Strona główna |
Chciałbym uderzyć cię w twarz
Moim spreparowanym ogonem
Tym efektownym zakończeniem szala
Dla twojej pięknej narzeczonej
Wiesz - ja też mam
Miałem
Piękną narzeczoną
Szedłem do niej w dniu
Gdy właśnie mijało lato
A purpurowe liście
Szeleściły pod łapami
Czułem już nosem jej zapach
Gdy...
Wiesz co było
Twój bóg król śmierci
i twoje psy
I wiesz - wierzę
że któregoś dnia
spotkam swoją narzeczoną
jako efektowne wykończenie
innego szala
Bracie
Promienie słońca
Pierwszego dnia jesieni
łaskoczą mnie w nos
Bracie
Twój grób na jej ramionach
Umarłeś wolny
Moja wolność
Drepce na smyczy
U jego nogi
Bracie
Twe serce bez grzechu
Umarłeś czysty
Moje sumienie
Spętane łańcuchem
Wyje nocą ku księżycowi
Moje sumienie
Przykute łańcuchem
Do zimnej budy
Ucieka
Bracie
Umarłeś wśród miłości
Moją miłość
On zastrzeli
A ona ze skowytem
Skuli się u stóp
Swego kata
Moje serce jak rak wycięte z organizmu
wszechświata
A przecież byłem zdrową komórką
Tu
Drepce ku
Wiecznej marchewce
Malutka dusza
Wyszarpnięta za uszy
Z szarego ciała
Wykrojona z szarego futerka
Na kształt kołnierza
Zgubiłem swoje ślady
Wśród wymarłych mchów
Wśród czarnych dziur
W kosmosie zielonym lasu
Krwią moją wypalonych
Wśród zielonych planet liści
Siedem księżyców śmierci
Siedem ech głosów
Szczekania psa
Patrzę w swe szkliste oczy
Szukam w nich życia
Tak, wilka życiem jestem
życiem co nigdy
Lasu schronienia progu
Nie przekroczy
Las - moje pałace
Moją krwią skalany
Moim ostatnim cierpieniem
Wyjący
Szukam miejsca gdzie mógłbym
Spocząć
Lecz lasy nie moją już komnatą
Zielone drżenia liści
Już nie dla mojej głowy parasolem
W snach widzę
Dębów szeregi
Patrzą mi w oczy bez wyrazu
Uciekam
ciągle ścigany
umykam
unosząc się na fali
oddechu uśpionego wszechświata
ponad koroną drzew
Joanna Ryńska
W łuku tęczy po burzy
Widzę swoją drogę
Przeciwną do drogi
Większości innych ludzi
Ciepły kąt przed telewizorem
Napawa mnie przerażeniem
Jak wygodna klatka z wybiegiem
Wolnego kiedyś wilka
Więc idę walczyć
Oburzony
W dłoni święty ogień
Zemsty planety nad gatunkiem
Który wyhodowała
A teraz chce ją zniszczyć
Więc idę z mieczem w dłoni
Mściciel dzikości
Gdy
Zatrute legną morza
Kiedy padnie
Ostatni wolny ptak
A nitki autostrad potną
Dziewicze kiedyś lasy
Kiedy kopcący traktor
Zniszczy najstarsze drzewa
Gdy padnie z rąk
Myśliwego-sportowca
Ostatni wilk
Gdy nie będzie miejsca
Dla przygód
W sklasyfikowanym świecie
Zginie Wolność
Zginie Przygoda
W skowycie ostatniego wilka
Zginę ja
Siedzę na spalonym
Martwym od dawna drzewie
Krwawy zachód Słońca
W czarnych, ciężkich falach
Zatrutego morza
Jak mam pisać
Spokojny
śnić swoje mistyczne sny
Wśród nieruchomych ryb
I martwych fal
Co się dzieje?
Co zrobić?
Odpowiedź wykuta w kamieniu
Walcz, Kochaj, Twórz
Myśl o Ziemi
Czemu nie możesz
Iść ze mną boso plażą
Oglądać wielkie cuda przyrody
Mikrokosmosy
Z własnym zegarem,
Milknące planety
W krzyku mew
W szumie fal
Dlaczego nie możesz
Patrzeć na Słońce
Ze mną
Obserwować jak szybko
Niknie na piachu
Mokry odcisk dłoni
Człowieka...
Marek
Są miejsca, w których
Ludzie widzą w Człowieku
Wartość
Widzą Człowieka
Lub nie widzą Nikogo
Lecz pozwalają żyć
Są miejsca, w których
Szarość jest prawem
A sztylety spojrzeń
Dopasowują każdego do matrycy tłumu
Lub zabijają
Bo Wolny to niebezpieczny
W tym kraju
Nie było stosów
W tym kraju
Spłonęła tolerancja
W tym kraju
Siła jest argumentem
Maciek Burdyński
Autorzy wierszy są działaczami Federacji Zielonych (Gdynia, Kraków, Chorzów).
(aż)