Strona główna |
Wśród wszystkich problemów, powstałych w związku z chińskim panowaniem w Tybecie, dużą część stanowią problemy wywołane nuklearnym bałaganem na płaskowyżu tybetańskim. Nowy raport pt. "Nuklearny Tybet", opublikowany przez Międzynarodowy Ruch na rzecz Tybetu (ICT), ujawnia dotychczas tajne szczegóły dotyczące nuklearnych działań Chin na okupowanym przez nie terenie. Autor raportu, John Ackerly, twierdzi: "Raport ukazuje całokształt wiarygodnych i udowodnionych informacji o programie nuklearnym w Tybecie, lecz to dopiero początek na drodze do zrozumienia, jak wielką wartość strategiczną ma płaskowyż dla Chin w dobie atomowej". Podane poniżej informacje zostały wybrane z artykułu Ackerley'a, opublikowanego wiosną'93 przez China Rights Forum.
W latach 60., dekadzie chaosu, bankructwa i głodu, Chiny w ciągu zaledwie 32 miesięcy stały się potęgą nuklearną. To niezwykłe osiągnięcie wymagało ogromnych nakładów intelektualnych i materialnych w czasach, kiedy intelektualiści byli tępieni, a zasoby materialne - niewystarczające. Trzeba było zgromadzić specjalistów i stworzyć z nich odizolowane grupy, elity. Miejsce ich pobytu było ściśle strzeżoną tajemnicą państwową. Znajdowało się ono na płaskowyżu tybetańskim, w Autonomicznym Obwodzie Tybetańskim prowincji Hebei, 100 km na zachód od Xining.
Umiejscowienie w Tybecie badawczo-rozwojowej bazy broni nuklearnej było pierwszą z serii decyzji, które doprowadziły do powstania ogromnej infrastruktury nuklearnej, obejmującej poligony badawcze i fabryki broni na terenach nie zamieszkanych przez Chińczyków. Bez wątpienia chiński program nuklearny wywarł olbrzymi wpływ na Tybetańczyków, Mongołów i Ujgurów. Od przywłaszczania ziemi po pył radioaktywny, toksyczne zanieczyszczenia rzek, jezior i pastwisk - opowieść o katastrofalnych skutkach ubocznych chińskiego programu nuklearnego dopiero się zaczyna.
Chociaż wiele problemów ochrony środowiska dotknęło Chiny i Tybet, rząd świadomie ogranicza publiczne dyskusje, nawet pomiędzy ekspertami. Nie wykazuj dobrej woli w sprawie ustalenia norm, regulujących ryzykowne przedsięwzięcia i powołania instytucji odpowiedzialnych za bezpieczeństwo. Surowe restrykcje, nałożone na każdą organizację pozostającą poza kontrolą rządu czy partii, praktycznie uniemożliwiają zwykłym obywatelom protest przeciwko sytuowaniu niebezpiecznych obiektów w pobliżu osiedli. Do niedawna chiński program nuklearny był całkowicie militarny. Obecnie Chiny budują już pierwsze niewojskowe fabryki nuklearne. Dzisiejszy program jest tylko namiastką w porównaniu z tym, co przewidywały programy USA i ZSRR w zakresie arsenału nuklearnego, ilości eksplozji na poligonach badawczych i wielkości powstałego zanieczyszczenia. Ale w punktach dotyczących proliferacji, bezpieczeństwa pracy i składowania zanieczyszczeń, chińskie działania stwarzają dużo większe zagrożenie niż przedsięwzięcia innych potęg nuklearnych. Skutki tego zjawiska dla Tybetańczyków, Mongołów i Ujgurów są przerażające.
Tashi Dalma, tybetańska lekarka, która uciekła do Indii w 1990r., a obecnie żyje w USA, prowadziła badania na terenach sąsiadujących z ośrodkiem nuklearnym, oznaczonym przez Chiny kryptonimem "Dziewiąta Akademia". "Przebadaliśmy ponad 2 tys. ludzi w 3 okręgach; w dwóch wioskach - Reshui i Ganzihe - mieszkańcy i ich zwierzęta wykazywali niezwykłe objawy i zapadali na dziwne choroby. To były właśnie wioski położone najbliżej fabryk broni nuklearnej" - powiedziała doktor Dolma. Pracowała również w szpitalu w Chabecha w Autonomicznym Okręgu Tybetańskim Hainan, gdzie leczyła koczowników, którzy wypasali owce w pobliżu fabryk nuklearnych. U ich dzieci zaobserwowano niekontrolowany wzrost ilości białych krwinek. Siedmioro dzieci, w wieku od 8 do 14 lat zmarło w przeciągu pięciu lat, które dr Dolma przepracowała w tym miejscu. Lekarz z Pittsburga, zajmujący się leczeniem nadciśnienia krwi, powiedział dr Dolmie, że zaobserwowane przez nią objawy są podobne do tych, które wystąpiły u dzieci japońskich po zrzuceniu bomb na Hiroshimę i Nagasaki.
