"Zielone Brygady. Pismo Ekologów" nr 2 (56), Luty '94
KASKADA PARSĘTY
Kaskady stają się modne.
Jedni planują kaskadę na Wiśle, a inni - na Parsęcie. Parsęta to wpadająca
bezpośrednio do Bałtyku rzeka w województwie koszalińskim. Rzeka o
niepospolitych walorach przyrodniczych i krajobrazowych.
W oparciu o przedwojenne, niemieckie koncepcje Związek Gmin Dorzecza
Parsęty planuje budowę 9 zapór, które produkować mają tyle energii, że - jak
podaje "Aura" nr 10/93 - "starczyć ma do oświetlenia wszystkich miast i gmin
leżących nad Parsętą". Wygląda to obiecująco. Wydaje się bowiem, że tej energii
będzie wiele. Ale tak naprawdę, to zacytowane określenie nie znaczy nic. I nie
wiem dlaczego "Aura" posłużyła się tak nic nie znaczącym sformułowaniem.
Przecież pojęć mocy i energii uczą już chyba w szkole podstawowej i - śmiem
przypuszczać - mało który czytelnik "Aury" dostanie udaru mózgu na widok liczby
i stosownej jednostki.
Skądinąd wiadomo, że moc elektrowni kaskady Parsęty wyniesie 6 megawatów,
czyli raptem jedną pięciotysięczną (!) mocy zainstalowanej w polskich
elektrowniach. W tym, liczbowym kontekście kaskada Parsęty wygląda już mniej
obiecująco. I blask przedsięwzięcia blednie dalej, jeżeli weźmiemy pod uwagę
całkowite koszty - ekonomiczne i ekologiczne, o których w "Aurze", piśmie
"Ochrony środowiska", ani słowa. A szkoda. Bo koszty mają być niemałe.
Finansowo przedsięwzięcie może podobno wesprzeć dotacją rząd USA. Ale strat
ekologicznych Amerykanie chyba nam nie pokryją. O pożyczaniu rzek jeszcze nie
słyszałem.
Parsęta nie jest jakąś małą rzeczułką. Ma 154 km długości. Zaliczana jest
do najpiękniejszych rzek w Polsce, a nawet w Europie. Ponadto m. in. stanowi
naturalne tarlisko troci, a kaskada zapór praktycznie uniemożliwi wędrówkę tej
ryby wzdłuż rzeki, a walory krajobrazowe przekreśli.
Na dziś wystarczy. Więcej napiszę kiedy indziej. Teraz problem kaskady
Parsęty chciałem jedynie zasygnalizować. Jeżeli ktoś na ten temat wie więcej,
proszę o kontakt:
Stanisław Zubek
Karłowicza 17/4
30-047 Kraków
0-12/34-45-83
PS. Zdumiewająca jest ochota, z jaką Amerykanie majstrują przy polskich rzekach.
Rząd USA być może dotować będzie budowę kaskady Parsęty. Amerykanie, a dokładnie
Polsko-Amerykański Fundusz Przedsiębiorczości wykupił w czerwcu'93 70% udziałów
w spółce akcyjnej Hydrotrest-Kraków, która buduje m. in. zaporę na Dunajcu. A
wszystko to, oczywiście, w ramach szlachetnej pomocy, gdyż jak w 1991r. ("Gazeta
Wyborcza" z 10.5.91, s. 3) stwierdził dyrektor Polsko-Amerykańskiego Funduszu
Przedsiębiorczości pan Robert Pollan: "Nasz Fundusz jest eksperymentem.
Chcielibyśmy, aby stał się w przyszłości kanałem, którym napływać będzie pomoc
finansowa ze Stanów Zjednoczonych do Polski".
Ciekawe też, czy plany budowy kaskady Parsęty popiera, słynne z
"udanych" hydrotechnicznych konceptów Ministerstwo Ochrony Środowiska?
ODPIECZĘTOWAĆ NATURĘ!
W grudniu'93, w okolicach Świąt Bożego Narodzenia Niemcy i inne kraje
Europy Zachodniej nawiedziła wielka powódź. W Niemczech zginęło co najmniej 7
osób. Tysiące ludzi musiano ewakuować. Tysiące poniosło straty materialne.
Straty tym dotkliwsze,, że - jak podaje "Rzeczpospolita" z 24-26.12.92, s. 22 -
"w Niemczech żadne towarzystwo ubezpieczeniowe nie zajmuje się ubezpieczeniami
przeciwpowodziowymi. Jeśli ktoś uparł się, żeby mieszkać na terenie zagrożonym,
to musi sam ponosić ryzyko." Zrozpaczonych utratą majątku usiłowali pocieszyć
zatrudnieni przez władze psychologowie. A więc tragedia. I to na wielką
skalę.
A przyczyny tej tragedii są paradoksalne. Otóż do katastrofalnych rozmiarów
powodzi w Niemczech przyczyniła się regulacja rzek, która prowadzona jest
przecież m.in. w imię... działania przeciw powodzi.
