Strona główna 

ZB nr 12(54)/93, grudzień '93
file:///D:/carnival/ekologia/basia/1984.txt

pierwszolistopadowy

na niepoświęconej
świętej ziemi
w lesie
pochowanym być
bez pierzyny betonu
rozejść się
w liście
konarami powędrować
w życie
wiewiórką zostać
lub żubrem
robakiem na
niepoświęconej
świętej ziemi

Andrzej Trutkowski

ż ż ż

stój
nie wyrywaj
krzakom ramion
płuc, gdy zabraknie
oddechu
nie odcinaj gałęzi życia
nie wykłuwaj
oczu kotom
nie potrącaj psów
nie wiąż skrzydeł ptakom
i Ty
staniesz się celem

Hanna Wietrzny

PRZEBUDZENIE

Słuchać w pełnym słońcu, jak pulsuje Ziemia
Uspokoić swoje serce i niczego już nie zmieniać
I uwierzyć w siebie porzucając sny
To twój bunt przemija, a nie ty
Nie wiesz, nie wiesz, nie rozumiesz nic
Nie wiesz, nie wiesz, nie rozumiesz nic
Widzieć parę bobrów przytulonych nad potokiem
Nie zabijać ich więcej, cieszyć się widokiem
Nie wyjadać im wnętrzności, nie wchodzić w ich skórę
Stępić w sobie instynkt łowcy, wtopić w naturę i
Nie wiesz, nie wiesz, nie rozumiesz nic
Nie wiesz, nie wiesz, nie rozumiesz nic
Wybrać to, co dobre z mądrych starych ksiąg
Uszanować swoją godność doceniając ją
A gdy wreszcie uda się własne zło pokonać
żeby zawsze mieć przy sobie czyjeś ramiona
Nie wiesz, nie wiesz, nie rozumiesz nic
Nie wiesz, nie wiesz, nie rozumiesz nic
Wyczuć taką chwilę, w której kocha się życie
I móc w niej być stale, na wieczność w zachwycie
W pełnym słońcu dumnie, na własnych nogach Może wtedy będzie można ujrzeć uśmiech Boga
Nie wiesz, nie wiesz, nie rozumiesz nic
Nie wiesz, nie wiesz, nie rozumiesz nic
Przejść Wielką Rzekę bez bólu i wyrzeczeń
Przejść Wielką Rzekę bez bólu i wyrzeczeń
Przejść Wielką Rzekę bez bólu i wyrzeczeń
Przejść Wielką Rzekę bez bólu i wyrzeczeń
Przejść Wielką Rzekę bez bólu i wyrzeczeń
Przejść Wielką Rzekę bez bólu i wyrzeczeń

muzyka i słowa: Tomek Sadowski
zespół: Buzu Squat
z płyty: Dowódcy miłości ZIK 0024

DEKALOG

Jam jest serce twoje, które chce cię wywieść z domu niewoli.
I. Nie będziesz miał serca innego nade mnie.
II. Nie będziesz głosu mego słuchał nadaremno.
III. Czcij Ziemię swoją i kup sobie rower.
IV. Wyłącz telewizor.
V. Nie zabijaj dobrej woli.
VI. Szanuj zwierzę, gdyż było tu przed tobą.
VII. Nie kradnij swego uczucia.
VIII. Nie miej fałszywego świadectwa przeciw sercu przyjaciela.
IX. Nie pożądaj głupoty, która cię otacza.
X. Ani żadnej chwili straconego czasu.

Izabela Budziak

ZIEMIA

Słyszałem, że kiedyś padały drzewa.
To kiedyś? - Nie, to teraz.
Ogarnia nas, zbliża się.
Wydeptując ścieżki w dziewiczej zieleni,
Która i tak już kończy się.
Rozdarta jak pierś darń.
Nie odetchnie z ulgą czystym powietrzem.
Nie zaistnieje już nigdy.
Co robić? - Wszystko kończy się.
Stojąc w miejscu nie zapuszczaj korzeni,
Bo obalisz się jako drzewo.
To koniec! To koniec!
Już rdzawe buldożery.
Trawią ziemię.
Do cholery, zróbmy coś.
To koniec!
Rusz się! A trawa będzie zielona.
Rusz się! A drzewa znów zakwitną.
Rusz się! Rusz się!
PO GOLENIU

Nadesłał Remigiusz Okraska.

