Strona główna |
(korespondencja Jacka Piwowskiego z USA)
Od pewnego czasu zauważyłem, że bardzo przeżywam śmierć każdego zwierzaka rozjechanego na drodze. Uczestnicząc w 1991r. w indiańskim Świetym Biegu na rzecz Ziemi i życia przez Kanade widziałem często martwe zwierzątka. Pewnego dnia obiecałem sobie o tym napisać. Po Świetym Biegu'92 w USA myślałem o poezji, w której chciałem opisać stany przez które biegliśmy i ich piekno.
Obecnie śnieg stopniał i włóczę się po prerii. I właśnie tu, w Montanie, zrodziła sie opowiść o tragicznej śmierci mojego bohatera - pieska preriowego. Od Wyomingu do Colorado jechaliśmy dosłownie "po ciałach". Co kilka mil była antylopa, skunks, sarna, wąż, jeżozwierz, sowa, zając, itp. A przecież prawie wszystkie autostrady (nawet te podrzedne) są odgrodzone siatką. Nie wyobrażam sobie, co by sie działo, gdyby jej nie było. Tragiczną śmierć tych niewinnych zwierząt zapamietałem chyba najbardziej z całego Świętego Biegu'92 z Fairbanks na Alasce do Santa Fe w Arizonie.
Cichy Mokasyn,
Rezerwat Blackfeet, Montana, USA