"Zielone Brygady. Pismo Ekologów" nr 1 (55), Styczeń '94


Indianie tańczą poezję*

Kultura Indian amerykańskich należy do typu sfery kreacji duchowej, wyrażającej fundamentalną harmonię przyrody i ducha człowieka. Tutaj, podobnie jak u Greków antycznych u zarania kultury europejskiej, nie funkcjonuje owo głębokie rozdarcie między człowiekiem a światem na przedmiot (świat) i podmiot (człowiek poznający). Indianin czuje się synem przyrody i Kosmosu. Jego życie wyraża ową pierwotną i przedustawną harmonię. Jego mowa zatem ze swej natury jest p o e z j ą - bierze na język otaczający go świat - i z szacunkiem dla niego i pokorą względem zrządzenia losu opiewa jego wielkość. Właściwie każda wzniosła mowa Indianina ma wszelkie znamiona poezji. Życie jest dla niego, jako dla dziecka przyrody i Kosmosu, właściwie zabawą na dobre i złe. Taniec - ta najstarsza forma ekspresyjnego wyrażania uczuć ludzkich - z której wyewoluowały pozostałe formy sztuk pięknych, jest zasadniczo obecny w utworach dawnych i współczesnych Indian. Różnica między nimi ujawnia się głównie w tym, że współcześni przepajają swe wiersze nostalgią za bezpowrotnie utraconym światem ojców.
Treści i podmioty liryczne poetów czerwonoskórych przepełniają mity i wierzenia, szacunek dla ojców i bohaterów, czarowników, miejsc, zwierząt i roślin - tego wszystkiego, co stanowiło dla nich naturalny dom. Zwierzęta i rośliny posiadają taką, o ile nie większą, wartość bytową. Człowiek i jego istnienie nie jest tu specjalnie wyróżnione, a czasem jest bardziej słabe od tych "mniejszych braci", których nazwy stają się imionami, podnoszącymi wartość i godność danej osoby. Dobrze oddaje tę sytuację np. wiesz Alonso Lopeza pt. Orzeł, w którym pisze:
Pełnym wdzięku lotem
Orzeł szybował w powietrzu
Stałem na ziemi i patrzyłem
Moje serce było z nim.

Poezja ta jest typowym przykładem pełnego animistycznego potraktowania świata przez człowieka. W nim wszystko ma duszę, wszystko śni, wszystko jakoś żyje, rodzi się i umiera. Ten wieczny "kołowrót czasu" i brak pojęcia o "niebiańskim wiecznym zbawieniu", pozwala tym ludziom godziwe cenić każdą chwilę ich życia i życia innych istot, o którą muszą nieustannie walczyć. Oni z natury wiedzą, że każda eksploatacja innego życia musi prowadzić do zagłady. Ów "pierwotny ból istnienia" i towarzysząca mu bezradność, która wyzwala zachowanie białego człowieka, wywołuje w ich liryce dodatkowe poczucie tragiczności losu człowieka. Tu nie chodzi li tylko o ich zagładę, ale o wszelaką zagładę. Dobrze oddaje ten klimat utwór Jacka D. Forbesa pt. Coś miłego, gdzie pisze:
Moja żona powiedziała mi
dzisiaj
coś naprawdę miłego.

Rzekła:
Jestem bardzo szczęśliwa
że poślubiłam mężczyznę
który
zatrzymuje się na poboczu szosy
by pozbierać
żaby, węże i żółwie
chroniąc je przed kołami samochodów.

