Strona główna 

ZB nr 4 (58)/94, kwiecień '94
PRAGNĘ ZWRÓCIĆ UWAGĘ NA

BETONOWY POTOK*

Doskonale cię pamiętam
z bystrzami
z baniurami
z szepotami
z nie zalegalizowanym ciekotem

Dzisiaj już nie płyniesz
dzisiaj uciekasz
wymierzonym korytem
cichaczem
bezszumnie
prościutko

I choć
powiadają
przy tobie życie lżejsze
przy tobie kłosy pełniejsze
tracę cię z duszy
potoku

wolnej woli oddane łemkowskie kierpce
nie nawykłe do wymierzanych dróg


Petro Murianka
z mowy Łemków przełożyła
Barbara Dohnalik


* * *

To miało być tak. Dwa zdania o autorze. Jedno zdanie o książce, w której cytowany wiersz można znaleźć. Plus parę zdań omówienia. Potem - kładę podpis. Jeszcze data. I tekst gotowy.

Ale będzie inaczej. W tekst wkroczył bowiem Pan Przypadek, który sprawił, że wolna chwila, którą przeznaczyłem na pisanie o "Betonowym potoku", okazała się być dłuższa, niż przewidywałem. Zacząłem więc wertować całą książkę Petra Murianki "Jak sokół wodę z kamienia", która jest - jak można przeczytać sobie w odredakcyjnej notce na okładce - "pierwszą możliwie pełną prezentacją tego wybitnego twórcy literatury łemkowskiej". Tom liczy kilkadziesiąt wierszy. Przeczytałem. Posmakowałem. I cóż się okazało? Że - dobre. A nawet - bardzo dobre. I cóż się jeszcze okazało? Że poezja Petra Murianki jest poezją na wskroś ekologiczną. Pełno w niej przyrody. Pełno w niej człowieka. Nie ma sztuczności. Jest za to naturalna prostota, która - sama w sobie - jest piękna i która - sama w sobie - jest wielką, choć ginącą wartością. W tej poezji nie ma mędrkowania. Jest - mądrość. Jest też urok. I malowniczość. No i świat Łemków.

Podsumowując. Pragnę zatem zwrócić uwagę nie tylko na wiersz "Betonowy potok", ale na całą poezję Petra Murianki. Tak to wyszło. Przez przypadek.

* * *

Teraz o "Betonowym potoku". Wiersz jest tak czytelny, że - jak się to mówi - mówi sam za siebie. Nie trzeba go ani rozszyfrowywać, ani komentować. Więc o czym chcę pisać? Otóż pragnę zwrócić uwagę na ogromną siłę poznawczą tego wiersza, który liczy raptem 50 słów. Dokładnie. Liczyłem. Sprawdzałem. Raptem 50 słów. A synteza problemu "rzeki w betonie" znakomita.

Stanisław Zubek
Kraków, 10.03.94



*)Petro Murianka, "Jak sokół wodę z kamienia", Z mowy Łemków wiersze przełożyła Barbara Dohnalik, (zbiór jest dwujęzyczny), Wyd. "Iskry", Warszawa 1989 r., ss. 215. Ponadto w tomie grafiki wykonane przez nastoletnich artystów przedstawiające łemkowskie krzyże i cerkiewki.

BALLADY "DUSZY LASU"

Akompaniament gitary, fletu, skrzypiec i prostych instrumentów perkusyjnych oddaje rytm planety. Na nim niesie się ciekawy i pełen niepokoju głos Agaty Jałyńskiej, przybierający formę ballady, protest-songu, bluesa, pieśni globtrotera. To pierwsza impresja, powstała po przesłuchaniu kasety nagranej wedle słów i kompozycji muzycznej Jałyńskiej.

