"Zielone Brygady. Pismo Ekologów" nr 2 (56), Luty '94
ZMARTWYCHWSTANIE GIGANTÓW CZYLI KRWAWE GRY ŚWIATOWEGO RYNKU
Przed wiekami powstały w Alpach specyficzne, małe farmy - ekosystemy, w
których latem na zboczach pięknych gór pasły się krowy. Ich mleko wysyłane był w
doliny, także w postaci doskonałych serów. Te farmy - ekosystemy (tzw. almy),
zapewniały także turystom relaks, zadowolenie i możliwość obcowania z
pięknem.
Oczywiście, z ekonomicznego punktu widzenia almu nie da się porównać np. z
holenderską farmą, z 200 krowami trzymanymi w jednym budynku, wyposażoną we
wszystko, co oferuje nowoczesna technologia. Jeśli więc Austria lub Szwajcaria
wejdzie do Wspólnoty Europejskiej, drobni górscy rolnicy razem ze swoimi farmami
- ekosystemami są skazani na zagładę. Rządy Austrii i Szwajcarii próbują znaleźć
sposób na uratowanie ich i proponują, by im płacić jako "ogrodnikom krajobrazu",
ale Wspólnota Europejska nie chce się zgodzić nawet na to.
Pomysł tworzenia bloków gospodarczych, takich jak Wspólnota Europejska czy
NAFTA (Północnoamerykańskie Porozumienie na rzecz Wolnego Handlu), polega na
tym, by tworzyć wielkie rynki, na których konkurencja pomiędzy firmami będzie
prowadziła do wzrostu produkcyjności, obniżania cen, stymulując wzrost
gospodarczy. Olbrzymie rozmiary produkcji i sprzedaży, jakie ma zapewnić "rynek
377 milionów", wyprą produkcję prowadzoną na małą skalę. Nowe zakłady
przemysłowe będą budowane tam, gdzie koszty działalności będą najniższe,
kierując się takimi czynnikami, jak infrastruktura, poziom wykształcenia
ludności, koszty robocizny, występowanie surowców, wysokość podatków, wysokość
opłat za korzystanie ze środowiska. Europejskie spółki, chcąc konkurować z
japońskimi czy południowoazjatyckimi, muszą koncentrować produkcję.
Chcę wykazać, że idea "wielkich rynków" z "doskonałą" konkurencją, takich
jak Wspólnota Europejska, NAFTA czy GATT, niesie ze sobą poważne
niebezpieczeństwa w dziedzinie ekologicznej i społecznej. Mechanizmy tych
"rynków" wyniosą na poziom globalny ekonomiczną konkurencję pomiędzy ludźmi, nie
uwzględniając innych ludzkich potrzeb i dążeń.
Tradycyjne teorie ekonomiczne stanowią, że efektywność gospodarowania
zależy tylko od wkładu pracy, kapitału i wydajności procesu technologicznego.
Kompletnie lekceważą działanie samej natury, wyczerpywalność surowców i zrzut
odpadów. W dodatku nie uznają ekonomicznej aktywności, której nie da się
sprzedać na rynku (prace domowe itp.) Jak wykazał szwajcarski ekonomista Hans
Christoph Binswanger w swojej książce "Geld & Natur" ("Pieniądze i przyroda"),
nasz system ekonomiczny oparty jest na założeniu, że postęp zależy od wzrostu
gospodarczego i ekspansji rynku. Ta ostatnia jest zawsze ekspansją wobec natury
i tradycyjnej substancji ekonomicznej. Tej formy gospodarowania nie da się
kontynuować*, ponieważ nie można zatrzymać gospodarczego wzrostu bez
spowodowania ekonomicznej zapaści, a wzrost nie może trwać wiecznie, bo
spowoduje w końcu wyczerpanie się surowców i zniszczenie przyrody poprzez
zapełnienie jej odpadami gazowymi, ciekłymi i stałymi.
Wzrost stymulowany przez ekonomiczną unifikację Europy (czy też Ameryki
Północnej) da jeszcze gorsze efekty dla środowiska. Jest on oparty na
koncentracji produkcji i zakłada wykorzystanie różnic w przepisach dotyczących
ochrony środowiska w różnych częściach Wspólnoty Europejskiej. Co więcej,
korzyści płynące z idei "wielkich rynków" zawsze zależą od rozwoju transportu.