Tego typu ciekawą poezję, bardzo ważną szczególnie dla naszego czytelnika, wydaje "Wydawnictwo Grupy Działań Twórczych" w Chodzieży. Jej ważność ma dwa zasadnicze aspekty: poznawczy, gdyż udostępnia tę sztukę czytelnikowi polskiemu oraz uniwersalny, gdyż ukazuje wartości uniwersalne, które ona ze sobą niesie. Można się więc po lekturze tych wierszy przekonać, że nasz świat dla wszystkich jest równie ważny i bez niego zarówno czerwoni, biali, czarni i żółci, nie mogliby istnieć i pisać wierszy.
Ignacy S. Fiut
*) W. Retz (red.), Duchowa poezja Indian. Ptak, który potrafi latać, jest wolny, Chodzież 1991, s. 44; W. Retz (red.), Zbiór tekstów indiańskich. Dobro będzie ci dane, Chodzież 1991, s. 44; W. Retz, Dawna i współczesna poezja Indian Ameryki Północnej. Święty krąg, Chodzież 1993, s. 44. (Wydawnictwo Działań Twórczych).

INSPIRACJE BIESZCZADZKIE*

Łemki, Bojki, Lachy i Żydzi od kilku wieków zamieszkiwali ziemię galicyjską w okolicach Krosna, Leska i Gorlic, tworząc tam specyficzną kulturę, inspirowaną osobliwością piękna przyrody i kultury tej krainy - dzisiaj właściwie już zapomnianej. Jej pozostałości zainspirowały krakowskiego poetę Stanisława Franczaka, co zaowocowało tomikiem wierszy pt. "Bieszczadzkie korale". Autorowi udało się przywołać ten miniony świat i powiązać go ze współczesnym życiem zamieszkujących tam ludzi, którzy mimowolnie kontynuują wiele elementów tamtej mozaiki kulturalnej, często nieświadomie.
Stworzony przez Franczaka poetycki świat ożywia mity i legendy tamtego czasu. Prócz duchów, diabłów i aniołów, lokalnych bohaterów, żyjących w legendach mieszkańców tych ziem, przypomina tradycję dwóch ważnych rodów magnackich, Krasickich i Fredrów, poetę Wincentego Pola, którzy wpłynęli na kształt kultury narodowej, inspirowanej tamtym światem i jego harmonią z jego przyrodniczym pięknem. To ono przede wszystkim pozwala uruchomić wyobraźnię czytelnika, bowiem spełnia funkcję owego genius loci.
W wielu utworach Franczaka słychać echa tragedii wojny, okupacji i walk z bandami, które odcisnęło się tragicznie na najbliższej historii tego kraju. Przyjęta przez poetę forma narracji przypominająca jakby pieśń, próbuje goić minione rany. "Krwawiące krajobrazy" wojny przechodzą, jakby dzięki ich upoetyzowaniu i wbudowaniu w przyrodę i kulturę lokalną w "krwawiące krajobrazy" wzniosłością i nadzieją. Tomik ten przepełniony jest autentyzmem przeżyć autora, co poniekąd prowadzi do uratowania od zapomnienia integralnych źródeł rodzimej kultury.
Zbiorek ten został też ciekawie przyozdobiony dowcipnymi ilustracjami Piotra Augustynka, podnoszącymi jego walory estetyczne. Warto więc wziąć go do ręki, by odbyć tę intymną podróż po krainie cudów i dziwów.
Ignacy S. Fiut
*) S. Franczak, Bieszczadzkie korale, Kraków'93, Oficyna Wydawnicza ABRYS, ss. 32.

Kochane smutki i dmuchawce*

Prawie jednocześnie ukazały się w środowisku krakowskim dwa bardzo interesujace tomiki poezji, przepełnione liryką, autorstwa Alicji Zemanek i Juliana Kawalca. W powodzi i natłoku tego typu twórczości, zalegającej hurtownie i księgarnie, obydwa zbiorki poezji rozeszły się w kilka dni i trudno je już zdobyć. Stało się tak nieprzypadkowo, bowiem poezja obojga autorów jest napradę interesująca i stanowi ważny etap w rozwoju literatury polskiej. Ich wspólną cechą jest to, choć autorzy należą do różnych generacji artystycznych, że obdarzają oni środowisko człowieka, szczególnie to przyrodnicze, ogromnym szacunkiem. Widać go w każdym z wierszy i bez jego liryczno-podmiotowej obecności uniwersalność tych utworów byłaby niemożliwa. Ta technika eksponowania obrazu poetyckiego, zarówno u Zemanek jak i u Kawalca, nie jest przypadkowa, ale wynika z autenycznego umiłowania harmonii natury i jej życiowego związku z człowiekiem.