Tematami kolejnych nagrań są: las, pustynia, ptaki na niebie, polowanie i kłusowanie na zwierzęta. Głos piosenkarki, przepełniony niepokojem, ujawnia "rozpacz" tych kawałków przyrody martwej i żywej, zagrożonych bezmyślnością, agresją i arogancją człowieka. Główna przyczyna tej rozpaczy ma swe źródło w świadomości, że niedługo już może ich nie być. Piosenki kolejne protestują przeciw rzezi braci mniejszych z królestwa roślin i zwierząt; przeciw zabetonowywaniu Ziemi, perspektywie zabicia ostatniego zwierzęcia i umieraniu gajów, które jeszcze "stoją". W słowach i melodii śpiewająca poetka nie ujawnia jednak żadnej nadziei na to, że ten proces destrukcji i dekadencji człowieka wobec natury zostanie zatrzymany. Stąd też jej skarga. W kolejnych utworach, gdzie rozmawia ona z drzewami, identyfikuje się z potokiem, czuje w sobie żywioły, próbuje jakby usprawiedliwić i przebłagać matkę naturę za bezmyślność istoty człowieczej, przepełnionej pychą z powodu domniemanej wyjątkowości w całości bytu wszechświata.

Pomimo tak ogromnego i autentycznego zaangażowania artystki, jej utwory nie niosą zbyt wielkiej nadziei na przełamanie impasu pomiędzy przyrodą i człowiekiem - a szkoda. Choć jej krzyk jest w całości zasadny i nie wymaga usprawiedliwienia, to jednak stwarza szansę, by ruszyć sumienie, by przezwyciężyć panujący błogostan bezduszności ludzi względem natury własnego pochodzenia. Nie można bowiem przejść obojętnie obok ballady, w której słyszy się taką deklarację: Ziemia moim ciałem, woda moją krwią, powietrze oddechem, ogień siła mą.(...)

Za utworami Jałyńskiej stoi określona filozofia ewolucyjna, mająca swe korzenie w myśli Heraklita, Anaksagorasa, stoików. Obecną jej formę budują myśliciele Koła Altenberskiego, tacy jak K. Lorenz, K. R. Popper, R. Riedl, F. M. Wuketits, G. Vollmer, H. Ditfurth, C. F. Weizäcker i inni. Podobnie jak autorka Duszy Lasu, ukazują oni racjonalnie konieczność walki o przyrodę i harmonijne z nią związki, dające możliwość szczęśliwej egzystencji człowieka na planecie.

Forma utworów Jałyńskiej nawiązuje do tej ważnej i wartościowej tradycji ballady dydaktycznej, którą stworzyli dwaj współcześni bardowie dwóch wielkich narodów, tj. Bob Dylan i Włodzimierz Wysocki. Toteż warto posłuchać jej utworów, przeżyć i przemyśleć je.

Ignacy S. Fiut


A. Jałyńska, Dusza lasu, Katowice 1993, (45 min.). Kaseta magnetofonowa nagrana w studio RK w Katowicach. Pracownia na rzecz wszystkich istot - Stacja Edukacji Ekologicznej, ul. Modrzewskiego 29/3, 43-300 Bielsko Biała.

SZYFRY POETYCKIE

Gry językowe, odczucia matematyczne, trochę chemii i farmacji to sztafarz poetycki, w który Jacek Warda ubiera własne przeżycia, uczucia i obserwacje - bardzo zresztą wnikliwe - dotyczące ludzi i świata. Poeta zestawia z jednej strony pogodę uczuć i ich wartość twórczą z napierającymi z drugiej strony mechanizmami i technikami. Wiersze jego formuje określona rytmika słowna, zamierzona i udanie skomponowana. Daje to wypowiedziom artystycznym autentyczny klimat i odkrywa przed czytelnikiem walory świata, stymulujące jego nieustające stawanie się. Technikę narracji Wardy dobrze oddaje utwór pt. Organoleptyka:

obłok obejmuje ociekający ogonek
ogonek olbrzymieje
oddechy odgłosy
omdlewania odloty
odprężenie
otwieranie oczu

okno
opowiada pejzaż


ole !

Jak widać, udaje się autorowi uchwycić pewien fenomen jedności człowieka, podmiotu myśli i uczuć, niesionych przez rytmikę procesów fizjologicznych, które jakby współbrzmią z odwiecznym rytmem natury. To odkrycie na nowo budzi człowieka do życia. Doświadczenie lektury tego wiersza udostępnia pierwotne zjednoczenie człowieka ze światem, o którym komunikuje poeta i który pozwala poznać nam wspaniałość takiego obcowania.

