"Zielone Brygady. Pismo Ekologów" nr 1 (55), Styczeń '94


SMUTNO

Paromiesięczne przebywanie na pograniczu dwóch różnych światów (oj, bardzo różnych...), wiele dziwnych zawirowań i wybrzuszeń rzeczywistości, świadomości, która była jak z plasteliny i formowała się w przeróżnie fantastyczne, nieprawdopodobne kształty, zwiedzanie wielu białych sal jakichś szpitali, klinik, cud ciągłej świeżości słyszanej po raz setny tej samej (nieważne jakiej) wiadomości, ścięcie dredów, zakładanie na moją głowę jakiejś dziwnej ramy, by ją potem na niej skręcić wieloma śrubami - aż do bólu (zaraz, zaraz, skąd ja to znam? - takie zdjęcie... "wiwisekcja - stop"), jakieś zabiegi, by coś z głowy usunąć. Potem znów sala, obok jakiś człowiek, część jego głowy wygolona, dziś wychodzi ze szpitala. Wyszedł na chwilę do łazienki. Matka i żona rozmawiają: "Jak mu o tym powiedzieć..." Do tej pory nie wie, że miał operację. Głowy. Ja leżę - dni, dni, dni. Mówią, że od czasu, kiedy to się stało, kiedy miałem ten wylew, minęło mi tam prawie 3 miesiące.
Całkiem niedawno, gdy wreszcie było mi wolno, próbuję wstać. Nie potrafię - więc jeszcze nauka chodzenia. Jakaś poręcz, krok, jeden, drugi, potem jeszcze wiele następnych - chodzę. Powoli poprawia mi się pamięć. Wracam do domu. Na biurku sterta korespondencji, listy, które długo musiały czekać na odpowiedź, jakieś awizo, jedno, drugie, piąte (większość to "z P.O." - za potwierdzeniem odbioru, czyli różne wezwania, których i tak nie warto odbierać). Kilka dni później wizyta - to komornik, chce ode mnie pieniędzy. Za co? - za kolegia czorsztyńskie z '91r... Nie, nie chodzi o grzywny, ale tylko o opłacenie kosztów postępowania. Tylko że wraz z "marżą", jaką sobie ten komornik naliczył, uzbierało się tego ponad pół miliona. Oczywiście, niczego nie dostał i poszedł sobie, ale niedługo wróci, a wtedy mogę być już "ściągalny". Tak jak kilka innych osób, o których słyszałem, że z tego powodu musiały zapłacić...
Denerwować mi się nie wolno, więc napiszę tylko, że jakiś czas temu bardzo wiele osób miało koncepcję prowadzenia akcji "Tama - Tamie", chętnych było aż za dużo (do odnoszenia sukcesu?), znalazły się pieniądze (od fundacji zagranicznych) na pomoc prawną, zapłacenie kosztów postępowania itp. Teraz, gdy trzeba te koszty zapłacić, bo sąd, gdy sprawa przycichła, chce to "załatwić", okazuje się, że pieniądze (w większości) zostały przeznaczone na co innego i tak naprawdę nie wiadomo, do kogo się w tej sprawie zwrócić (nawet ja miałem z tym kłopoty), więc trudno się dziwić, że ludzie "z Tamy", których obecnie odwiedza komornik (słyszałem o kilku takich przypadkach) nie wiedzą, co z tym zrobić i czują się troszkę zrobieni "w konia". Nie każdy bowiem musiał czytać zamieszczone kiedyś w ZB notki w tej sprawie lub tym bardziej, biuletyn "Ratujmy Pieniny" z informacją, do kogo zwracać się po pomoc. Skoro ktoś tam wziął pieniądze (ach, te pieniądze...) na załatwienie tej sprawy, to powinien - moim skromnym zdaniem - załatwić to do końca, bo wiadomym i oczywistym było, że zrobić to kiedyś będzie MUSIAŁ. Żadnym wytłumaczeniem nie jest stwierdzenie, że "nikt nie prosił o pomoc finansową". Większość ludzi z Tamy byli to ludzie "zieloni" w podwójnym znaczeniu tego słowa, a więc nie mający stałego kontaktu z firmami takimi jak FA, FZ czy WiP, niekoniecznie czytający "ZB", a tym bardziej biuletyn "Ratujmy Pieniny". Skoro więc ktoś podjął się załatwienia tej sprawy, to należało zdobyć adresy tych ludzi, jeśli nie z takiego źródła, to z innego (np. bezpośrednio z sądu), doprowadzić to do końca. Także teraz można to jeszcze zrobić. Trzeba tylko chcieć.
Czy to ktoś zrobi? Tylu było chętnych...
Gdybym tylko mógł, zrobiłbym to za tych wszystkich, którzy "chcieli"... Niestety, nie mogę
Smutno jakoś...
Przemek Nowak
(WiP Rzeszów)
Malczewskiego 5/43, 35-111 Rzeszów