Utwory Zemanek, głęboko przepełnione emocjonalnym pochyleniem się nad nieodwracalnością życia i losów człowieka, zdążają do uchwycenia i wręcz wydestylowania ze świata jego sensu, który przypomina platoński ideał Piękna i Dobra, w nim wszechobecny. Poetka świadomie zdąża do jego ocalenia przed naciskiem totalnego spowszednienia, znieczulicy i miałkości codzienności. Inną zaletą jej sztuki jest naturalna muzycznośc wierszy, co stanowi dodatkową przycznę głębi przeżycia estetycznego.
Wiersze Kawalca natomiast, choć na pierwszy rzut oka trącą jakby anachronizmem wersyfikacyjnym, w bezpośrednim odbiorze ukazują ocean i wulkan emocji artystycznych, wynikłych z intensywności przeżywania świata przez poetę. Szczególnie silnie ujawniają się wpływy obrazu z jego dzieciństwa oraz wspomnień, związanych z emancypacją jego pokolenia, które zostało skazane na porzucenie owego Edenu. Pozostało ono jednak w sercu autora i tam żyje, wzbogacone o dodatkowy wymiar idealności, wynikły z ocalenia go od nieuchronnego zapomnienia. Poeta przekazuje szereg mądrości o życiu i losie człowieka. Uczy się godzić z ich wyrokami, podziwiać je i żyć pełnią tego, co przynosi los. Uwrażliwia na wartość wszystkiego, nawet tego małego robaczka, który - podobnie jak człowiek - kołysze swój los na promieniu słońca.
Czytając Zemanek i Kawalca, można uczyć się nabożności i czci dla drzew, pól, domów, zwierząt, gwiazd, uczuć, radości i klęsk innych ludzi, co jest kluczem do poczucia spokoju wewnętrznego i oswajania sensu własnego egzystowania.
Ignacy S. Fiut
*) A. Zemanek, Podobni do zagajnika olchy, Kraków 1993, s. 64. (Wydawnictwo Minatura),
J. Kawalec, Kochany Smutek, Kraków.

"NASI SKRZYDLACI SĄSIEDZI"*

Jest to książka przekazująca podstawowe wiadomości o otaczającym nas ptasim świecie, przeznaczona dla jak najszerszego grona ludzi.
Wydane dotychczas pozycje z zakresu ornitologii to atlasy lub przewodniki - przeważnie tłumaczenia - ujmujące temat w sposób encyklopedyczny lub wyrywkowy, dla wielu ludzi niezrozumiały i nieprzyswajalny. Przewodniki np. obejmują ok. 400 gatunków ptaków, z których w Polsce wiele jest rzadkościami. Przeciętny mieszkaniec miast i wsi nie jest w stanie znaleźć tam spotkanego ptaka.
Aby wypełnić lukę pomiędzy tymi pozycjami a codziennym życiem, została wydana książka "NASI SKRZYDLACI SĄSIEDZI". Czytelnik jej nie musi być ornitologiem - jest ona przewidziana dla wszystkich, którzy częściej lub rzadziej spotykają się z ptakami. Jest ona też wartościową pomocą dydaktyczną i wychowawczą.
Napisana żywym, komunikatywnym językiem, zawiera treści oparte na najnowszej wiedzy o awifaunie (J. Gotzman jest jednym z najlepszych w Polsce znawców etologii ptaków). Książka pozwala każdemu, bez względu na wiek i wykształcenie, poznać ptaki najczęściej występujące w naszych ogrodach czy na działkach. Do tych właśnie została ograniczona ilość gatunków. Znajdują się tutaj odpowiedzi na pytania:
- Co powinniśmy wiedzieć o ptakach?
- Czego nam nie wolno?
- Czego ptaki nie lubią?
- Co ptakom jest potrzebne do szczęścia?
Tak więc najważniejsze problemy ujęte w jednej książce. Osobno zostały omówione ptaki zimujące w naszym sąsiedztwie - ich potrzeby, życie i co możemy zrobić, aby umożliwić im przeżycie zimy.
Atrakcyjnie ujęte "życiorysy" ptaków, uzupełnione barwnymi tablicami, umożliwiają zapoznanie się z poszczególnymi gatunkami, ułatwiają naukę ich rozpoznania, przybliżają ich życie.