Jest on konieczny do przemieszczania ogromnych mas półfabrykatów pomiędzy
poszczególnymi centrami produkcyjnymi oraz wyrobów gotowych od producenta do
konsumenta, których dzielą często tysiące kilometrów.
NISZCZENIE RYNKÓW LOKALNYCH
Lokalne rynki i ich zdolność funkcjonowania są niszczone w procesie
"konkurencji". Wszyscy, którzy nie będą w stanie produkować dóbr w cenach
rynkowych, ponieważ nie mają kapitału lub umiejętności, są wykluczeni z życia
ekonomicznego. W procesie wzrostu produktywności coraz mniej ludzi jest
potrzebnych jako ogniwo w systemie produkcji dóbr. Coraz więcej ludności cierpi
biedę z powodu braku zatrudnienia w przemyśle oraz z powodu upadku tradycyjnego
sposobu gospodarowania (substancji ekonomicznej), zniszczonego przez "ekonomię
wielkich rynków". To wyjaśnia, dlaczego ludzie, fizycznie przecież zdolni do
zapewnienia sobie przetrwania, umierają z głodu lub zamarzają na ulicach Nowego
Jorku czy Hamburga. W skali globalnej, z systemu "ekonomii wielkich rynków"
wykluczane są całe narody (żyjące w krajach tzw. rozwijających się), a ich
terytoria stają się potrzebne jedynie jako śmietniki na odpady
poprzemysłowe.
Gra na światowym rynku, likwidująca wszystkie pozostałe formy
gospodarowania, nie pozwala tym, którzy raz przegrali, powrócić do domowego
ciepła, lecz niszczy ich życie, pozbawiając je ludzkiej godności.
FATALNA KONKURENCJA
W trwającym wciąż wyścigu w dziedzinie koncentracji kapitału poszczególne
regiony i kraje potrzebują inwestycji. Zależą one od wielkich, międzynarodowych
inwestorów i kraje te muszą tworzyć dla nich wygodne warunki, obniżając podatki,
standardy ekonomiczne etc. Ta "konkurencja" już działa, będzie narastała wraz ze
wzrostem skali "wspólnych rynków".
W obliczu tej konkurencji pomiędzy regionami o kapitały poważnych
inwestorów, inne problemy (socjalne, ekologiczne etc.) stają się mniej znaczące.
Władze lokalne i państwowe, a nawet władze Wspólnoty Europejskiej, staną się
bezsilne, niezdolne do walki ze zjawiskiem ubożenia całych regionów. W procesie
"stawania się atrakcyjnym dla inwestorów" spadają dochody budżetowe, co powoduje
i pogłębia wspomnianą niemoc rządów.
Konkurencja pomiędzy spółkami o rynki, a także konkurencja pomiędzy
regionami o inwestycje, są fatalne w skutkach, nie dają korzyści nikomu, prócz
najbogatszych. Dziurawy system ekonomicznego wzrostu nie da się kontynuować*,
upadnie albo z powodu wywołanych przez siebie regionalnych problemów
ekonomicznych, albo z powodu zniszczeń społecznych i ekologicznych, które sam
spowoduje.
LOKALNE ALTERNATYWY
Celem tego artykułu jest wypunktowanie niektórych fundamentalnych
problemów, wypływających z naszego modelu ekonomicznego, a także tych,
wynikających z ekspansji światowej tego modelu w postaci idei "wielkich rynków".
Chciałbym zapoczątkować wymianę myśli na te bardzo ważne tematy, nie dając się
zbyć kilkoma ekologicznymi sloganami, używanymi przez ideologów Wspólnoty
Europejskiej.
Jaką mamy alternatywę? Musimy ochraniać i odtwarzać lokalne rynki, musimy
wykazać, że systemy ekonomiczne o małej skali są trwalsze* i że tylko one są w
stanie powstrzymać społeczną degradację. Musimy wykazać, że tylko one dają
szansę mniej rozwiniętym krajom Wschodu i Południa na poprawę ich sytuacji
ekonomicznej. Działania lokalnego rynku nie wymaga też zabiegów marketingowych
(np. agresywnej reklamy), ponieważ występuje w nim najbliższy, niemal osobisty
kontakt pomiędzy producentem a konsumentem.
