"Zielone Brygady. Pismo Ekologów" nr 5 (59), Maj '94


OSZUST "EKOLOGICZNY"

W latach 1990-92 ukazało się kilkadziesiąt artykułów chwalących dzielnego "ekologicznego biznesmena" Longina Frankowskiego i jego firmę śmieciarską LONG FRANK.
Pisano o opłacalności selekcji odpadów, o punktualności i czystości pracowników, o planach Centrum Ekologicznego, o zachwycie znanych polityków. Wiele osób pożyczyło (nie wiedząc o sobie wzajemnie) oszczędności, często całego życia, "na dalszy rozwój prężnej firmy" Frankowskiego. Większym pożyczkodawcom pokazywał samochód-śmieciarkę, mówiąc: "właśnie wczoraj kupiłem ją za Pana pieniądze, jest materialnym zabezpieczeniem Pana pożyczki". W r. 1992 okazało się jednak, że wszystkie samochody firmy były już wcześniej zastawione... w Narodowym Funduszu Ochrony Środowiska, gdzie Frankowski uzyskał 2 mld niskooprocentowanego kredytu. A więc wszystkim wierzycielom od początku kłamał. Jesienią'92 okazało się również, że pieniądze wyłudzone od osób prywatnych nie zasiliły firmy Long Frank ani realnie (nic za nie nie kupiono), ani formalnie (nie zostały zaksięgowane). Ilość rodzin poszkodowanych, które się wreszcie nawzajem poznały, wzrosła w międzyczasie do 30. Sumy, które Frankowski był winien prywatnym wierzycielom, okazały się wyższe od odpowiednika 600 tys. $.
Sam Frankowski przez pół roku ukrywał się przed wierzycielami, przed kierownictwem firmy Long Frank (podkradał jedynie przyszłe dochody firmy z "zaprzyjaźnionych" zarządów osiedli) i przed rodziną. Łatwy kontakt mieli z nim jedynie szefowie niektórych partii politycznych. Oni też, już znając oszukańcze praktyki Frankowskiego, wydali mu (za sprzeniewierzone przez F. z firmy pieniądze) książkę "Longina Frankowskiego filozofia życia i działania". Książka ukazała się w r. 1993 pod redakcją Stefana Pastuszewskiego, posła ChD Stronnictwa Pracy. Jej autor i redaktor znali już kłopoty klubu wierzycieli Frankowskiego. Mój tekst jest uzupełnieniem książki o nie umieszczoną w niej część "filozofii życia i działania" L. Frankowskiego. Na wiosnę'93 Frankowski sprzedał firmę Long Frank niemieckiej firmie Edelhof na nieznanych wierzycielom warunkach. Znani mi osobiście wierzyciele Frankowskiego otrzymali od firmy Edelhof (formalnie zaś od ciągle nieuchwytnego Frankowskiego) ~ 11% sum, które winien im był Frankowski. Za te sumy podpisali pisma, w których zrzekli się pretensji finansowych wobec nowej firmy Long Frank z o.o. (niemieckiej). I pretensji tych nie roszczą, bo były to jedyne pieniądze odzyskane z ogromnych sum zainwestowanych uprzednio w firmę Frankowskiego.
Natomiast później sam Frankowski był filarem partii Tejkowskiego, gdzie na wiecach grzmiał na Żydów i Niemców, którzy go obrabowali. Występuje też na kongresach i wystawach ekologicznych jako "biznesmen". Doradza, daje przykład...
Powiadomienie o przestępstwach Longina Frankowskiego zostało złożone w prokuraturze 13.4.93, powtórnie we wrześniu'93. Zostało ono... zawieszone 1.3.94. Powód: nieuchwytność Frankowskiego dla prokuratury i policji. "A może wyjechał za granicę?" Nie wiadomo więc, czy pieniądze wyłudzone przez Frankowskiego zasilają tylko jego "styl życia biznesmena", czy też musi się nimi dzielić z tymi, którzy go nadal chronią?
Ponieważ doszły nas słuchy, że Frankowski dalej usiłuje wyłudzić od naiwnych ludzi pieniądze "na działalność gospodarczą", spisałem powyższe jako ostrzeżenie tak przed nim, jak i przed innymi "biznesmenami" zachęconymi bezkarnością w Polsce.
Mirosław Dakowski