*) Jerzy Gotzman, Krystyna Rogaczewska "NASI SKRZYDLACI SĄSIEDZI", Wydawnictwo i Drukarnia "PLEJADA" (Dorodna 1, Warszawa 03-1956) Warszawa 1993, ss. 120, 40 barwnych tablic, cena zbytu 34.000 zł.

TERAPIA KWIATOWA DOKTORA BACHA*

Pod takim tytułem gdyńskie wydawnictwo Mitel wydało po raz pierwszy u nas książkę Mechthild Scheffer o praktycznym zastosowaniu leków kwiatowych. Autorka jest terapeutą i przedstawicielem Centrum Terapeutycznego doktora Bacha i ma ponad 14-letnią praktykę w stosowaniu leków kwiatowych. Dr Edward Bach, angielski bakteriolog, odkrył u swoich pacjentów powiązania między ich dolegliwościami fizycznymi, a powodującymi je zaburzeniami psychicznymi. Po latach poszukiwań wynalazł 38 leków kwiatowych i ziołowych, które leczą przyczyny chorób, czyli zaburzenia w sferze psychiki ludzkiej. "Choroba jest całkowicie i faktycznie uleczalna; nie jest ona ze swej natury ani złośliwa, ani okrutna, ale sygnalizuje tylko organizmowi jego usterki, zapobiegając dalszym nieobliczalnym skutkom. Wprowadza ona nas z powrotem na drogę Prawdy i Światła, z której nie powinniśmy nigdy schodzić" - oto podstawowe przesłanie, sformułowane już 50 lat temu przez dr Bacha.
Inaczej mówiąc - ZDROWY DUCH MA ZDROWE CIAŁO!
I jeszcze jeden cytat z wykładu dr Bacha w 1934r. (!): "Leczenie to polega nie na choroby, lecz na napełnieniu naszego ciała pięknymi wibracjami pochodzącymi od Wyższej Natury, które sprawiają, że choroba znika tak szybko, jak śnieg w promieniach słońca. Nie ma prawdziwego leczenia bez zmiany poglądów, wewnętrznego spokoju i szczęścia." (podkreślenie moje - P. Z.)
Lekarze, stawiający diagnozę choremu, dokonują analizy fizycznego działania mechanizmu. Gdyby użyć porównania - zachowują się jak mechanik samochodowy, szukający uszkodzenia.
Dr Edward Bach natomiast zawsze i wyłącznie analizował stan ducha pacjenta, upatrując w konflikcie duszy i osobowości pierwotnej przyczyny choroby. Jeśli kontynuować poprzednie porównanie samochodowe - dr Bach radził zastanowić się nad wyborem drogi i kierunku jazdy, odradzając ślepe uliczki, wyboiste drogi lub nieciekawe kierunki, prowadzące donikąd lub na manowce.
Przepisywane przez niego w homeopatycznych dawkach leki kwiatowe powodowały "zalanie, rozpuszczenie negatywnych stanów ducha (myślaków) wyższymi, zharmonizowanymi falami energii pozytywnej". Inaczej - dusza rośliny leczy duszę człowieka - co logicznie wynika z obserwowanej przez tybetańskich lekarzy łączności między światem roślin a podświadomością człowieka.
Nie jest to nowy pogląd - wystarczy tomik poezji Leśmiana (lub wielu innych poetów), by przypomnieć sobie swoje wrażenia kojącego spokoju i szczęścia podczas pobytu na ukwieconej łące, potocznie określane jako "wypoczynek na łonie Natury". Lecz angielski lekarz jest pierwszym, który szczegółowo zbadał te zależności, sporządzając listę słynnych już w świecie 38 leków kwiatowych, leczących zaburzenia podstawowych stanów duszy ludzkiej. Niezwykłe są opisy roślin - dr Bach szczegółowo analizuje pozytywne i negatywne stany związane z poszczególnymi roślinami, typowe symptomy,symptomy odpowiednie dla bloku energetycznego, potencjalną postępującą transformację (czyli zalecane działania), działania pomocnicze i - na koniec - rodzaje zalecanego pozytywnego myślenia. Całość jest harmonijnym połączeniem psychoterapii, homeopatii, ziołolecznictwa i pozytywnego myślenia.
Czytając tę książkę, doznawałem niezwykłego uczucia - oto mądry, pogodny filozof, lekarz i poeta w jednej osobie, obdarzony w dodatku cudownym poczuciem humoru, pełnym dobroci i bystrej spostrzegawczości. W rozdziale o kwiatowej terapii Bacha dla zwierząt znalazłem: "Oto zdumiewająca historia, pochodząca z archiwum Centrum Bacha: Pewien pies, rasy Bernardyn był szczególnie wrażliwy na odgłosy broni palnej. Przebywał na prowincji, gdzie stale urządzano polowania. Figlarek (roślina lecznicza - przyp. mój P. Z.), który spożywał wraz z wodą do picia, uodpornił go na tego typu hałasy i przyniósł doskonały efekt. Spowodował jednak niezwykły efekt uboczny. W tym wiejskim domy żyły dwie myszy. Grasowały nocami w poszukiwaniu pożywienia i przypadkowo napiły się wody znajdującej się w misce psa. Kilka dni później myszy pojawiły się w środku dnia, nie okazując wcale trwogi i nie pozwalając się w żaden sposób zapędzić do norki. Właścicielka psa opowiadała, że złapała jedną mysz za nogę i wrzasnęła na nią głośno. Mysz odwróciła się i spojrzała na nią spokojnie. Potem, trzymając w pyszczku kawałek chleba, wolno pokłusowała w kierunku ściany. Ten zdumiewający przypadek można wytłumaczyć utratą przez myszy, które zażyły odrobinę Figlarka wraz z alkoholem dodanym jako środek ochronny."