Nie nawołuję do izolacjonizmu. Uważam jednak, że musimy zapewnić
przetrwanie rynkom lokalnym na czas, gdy rosnąca współpraca międzynarodowa i
wymiana kulturalna uodpornią regiony szczególnie narażone na ekspansję "ekonomii
wielkich rynków" przed jej niszczącym działaniem. Czynnikami mogącymi obecnie
ratować rynki lokalne są rosnące koszty transportu i bariery informacyjne.
Musimy razem pracować nad rozwiązaniem tego problemu, w przeciwnym razie
"wolna konkurencja" zniszczy wszystkich i wszystko. Nawet siebie.
Edgar Hertwich, Austria
("SEED Links" No. 8, November'92 Survival of the Giants. The Bloody game of the
World Market)
tłum. z angielskiego: Mirosław Pukacz
*) W języku ekonomistów zajmujących się problemami ekologicznymi powszechnie
używany jest angielski termin "sustainable"/"unsustainable" (e.g. development).
Jak dotąd nie spotkałem się z polskim odpowiednikiem tego słowa; używany
gdzieniegdzie zwrot `rozwój zrównoważony' nie oddaje, moim zdaniem, jego treści.
Słowo to dosłownie znaczy po polsku "dający się kontynuować", "taki, który może
trwać" (np. rozwój ekonomiczny). Termin ten w tekście artykułu tłumaczę opisowo,
stosownie do kontekstu. Miejsca, gdzie występuje w oryginale, oznaczam w moim
tłumaczeniu gwiazdką. M.P.
(c)opyright tłumacza
ZASADY PRYWATYZACJI ŚWIATA
W czerwcu'93. Konferencja Narodów Zjednoczonych na temat Handlu i
Rozwoju (UNCTAD) opublikowała dokument będący wskazówką dla dalszego rozwoju
świata. Ponieważ dokument ten zawiera wytyczne dla rozwoju także i Polski, warto
przytoczyć jego omówienie, zamieszczone w elitarnym piśmie francuskim "Le Monde
Diplomatique" pod tytułem "Poza ponadnarodowymi koncernami nie ma zbawienia".
Redakcja zilustrowała ten symptomatyczny artykuł fotografią starożytnej wazy
greckiej z wizerunkiem ośmiornicy.
Marek Głogowski
Ostatni raport* Konferencji Narodów Zjednoczonych na temat Handlu i Rozwoju
(UNCTAD) jest produktem czystego ekonomizmu w stanie jak najbardziej
bezwzględnym. Jest on jednym ze świadectw pozwalających dostrzec - i to w sposób
precyzyjny - nie tyle rzeczywisty obraz naszej planety, a raczej stan ideologii,
która nasz świat modeluje. Nie widać już, gdy czyta się ten raport, ani
społeczeństw, ani narodów, ani kultur, ani nawet nadrzędnych wartości. Podobnie
jak bomba neutronowa, która zabija wszelkie życie, pozostawiając nienaruszone
przedmioty, tak sytuacja opisana w raporcie - nie po to, by ją przedstawić, ale
po to, by ją gloryfikować - demonstruje powstający, nowy świat, który jest
totalnie zarządzany przez zakorzenione w nim struktury firm ponadnarodowych.
Jedynym naprawdę ważnym prawem jest zunifikowane prawo finansowe. Nieszczęsnymi
będą te państwa, które zboczą z wytyczonej drogi. ALBO TRZEBA SIĘ ZINTEGROWAĆ,
ALBO UMIERAĆ.
Współpracując przy wydaniu tego dokumentu ONZ, którego jest organem, UNCTAD
wydaje się być z siebie dumna. Jednakże ONZ zaprzeczyło swej misji, błogosławiąc
te przekształcenia, które UNCTAD chciałaby zrealizować: robiąc z siebie
rzecznika wszechobecnych grup prywatnych, ONZ po prostu pogwałciła swoją
kartę.