Wszystkie wiersze Wardy są w pewnym stopniu wartościowe, a ich złożenie w jedną całość pod postacią zbiorku także daje dodatkowy efekt estetyczny, gdyż ukazuje pewien mikrokosmos przeżyć, rytmów, w takt których śpiewa skóra jego autora.

Ignacy S. Fiut
J. Warda, Moja skóra śpiewa, Lublin 1992, s. 20.

MŁODZI NADWRAŻLIWI

Agnieszka Słomiak-Maczyńska, Marzena Lizurej, Dominik Księski i Jan Sobczak nadesłali swoje tomiczki prób poetyckich, które mogłem przeczytać. Te kilka wierszy każdego z autorów nie upoważnia mnie do pełnej ich oceny, tym bardziej, że wszyscy stawiają pierwsze kroki na niełatwej ścieżce sztuki wierszowania.
Agnieszka - młoda, wrażliwa i chyba przestraszona środowiskiem, w którym żyje. Jej wiersze zdradzają zagubienie i widać, że chciałaby uciec z tego świata własnych doświadczeń: od nachalnych chłopaków, porzuconych psów, miasta bez perspektywy. Tak, ale co dalej? To należy jednak przemyśleć. Wiersz nie może być tylko ucieczką i lewitowaniem.

Marzena - o dziwo to już rasowa artystka. Choć jej doświadczenia nie są jeszcze bogate, to jednak znakomicie, w krótkiej formie i prostym języku, wierszami trafia w sedno. Z humorem i dowcipem sięga do ludzkich przeżyć i na krańce świata. Choć - jak pisze - ma znamię Kaina na ciele Abla - doskonale dozuje uczucia względem ludzi i ich słabości. Bawi się sobą i nie myli się, że nie pisze wierszy, ale odczytuje je z gwiazd. Marzena - tak trzymać! - kurs na gwiazdy!

Dominik pisze piosenki i fascynuje go "co tam panie w polityce". Nie wznosi się jednak na wyżyny i nie dorównuje nawet śpiewogrom Ernesta Bryla. Cóż - próbować zawsze można, chodzi o to, by robić to coraz lepiej. Dominik sygnalizuje, że stać go na to, o czym rzeczywiście świadczy np. mądry utwór pt. "Piosenka z mostu dworcowego". Nie radzę jednak uprawiać weteraństwa. Od niego bardzo blisko do draństwa.

I wreszcie Jan. Wydaje się, że dysponuje pewnym doświadczeniem artystycznym, co w niektórych utworach daje znać o sobie - np. "Hodowca", "Chłopska miłość do ziemi" i "Głód". Utwory Jana odzwierciedlają przeżycia będące udziałem wielu ludzi. Brak jest jednak za niektórymi plastycznej wyobraźni poety, która aż się prosi. To, co cenne w jego wierszach, to niezgoda na szarzyznę dnia codziennego i leniwe próby ucieczki od niego - np. przez ćpanie, małżeństwo, udział w polityce, etc.

Wszystkie próby początkujących poetów, szczególnie Marzeny, sygnalizują, że można się po nich spodziewać kolejnych i lepszych propozycji artystycznych, pod warunkiem, że będą się kierować nie tylko wrażliwością, ale i uczuciem, rozumem oraz udoskonalą warsztat literacki, co zdobywa się pracą i lekturą utworów innych poetów.

Ignacy S. Fiut


A. Szołomiak-Mączyńska, Spojrzeć w twarz i nie odwracać wzroku, Zawiercie 1993, s. 22, (Manufaktura Poetycka - "Tors"); M. Lizurej, - Przepis na parzenie herbaty", cz. I., Zawiercie 1993, s. 16, (Manufaktura Poetycka - "Tors"); D. Księski, Osiem piosenek, Żnin 1990, s. 8; J. Sobczak, Armaty w ciąży, czyli działa zjebane, Zawiercie 1993, s. 18. (Manufaktura Poetycka - "Tors").


ZB nr 4 (58)/94, kwiecień '94

Początek strony