Strona główna |
Kilka komentarzy powyborczych zalatuje "dziecięcą chorobą lewicowości", jak to określał... Lenin. Warto czasem sięgnąć do jego dziełek, bo facet miał jedno, czego kompletnie brak współczesnym Zielonym -bezczelną wiarę w sukces. Nie przejmował się niczym, wszędzie widział SZANSę, a nie zagrożenia.
Tak np. jeden Zielony twierdzi, że jest nas za mało, że trzeba jeszcze poczekać z 10 lat itp. Partia Lenina w 1913 liczyła kilkadziesiąt osób!
Może wyjaśnijmy sobie, że w wyborach brały udział partie, do których należało w skali kraju po kilkaset osób, a zdobywały po kilka procent głosów (np. KLD).
Czy w kraju jest mniej niż kilkuset Zielonych? Potrzeba ich tylko po kilkudziesięciu w każdym większym mieście. Potrzebne są drożdże.
Zwróćmy uwagę, że na daną partię nie głosują wyłącznie ci, którzy do niej należą (patrz wyżej). Następnie: że wyboru dokonuje się z reguły dość przypadkowo, czasem wystarczy ujmujący uśmiech kandydata lub lepiej kandydatki.
Aha, przy wyborach obowiązuje też prawo przekory. Nowi mają zawsze większe szanse.
Oczywiście, mogę tu pieprzyć w bambus. Ale jest to łatwa metoda przekonania się, czy naiwna wiara w potencjalne szanse Zielonych jest rzeczywiście naiwna. Otóż, są różne metody badania opinii publicznej. Może jakiś Zielony badacz z Krakowa czy może Katowic zrobiłby takie badania wśród młodych ludzi np. w wieku 18-30 lat. I zapytał: gdybyś w najbliższych wyborach miał głosować na: SLD, PSL, UD, ZChN i co tam jeszcze, wreszcie na Zielonych, to kogo byś wybrał? Ja, oczywiście, wybiorę Zieloną Alternatywę. Ty przecież też!
V TOF
Obserwatorium Pędologiczne
Katowice