Strona główna 

ZB nr 11(53)/93, listopad '93

JESTEM BRUNETEM

"Wielogłos o Unii Demokratycznej" z ZB 51 zawiera kilka tekstów mniej lub bardziej ostro krytykujących UD, Frakcję Ekologiczną UD i, nierzadko, moją osobę. Czuję się w związku z tym zobowiązany do odpowiedzi. W czasie kampanii wyborczej, jako kandydat do Sejmu robiłem kampanię wyborczą. To taki stary zwyczaj kandydatów. I nie będę się z tego tłumaczył, chociaż niektórym nie podobało się, że poszukiwałem zwolenników pośród, zdawałoby się, pokrewnie myślących ludzi. Wybory mamy za sobą, zatem odpowiedź na postawione zarzuty nie może być już traktowana jako element gry przedwyborczej.

Pierwszy atak, w wykonaniu Jacka Sierpińskiego ("obłUDa!" str. 13) pozostanie chwilowo bez obrony. Projekt ustawy o służbie zastępczej wcale mnie nie satysfakcjonuje. Cała sprawa zasługuje na dłuższe i osobne omówienie. Jeśli zaś psem będąc - kogoś pogryzłem (choć doprawdy, nie przypominam sobie), to proszę się nie obawiać, chory na wściekliznę nie jestem. Do tematu powrócę.

Krakowska Grupa Federacji Zielonych odrzuciła propozycję współpracy przedstawioną przez Frakcję Ekologiczną UD. Jednym z argumentów na "nie" jest nasze stanowisko w sprawie obrotu odpadami. Frakcja poparła ustawę o zmianie ustawy o ochronie i kształtowaniu środowiska (Dz. U. Nr 40/93), która m. in. podtrzymywała zakaz importu odpadów niebezpiecznych i zaostrzyła odpowiedzialność karną za ich przemyt. Jednocześnie ustawa dopuszcza import odpadów użytecznych (w tym makulatury). Spełnione muszą być przy tym trzy warunki:

  1. odpady przeznaczone są do wtórnego wykorzystania;
  2. z krajowego bilansu danego surowca wynika jego brak lub brak odpowiedniej jego ilości;
  3. import i przetwarzanie odpadów nie spowoduje zwiększenia zagrożenia dla środowiska i nie przyczyni się do zwiększenia masy składowanych odpadów.

Zgodę na import każdorazowo wydaje i za nią odpowiada Główny Inspektor Ochrony środowiska. Nie jest to zapis, który spowodować może zalew naszego kraju tanią zagraniczną makulaturą, a tylko incydentalnie pozwala uzupełnić jej brak. Przemysł papierniczy na brak makulatury może zareagować zwiększonym zapotrzebowaniem na drewno, a to już musi łączyć się z wycinaniem drzew. Ostrze krytyki omawianej ustawy zawarte jest, jak mi się zdaje, w stwierdzeniu, które przytoczę w całości: "Import tanich surowców wtórnych niweczy oddolne próby organizacji systemów segregacji i recyklingu i wymaga dalekiego transportu". Z pewnością nie niweczy, choć może osłabić, gdy brakuje odpowiednich regulacji prawnych.

Dla wszystkich pracujących przy w/w ustawie od początku było oczywiste, że nie zastąpi ona całościowej regulacji dotyczącej odpadów, którą - mam nadzieję - komisja sejmowa wkrótce sie zajmie.

Z drugiej strony daleki transport podnosi koszty ewentualnego importu, zatem z zasady należałoby oczekiwać, że będzie on mniej opłacalny, niż zagospodarowywanie własnych odpadów. Warunkiem tego, żeby import odpadów użytecznych nie prowadził do marnotrawstwa u siebie jest - w oparciu o prawo - wdrożenie sprawnego i racjonalnego systemu segregacji i recyklingu. I to właśnie jest odpowiedni teren do współpracy władzy z oddolnymi ruchami ekologicznymi. Nie doszukujmy się sprzeczności tam, gdzie ich nie ma. Uprzedzenia i nieufność mogą osłabić skuteczność wspólnych akcji.

Zgadzam się natomiast z uwagami krakowskiej grupy dotyczącymi polityki transportowej, której brak i której nie zastąpi rządowy program budowy autostrad. Założenia programowe Frakcji z lutego'93 mówią o preferencjach dla komunikacji zbiorowej, w tym transportu kolejowego, w stosunku do motoryzacji indywidualnej. Jest to jednak ciągle jedno z tych haseł, które są najtrudniejsze do realizacji.

Za pomysł zaangażowania się w zniesienie podatku VAT od rowerów, riksz i obrotu odpadami - dziękujemy. Postaramy się skorzystać, być może dodając do tej listy coś od siebie.

