"Zielone Brygady. Pismo Ekologów" nr 3 (57), Marzec '94


HISTORYCZNE KORZENIE KRYZYSU EKOLOGICZNEGO c.d.

W 1967r. pod takim właśnie tytułem ukazał się w "Science" słynny esej Lyna White'a, wskazujący na biblijne przyzwolenie ujarzmiania i niszczenia Ziemi oraz wszystkiego, co na niej żyje. Wiele lat później Kościół ogłosił inną interpretację "czynienia sobie ziemi poddaną" - interpretację pogłębioną, sięgającą nawet dalej, niż zalecany w książce "Sztuka życia" (Lwów 1926) szacunek pana do poddanego ["W dzisiejszych czasach powinniśmy zająć stanowisko STARSZEGO wobec młodszej braci. (...) Mamy obowiązek myśleć o ich zdrowiu, a więc nie przeciążać pracą przechodzącą ich siły. (...) Trzeba zawsze zapewnić służbie wikt obfity. Człowiek głodny pracuje gorzej"]. Powiada się więc, że człowiek powinien dbać o powierzone mu "gospodarstwo" - Ziemię, ale nie tylko dlatego że źle karmiona, źle traktowana przyniesie gorsze plony, będzie "gorzej pracować" dla pana stworzenia. Również i z głębszej przyczyny: wszelkie stworzenie jest dziełem Boga - nie przystoi niszczyć doskonałego efektu pracy Stwórcy.
A jednak pogląd wynikający z niepodzielności świata, a więc i wszelkiego życia na nim - równości wobec aktu stworzenia z perspektywy tych, którzy odwołują się do powszechnej u nas tradycji religijnej - z trudem żłobi ubity ciężkimi butami grunt przekonań o naszej wyjątkowości i wyższości nad "innymi". 29 stycznia oglądałem w TV program katolickiej redakcji "Ziarno". Jest to program edukacyjny i do tego skierowany do dzieci najmłodszych. Zmroziło mnie, kiedy sympatyczny, wesoły ksiądz (pływa kajakiem, gra na dachu bloku, jest zawsze uśmiechnięty) zapytał dzieci, jak wygląda zły człowiek, człowiek opanowany przez diabła i zaakceptował wyrecytowane na pamięć odpowiedzi maluchów, wśród których były takie: "Zły człowiek to ten, który nie chodzi do kościoła", albo który "pije wódkę". Otóż dla mnie alkoholik to człowiek chory, a nie zły. Jeśli tak wygląda edukacja najmłodszych dzieci w katolickim kraju, to znaczy, że artykuł o historycznych korzeniach kryzysu ekologicznego nic nie stracił na aktualności, a kryzys zakończy się - razem z życiem planety.
Dopóki nie pozbędziemy się naszej skłonności do segmentacji, dzielenia na dobrych - "swoich" i złych - "obcych", na bardziej i mniej wartościowe gatunki (te, co mają i te, co nie mają duszy), panów i poddanych, dobrych, którzy chodzą do kościoła i złych, którzy nie chodzą, dopóty nie ma co marzyć o rozpoczęciu chociażby ekologicznej edukacji. Wszak ekologia uczy nas jednego: wszystko jest ze sobą nawzajem powiązane, nie ma "swoich" i "obcych". Czy w naturze jest miejsce na diabła? Jakże możemy nauczyć się szacunku dla naturalnej rzeki, lasu, robaka i świni, jeśli wcześniej nie przestaniemy uważać się za panów stworzenia, a tych, którzy nie akceptują naszego wyboru, traktować jako ludzi złych, opanowanych przez diabła? Wyrosła na solidnych podstawach narodowo-katolickich "Gazeta Polska" przestrzega w artykule z 20.1. przed groźnym demonem, którego nie można dłużej zbywać milczeniem. Jest nim "'nowy' socjalizm homoseksualistów, mniejszości oraz obrońców środowiska".
Jak w świetle tych - współczesnych - korzeni kryzysu ekologicznego traktować ten, jak pisze Lyn White, największy cud chrześcijaństwa - św. Franciszka? Papież, w jakiś czas po ukazaniu się eseju White'a, ogłosił Franciszka patronem ekologów. Czy święty jest więc fałszywym ekologiem? Jakie są oczekiwania wobec tego patrona - bo przecież czyniąc kogoś patronem, poddajemy się pod jego duchowy wpływ? Czy katolikom cywilizacji wzrostu i rozwoju, cywilizacji wolnego rynku i światowego handlu, dzięki któremu 20% "cywilizowanych" mieszkańców planety choruje z przejedzenia, podczas gdy 80% "dzikusów" umiera z głodu, chodzi o odnalezienie - dzięki Franciszkowi - poczucia wzajemnej współzależności, współodczuwania, wzajemnego szacunku i pokory wobec życia? Gdyby tak było, rzecznicy korzeni naszej zachodniej kultury powinni natychmiast potępić import żywności z odległych krajów, w których 40 tys. dzieci umiera każdego dnia z głodu, potępić takie instytucje, jak Bank Światowy, giełdy i wielkie światowe korporacje. Potępić budowy autostrad i turystykę jumbo-jetami wraz z innymi rozrywkami milionów najbogatszych. Promować wegetarianizm i szacunek do "dzikusów" mieszkających w lasach Borneo i na południu Meksyku. A może chodzi tylko o usprawiedliwienie dalszej eksploatacji Ziemi i wszystkich biedniejszych, słabszych jej mieszkańców, którzy nie rozumieją, że pieniądz jest po to, aby go pomnażać, którzy jak ludzie Penan nie znają pojęcia grzechu poza jednym przypadkiem: nie dzielenia się z innymi... Może chodzi o czyste sumienie w dalszym wyścigu "cywilizowania" pozostałych jeszcze strzępków dzikiego, wolnego życia w imię jedynego, słusznego dobra?
Potwierdzeniem, że z zinstytucjonalizo- wanym świętym Franciszkiem może być coś nie w porządku, jest przypowieść o wilku z Gubbio. Wilk był dziki, zabijał, więc był wcieleniem diabła - okrutnym drapieżnikiem. Według tej legendy św. Franciszek przemówił do wilka, a ten "usiadł przy nogach zakonnika i podał mu łapę na znak poddaństwa". Od tej pory wilk stał się "dobry", sam nie polował, mieszkał wśród ludzi chodząc od drzwi do drzwi, a ludzie dawali mu do jedzenia zabite przez siebie zwierzęta. Franciszek w tej legendzie dobrze przysłużył się idei czynienia sobie ziemi poddaną. Ludzie potrafią być łaskawi. Kiedy wymordują wszystkie dzikie zwierzęta, pozostawią kilka w ogrodach zoologicznych i będą o nie dbali. Nauczą dzikusów gry na giełdzie i budowy autostrad oraz tego, że w nowoczesnych środkach przekazu cierpienie trzeba ukryć reklamami pumpersów, a od ekologii jest taki św. Franciszek.
Świętemu przypisuje się także i takie słowa: "Uczcie się od kamieni... ciszy".
A. Janusz Korbel

