Strona główna 

ZB nr 12(54)/93, grudzień '93
file:///D:/carnival/ekologia/basia/1984.txt

Jak ocalić Ziemię?

Słowa mogą czynić wiele. Mogą tworzyć lub zabijać. Trafne lub błędne nazywanie zjawisk również. Można o kimś powiedzieć, że jest uparty. Można też powiedzieć - "konsekwentny". W zasadzie to samo znaczenie, inne jest tylko nastawienie emocjonalne i inne jest wartościowanie. Podobnych przykładów można przytoczyć bardzo dużo. Lecz wartościowanie nie dotyczy tylko pojedynczych słów.

Są prace, których wykonywania nie widać. Prace te są dostrzegane wtedy... gdy ich się nie wykonuje lub gdy są zrobione źle. Tak jest z prowadzeniem gospodarstwa domowego, sprzątaniem, wychowywaniem dzieci. Tego rodzaju prace nie przynoszą wytworzenia określonych dóbr: nie przybywa samochodów, pralek, napisanych książek. Czy przez to są one mniej ważne, a osoby je wykonujące mniej wartościowe?

Pierwszym i najważniejszym źródłem dewastacji środowiska przyrodniczego jest błędne wartościowanie! Wartościowanie oparte na wytworzonym dochodzie narodowym, wartościowanie oparte o możliwość ściągnięcia podatku. Kobieta pracująca w domu: gotująca, sprzątająca, miłością wychowująca dzieci, ciepłem uczestnicząca w sukcesie zawodowym swojego męża nic do dochodu nie wnosi... bo nie można pobrać podatku!!! Ta sama kobieta gotująca, sprzątająca, wychowująca, pielęgnująca poza domem już jest pracownikiem. Można z jej pracy pobrać podatek! Kobieta będąca ogniskiem domowym, życiodajnym ciepłem określana jest "kurą domową" lub "niepracującą", po prostu "siedzi w domu".

Efektem takiego błędnego wartościowania jest rodzenie się frustracji i poczucia mniejszej wartości. W konsekwencji powstają różnego rodzaju ruchy feministyczne, dążące do zrównania płci. Błędne rozumowanie rodzi błędne prognozy i szkodliwe skutki. Nie można zrównać tego, co jednakowe nie jest. Czy dla równości mamy dzień zrównać z nocą i powstanie jedynie szarówka? W efekcie takiej "urawniłowki" kobiety zostały wygnane z domu do pracy pozadomowej. Są bardziej przemęczone i nie są zdolne do wypełniania swojej roli. żaden mężczyzna nie może zastąpić kobiety!!! Obserwujemy więc rozpad rodziny. Ale to nie jedyne skutki złego. Kobieta nie ma czasu zająć się domem, więc rozwija się przemysł spożywczy: bary, restauracje, półprodukty pakowane w miliony ton opakowań, konserwowane w najrozmaitszy sposób. W konsekwencji zwiększa się kilkakrotnie zużycie papieru, energii, tworzyw sztucznych, metali... Po prostu środowisko jest bardziej eksploatowane. Lecz to nie wszystko. Jemy znacznie gorzej i mniej zdrowo...

Podobnie jest z wychowywaniem dzieci. Coraz to nowe pokolenia są po prostu niedopieszczone. Dzieci z rodzicami widują się przez kilka godzin lub nawet kilkanaście minut dziennie. Rozbite są wszelkie więzi psychiczne. Substytutem miłości i harmonii rodzinnej są psychoterapie, seks, narkotyki... Jest coraz więcej ludzi, a w tym "tłoku" coraz więcej samotności... Paradoks?

Wadliwy sposób wartościowania prowadzi do globalnej katastrofy ekologicznej. Wolny rynek zawsze prowadzi do zwiększonej wydajności pracy, postępu technologicznego i lepszej organizacji pracy. W konsekwencji coraz mniej ludzi musi wytwarzać dobra dla całej społeczności. A co z resztą? Rośnie więc liczba bezrobotnych i sfrustrowanych, którzy nie mogą znaleźć sensu życia (sensu mierzonego wytworzeniem dochodu i możliwością płacenia podatków). Wolny rynek więc wymusza(!!!) większą konsumpcję, aby dać pracę bezrobotnym. Im większa wydajność, tym więcej trzeba skonsumować. Kłopot w tym, że barierą są ograniczone zasoby Ziemi i środowiska przyrodniczego.