Tekst Mirka Pukacza pt. "Uwagi nt. Założeń programowych Frakcji Ekologicznej UD" przeczytałem ze wzmożoną czujnością. Zdziwił mnie ten tekst niemile i przeczytałem go jeszcze raz. Wzmożona czujność powoli opadała. Już gotów byłem się bronić, polemizować, a tu właściwie okazuje się, że nie bardzo jest z czym. Przez chwilę głowiłem się, czy agresję słowną Mirka Pukacza uznać za odstępstwo od zasady walki bez przemocy, czy też jej stosowanie. Trzeba bowiem przyznać, że fizycznych ciosów zaoszczędził "szacownej" UD. Problem ten może kompetentnie rozstrzygnąć ten sam teoretyk, który wykaże sprzeczność pomiędzy korzystaniem ze sprawdzonych metod demokracji parlamentarnej, a stosowaniem zasady "bez przemocy". (Trochę logiki i zaufania wystarczy, by uznać, że "korzystanie" nie jest jednoznaczne z "wykorzystaniem wszystkich możliwości").

Wszystko wskazuje na to, że Mirek Pukacz należy do osób, które mają uczulenie na wszelkie programy, manifesty i deklaracje. Polityka go najwyraźniej brzydzi. Pośród wielu jego przykrych słów nie odnalazłem zarzutów, które spełniałyby warunki godne polemiki: byłyby konkretne i zgodne z prawdą. Z całego tekstu przyjmuję do siebie dwie uwagi. Po pierwsze: rzeczywiście, bardziej świadomie powinniśmy określić swoje miejsce pomiędzy tzw. Europą a Trzecim Światem. Po drugie: pamiętać o rowerach przy okazji wprowadzania stref dla pieszych w miastach.

Na koniec kilka słów do Pana Dakowskiego. Jego list skierowany jest wprawdzie do Wojtka Kłosowskiego, lecz najpoważniejsze zarzuty padły pod moim adresem. Właściwie to czuję się jak brunet, którego oskarżono o to, że jest blondynem. Wystarczy się przyjrzeć, zanim jeszcze nie osiwiałem pod wpływem silnych emocji. Ale do rzeczy. Propozycja powołania komercyjnej Agencji Poszanowania Energii ze śmiesznie niskim w stosunku do potrzeb kapitałem 15 mld zł jest wykrzywieniem intencji uchwały Sejmu z 1990r. Przecież nie chodziło nam o agencję, która będzie się zajmowała sobą i zarabianiem na siebie i swoich prezesów (dodatkowo jeszcze monopolizując rynek jako komercyjna firma rządowa).

Tej formule sprzeciwiałem się nie tylko ja, ale i wielu ekspertów, na przykład podczas narady w URM-ie organizowanej przez ministra Eysmonta w ubiegłym roku. Byłem i jestem za agencją państwową, która zajmie się nie biznesem, a przygotowywaniem projektów prawa, norm służących oszczędzaniu energii, oceną i promowaniem technologii energooszczędnych itp. Takę formułę APE popieramy także w stanowisku Frakcji Ekologicznej UD O racjonalizacji użytkowania energii w budynkach z lipca br., którą przesłałem redakcji ZB do wykorzystania.

Ludzie, z czego ja się tłumaczę. Jestem brunetem!

Radek Gawlik

Przewodniczący Frakcji Ekologicznej UD

Poseł RP

Niestety, fax nadszedł uszkodzony, zdołaliśmy jedynie odtworzyć do publikacji powyższy tekst i skład sejmowej Komisji Ochrony środowiska, który publikujemy na s.16.

(aż)

Redakcja ZB

Sekcja Ekologiczna NSZZ "Solidarność" Międzyzakładowej Komisji Nr 400 składa stanowczy protest przeciwko promowaniu postkomunistycznych ugrupowań politycznych, odpowiedzialnych za niszczenie potencjału przyrodniczego Kraju. Taki przypadek miał miejsce w ZB 8/93, gdzie w artykule p. Andrzeja Delorme opisującego ekologiczne części programów politycznych partii startujących w tegorocznych wyborach, przedstawiono Sojusz Lewicy Demokratycznej (SLD).

Opisywany fragment wyraźnie wskazuje na brak wyraźnego programu, uwzględniającego potrzeby ekorozwoju. Mimo tego, został on zamieszczony. Nie zawiera żadnych konkretów dotyczących uzdrawiania środowiska naturalnego w Polsce. Razi ogólnikowość przedstawionych haseł. Przy tym wszystkim należy pamiętać o tym, że SLD jest kontynuatorką PZPR - partii, której polityka doprowadziła do zniszczenia środowiska naturalnego.

