"Zielone Brygady. Pismo Ekologów" nr 5 (59), Maj '94


ENERGETYKA JĄDROWA KONTRATAKUJE

Nieprawdą jest, że zmierzch energetyki jądrowej spowodowała katastrofa w Czarnobylu. O wiele wcześniej zmierzch ten spowodowało uświadomienie sobie przez finansistów i przedsiębiorców rosnących kosztów tej energii. Obrazuje to wykres, na którym przedstawiono ilość reaktorów podłączanych na świecie co roku do sieci. Ponieważ czas inwestycji w energetyce jądrowej wynosi 7-10 lat, widzimy, że decyzje o zmniejszeniu inwestowania w tę dziedzinę podjęto jeszcze w l. 70. Związane to było z uświadomieniem sobie, że - po pierwsze - dotychczas lekceważone przez jądrowych ekspertów koszty bezpiecznego zamykania starych reaktorów będą ogromne, a po drugie - że nie znana jest jeszcze technologia bezpiecznego składowania wypalonego, bardzo radioaktywnego paliwa na czas rzędu co najmniej setek i tysięcy lat.
Niepewność co do realnych kosztów produkcji 1 kWh "jądrowej" energii wyszła na jaw przy prywatyzacji energetyki brytyjskiej pod koniec l. 80. "Rządowy optymizm" oceniał koszt produkcji 1 kWh energii elektrycznej na odpowiednik ~ 4 centów amerykańskich, a więc poniżej kosztów produkcji z węgla kamiennego. Przedsiębiorcy kupujący energetykę brytyjską ocenili jednak ten koszt na 16 centów - i elektrowni jądrowych od państwa nie kupili.
Często podaje się przykład Francji, która opiera swą produkcję energii elektrycznej w 75-80% na reaktorach jądrowych. Rzadziej można jednak przeczytać, że zadłużenie EdF (Electricité de France) związane z budową energetyki jądrowej wynosiło w 1990 odpowiednik 42 mld $, a więc było zbliżone do ówczesnego długu post-PRL-owskiego. Poza tym, decyzja de Gaulle'a była decyzją strategiczną, mającą na celu uniezależnienie Francji od arabskiej ropy.
Gdy w 1990, na polecenie prezesa Państwowej Agencji Atomistyki studiowałem w komisji Wierusza opłacalność kontynuowania czy przerwania inwestycji w Żarnowcu, stwierdziliśmy z niepokojem, że budowany tam WWER-440 był konstrukcją ~ 3 razy bardziej materiałochłonną i energochłonną od swych odpowiedników zachodnich. Poza tym był urządzeniem o 2 rzędy wielkości mniej bezpiecznym. Jego modernizacja odbiłaby się na (i tak horendalnie wysokim) koszcie realnym produkcji 1 kWh. Te proste, a niewygodne dla egoistycznie rozumujących "lobby" fakty przypominam z dwóch powodów:
A) w związku z propozycją dyrektora CERN-u Carlo Rubbii konstrukcji bezpieczniejszego tzw. "wzmacniacza energii" oraz
B) w związku z reklamą w polskich mediach reaktora firmy Westinghouse, zwanego AP-600.
Omówię te propozycje po kolei:
"Wzmacniacz energii", który zaproponowali Rubbia z kolegami, ma produkować rozszczepialny uran 233 z bardzo rozpowszechnionego w przyrodzie toru. Urządzenie to uzyskuje możność pracy w warunkach podkrytycznych, wykluczających reakcję lawinową i ewentualny wybuch. Dzieje się to kosztem ciągłej produkcji neutronów przez potężną wiązkę protonów z akceleratora. Akcelerator ten technicznie nie może dać większej wiązki, więc rzeczywiście warunek podkrytyczności byłby spełniony.
Pamiętajmy jednak, że państwa atomowe (i rakietowe) mają ogromny nadmiar plutonu i uranu 235 po przepoczwarzeniu się Związku Sowieckiego i bankructwie przemysłu wojskowego. Te materiały rozszczepialne krążą po świecie zarówno oficjalnie, jak i (szczególnie) przemycane. Są łakomym kąskiem dla terrorystów oraz dla państw o ideologii terrorystycznej. Projekt proponujący produkcję nowych izotopów rozszczepialnych może więc wzbudzić tak zdziwienie, jak i niechęć społeczeństw.
Poza tym, koszt energii produkowanej we "wzmacniaczu energii" byłby wyższy od - drogiej przecież - energii jądrowej "klasycznej" o ogromny koszt budowy akceleratora oraz o koszt energii potrzebnej do jego działania (to ostatnie - według Rubbii - o 12-25%). Ale czemuż by nie "wydoić" budżetów bogatych państw na kolejne "badania" i próby?
Należymy do państw biednych i tego rodzaju projekty nie obciążają nas bezpośrednio. Za to od pół roku przeżywamy kolejną ofensywę lobby jądrowego w Polsce: gazety ("Rzeczpospolita" z 31.1., "Gazeta Wyborcza" z 4.3.) chwalą zarówno "wzmacniacz energii", jak i wytwór firmy Westinghouse pod nazwą AP-600.
Ma to być klasyczny reaktor o zwiększonym bezpieczeństwie, o mocy 600 MW. Kusi się nas, że ma kosztować "tylko" 1 mld $. Co prawda, w ostatnich latach koszt zainstalowania 1 kW mocy reaktora oceniany był przez fachowców na ponad 3 tys. $, a w AP-600 ma kosztować "tylko" 1600 $... O tym g d z i e , j a k i z a i l e będzie składowane wypalone paliwo, ile realnie kosztować będzie zabezpieczenie na wieczne czasy zużytego reaktora AP, zwolennicy tej koncepcji nie wspominają.
Pozostałoby jednak nam (i dzieciom naszym) spłacenie tego co najmniej 1 mln $ wraz z ogromnymi odsetkami. I to w kraju, którego energochłonność ciągle, niezmiennie - jak "za komuny" - jest 3-4 razy wyższa, niż w krajach o gospodarce rynkowej. Ogromne podwyżki cen nośników energii w ostatnich 5 latach praktycznie nie zmniejszyły zużycia energii w przeliczeniu na 1$ produktu krajowego brutto (PKB). I nic dziwnego, bo 5 kolejnych rządów nie wcieliło w życie proponowanych programów poszanowania energii. Istnieje świetna uchwała Sejmu z listopada'90 o priorytecie dla poszanowania energii - ale na papierze.
Podam przykład USA - kraju, na który nader często powołują się nasi "apostołowie postępu", a w którym, skądinąd, zużycie energii jest ogromne. Coraz częściej stosowane są tam nowe strategie wydajności energetycznej:
zamiana zakładów produkcji i dystrybucji energii (utilities) na zakłady usług energetycznych (energy service companies);
zachęta niezależnych zakładów energetycznych do oferowania na rynku "energii zaoszczędzonej" ("negawatów").
Strategie te zostały rozwinięte w sześciu wschodnich stanach i w Kalifornii. Przynoszą one ogromne oszczędności energii oraz zyski dla utilities i dla konsumenta. W latach 1979-86 programy wydajności zwiększyły podaż energii na rynku USA o 7 razy więcej, niż rozwój energetyki jądrowej, a w latach 1984-86 stosunek ten wyniósł 13(!!!). W tych latach ~ 50% klientów zakładów energetycznych mogło otrzymać nisko oprocentowane pożyczki na termoizolację domów oraz rabaty na zakup sprawniejszych lodówek czy pralek. Daje to zakładom większy zysk (przy mniejszym ryzyku), niż budowa nowych elektrowni. Rezultatem tej polityki jest fakt, że w dekadzie l. 80. w USA uzyskano 7 razy więcej energii z programów oszczędnościowych, niż z rozbudowy netto całej strony podażowej.
Ironią sytuacji, a ilustracją barier w umysłowości władz jest stwierdzenie, że strona podażowa zużyła w tym czasie 6 razy więcej pieniędzy na inwestycje, a przyznano jej nawet 20 razy więcej subsydiów rządowych, niż programowi zwiększenia efektywności energetycznej.
U nas, w kraju nieprzebranego marnotrawstwa proporcje te przemawiają jeszcze bardziej na korzyść poszanowania energii już wyprodukowanej, nie zaś drogiego budowania nowych źródeł energii. Na świecie, przy podejmowaniu decyzji kapitałochłonnych, szeroko używa się metody least cost analysis - analizy najmniejszych kosztów. Polega ona na tym, że określa się koszty uzyskania 1 kWh różnymi sposobami: "z węgla", "z wody", "z jąder", poprzez różne technologie poszanowania energii, aż po np. zastąpienie części transportu miejskiego sprawnymi faxami i pocztą elektroniczną czy też siecią dróżek rowerowych. "Ustawia" się te sposoby od najniższych kosztów do najwyższych - i realizuje głównie te pierwsze. Uważam, że dalsze uciekanie od tej metody oceny inwestycji nie jest tylko objawem ignorancji i arogancji. Jest zbrodnią.
dr hab. Mirosław Dakowski
specjalista fizyki rozszczepienia i ciężkich jonów