Ilość Stowarzyszeń Ponadnarodowych (SPN) wzrosła z 7000 w roku 1070 do
37.000 w r. 1992 (oraz 170.000 spółek krajowych, mających filie zagraniczne). Te
Stowarzyszenia dysponują 1/3 światowego potencjału produkcyjnego i posiadają 2
bln $ zainwestowanych za granicą. Wartość sprzedaży ich produktów, także za
granicą, wynosi 5,5 bln $. Są to cyfry wręcz kolosalne, ale nic nie mówiące o
koncentracji kapitału. Z jednej strony jest to koncentracja geograficzna, gdyż
90% SPN ma swe siedziby na północy, przy czym połowa z nich w 4 krajach: USA,
Japonii, Wielkiej Brytanii i Francji. 1% z nich dysponuje połową całego majątku
tych Stowarzyszeń; 100 największych SPN kontrolowało w 1990 14% inwestycji
zagranicznych (280 mld $), przy czym 2/3 tych inwestycji było skoncentrowane w
10 krajach.
SPN wykazują koncentrację także w specyficznych dziedzinach. Aż połowa ich
stanu posiadania zgrupowana jest w 4 gałęziach przemysłu: naftowym,
samochodowym, chemicznym i farmaceutycznym. W dodatku, wśród informacji
dotyczących SPN, nie ma uwzględnionych banków i towarzystw ubezpieczeniowych.
Wszystkie te fakty relatywizują - i to jeszcze jak! - pełne uniesienia opisy
(względnie lamenty) na temat potęgi "nowych państw industrialnych". Jest to
sprawa istotna ze względu na to, że rzeczywista potęga SPN nie ujawnia się w
całości w tych statystykach, które skądinąd są bardzo wymowne: by ją poznać z
większą precyzją, należy do tego wykazu dołączyć kontrolę tak zwanych
"stowarzyszeń niezależnych" za pomocą metod nie wymagających wkładów
kapitałowych (na przykład licencji, zwolnień podatkowych itd.) Trzeba by także
wziąć pod uwagę niezliczone umowy oraz porozumienia strategiczne, które w całych
dziedzinach działalności (takich jak badania naukowe, przygotowanie produktu czy
sieć jego sprzedaży) tworzą oczka coraz ciaśniejszej sieci światowej ekonomii.
Bowiem obecnie integracja następuje nie tylko na poziomie handlu, ale także na
poziomie produkcji.
MILCZENIE SZCZYTU W RIO
Skład tej produkcji bardzo się zmienił: w 1974r. usługi stanowiły 1/4
bezpośrednich inwestycji, poczynionych za granicą przez kraje rozwinięte.
Obecnie usługi przekraczają połowę inwestycji i ich udział winien rosnąć ze
względu na ewolucję techniczną, a zwłaszcza wskutek postępującego zmniejszania
się barier celnych. Inwestycje w sektorze wtórnym (przemysł lekki) są w
niektórych krajach Trzeciego Świata bardzo wielkie. Jeśli chodzi o sektor
podstawowy (zwłaszcza kopalnictwo i przemysł naftowy), to stał się on
uprzywilejowanym celem działalności SPN w krajach bardzo biednych (Namibia,
Mozambik, Angola, niektóre kraje Ameryki Łacińskiej oraz całość byłego Związku
Radzieckiego). Ujmując to inaczej, naturalny sposób działania międzynarodowych
koncernów powoduje pogłębianie się różnic w rozwoju pomiędzy poszczególnymi
krajami.
Biorąc świat takim, jakim on aktualnie jest i nie dopuszczając do
jakiegokolwiek kwestionowania marszu w kierunku totalnej integracji, raport
UNCTAD traktuje jako kluczowy dokument tekst opracowany w 1992r. przez Bank
Światowy i przedłożony Międzynarodowemu Funduszowi Walutowemu. Tekst ten dotyczy
bezpośrednich inwestycji zagranicznych i "zawiera przepisy dla krajów
przyjmujących inwestycje, dotyczące tego, jak należy traktować prywatnych
inwestorów z zagranicy. Jeśli zaś chodzi o obowiązki tych inwestorów, to nie są
one w ogóle omawiane, względnie potraktowane w sposób zupełnie ogólnikowy".