CIELĘ

Nigdy nie dowiecie się, spętane,
Jak okrutnie brzmi słowo: matka!
I wypowiedziało jedno muuu
Jedno muuu według ziemskiej czytanki
Jedno muuu z pierwszej klasy
Przed zgłoszeniem się do rzeźni
Następnie dusza runęła
Do schematów, labiryntów, piwnicy
ścieków fabrycznych
A była to duszyczka dziecka
Pozbawionego wiejskiej paszy
Powietrza i gaworzenia w oborze

Duśka Novaković

Nadesłała Agnieszka N. ze Szczecina.

SPOWIEDŹ Z V PRZYKAZANIA

jestem mordercą
tysiąca roślin
mam na sumieniu
krzak czarnego bzu
dręczony na szałas
torturowałam
upartą wierzbę
przed Wielkanocą
jestem krwiopijcą (brzozowego soku)
w przedwiośnie
z miłości
byłam sprawcą eutanazji
całych naręczy polnych kwiatówv haniebnie katowałam listki akacji
bezsensowną wróżbą
z premedytacją wyrywałam z korzeniami
noworodki pokrzyw i lebiody
klnąc je obelżywie
chwastami
wybaczył mi wspaniałomyślnie
rozchodnik
długie i romantyczne konanie w rzece
ze względu na świecę przybitą do wianka
w Noc świętego Jana
więcej śmierci nie pamiętam
poza bezmyślnym gwizdaniem z traw
wszystko to czyniłam z oddalonym
poczuciem winy
na usprawiedliwienie mogę powiedzieć
że uratowałam miecze aspidistry
przed niechybną śmiercią na śniegu
latem siedemdziesiątego czwartego
gasiłam pożar lasu
wybaczcie mi
że w dzień ślubu
z podziękowaniem przyjęłam
całe naręcza żywych trupów
powiązanych w pęczki idiotycznymi
kokardkami
wybacz mi trawo
że straszę cię moimi stopami
wybaczcie drzewa kwiaty zioła
chciałyście żyć
krzyczałyście z bólu
a ja byłam głucha
teraz jestem felczerem doniczkowych roślin
i żałuję za grzechy
lecz i tak na dzień pogrzebu
zadadzą śmierć setkom kwiecich istnień
w koncentracyjnych obozach szklarni
ale wyrównamy rachunki
trawa zazieleni się moją krwią
uparte macki bluszczu
zarosną pamięć kamienia
kiedy ja
wcielę się
w krzew tarniny

TĘSKNOTA DO GÓR

tam słyszysz
serce
jak bije
na mszę
za wolność
tam wysoko
nie wspinają się
zaszczyty
nie liczą się majątki
tylko pewność kroków
we właściwej hierarchii
granitu i ciała
we właściwej proporcji
nieba z horyzontem
w bezpieczeństwie zwykłego
przyciągania Ziemi
nie pragnie się niczego
tylko pić ze źródła
na niepodległej skale
jesteś tym
kim jesteś
oczami do patrzenia
uszami do słuchania
ustami do milczenia

NAVIGARE NECESSE EST

jesteśmy ludźmi na planecie
w samym środku wszechświata
na granicy dwu żywiołów
nasze żagle
nasze życie
nakryte kopułą nieba
gwiazda Słońce podnosi się z wody
i opada za horyzont
oddzielając dzień od nocy
oto cała poezja
oto cała filozofia
dopłynąć na drugi brzeg
i sens znaleźć w drodze

3 x Marta Klubowicz
(URODA 1/93 "Ratowała mnie poezja.
Rozmowa z Martą Klubowicz"
rozmawiała: Katarzyna Szapiro; s. 48-9.)

KACZMARSKI RAZ JESZCZE

DZIEŃ GNIEWU (Czarnobyl)

Zabijają ich powoli, zabijają mimochodem,
Nie przeraża i nie boli pełzająca śmierć pod
progiem.

Wokół studni na podwórku mokre buzie
roześmiane,
Dziecko kijem goni kółko, ono też jest
zabijane.

Na poddaszu przy lunecie siwobrody gnie się
mędrzec,
Tropi prawdy we Wszechświecie, i on też
zabity będzie.

W ciemnej bramie stoi szpicel, czas na służbie
wolno płynie,
Całą widzi stąd ulicę - nie zobaczy, kiedy
zginie.