LOBBY ATOMOWE ZNÓW PODNOSI GŁOWĘ!

10.3 w Łodzi w auli Instytutu Fizyki UŁ odbyło się spotkanie z byłym ministrem ochrony środowiska, obecnym przewodniczącym Rady Ekologicznej przy Prezydencie RP, prof. Stefanem Kozłowskim. Bardzo interesującego wykładu profesora na temat szans i konieczności wkroczenia na drogę ekorozwoju słuchała wypełniona po brzegi sala. Licznie przybyła młodzież, choć - niestety - dało się poznać, że niektórzy zostali spędzeni na to spotkanie przez swoich nauczycieli. Tym niemniej wszyscy mogli wzbogacić swą wiedzę o aktualne problemy.
Najważniejsza informacja dla osób czynnie zajmujących się działaniami na rzecz Ziemi: lobby atomowe znów podnosi głowę i szykuje wielką kampanię na rzecz budowy elektrowni jądrowej (jądrowych?) w Polsce! Czy nie należałoby już myśleć o antykampanii?! Z podanych przez prof. Kozłowskiego informacji wynika, że mamy w Polsce nadwyżki energetyczne i jeszcze przez wiele lat możemy rozwijać gospodarkę bez konieczności zwiększenia produkcji energii. Są ponoć elektrownie, od których nikt nie chce kupować nadwyżek energii (podany przykład z Opola). Także powstrzymanie olbrzymiego marnotrawstwa energii może jeszcze powiększyć istniejące rezerwy. Zatem lobby atomowe nie ma już nic na swoją obronę, lecz do stracenia, niestety, duże zyski.
Janusz Reichel
Katedra Filozofii Ekologicznej PŁ

Międzyuczelniane Lobby Ekologiczne


"Zielone Brygady. Pismo Ekologów" nr 5 (59), Maj '94