Natomiast jeśli chodzi o ochronę środowiska, to na 90 stron raportu UNCTAD
znajduje się jedno króciutkie zdanie, mówiące że Agenda 21 (która jest
podstawowym dokumentem przyjętym w czasie szczytu w Rio w 92r.) mówi w sposób
ewidentny o działalności firm, ale "nie zawiera rozdziału poświęconego
Stowarzyszeniom Ponadnarodowym". Jeśli się udało zachować w Rio de Janeiro
milczenie na ten temat, to nie ma żadnego powodu, aby o tym mówić w Genewie i
Nowym Jorku.
Trzeba zatem się ugiąć przed tym nowym przeznaczeniem i UNCTAD ze swej
strony przedstawia swą filozofię w sposób bardzo wyraźny, co zostało zrobione
zwłaszcza w słowach komunikatu wprowadzającego rzeczony raport: "W związku z
faktem coraz większej, międzynarodowej integracji w sferze produkcji, raport z
1993r. popiera równoległą integrację polityczną i przygotowuje pewne opcje,
które mogą sobie przyswoić poszczególne rządy. Co więcej, ponieważ
międzynarodowa, zintegrowana produkcja wymaga bardziej złożonej polityki
przedsiębiorstw, polityka poszczególnych rządów winna stać się w równym stopniu
bardziej złożona."
To jest teza centralna. W żadnym punkcie tego raportu nie jest nawet
poruszona hipoteza, że mogą zaistnieć absurdalne kierunki rozwoju oraz strategie
aspołeczne, wrogie wobec jakiejś części ludzkości, a nawet - co jest szczególnie
istotne - sprzeczne z moralnością i ze wspólnym dobrem. Stowarzyszenia
Ponadnarodowe SĄ dobrem wspólnym i to do tego stopnia wspólnym, że nikt nie wie,
do kogo one należą i jakiej są narodowości, jako że każdy i z każdej narodowości
może zakupić sobie ich cząstkę (lub większą część). Należy zatem zostawić im
miejsce, całe miejsce. I to jest zestaw idei nowego, powszechnego
katechizmu:
"Biorąc pod uwagę mały rozmiar wielu rynków w krajach rozwijających się
oraz wzrastającą wagę strategii SPN o bazie regionalnej, rządy krajów
goszczących te Stowarzyszenia winny uczestniczyć w regionalnych projektach
integracji, by jak najlepiej wykorzystać potencjalny wkład tych instytucji."
"SPN są czynnikiem, który organizuje międzynarodową produkcję opartą na
wartości dodanej poprzez własność (bezpośrednie inwestycje zagraniczne) czy też
przez jakiś inny czynnik kontrolny. W ten sposób SPN stwarzają dla rządów nowe
parametry (sic!) oraz wiele precedensów, które nie podążają za poczynaniami
rządów."
"Kraje zdolne podnieść poziom ich struktur ekonomicznych oraz ich zdolności
technologiczne, zgodnie z zapotrzebowaniem SPN, będą w najlepszej sytuacji, by
uczestniczyć w międzynarodowym podziale pracy."
"Powiązania (pomiędzy firmami), dotyczące wytwarzania produktów o wysokiej
klasie technologii uczyniły trudniejszym opracowanie reguł dotyczących
bezpieczeństwa narodowego, co zmusza niektóre rządy do przebudowy ich
polityki."
"W powstającym systemie międzynarodowym firmy (wielkie) stają się
czynnikiem określającym udział jakiegoś kraju w międzynarodowym podziale pracy.
Stąd wynika, że potencjał wzrostu krajów rozwijających się będzie w znacznym
stopniu zależeć od ich zdolności do uczestnictwa w zintegrowanej produkcji
międzynarodowej oraz od natury tego udziału."
"Ponieważ przedsiębiorczość ulega coraz większemu uświatowieniu, coraz
więcej działalności wytwarzającej wartość dodatkową będzie zachodzić w
powiązanych ze sobą SPN, rozproszonych po wielu krajach. Z tego powodu coraz
trudniej będzie określić, skąd pochodzą dochody i co każdy rząd może
opodatkować."