Wybór północnego płaskowyżu tybetańskiego na siedzibę pierwszych fabryk broni nuklearnej był niewątpliwie związany z przejęciem przez Chiny bezpośredniej kontroli nad Tybetem. W latach 60. i 70. teren, zwany przez Tybetańczyków Amdo, przez chińską administrację przechrzczony na prowincję Qinghai, był zarządzany niemal wyłącznie przez chińskie władze wojskowe. W ich skład wchodzili zaufani ludzie, służący w Pierwszej Armii Lądowej - tej, która dokonała inwazji na Tybet w 1950r.
Niektórzy twierdzą, że wzrastająca śmiertelność w osadach otaczających kopalnie uranu to zemsta Mao Zedonga na Tybetańczykach, którzy wciągnęli w zasadzkę jego armię podczas Długiego Marszu. Według "Czerwonej Gwiazdy nad Chinami" Edgara Snowa, Mao wówczas po raz pierwszy zetknął się ze społecznością tak silnie zjednoczoną we wrogości do jego wojsk. Okrucieństwo komunistów na tym etapie wyprawy przewyższało wszystko, co wydarzyło się dotychczas. Dick Wilson w "Długim Marszu" twierdzi, że wysocy rangą oficerowie chińscy otwarcie rozmawiali między sobą o zawieraniu umów z plemieniem Ngaba, pod którego pastwiskami geologiczny pech umieścił największe na płaskowyżu złoża uranu.
Zasadniczo istnieją dwa różne ośrodki, w których wydobywany jest uran. Jednym jest kopalnia w pobliżu Tewe, w Autonomicznym Okręgu Gannan, a drugi znajduje się w Autonomicznym Okręgu Ngaba. W obydwu tych miejscach Tybetańczycy często chorują i umierają. Wieśniacy wskazują jako źródło zatrucia strumienie wody poniżej kopalni uranu. Oficjalnie, największe z istniejących w Chinach kopalni uranu znajdują się na wschodzie, w prowincji Jiangxi, lecz jeden z chińskich urzędników powiedział autorowi raportu, że najbogatsze złoża znajdują się wokół Lhasy, stolicy Tybetu. Jak dotąd, nie były one jeszcze eksploatowane na szeroką skalę. Uruchomienie wydobycia mogłoby spowodować wielkie zagrożenie zdrowia zarówno Tybetańczyków, jak i Chińczyków zamieszkałych w tym rejonie - ale także przyczyniłoby się do zwiększenia wpływów Chin na tym terenie.
Inną ważną dla Tybetańczyków kwestią sporną, jest rozwinięcie produkcji pocisków nuklearnych na terenach przez nich zamieszkałych. Chiny mają co najmniej 300-400 rakiet z głowicami jądrowymi, z których kilka tuzinów znajduje się na płaskowyżu tybetańskim, w Amdo.
Zakładanie pierwszych baz broni jądrowej rozpoczęło się w 1971r., kiedy DF-4, pierwszy chiński międzykontynentalny pocisk balistyczny umieszczono kilkaset kilometrów na zachód od "Dziewiątej Akademii". Obecnie pociski jądrowe rozmieszczone są w co najmniej trzech miejscach - nowa dywizja rakiet powstała na granicy prowincji Qinghai i Sichuan.
W swoim pięciopunktowym planie pokojowym Dalajlama zaapelował do Chińczyków i całego świata, by utworzyć w Tybecie strefę bezatomową. W publicznej odpowiedzi na sprzeciw Dalajlamy wobec sposobu składowania odpadów z fabryki broni nuklearnych ("Dziewiątej Akademii") rząd chiński nazwał te protesty "czystymi wymysłami". Władze w Pekinie oświadczyły, że Tybet, tzn. Tybetański Region Autonomiczny, jest wolny od broni atomowej. Jednak Dalajlama, mówiąc "Tybet", miał na myśli ziemie leżące w granicach dawnego państwa tybetańskiego czyli nie tylko Region Autonomiczny, ale także prowincję północno-wschodnią Amdo, gdzie się urodził.
W maju w Lhasie wybuchły zamieszki, spowodowane protestem Tybetańczyków przeciw narzucanym im normom. Władze chińskie zabroniły im bowiem prowadzenia rozmów z członkami Komisji Wspólnoty Europejskiej, odwiedzającymi właśnie Tybet. Wspólnota i tak nie jest szczególnie zainteresowana podjęciem dyskusji na temat przestrzegania praw człowieka i ich łamania przez Chińczyków. W grę wchodzą bowiem stosunki ekonomiczne z Chinami. Według jednego z członków Komisji, holenderskiego ambasadora w Pekinie, van Houtena, obecnie sytuacja w tym zakresie jest lepsza niż dotychczas (opinia ta więcej mówi o ponurej przeszłości, niż o dniu dzisiejszym Tybetu), a opowieści Tybetańczyków, przytoczone w opisującym ich sytuację raporcie, są "wyolbrzymione i wątpliwe".
Wise News Communique 392
tłum.: Joanna Ganiec i Dariusz Grzymkiewicz