A ponieważ rzeki reguluje się nie tylko w Niemczech, ale także i w Polsce,
warto więc tej sprawie poświęcić więcej uwagi. Tym bardziej, że nasi rodzimi
hydrotechnicy i technokraci, w tym urzędnicy Ministerstwa Ochrony Środowiska,
forsują i lansują kolejne inwestycje.
Poniżej postaram się, w miarę wyczerpująco, udokumentować wyjaśnienie
przyczyn omawianej powodzi.
"Eksperci sądzą, że powódź jest wynikiem regulacji rzek, prostowania zakoli
i betonowania brzegów. Wezbrana woda nie rozlewa się i nie wsiąka."
Mniej więcej tej treści komunikat usłyszałem w wiadomościach radiowej
"Trójki" nadanych 23.12.93 o godz. 17oo. Pisemne potwierdzenie i rozszerzenie
tej informacji znalazłem później w "Życiu Warszawy" oraz tygodnikach:
"Wprost" i "Polityce". Ciekawe, że "Gazeta Wyborcza" o tych tak zaskakujących
przyczynach powodzi nie wspomniała ani słowem. A teraz cytaty dokumentujące
omawiany problem:
CYTAT NR 1
Teraz, gdy woda opada, rozpoczyna się szukanie przyczyn katastrofy. Zdaniem
ekologów wina leży tylko po jednej stronie: to człowiek, nie natura, sprawił,
że powódź przyjęła aż takie rozmiary.
Koryta kanałów oraz nabrzeża rzek są skrupulatnie betonowane, łąki i doliny
zamieniają się w dzielnice przemysłowe i osiedla. Woda nie ma się gdzie rozlewać
jak dawniej, musi więc atakować miasta. Według niemieckich specjalistów,
wybetonowane brzegi rzek nie były w stanie powstrzymać niszczycielskiej fali
żywiołu.
Maria Graczyk, "Bunt natury",
"Wprost" z 9.1.94, s. 28-29
CYTAT NR 2
Zdaniem niemieckich specjalistów, wybetonowane brzegi rzek nie są w stanie
powstrzymać niszczycielskiej fali. Każdego dnia w RFN betonuje się ok. 100
hektarów nabrzeży. W "starych" landach Niemiec reguluje się wszelkie kanały,
kanaliki, a także nadrzeczne łąki. Ekolodzy domagają się teraz rezygnacji z
planów regulacji Łaby i Odry.
"Krajobraz po powodziach",
"Życie Warszawy" z 28.12.93, s. 3
CYTAT NR 3
Tylko w ostatnim dziesięcioleciu w zachodniej części Niemiec
"wyprostowano" 25 tys. kilometrów rzek, rzeczek i strumieni. Wycięto zakola. Dna
utwardzono, najczęściej betonem. Szybkość wody zwiększyła się więcej niż
dwukrotnie. Drobne dopływy zamieniły się w kanały, wielkie rzeki stały się
torami wodnymi. Dno Renu na wysokości Bonn, Kolonii, Düsseldorfu przypomina
jezdnię. Nie przepuszcza wody, nie gromadzi się na nim szlam, nie trzeba go
pogłębiać. To już nie romantyczny ojczulek Ren, to szybki tor specjalny, pełen
barek i statków. (...)
W zamierzchłych czasach nie zapieczętowywano gruntów. To nowoczesne
pojęcie wprowadzili do słownika ekologowie. Miało być przestrogą, ale nie
przyniosło skutków praktycznych. Zapieczętować grunty - to znaczy zabetonować
nadrzeczne łąki, wyciąć okoliczne lasy, odebrać ziemi jej naturalną zdolność
wsysania wody jak gąbka.
Woda wraca do rzek... Co kilka lat przychodzą katastrofalne powodzie, stale
obniża się poziom wody gruntowej. Latem, gdy opady skąpe, w niejednym regionie
ogłasza się alarm: wody brakuje! (...)
Dziś sam federalny minister ochrony środowiska woła: tak dalej być nie
może! Musimy odpieczętować naturę!
Michał Jaranowski, "Mokra zemsta - Powodzie inne niż kiedyś", "Polityka" z
8.1.94, s. 19
Do tej kolekcji cytatów warto dorzucić jeszcze jeden z artykułu
opublikowanego ponad 6 lat temu.
CYTAT NR 4
Regulacja może zapobiegać małym, w sumie nieistotnym wylewom, natomiast nie
jest w stanie przeciwdziałać dużym powodziom. Wprost przeciwnie. Powtarzające
się ostatnio powodzie w środkowych regionach kraju (chodzi o Polskę -
S.Z.) wskazują na dodatkowe niebezpieczeństwo zbyt szybkiego
odprowadzania wód z dużej zlewni, które kumulując się niżej, są przyczyną
nieszczęść, jakim miały zapobiec.