ZAPOMNIEĆ O LUDZIACH
Czy rządy, a nawet państwa pozbawione jakiejkolwiek suwerenności (ale za to
będące członkami ONZ!) winny zniknąć? Według raportu UNCTAD nie powinno tak się
stać. Bo choć z jednej strony rola państwa znacznie się zmniejsza z powodu
likwidacji wszystkich hamujących prywatyzację przepisów, to jednak to państwo
jest bardzo potrzebne, by stworzyć jak najlepsze warunki dla przyjęcia i rozwoju
SPN: te ponadnarodowe firmy wymagają bowiem odpowiedniej infrastruktury,
wykwalifikowanej siły roboczej i odpowiednio przystosowanego prawa podatkowego
(oraz, o czym raport nie mówi, utrzymania porządku).
Poprzez całkowite oddzielenie sfery ekonomicznej od sfery socjalnej - i to
do tego stopnia, że ta ostatnia w omawianym raporcie została zupełnie pominięta
- UNCTAD w jakimkolwiek miejscu nie wzmiankuje o pracach i umowach
Międzynarodowej Organizacji Pracy. Tej pracy jest poświęcone zaledwie 6 linijek
na s. 177 tego raportu, gdzie jest stwierdzone, że wydajność osiągnięta wskutek
zastosowania najnowszej technologii, a także "zmiany organizacyjne związane z
redukcją kosztów" - które są zjawiskami wynikającymi z coraz większej integracji
działalności SPN - "mogą nie być w ogóle związanymi ze wzrostem zatrudnienia w
omawianych przemysłach, zarówno w krajach macierzystych, jak i w krajach
goszczących firmy ponadnarodowe".
Są już przykłady tego zjawiska. W tym samym czerwcu '93 koncern IBM, który
jest V największym SPN nie o charakterze finansowym, ogłosił "restrukturyzację"
polegającą na "redukcji kosztów": oznacza to utratę pracy przez 60 tys. osób, do
czego dochodzi 25 tys. zwolnionych już w styczniu i co poprzedza 35 tys. osób
zaplanowanych na 1994. Ta firma zatrudniała w 1990r., zarówno w USA, jak i poza
jego granicami, 373.816 osób, z których pod koniec roku przyszłego pozostanie
tylko 225 tys. Od programu "nie zwiększania zatrudnienia w ogóle" przechodzi się
do zmniejszania tego zatrudnienia.
Czy UNCTAD zapomniał zupełnie o ludziach? Okazuje się, że w jego wizji
świata ludzie są zintegrowani w najwyższym stopniu. Odnotowane w nim bowiem
zostało, iż ujednolicone potrzeby i gusty (których pawłowowskie uwarunkowywanie
nie jest, oczywiście, wzmiankowane) ułatwiają racjonalizację produkcji. Wskazuje
się w nim, że istnieje możliwość powstania "samochodu świata" (Ford). Podkreśla
się - wielkodusznie - że koncern Unilever zezwolił na wielką autonomię "na bazie
narodowej" dla wytwórni sera Boursin, by dogodzić wymaganiom podniebienia
Francuzów... Natomiast w raporcie nie ma słowa o ubocznych, kulturalnych
skutkach zintegrowanej produkcji. Tak jak rządy oraz państwa, tak i kultury
"winny się przystosować do tej nowej rzeczywistości, polegającej na
systematycznym ujednoliceniu".
W formie jednoznacznie brzmiącej konkluzji, w raporcie przedstawiony został
wysublimowany opis przyszłości: "Wyzwaniem politycznym na wiele przyszłych lat
jest określenie ram ustrojowych, dostosowanych do ułatwienia wzrostu
ponadnarodowej, zintegrowanej produkcji". W Organizacji Narodów Zjednoczonych
nadeszła godzina intensywnych, ekonomicznych zbrojeń.
tłumaczył Marek Głogoczowski
(autor tłumaczenia posiada ustną zgodę redaktora naczelnego "Le Monde
Diplomatique", Ignatio Ramoneta, na przedruki w Polsce)
*) W sposób symptomatyczny raport został opublikowany tylko w języku
angielskim, pomimo iż w ONZ jest aż 6 oficjalnych języków!
"Zielone Brygady. Pismo Ekologów" nr 2 (56), Luty '94