A świat się zastanawia, a świat zachodzi w
głowę -
Czy obraz to bezprawia, czy się wykuwa nowe?
Zabijają ich spokojnie, zabijają ich jak leci,
Już nie trzeba iść na wojnę, żeby stawić czoło
śmierci.

żyć wystarczy jak się żyło, modlić się o święty
spokój,
Kopać grządki, kochać miłość, nic nie wiedząc
o wyroku.

Trzeba się ubierać ciepło, jeść z umiarem,
ważyć słowo,
Dbać, by życie nie uciekło, zanim się nie umrze
zdrowo.

Jeśli huknie coś lub błyśnie - nie dać się
ogarnąć grozą.
Co ma tonąć - nie zawiśnie, zawsze przyjdą i
wywiozą.

świat na to sprawdza, pyta, świat na to nic nie
może,
świat się nadziei chwyta, że to zrządzenie boże.
Zabijają ich, nie wiedząc, że ich właśnie
zabijają,
Zabijają śpiąc i jedząc, patrząc, słysząc, nie
pytając.

Zabijają nas tą śmiercią ku rozrywce, ku
przestrodze,
Ku nauce naszym dzieciom, co się nigdy nie
urodzą.

Jacek Kaczmarski

ŹRÓDłO

Płynie rzeka wąwozem jak dnem koleiny,
która sama siebie żłobiła
Rosną ściany wąwozu, z obu stron coraz wyżej,
tam na górze są ponoć równiny;
I im więcej tej wody, tym się głębiej potoczy
Sama biorąc na siebie cień zboczy...
Piach spod nurtu ucieka, nurt po piachu się
wije,

Własna w czeluść ciągnie go siła,
Ale jest ciągle rzeka na dnie tej rozpadliny,
jest i będzie, będzie jak była,
Bo źródło, bo źródło wciąż bije.
A na ścianach wąwozu pasy barw i wyżłobień,
Tej rzeki historia, tych brzegów -
Cienie drzew powalonych, ślady głazów
rozmytych,
muł zgarnięty pod siebie wbrew sobie.
A hen, w dole, blask nikły ciągle ziemię
rozcina,
Ziemia nad nim się zrastać zaczyna...

Z obu stron żwir i glina, by zatrzymać go w
biegu,
Woda syczy i wchłania, lecz żyje
I zakręca, omija, wsiąka, wspina się, pieni,
Ale płynie, wciąż płynie wbrew brzegom -
Bo źródło, bo źródło wciąż bije.

I są miejsca gdzie w szlamie woda niemal
zastygła
Pod kożuchem brudnej zieleni;
Tam ślad prędzej niż ten co zostawił go, znika -
Niewidoczne bagienne są sidła.
Ale źródło wciąż bije, tłoczy puls między stoki,
Więc jest nurt, choć ukryty dla oka!
Nieba prawie nie widać, czeluść chłodna i
ciemna,
Niech się sypią lawiny kamieni!
I niech łączą się zbocza bezlitosnych
wąwozów,
Bo cóż drąży kształt przyszłych przestrzeni
Jak nie rzeka podziemna?
Groty w skałach wypłucze, żyły złote odkryje -
Bo źródło, bo źródło wciąż bije...

Jacek Kaczmarski

"CO SIE STALO..."

Co się stało z Ziemią naszą,
pyta Krzysiek wśród odpadów.

Martwe lasy, morza straszą,
góry śmieci oraz składów.

Co się stało z naszą Ziemią?

Józek ścina piłą drzewa,
niszczy lasy równikowe
sięgające aż do nieba.

Rafał z Asią w McDonaldzie
mają, niby, perspektywy,
wiedzą, że on niszczy lasy,
lecz każdy do tego przywykł.

Za to Iza jest w Greenpeace
akcji wiele zmontowała,
Zenek w lipcu stracił życie,
gdy przeciw tamie blokował.

Jeszcze Borys myśl bogacił,
że go słuszna sprawa niesie,
Był w Czorsztynie, nogę stracił,
poczuł jak buldożer gniecie.

Jurek walczy z gwałtem w cyrku,
gdzie głos zwierząt bitych wodzi,
Arek leży sobie w wyrku
i to go nic nie obchodzi.

Magda robi w elektrowni,
uran wciąż ogląda sobie,
Wiesiek, ten wspaniały rolnik,
przez chemię leży w grobie.