Chwała Bzykowi - Bzyk ma rację czyli:

ZAPROSZENIA MILE WIDZIANE

"Z początku myślałem, że tak ważne sprawy (ochrona środowiska, walka o prawa zwierząt - D.L.S.) są na porządku dziennym (w gazetach - D.L.S.). Myliłem się." - żali się Bzyk w ZB 11/93 s. 17.
Tymczasem codzienna prasa często porusza tematykę ekologiczną. Najczęściej jednak ekologia kryje się w tekstach, które z nią samą niewiele mają wspólnego. Aby dostrzec teksty ekologiczne trzeba zacząć od przeczytania gazety. Nie jest to bynajmniej proste, wymaga bowiem odejścia od stałego schematu przerzucania numeru i co najwyżej zainteresowania się ewidentnie ekologicznymi nagłówkami. Warto zatem nauczyć się czytać - czyli rozumieć, co ma się przed oczyma. Bardzo wskazane jest zainteresowanie się owym drobnym maczkiem zamieszczanym poniżej tytułu - tytuł bywa przecież bardzo enigmatyczny, a częstokroć po prostu wprowadza w błąd. Nie czytamy wówczas tekstu, w którym jest np. informacja o uruchomieniu nowoczesnej lakierni karoserii samochodowych, o zmniejszonej o 90% uciążliwości dla środowiska naturalnego, w miejsce starej, która przemysłowe ścieki lała wprost w nurty rzeki.
Twierdzenie, iż ekolodzy nie dbają o prasę ma swoje podstawy. Bardzo rzadko zdarza im się przesłanie do redakcji zaproszenia czy informacji, nawet, gdyby to miał być fax czy telefon. Do rzadkości należy osobiste doręczenie podobnych danych. A szkoda. Żadna gazeta nie jest drużyną jasnowidzów.
Jeśli chcecie mieć prasę, która pisze o ekologii oraz informuje o ekologicznych działaniach, sami musicie o to zadbać. Zabierzcie się więc do współpracy z redakcjami. Pamiętajcie też, że najlepsze wyniki osiągniecie współpracując z prasą lokalną, niekoniecznie tą wysokonakładową.
Dietrich L. Schneider