Leszek Woźniak, "Pieniądze w błoto",
"Aura" nr 9/87, s. 32
* * *
W cytowanych artykułach, a zwłaszcza artykułach Michała Jaranowskiego i
Leszka Woźniaka można znaleźć dużo więcej interesujących informacji. Tutaj
ograniczyłem się tylko do zilustrowania paradoksalnego związku przyczynowego
między regulacją rzek a powodziami.
Stanisław Zubek
Kraków, 14.1.94
SZAŁ REGULACJI RZEK I POTOKÓW
DROGĄ DO POWODZIOWYCH KATASTROF
W grudniu'93 wystąpiły na terenie Europy Zach. katastrofalne powodzie
wskutek wielkiego przyboru rzek, wywołanego obfitymi opadami. Najsilniej
przybrał Ren i jego duże dopływy (Men, Necker, Mozela, Moza), a także Sekwana.
Ucierpiały znaczne obszary w Niemczech, we Francji i w krajach Beneluxu.
Telewizja przekazała obrazy zalanych miast niemieckich: Kolonii, Bonn, Koblencji
oraz sięgającej przęseł mostów paryskich Sekwany. Są wielkie straty materialne,
są też ofiary w ludziach.
Skąpe jeszcze komentarze wskazują, że do tej najbardziej katastrofalnej
powodzi na wskazanych obszarach przyczyniła się nadmierna ingerencja ludzka w
środowisko, w postaci regulacji koryt rzecznych, ich wyrównywania i
obetonowania, likwidacji zakoli i rozlewisk. Warto się nad tym głębiej
zastanowić wobec pojawiających się sygnałów o istnieniu rodzimych entuzjastów
podobnych zabiegów na naszych rzekach, które nie dość, że ekstremalnie
zanieczyszczone, byłyby jeszcze zdolne zalewać nasze miasta toczonymi przez
siebie ściekami. Warto też zawczasu uprzedzić opinię publiczną, jak to niektórym
technokratom śni się totalna regulacja polskich rzek i obetonowanie górskich
potoków, a dokonali oni dotąd na obu tych odcinkach już wiele zła.
Andrzej Delorme
"ZABAWNE" SKUTKI ZAPORY KARIBA
W tekście "O dwóch tamach i ekspertach" [ZB 1(55)] zapowiedziałem, że do
tematu "czystej" energii produkowanej przez zapory wodne wrócę. Więc wracam. I
kontynuuję. Tym razem o wielkiej zaporze Kariba zbudowanej w latach 1955-59 w
Afryce na rzece Zambezi na granicy Zambii i Zimbabwe mówi Gordon Rattray
Taylor:
"Wpływ powstania zapory na miejscową ludność ignorowano, jeśli ta nie
dysponowała jakąś władzą polityczną. Jezioro zalewało grunty naniesione,
które stanowiły podstawę egzystencji dla miejscowych szczepów. Ponieważ jednak
nie znajdowało to odbicia w całkowitym dochodzie narodowym, utrata wydajności
rolnej była pomijana przez planistów. Niemniej, jak wskazuje prof. Thayer
Scudder, antropolog, który zajmował się tym terenem, należało to wliczać w
rzeczywiste koszty przedsięwzięcia, a w razie klęski głodu ten właśnie
ubytek wydajności nasilał trudności.
Przepływ wody od zapory był przez inżynierów regulowany bez uwzględnienia
prób utrzymania się przy życiu ludzi mieszkających w tym rejonie. Przez pierwsze
3 lata, gdy jezioro jeszcze się wypełniało, nie wypuszczono w ogóle wody i
ludzie zaczęli uprawiać gleby nisko położone. Potem, w kwietniu 1962r. ich
ogrody zostały w ciągu jednego dnia zalane na głębokość 3,5m. Doszło do
lokalnej klęski głodu na obszarze, gdzie osiedlono ludzi z terenów, które teraz
zalało jezioro. W następnym roku sytuacja się powtórzyła, tylko data była inna.
W latach 1963-1964 wielokrotnie otwierano i zamykano śluzy. W suchej porze roku,
gdy woda była potrzebna, poziom rzeki opadał i plony były niszczone przez żar.
Gdyby wszystko to nie było rzeczywistością, a tylko treścią komedii, ta
ostatnia byłaby bardzo zabawna." (Wszystkie podkreślenia moje - SZ).
Ostatnie zdanie z cytatu jest pointą tak świetną, że dodam tylko to, co
muszę i niewiele więcej.
Otóż prezentowany cytat pochodzi z głośnej "Księgi przeznaczenia" Gordona
R. Taylora, wydanej przez Państwowy Zakład Wydawnictw Lekarskich w Warszawie, w
1975r., a więc prawie 20 lat temu, czyli że rozmaici "ekologiczni" eksperci,
spece i fachmani od "czystej" energii zapór wodnych mieli dość czasu, aby tę
książkę spokojnie sobie przeczytać.
Stanisław Zubek
Kraków, 3.1.94
PS. Temat "czystej" energii (i "ekspertów") będę kontynuował.
"Zielone Brygady. Pismo Ekologów" nr 2 (56), Luty '94