Marek był na "Szczycie Ziemi",
w Rio sprzedawał myszki białe,
mówił, że i tak zginiemy,
w knajpie znowu zalał pałę.

Robert dobrym był myśliwym
i kłusował na jelenie.
Po pożarach został siwym,
bo podpalał sam za wiele.

Jola truje swą fabryką,
Jarek walczy przeciw temu.
Eko-bomba kończy tykać,
A ja pytam się: "No, czemu?"

Jak zaczęła się historia
co wydała takie plemię?

Jedni walczą o przeżycie,
inni zabijają Ziemię.

Jak zaczęły się te drogi?!
Kiedy jeszcze Zdzisiu mały
złapał myszkę, wyrwał nogi,
a później zaniósł do mamy.

Póki byli jeszcze młodzi,
póki byli dziećmi jeszcze,
każdy mówił: "Nic nie szkodzi".

Teraz każdy ma już dreszcze.
Kiedy drzewka w dzień łamali,
bez obawy, że ich skarcą,
wtedy jeszcze się nie bali,
dziś już za to drogo płacą.
Nauczyli ich myślenia,
"...bo z tym nigdy nie zginiemy",
lecz o jednym zapomnieli:
o Miłości do ICH Ziemi!!!

Krzysztof Piaskowski
(wg Jacka Kaczmarskiego

"Co się stało z naszą klasą?"

Radio "Maryja" nadało kiedyś piosenkę, której słowa podaję poniżej. Myślę, że jej treść jest szczególnie bliska nam, młodym ludziom, ekologom. Być może kiedyś je wydrukujecie. (Jest to tłumaczenie piosenki włoskiej, nie znam tytułu, dlatego pozwolę sobie ją osobiście zatytułować):

MILOOA ZMIENI OWIAT

Dokąd dąży ludzkość, dokąd pędzi,
dokąd zmierza ten świat?
Pełni niepokoju powtarzamy te słowa od lat.
Wszędzie drzemią skandale,
wciąż panoszy się zło.
A gdzie ideały, gdzież one są?
Tym, co sieją zamęt i nienawiść,
czas powiedzieć DOść!
Widząc tyle gwałtów, słysząc kłamstwa -
wielu idzie na dno.
Wychwala się wokół pieniądze i zbyt,
lecz jest ludzkość, która inaczej chce żyć.
Czas zmienić świat.
Są tacy ludzie pośród nas,
którzy widzą innych, a nie tylko siebie,
którzy nie ominą tych, co żyją w biedzie,
którzy pragną wspierać się wzajemnie.
Są tacy ludzie pośród nas,
którzy się nie zlękną cierpień i wyrzeczeń,
którzy są gotowi ofiarować życie.
Na nich nikt się nie zawiedzie!
Wierzę w taką ludzkość, taki świat.
Wierzę w taką ludzkość, taki świat,
który nie chce już podziałów,
nikogo nie poniża, nie używa broni,
lecz używa serc!
Ludzkość, która zmieni świat, to ci,
co wierzą w MIłOść!

nadesłał Krzysztof Piaskowski

"nie potrafię być tylko człowiekiem.
jest ze mnie spłoszona mysz"

Strach jest pojęciem czasowym. Słowem odmienianym na wszelkie sposoby. Czego się boisz?
śmierci, pająków, dziury ozonowej, samotności, ciemnych ulic.
Siebie.
Teraz boję się mniej. Mniej.
Wtedy zauważyłam, że oprócz mnie - też są ludzie.
Są myszy - czy nie poznałeś ich po spojrzeniu?
Teraz trochę mniej spłoszone - od kiedy zauważyły, że obok są inne.
Taka wiedza wyzwala w samym środku mojego ja - uczucie ciepła.
To ciepło jest bezpieczeństwem.
Uchwyciłam je niedawno i trzymam trochę za mocno, aby nie uciekło.
Mam jeszcze mały zapas tego ciepła w Tobie.
Ale to ciepło jest już zaufaniem.
Jest jesień. Jakieś liście, trochę nowych ławek w parku.
Wystawiam twarz do słońca - nieśmiało ślizga się po niej światło.
Umyka półcień.
Jeżeli zacznę się uśmiechać... uśmiecham się.
Bo to też jest ciepło.
Dla Ciebie.

Beata Adamczuk




ZB nr 12(54)/93, grudzień '93

Początek strony