BUDUJEMY EKO-DOM

Słowo "ekologia" jest coraz częściej używane. I coraz częściej nadużywane. A słowo nadużywane traci swoje znaczenie. Traci swoją treść i moc. Tak stało się ze słowem "socjalizm", które czerwoni przez kilkadziesiąt lat przerobili na szaro. Tak stało się ze słowem "solidarność", które sama "Solidarność" w ciągu kilku lat przerobiła na zero. Czy słowo "ekologia" czeka podobny los? Czy przerobią je na szaro sami Zieloni?
Na pewno sporo w tym kierunku dokonali już ekopolitycy z Polskich Zielonych Partii. Użyłem liczby mnogiej, bo Zielonych Partii jest w Polsce kilka. A dużych liter użyłem po to, by nie być posądzonym o małostkowość i nieoddawanie Tym Partiom należytego szacunku.
A może słowo "ekologia" zostanie umieszczone na językowym śmietniku w wyniku "zadymiarskich" protestów ekologicznych? Protestów, których tak nie lubią urzędnicy Ministerstwa Ekologii oraz stowarzyszeni z nimi, często mocno utytułowani, rozmaici dworscy i nadworni ekolodzy "niezależni". A fuj -- prychają wydąwszy usta. -- Protest to nie są racje, a emocje. Protest to działalność destruktywna i negatywna. A "zadyma" to anarchia, oszołomstwo i nieparlamentaryzm. My -- perorują dalej -- protestować nie będziemy. Nawet na papierze. My preferujemy działania pozytywne. I dobrze obliczone. Wolimy budować, a nie niszczyć.
Ciekawy przypadek ekologicznego budowania opartego - jak wszystko wskazuje - na chłodnej kalkulacji i biznes-planie znalazłem niedawno w tygodniku "Nie"
Według rozpowszechnionego i rozpowszechnianego mniemania budowanie, już samo w sobie, jest działaniem pozytywnym. Budowanie domu jest więc działaniem tym bardziej pozytywnym. A budowanie eko-domu jest działaniem tak pozytywnym, że już nic bardziej pozytywnego wyobrazić sobie nie można. Realizacją takiego właśnie, najpozytywniejszego z pozytywnych, programu "Eko-Dom" zajęło się stowarzyszenie "Rozwój" z Łodzi. Rozwój... Piękna nazwa. Pozytywna i optymistyczna. Samo Stowarzyszenie także powstało bardzo pozytywnie i ekologicznie, bo zalegalizowano je dokładnie w Dniu Ziemi, tj. 22 kwietnia 1992 roku. I cel statutowy Stowarzyszenia, czyli "poszukiwanie i wdrażanie alternatywnych rozwiązań najważniejszych problemów społeczno-gospodarczych uznawanych za trudno rozwiązywalne" ma wyjątkowo pozytywny i alternatywny wygląd. Mamy też, tak rzadko w naszym życiu publicznym spotykaną, pełną zgodności słów z czynami. Realizacja programu "Eko-Dom" prowadzona była przez Stowarzyszenie w pełnej zgodzie z fundamentalną ekologiczną zasadą poszanowania energii. Z jednej strony chętni zamieszkania w eko-domu wpłacali do kasy Stowarzyszenia wysokie wpłaty. Z drugiej zaś strony zatrudnieni w Stowarzyszeniu członkowie-założyciele wypłacali sobie z tejże kasy wysokie prowizje. Więcej nie działo się nic. Dokładnie. Przeznaczonych pod budowę eko-domów działek Stowarzyszenie "Rozwój" nie skaziło żadną zabudową. Świadczy to bardzo pozytywnie o wysokiej świadomości ekologicznej członków-założycieli Stowarzyszenia, którzy w wielkim poszanowaniu mają nie tylko energię, ale i naturalny krajobraz także. Szkoda tylko, że ta tak doskonała ekologicznie działalność ekologiczna została zakłócona kontrolą Wydziału Obywatelskiego Urzędu Wojewódzkiego, którą na Stowarzyszenie nasłał jakiś zacofany oszołom, którego poniosły zawiedzione nadzieje, a więc emocje. No, ale głupców i zawistników siać nie trzeba. Tak wyglądałaby, syntetycznie ujęta, realizacja programu "Eko-Dom". Chętnych poznania szczegółów odsyłam do artykułu Macieja Wiśniowskiego "Rozwój kantów" - "Nie" z 24.3.94, s. 5.
Jedni "Nie" czytają. Inni nie czytają. Jedni "Nie" wierzą. Inni nie wierzą. Wolny kraj. Wolna wola. Od siebie dodam tylko, że takich jak opisani w "Nie" budowniczych Eko-Domów jest więcej. Sam takich widziałem i spotykałem. Przy czym, oczywiście, zwrotu "budowanie eko-domu" nie należy rozumieć dosłownie, lecz jako metaforę obejmującą wszelkie prowadzone pod szyldem "eko" działania, które doprowadzić mogą jedynie do umieszczenia słowa "ekologia" w Słowniku Wyrazów Brzydkich i Wyśmianych.
Czy i jak można temu przeciwdziałać? Przeciwdziałać? A więc protestować? No, nie! Dosyć tego oszołomstwa i negatywizmu! Trzeba działać rozważnie! Dyplomatycznie i pozytywnie! I - w imię zachowania jedności ruchu ekologicznego - takich Budowniczych Eko-Domów należy poprzeć! Mocno!
Budujemy Eko-Dom.
Tra-la-lala-la...
Stanisław Zubek
Kraków, 28.3.94



"Zielone Brygady. Pismo Ekologów" nr 5 (59), Maj '94