I dalej:

"TERAPIA KWIATOWA DOKTORA BACHA DLA ROŚLIN.

Od pewnego czasu, a z pewnością od ukazania się książki Tompkinsa wiemy, że rośliny również mogą cierpieć z powodu szoku, odczuwać lęk, przygnębienie, niezdecydowanie itp. Rośliny mogą lepiej stawić czoła wszelkim zagrożeniom, jak np. wyschnięcie czy gradobicie, jeśli otrzymają w porę odpowiednie Kwiatowe Leki. W przypadku roślin należy stosować Lek Pierwszej Pomocy jako lek podstawowy, uzupełniając go innymi Lekami Bacha..."
Myślę sobie, że gdzieś w słonecznym kącie Nieba, Dr Edward Bach prowadzi ciekawe rozmowy z Doktorem Dolittle, Tolkienem, Leśmianem, filozofami i artystami, zastanawiając się, czy tu, na Ziemi, przypomnimy sobie o Raju Utraconym, czy uda nam się odzyskać harmonię z przyrodą.
Paweł Zawadzki
Mariensztat 11a/3
00-302 Warszawa
26-96-56
ur. 1.1.43 w Juszczynie, syn Jana i Krystyny
PESEL: 43010120230

*) Wydawnictwo Mitel, Łużycka 9, 81-537 Gdynia.


"Zielone Brygady. Pismo Ekologów" nr 1 (55), Styczeń '94