Ekonomika socjalna (socjalizm wszelkiej maści) prowadzi do spadku wydajności pracy, regresu gospodarczego. Dzięki temu więcej osób znajduje zatrudnienie (dziesięciu wykonuje pracę jednego). Lecz dla środowiska przyrodniczego nie ma to znaczenia. Napędem dewastacji jest przecież konsumpcja. Przyrodę można dewastować komputerem lub łopatą. Skutki są podobne, co możemy odczuć na własnej skórze.

Czy jest więc alternatywa i możliwość wyjścia z tego zamkniętego kręgu? Jest! Trzeba powrócić do pierwotnego wartościowania, trzeba porzucić chorobliwą urawniłowkę i wartościowanie poprzez ujednolicanie. Przyroda składa się z gatunków różniących się we wszystkim: wielkości, długości życia, organizacji socjalnej, funkcji troficznej. Jest ze wszech miar zróżnicowana. Lecz czy możemy powiedzieć, które gatunki są lepsze, bardziej wartościowe od innych? Każde ujednolicanie przyrody prowadzi do śmierci. Tak samo jest z człowiekiem.

Równocenność nie wynika z "równości", ważność objawia się zróżnicowaniem ról i znaczenia. Kobieta powinna dostrzec swoją niezastąpioną wartość właśnie jako kobiety. Dostrzegać muszą to też mężczyźni i społeczeństwo jako całość.

Jedyną szansą, realną szansą na zmniejszenie konsumpcji i zmniejszenie zużywania naturalnych (nieodnawialnych!!!) zasobów Ziemi jest pozostawanie kobiety w domu. Po pierwsze oznacza to drastyczne zmniejszenie ilości ludzi "czynnych zawodowo", a tym samym bezrobotnych. Oznacza to także dużo mniejszą konsumpcję. Kobieta jest jedyną szansą na ekologiczne gospodarstwo domowe. Pozostająca w domu kobieta może zrezygnować z półproduktów, mrożonek, puszek, butelek. A to wszystko oznacza bardzo olbrzymie zmniejszenie produkcji śmieci, zmniejszenie zużycia papieru, metalu, ropy naftowej. Każda kobieta pozostająca w domu i oddająca się niezastąpionej roli "kapłanki ogniska domowego", to mniej wyciętych drzew na papier, pod kopalnie, na opał. Poza tym posiłki będą dużo zdrowsze i smaczniejsze! Gospodarstwo ekologiczne wymaga dużego nakładu pracy. Kobieta pracująca nie może sobie na to pozwolić, po prostu nie ma na to siły (nie rozdwoi się!). To samo dotyczy mężczyzny.

Ażeby kobieta mogła zostać w domu, trzeba zmienić system wartościowania i zaprzestać wyganiania ich z domu i dyskryminowania (prawnego i moralnego) kobiet "niepracujących". Gospodyni domowa wcale nie oznacza niewiasty głupiej i niewykształconej. Właściwe prowadzenie gospodarstwa domowego (małego przedsiębiorstwa!!!) wymaga dużej wiedzy estetycznej, dekoracji wnętrz, gastronomii, ziołolecznictwa, naturalnej medycyny, technik relaksacyjnych i psychotechnik, psychologii rozwojowej, rehabilitacji, wiedzy pedagogicznej, umiejętności obsługi komputera itp... Jest to bardzo wszechstronna wiedza wymagająca wręcz renesansowej wszechstronności i erudycji. Brakuje nam szkół dla dziewcząt. Dlaczego je zlikwidowano? Brakuje kształcenia "gospodyń domowych" (a może menadżerek ekologicznego gospodarstwa rodzinnego?) na poziomie wyższym. Dlaczego?

Alternatywą dla rosnącej konsumpcji jest także wydłużony okres edukacji. Spróbujmy połączyć dwie w/w możliwości w jedno i stwórzmy kierunek magisterski właśnie dla kobiet, chcących zrealizować się w domu i uratować Ziemię przed katastrofą. Ratunek dla Ziemi to przede wszystkim zmiana etyki i sposobu wartościowania.

Zwracam się z prośbą do Czytelniczek i Czytelników ZB o wszelkie informacje na temat chętnych do studiowania na takim wszechstronnym i ekologicznym kierunku. Wszystkie listy, ankiety, komentarze pomocne będą przy utworzeniu takiego właśnie kierunku. Z góry dziękuję za każdą pomoc.

dr Stanisław Czachorowski
Pełnomocnik Rektora ds. Edukacji Ekologicznej
Wyższa Szkoła Pedagogiczna w Olsztynie
Zakład Ekologii i Ochrony środowiska
ul. Żołnierska 14,
10-561 Olsztyn




ZB nr 12(54)/93, grudzień '93

Początek strony