KARA ŚMIERCI
ZA RATOWANIE ŻYCIA

Nawiązując do tego co pisze p. Andrzej Delorme [ZB 1(55) s. 50]: opisywana historia ma miejsce obecnie w komunistycznych Chinach. Pewien lekarz został tam skazany na karę śmierci za ratowanie życia nienarodzonych dzieci.
Kobietom, które się do niego zgłaszały, wydawał fałszywe zaświadczenia, że nie mogą mieć dzieci. Dzięki temu nie musiały chodzić na badania. Jeśli badania wykazałyby, że kobieta spodziewa się dziecka, zostałaby zmuszona do dokonania aborcji. W Chinach bowiem Państwo prowadzi politykę demograficzną. Widać tu wyraźnie konflikt racji społecznych z podstawowym prawem człowieka - prawem do życia.
Zapomniałem dodać, że wszystko wskazuje na to, że lekarz działał z pobudek materialnych. Po prostu brał pieniądze za fałszowanie dokumentów.
W niczym nie zmienia to oceny etycznej jego postępowania. I to jest konkretna odpowiedź na pytanie p. Krzysztofa Żółkiewskiego [ZB 1(55) s. 53]. Dobro czynione przez nie-wyznawcę i wyznawcę czegokolwiek ma dokładnie tę samą wartość.
Źródło informacji: Polskie Radio 24.1.94.
Janek Bocheński

Można się zająć polityką i może to być bardzo pożyteczne zajęcie. Znam to z własnego doświadczenia i namawiam także innych do zajęcia się polityką w taki sposób, jak ja. Chodzi mianowicie o rozklejanie plakatów wyborczych w czasie kampanii wyborczej, konkretnie w wyborach do samorządów lokalnych maj'94. Najlepiej robić to za pieniądze, ale nie to jest głównym powodem wzięcia w tym udziału, choć przyznam, że gdy rozklejałem plakaty w '91 zarobiłem trochę. O wiele bardziej jednak przydały mi się plakaty, których dużą ilość wziąłem sobie do domu i których część mam do dziś, mimo ich szybkiego zużywania. Po co bowiem mają wisieć na murach, szpecić miasto, reklamować idiotyczne partie i wprowadzać jeszcze większy chaos polityczny, gdy mogą sobie leżeć u mnie w domu i czekać, aż zrobię z nich koperty, napiszę na nich list, obłożę nimi paczkę czy wykorzystam do innego celu. Takie plakaty mają sporo zalet: są duże, zazwyczaj drukowane na dobrym papierze, te które są formatowe (A4, A3...), można wykorzystać do kserowania, są za darmo i chronią las przed zamianą na np. koperty.
Zajmijcie się polityką i bierzcie ją do domu (w formie papieru)! Nie przejmujcie się niczym i okradajcie biura wyborcze z czego tylko można, bo tylko taki pożytek możemy mieć z tych wyborów.
Maciek Wytrych

