Strona główna |
Nic nie wskazuje na to, by w ciągu dającej się przewidzieć przyszłości w naszym kraju powstało niezależne masowe pismo ekologiczne (szeroko i głęboko ekologiczne). Podejmowane próby spaliły na panewce. Albo deklarowana niezależność okazywała się ułudą a drapieżność fikcją i pismo wpadało w ślepy zaułek podległości ("Eko") albo ekologia rozumiana zbyt wąsko, przedstawiana zbyt specjalistycznie ("Aura") czy też "maniacko - ochroniarsko" ("Przyroda Polska") - odstraszała potencjalnego czytelnika.
Było i tak, że próby robienia profesjonalnego magazynu ekologicznego, magazynu niezależnego, upadały z prozaicznego powodu: pieniądze. Przy nakładzie 100 tys. egz. (zmniejszający koszta większy nakład stanowi dziś dla takiego pisma - choćby i najlepiej robionego - samobójstwo) musiało by ono kosztować ok. 1,5 - 2 tys. zł. za egz. (na koniec 1989 r.). Co prawda można by zmniejszyć cenę dotacjami, ale poważnym niebezpieczeństwem było by wówczas ograniczenie prawa krytyki określonych instytucji czy osób zamieszanych finansowo w wydawanie pisma. Patronat czy dotacja ministerialna zmieniłaby szybko pismo w "organ" (mniejszy lub większy) - jako taki potrzebny, lecz nie znajdujący masowego odbiorcy. Dotacja ze strony "Solidarności" czy Kościoła to wejście w układy, tryby, mechanizmy, które w przypadku redakcyjnej dyskusji np. o kulisach protestów antyżarnowieckich mogą przybrać postać nożyczek, złagodzeń i przeinaczeń. Dotacja (niezależnie z której strony) to uzależnienie. A "Gazeta Wyborcza" pretendująca do miana "niezależnej" w wielu wypadkach (choć z innych względów nie zawsze) może sobie na taką "niezależność" pozwolić - spółka "Agora" wydająca "GW" przy nakładzie 550 tys. egz. nie musi się martwić niebezpieczeństwem plajty. Próby uruchomienia na polskim rynku wydawniczym magazynu ekologicznego upadły i z jeszcze jednego powodu: zabrakło ludzi. Profesjonaliści rzadko chcieli wejść w tak "niepewny interes", amatorzy zaś dowiadując się o idei zaczynali od rozdzielania między sobą stanowisk w kierownictwie redakcji (autentyk!). Poziom wielu tekstów był zbliżony do gazetki szkolnej lub buńczucznych nawoływań do obalenia wszystkowinnej komuny. Nierzadko też autorzy przedstawiający tego typu teksty uzależniali dalszą współpracę od otrzymania etatu redaktora naczelnego pisma (tak było z jednym z liderów "Pomarańczowej Alternatywy") lub zmianę pisma w biuletyn informacyjny wyłącznie jednej z grup ekologicznych ("zieloni" z Kalisza). Przeglądając zaś wycinki prasowe dotyczące ochrony środowiska, wycinki z prasy pierwszoobiegowej, poza kilkoma znamienitościami (red. Iwona Jacyna, red. Krzysztof Walczak - oboje "Życie Warszawy", red. Zdzisław Szymocha - autor felietonów w codziennej gazecie białostockiej) wsród kolegów profesjonalistów prym wiodą: konformizm, pieniądze, stabilizacja i wykonywanie poleceń, co jest zauważalne dla wnikliwszych czytelników ich tekstów. Pismo masowe musi być jednak pismem profesjonalnym (choć nie wyklucza to współpracy amatorów).
Oczywiście, zaczyna się od rzeczy małych: Serwisu Ochrony Środowiska, Eko-Hyde Parku, Paradygmatu Wyobraźni, Martwej Natury czy Zielonych Brygad. Wciąż jednak mam wrażenie (szczególnie podczas akcji ekologicznych, na których powtarzają się właściwie ci sami ludzie), że polscy zieloni zaczynają się kisić w sosie własnym. Fajnie jest, fakt, ale jakby nie tylko o to chodzi.
W sytuacji, gdy nic nie wskazuje na to, by w ciągu dającej się przewidzieć przyszłości w naszym kraju powstało niezależne masowe pismo ekologiczne (przedstawiające, wyjaśniające i propagujące) warto wykorzystać kontakty z dziennikarzami - profesjonalistami dla edukacji ekologicznej.
Niestety, nie zawsze te kontakty są dla polskich "zielonych" udane. Bardzo często ich słowa są wypaczane, a sami oni przedstawiani są na styku maniactwa, nawiedzenia i chamskiego wciskania "hubki i łuczywa". Tak dziennikarze naprawdę ich widzą, rzadko jest w tym ich zła wola, a dlaczego - o tym postaram się napisać w następnym numerze "Zielonych Brygad".
Eryk Mistewicz
Miesięcznik "Reporter" ul. Bagatela 12, 00 585 Warszawa tel. 219376, tlx 814775
PAI PL
Autor poruszył niezwykle ważny problem - brak masowego magazynu ekologicznego. Krytykując "Aurę", "Eko" i "Przyrodę Polską" nie daje jednak jasnej odpowiedzi, jak takie pismo powinno wyglądać. (Dla mnie najbliższy ideałowi był - o ironio!- "Przegląd Techniczny".) A co Wy o tym sądzicie? (pr)