ziemi, Tłuczenie Samochodu oraz akcja ulotkowa. Ze smutkiem odnotować należy żenującą postawę mediów. Na wiecu mówiłem, że rowerzyści muszą być razem i razem krzyczeć, bo inaczej politycy, radni, a nawet dziennikarze ekologię dalej będą mieli w dupie, albo dalej się na niej nie będą znali.

Jak na ironię moje słowa zacytował dumnie Dziennik Polski, lokalna krakowska gazeta, w dwuzdaniowej notce pod niewyraźnym zdjęciem na ostatniej stronie. Regułą jest, że dziennikarz, który na demonstrację rowerową przyjdzie per pedes, to zobaczy tylko jej początek albo koniec. Dla dziennikarza istnieje tylko samochód i na tym zna się najlepiej, chociaż nie stać go nawet na dziesięcioletniego malucha. Po krakowskich akcjach rowerowych natychmiast zainteresowała się natomiast Federacją Zielonych telewizja... niemiecka. Zdumiewające również, że europejskie i lewicujące gazety poświęcają tasiemcowe relacje demonstracjom centroprawicowych sklerotycznych dziadków i mydlastych młodzie+ców opowiadających o tym, czyja jest Polska i kto w rządzie jest homoseksualistą, a kto UBekiem. Ulotna i subtelna prawda, że Europa od dawna myśli o ekologii i stara się wszędzie budować np. ścieżki rowerowe, jakoś się redaktorów nie ima. Z drugiej strony, uchodzący za najbardziej ekologicznego dziennikarza polskiego pisze w komentarzu w najpoczytniejszej gazecie, że dziesięć demonstracji nie zbuduje świadomości ekologicznej Polaków. Bezgranicznie naiwna jest wiara, że świadomość ekologiczną zbudują urzędnicy, którzy NIE BUDUJą śCIEżEK ROWEROWYCH, NIE OBNIżAJą OPODATKOWANIA ROWERÓW, NIE TWORZą ZACHęT FINANSOWYCH DO WYKORZYSTYWANIA SUROWCÓW WTÓRNYCH I OBNIżANIA ENERGOCHłONNOśCI. Bezgranicznie naiwna jest wiara, że świadomość ekologiczną zbudują dziennikarze, którzy NIE PISZą, że w Krakowie jest kilka tysięcy codziennych rowerzystów, którzy walczą o ścieżki rowerowe i ekologicznie czysty transport. Bezgranicznie naiwną jest wiara, że w trosce o ludzi ekologia powinna sprowadzać się do przerabiania plastikowych butelek, które są lżejsze od ekologicznie czystych szklanych.

Ekologicznie czyste myślenie, to szklane butelki przewożone rowerem - bo lżej i szybciej. Tak oczywiste, że zrozumie półgłówek, który przytomnie jednak zauważy, że ścieżek rowerowych nie ma. Urzędnik odpowiedzialny za ich budowę stwierdzi z kolei, że nikt po nich nie będzie jeździł. Dziennikarz uzna, że wszystko zrobiłby lepiej i inaczej i pójdzie na popołudniowe piwo. A przecież demonstracji nie urządza się dla samych siebie, tylko dla tzw. szerokiej publiczności. Po to, żeby za pośrednictwem mediów mogła przeżyć własną ekologiczną inicjację. Ku chwale przyrody.

Cinek

WE WrocławIU

Udał się Dzie+ bez Samochodu, 5.6. we Wrocławiu. Głównym organizatorem było Dolnośląskie Towarzystwo Cyklistów, a także ludzie ze Studenckiego Koła PKE, Federacja Zielonych, domy kultury: Gaj i Krzyki oraz rady osiedli: Borek - Krzyki - Partynice. O 1100 ludzie na rowerach zebrali się na Rynku (wcześniej rozwieszaliśmy plakaty informacyjne, powiadomiliśmy lokalne gazety, radio i TV). Zjawiło się ok. 170 osób i zaczął się przejazd rowerowy przez miasto do Parku Południowego. Tam, w muszli koncertowej i obok niej odbywały się różne rzeczy: konkursy i zabawy dla dzieci, występy itp. Federacja rozdawała ulotki o samochodach.

Karolina Królikowska

Wrocławska Grupa Federacji Zielonych

WłocławEk

5.6. we Włocławku zjednoczone siły Federacji Zielonych oraz Włocławskiego Ruchu Ekologicznego zorganizowały Dzie+ bez Samochodu (z nazwą były wątpliwości). Samą akcję poprzedziły przygotowania: ulotki, plakatowanie, kartonowe samochody, szmaty, charakteryzacja. Przyłączył się także Kościół (megafon!).

Manifestacja rozpoczęła się ok. 1600 w okolicach stadionu, gdzie odczytaliśmy tekst: dlaczego się zebraliśmy i czemu ta akcja ma służyć. W liczbie ok. 200 osób (50 to WRE i FZ oraz sympatycy, reszta to kolarze, PTTK, dzieciaki) ruszyliśmy na pl. Wolności - centralny punkt miasta. Kierowcy zaskoczeni byli tak masowym wylewem cyklistów, ale nie zaobserwowano ekstremalnie agresywnych objawów wrogości z ich strony. Po drodze mieliśmy kilka "wypadków": Poleś został "rozjechany" przez kartonowy samochód Kokora. Po denacie zostały do dziś konturowe sylwetki wymalowane białą farbą i napis informujący o ofiarach wypadków drogowych. Sytuacja powtarzała się co kilkadziesiąt metrów. Na pl. Wolności czekał na nas weteran - Škoda 100 MB. Za drobną opłatą każdy mógł trącić cacko w szybę lub maskę pięciokilowym młotem (dzięki, FZ-Kraków). Sam także przyłożyłem. Dreszcz rozkoszy.

Skierowaliśmy się na Bulwary. "Automobiliści" powodowali "wypadki", a reszta skandowała hasła typu: "Rower tak - samochód nie", "Dwa kółka dobrze, cztery kółka źle", "Rower nie truje". Na Bulwarach, w okolicach kościoła, wprowadziliśmy ciekawy element do ceremonii ślubnej (sorry!) dzwonieniem uczciliśmy pamięć ofiar szalonych kierowców, a kartonowe pojazdy spaliliśmy. Całopaleniu towarzyszył taniec i pieś+ pogrzebowa "Nie ma kompromisu w obronie Matki Ziemi". Tu także kolarze udzielali fachowych porad dotyczących napraw roweru.

Reakcja mieszczan włocławskich była do przewidzenia: oprócz poparcia i poklasku dla naszych działa+ (młodzież i dziatwa - pro), słyszało się negatywne echo oraz złośliwe uwagi. Niektórzy chyba nic nie zauważyli, a ktoś tak się zapalił pomysłem ujeżdżania dwóch kółek, że "pożyczył" sobie pojazd Magdy i umknął w siną dal.

Renata Zawadzka i Wojciech Alabrudzi+ski

Włocławski Ruch Ekologiczny

PS. Škodę z przyległościami szybciutko sprzątnięto, a redaktor z miejscowego brukowca uważał za ważniejsze od pochwalenia akcji, poinformowanie, że jakiś młodzieniec łupnął młotem w płaskorzeźbę radzieckiego żołnierza na pomniku. Hmm.




ZB nr 7(49)/93, Lipiec 1993

Poczštek strony