Sekcja Ekologiczna uważa również, iż wiele partii przedstawionych w serii artykułów p.Delorme nie powinna w ogóle zostać opisana. Brak konkretów względem ekologicznych oczekiwań ośmiesza ideę ekologizmu.

Uważamy, że takie działania podważają wiarygodność ZB - pisma powszechnie szanowanego wśród ekologów.

Wiele grup ekologicznych niezmiennie daje do zrozumienia, że nie interesują je przepychanki partyjne, które nie mają nic wspólnego z troską o środowisko naturalne. Dowodem są liczne oświadczenia, składane publicznie, w których zaznacza się, że żadna partia nie może liczyć na szerokie poparcie ekologów.

Promowanie organizacji odpowiedzialnej za zniszczenia ekologiczne w Polsce i prezentowanie programów politycznych nie proponujących nic konkretnego z dziedziny ekologii, poza kilkoma słowami, jest błędem. Takie działania pogłębiają niechęć do polityków, którzy nierzadko okazują się cennymi współpracownikami polskiego ruchu ekologicznego. Jednocześnie oświadczamy, że niniejsze oświadczenie nie jest przejawem żadnej kampanii wyborczej. Bez względu na czas wyborów czy innych ważnych wydarzeń politycznych Sekcja Ekologiczna MK 400 zawsze będzie występowała przeciwko próbom deprawowania idei ruchu ekologicznego.

Krzysztof Mączkowski

W ODPOWIEDZI SEKCJI EKOLOGICZNEJ NSZZ "SOLIDARNOŚĆ" Z POZNANIA

Prezentując z inspiracji jednego z Czytelników ZB to, co w sprawach ekologii miały do powiedzenia startujące w wyborach'93 ugrupowania, określiłem wyraźnie formułę tej prezentacji: przekazywanie w sposób możliwie wolny od ocen tego, co przynoszą ich dokumenty programowe, oddając przy tym w miarę możliwości głos samym dokumentom, a ograniczając swój komentarz do słowa wiążącego. Jedynie tam, gdzie takie wyodrębnienie odnoszących się do spraw ekologii fragmentów nie było możliwe, starałem się wydobyć ewentualne, związane z ekologią treści i sformułować je własnymi słowami. Tej formule starałem się być wierny i stąd stawiany mi zarzut "promowania postkomunistycznych ugrupowań", winnych wyrządzenia krajowi wielkich szkód ekologicznych, odrzucam jako bezzasadny.

Trudno mi jednak nie ustosunkować się do niego z uwagi na moje długotrwałe zaangażowanie się w demaskowanie komunizmu jako systemu najbardziej antyekologicznego oraz wołanie o unieszkodliwienie nadal niszczącego środowisko kraju przemysłowego dziedzictwa tegoż komunizmu. Widocznie kontakt moich krytyków z ZB jest wyrywkowy i okazjonalny, a w innym ekologiczno-politycznym piśmiennictwie zdają się też nie wykazywać wystarczającej orientacji.

W ZB 47 prof. Romuald Olaczek zgromił mnie srodze za iście - jego zdaniem - obsesyjny antykomunizm, który skłania mnie do wołania o likwidację niszczących środowiska i rujnujących gospodarkę kraju, wykreowanych przez komunizm wielkich zakładów przemysłu surowcowego i ciężkiego (przede wszystkim wielkich surowcowych hut). Groziłoby to bowiem masową utratą pracy zatrudnionych tam robotników, którzy skądinąd przyczynili się do obalenia komunizmu (to już zauważam od siebie). Krytyk ten wziął pod uwagę jedynie moje wystąpienia z ZB oraz "Aury", a w sprawach tych wypowiadałem się znacznie obszerniej w różnych miejscach i przy różnych okazjach (m. in. 2 razy w TV). Głosiłem i nadal głoszę pogląd o najgłębiej antyekologicznym i totalnie antyludzkim charakterze komunistycznej gospodarki, którą stworzył i ukształtował Stalin. Dziwi mnie, iż moi krytycy spod szyldu SEKCJI EKOLOGICZNEJ (chodzi zatem o pewne gremium) nic o tym nie wiedzą.

Skoro z jednej strony jestem obwiniany o obsesyjny antykomunizm, a z drugiej o promowanie postkomunistycznych ugrupowań, przy czym to ostatnie wiąże się z dość banalną sprawą zreferowania czyichś stanowisk, mogę mieć nadzieję że wobec spraw ekologii zajmuję wyważone i rzeczowe stanowisko.

Andrzej Delorme




ZB nr 11(53)/93, listopad '93

Początek strony