"TAMA TAMIE" - PROCES KIEROWCY

Budowa zapory w Czorsztynie ciągnie się już 30 lat. Półtora roku trwało śledztwo w sprawie wypadku na blokadzie.
2.7.92 kierowca tatry, Lesław P., pracujący w krakowskim "Transbudzie", najechał na blokadę, raniąc poważnie dwoje uczestników akcji: Adama Borysławskiego i Katarzynę Makiewicz.
Od 16.11.93 w Sądzie Rejonowym Kraków-Śródmieście toczy się proces, w którym jest on oskarżony z art. 145 par 1 i 2, tj. o spowodowanie ciężkich uszkodzeń ciała poprzez naruszenie zasady bezpieczeństwa ruchu drogowego. Grozi mu za to do 3 lat więzienia.
Adam Borysławski i Katarzyna Makiewicz występują w charakterze oskarżycieli posiłkowych. Adam Borysławski spędził w szpitalu 3 miesiące. Chirurgom udało się uratować zmiażdżoną stopę, ale dopiero w czerwcu tego roku przestał poruszać się o kulach.
Katarzyna Makiewicz, której koła tatry zraniły obie nogi, relacjonuje ten moment: "Blokowaliśmy drogę w pobliżu mostu, na najwęższym odcinku jezdni. Gdzieś ok. godz. 8 nadjechała czerwona ciężarówka z przyczepą. Kierowca zatrzymał się w odległości kilku metrów przed nami. Mówił, że nie jedzie na budowę. Chciał, abyśmy go przepuścili. Odmówiliśmy. Wtedy zaczął nas przezywać "wy pieprzone narkomany" i ruszył samochodem w naszym kierunku. Zatrzymał się znów w odległości ok. metra. Przestraszyłam się, usiłowałam wstać z jezdni. Ktoś krzyknął W tym momencie poczułam uderzenie i ból. Na chwilę straciłam przytomność." Lekarze w nowotarskim szpitalu zbagatelizowali obrażenia. Po kilkunastu dniach, na prośbę rodziców, Kaśka wyszła ze szpitala. W Świnoujściu stwierdzono złamanie nogi. Rana była zaniedbana i trudno się goiła. Dziś Kaśka chodzi, ale nie może uprawiać sportów jak dawniej.
Kierowca ciężarówki nie przyznaje się do winy. Przed sądem odmówił składania jakichkolwiek wyjaśnień. W jego wcześniejszych zeznaniach, które odczytano, stwierdził, że boi się zakażenia AIDS, gdyż jeden z blokujących "narkomanów" ugryzł go w palec.
Kierowca i broniący go Edward Pabian usilnie starali się przedstawić uczestników akcji jako chuliganów i narkomanów. Obrońca stwierdził także, że "jest podejrzenie, że w tym wszystkim była też działalność skinheadów (!)".
Na drugiej rozprawie zeznawali w charakterze świadków: Tomasz Poller ("Plastyk") i Robert Dwornik, którego zeznania były szczególnie dramatyczne. Kolejna rozprawa odbędzie się 21.1.94 o godz. 8.30 w Sądzie Rejonowym Kraków- Śródmieście, w sali nr 248.
Anna Basiaga
PS. Wykorzystano relacje prasowe z "Gazety Wyborczej", "Dziennika Polskiego", "Gazety Krakowskiej" i "Czasu Krakowskiego".




O KATASTROFIE TAMY w Chinach w 1993r. informacji nadal poszukuję. Szczegóły: ZB 12 (54).
Stanisław Zubek
Karłowicza 17/4
30-047 Kraków
0-12/34-45-83


"Zielone Brygady. Pismo Ekologów" nr 1 (55), Styczeń '94