WŁĄCZ RADIO EM,
CZYLI PROWOKOWANIE CZYTELNIKÓW ZB

Tak jest, namawiam do słuchania Radia Maryja. Chodzi o to, by słuchać tego radia cały czas przez 1 dzień. Oczywiście, możecie wyłączyć, kiedy są audycje modlitewne. Oczywiście, nie mam nic przeciwko modlitwie i duchowemu przesłaniu Radia M. Tym razem chodzi jednak nie o to, co mówią, lecz jak działają.
Radio to jest cudowne. Myślę, że się nie obrażą, gdy określę ich jako niesamowitą załogę pobożnych dyletantów. A jest tak. Nie mają zielonego pojęcia o tym, co robią - i robią to świetnie. Nie mają pieniędzy - i mają wszystko co potrzebne. Nie mają Planu Rozwoju, a mimo to rozwijają się dynamicznie. Nie mają czasu. Jeśli nie wierzysz, że tak jest, włącz radio i się przekonaj (zwykle górne pasmo UKF). Jak to się dzieje? To proste. To radio jest jak budzik. Budzą aktywność społeczną. Całą, no, może większość roboty robią za nich słuchacze.
Dalej nie wierzysz? To zobacz swoje ulubione pismo - ZB. I co - płakać się chce - prawda. Staszek Zubek szuka wiadomości o tamie w Chinach i co? I nic. Zero odzewu. Jakiś chłopak chciał budować dom ekologiczny, lecz nikomu nie chciało się zrobić ksero z posiadanych materiałów. Wreszcie, autor tego tekstu pyta, czy buduje się spalarnię w Dąbrowie Górniczej. I nic. Cisza. Andrzej prosi, aby wysyłać mu namiary na sensowne firmy do ogłoszeń. Itd. Itd. Nikomu nie chce się palcem kiwnąć.W tym miejscu chyba będzie koniec. Albo początek.
Janek Bocheński
P.S. Już widzę te stosy protestów na biurku Andrzeja. I oskażenia o klerykalizm, filosemityzm, antysemityzm, antykomunizm, komunizm, ekofaszyzm, anarchizm itd. I teraz rozumiem, dlaczego ZB ma tylko 3000 nakładu, a ruch ekologiczny jest słaby. To proste. Zamiast pomagać sobie wzajemnie, Czytelnicy ZB całą swoją energię tracą na polemiki i protesty, oraz czepianie się Redakcji. Mam zatem propozycję: przeczytaj "Poszukujemy - oferujemy" w ostatnich n-rach ZB i podziel się tym co wiesz i posiadasz. A potem możesz napisać co sądzisz na temat publikowania takich prowokacyjnych tekstów.
Janek

KROK DALEJ! PRECZ ZE SKÓRAMI!

Noszenie skór zwierzęcych przez człowieka jest niemoralne. Wszyscy wegetarianie protestujący przeciwko futrom w butach i kurtkach skórzanych są śmieszni. Już słyszę pełno sprzeciwiających się głosów. No dobra, jesteście cacy. Nie jest moim celem wkładanie kija w mrowisko wegetariańskie. Chciałem tylko powiedzieć, że ja i wiele innych osób z ruchu MONDVERDAJ postanowiliśmy zrobić krok dalej. Na akcje antyfutrzarskie zaczęliśmy przychodzić bez jakichkolwiek skór zwierzęcych. Wielu zakłada trampki, zaczęło się od Olki, później Anka, Andżelika itd. itd. Jak wtedy jest świetnie, ludziska nie mają nic do zarzucenia. Nie nazywają hipokrytami - wcześniej robili to w 90%, nie czekając na wyjaśnienia, że skóra to coś innego niż futra. Choć nie powiem, zdarzają się wyjątki pytające dlaczego zimą - w trampkach, ale jest to bardzo rzadkie. Najczęściej odpowiadamy, że czekamy aż wyprodukuje się buty ekologiczno-wegetariańskie. Co z tego, że jest zima, można włożyć grube wełniane skarpety, albo trochę popokutować za grzechy innych ludzi. Ja sam na głównej akcji protestowałem przez 2 godz. na bosaka - był to protest przeciwko tym wszystkim, którzy na akcję przyszli w skórach. Później przez to zostałem uznany przez osoby ze szczecińskiego FWZ za fanatyka, nierozsądną osobę itd. Może po prostu jestem w czymś bardziej konsekwentny.
Wegetarianie tłumaczą się z butów skórzanych tym, że skóra to produkt odpadowy z zabijania zwierząt na mięso. A niewykorzystanie jej byłoby marnotrawstwem. Może u Cioci też powinienem zjeść tego wysmażonego kotleta, albo u babci na wsi zjeść mięso, którego akurat dostali dużo za darmo i teraz może się zepsuć - przecież to jest marnotrawstwo. Nie jestem za marnotrawstwem. Jest za nim ten, co zabija i nie ma co z tym zrobić. Mordercy zwierząt rzeźnych nikomu skór za darmo nie dają, a więc mam im zapłacić za produkt morderstwa? Dawać pieniądze tym co mordują niewinne zwierzęta? Nie będę korzystał z tego, że ktoś zabił zwierzę. To tak, jakbym go popierał, albo pokazywał, że bez jego zabijania to nie umiałbym się obejść, nie miałbym butów itd. Muszę pokazać, że nic nie jest mi potrzebne co pochodzi z zabijania zwierząt!
Mirek Kowalewski z Mondverdaj
PS. Z futrem z owieczek jest podobnie, bo zwierzę zabiło się też na mięso, futro z nutrii tak samo, bo mięso nutrii się je. Podobnie futro z królików, bo króliki hoduje się na mięso. A jak zaczną jeść lisy, tak jak je się psy w Korei, to co zrobicie?

"Zielone Brygady. Pismo Ekologów" nr 3 (57), Marzec '94